Tawerna RPG numer 82

Kod Leonarda da Vinci

Kod Leonarda da Vinci, książka, o której było dość głośno od czasu premiery, trafiła w moje ręce dość niespodziewanie i przyznam szczerze, że chociaż to co słyszałem intrygowało, to jednak nie czułem większego parcia w stronę tej pozycji. Sytuacja zmieniła się, kiedy opasłe tomisko znalazło się już u mnie. Grzechem byłoby nie zobaczyć co gawiedź tak wychwala.

Powieść zaczyna się całkiem efektownie. W paryskim Luwrze dokonano zabójstwa, zwłoki zaś zostały ułożone w niecodzienny sposób, słowem tak, że historycy od razu zauważą wielką symbolikę całego zjawiska.

Kod Leonarda da Vinci

Akcja zaczyna się już od pierwszych stron i szybko prowadzi ku końcowi książki. Trup ściele się gęsto, co krok pojawiają się nowe szarady i zagadki, tajemnica goni tajemnicę... a ja jakoś czuję niedosyt!

Pierwszą rzeczą, która mi się rzuciła, było przeciąganie napięcia. Retardacja - zatrzymanie akcji - doskonale sprawdza się w filmach jeżeli chcemy potrzymać widza w niepewności. Tutaj miałem wrażenie, że jest to robione na siłę i autor nie wierzy w magnetyzm swojej prozy, przeciągając najlepsze watki, szpikując je treściami gorszymi. Powieść czytało się jak scenariusz - miejscami była uboga, lecz nadrabiała widowiskowością.

Przez cały czas nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jest to krzyżówka Indiany Jonesa z Jamesem Bondem - wykładowca uniwersytecki przypadkiem trafia na ślad pradawnego skarbu i w drodze do niego staje w szranki z groźnymi przeciwnikami i organizacjami, które kółka różańcowego nie przypominają nawet z grubsza... A wszystko po to, żeby na końcu wykiwać wszystkich i osiągnąć cel, przy okazji zyskując sympatię przedstawicielki płci pięknej, która - zupełnym przypadkiem - również została wplątana w tę intrygę.

Zadziwia mnie także niekonsekwencja głównego bohatera - niby wiedział, że piramida Luwru wywołuje mieszane uczucia wśród Paryżan; pokazuje, że bardzo sprytnie potrafi z tego wybrnąć, a kiedy pytanie o nią pada z ust policjanta, który bez mała przez resztę książki będzie adwersarzem głównej postaci, to odpowiada on tak, aby sztucznie podburzyć nieistniejący jeszcze konflikt.

Mimo wszystko książkę czyta się bardzo dobrze i dostarcza ona sporo rozrywki. A gdyby jeszcze bohaterowie nie męczyli się tak bardzo z najprostszą zagadką w książce, to byłoby naprawdę rewelacyjnie.

Dan Brown w kilku miejscach stawia naprawdę bardzo kontrowersyjne tezy. Co ciekawe, jest bardzo dobrze przygotowany do argumentowania ich, tak, że wielokrotnie łapałem się na szukaniu granicy między prawdą, a fikcją literacką. A, że granica ta jest bardzo płynna, nie da się jednoznacznie zaprzeczyć rewelacjom głoszonym przez autora. Bo może i Leonardo faktycznie w swoich dziełach chciał zakodować coś dla potomnych?

Podsumowując powiem, że powieść Kod Leonarda da Vinci warto przeczytać, ale jeżeli ktoś spodziewa się bardzo ambitnego czytadła, to może się zawieść... Książka jest napisana w bardzo amerykańskim stylu... Doskonale nadaje się do sfilmowania.

Niemniej ocena 4+, jakkolwiek ciut zawyżona, oddaje w pełni moje uczucia.

Tutuł: Kod Leonarda da Vinci
Autor: Dan Brown
Przekład: Krzysztof Mazurek
Wydawca: Sonia Druga, Albatros Andrzej Kuryłowicz
Rok wydania: 2005
Stron: 572
Cena: 31 zł
Ocena: 4+

Autor: BAZYL

Spis Treści

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.