Każda nocna wędrówka po pustyni może skończyć się bardzo kwaśno. Na przykład w sokach żołądkowych wściekłej bestii... Nie uśmiecha ci się to, co nie?! Wyglądasz na osobę przynajmniej trochę rozgarniętą chłopcze. Ale po jaką cholerę ciągnie cię tam? Aha, jak masz ku temu swoje powody, to się nie wtrącam... Wszyscy młodzi mają "swoje powody".
Masz szczęście, że spotkałeś na tej przeklętej pustyni właśnie mnie. Opowiem ci o bestii, na którą możesz się natknąć podczas dalszej drogi. Tak więc odbezpiecz tego gnata, siadaj przy ognisku i słuchaj... Nie dalej niż dwie pełnie księżyca temu, tak jak i ty, miałem bardzo ważny powód nocnej podróży po pustyni. Jak pewnie zauważyłeś niebezpiecznie jest jeździć samemu. Może wydawać się to nienormalne, ale polegam na swojej klaczy - Mary. Sam widzisz, jak dobrze jest zbudowana, hehe.
Tamta noc była wyjątkowo spokojna i jasna. Nie było wiatru, a wydmy piasku nie były wysokie. Dzięki temu koń nie męczył się niosąc mnie na grzbiecie. Trochę przysypiałem... wstyd przyznać, ale uważałem się za bezpiecznego! Z drzemki wyrwało mnie parskanie konia. Widzisz, Mary to inteligentna klacz, wyczuwając niebezpieczeństwo, zaraz dała mi o tym znać.
Na szczęście jest też szybka... bo to coś, co wyskoczyło spod piasku, odgryzło by jej tyłek i pewnie mi nogi... Tak zaczęło się moje spotkanie z Solfugą. Sam jeszcze wtedy nie wiedziałem, że tak zwie się ten insekt. Przerośnięty, pieprzony robal. Właściwie to wielkie szczęki, z dwoma parami oczu połączone ze spasionym odwłokiem, z którego odchodziły trzy pary odnóży, zakończonych czymś na wzór pazurów. To coś miało z 3 - 4 metry długości i 1,5 - 2 wysokości. Sama paszcza otwierała się jak u rekina w tym filmie... no... "Szczęki" się zwał! Barwa bestii była piaskowożółta - dostosowana do terenu, maskująca.
Wracając do spotkania... Nie chciałem marnować niepotrzebnie amunicji w Johnym Walkerze, no - tym desercie, więc spiąłem klacz do cwału. Że koń ma nogę złamaną? O! Widzę, że jednak nie taki frajer z ciebie, jak i na to uwagę zwróciłeś...
Ale znowu tracę wątek... Zobaczysz co było później i przekonasz się, co do mojej opowieści. Spiąłem więc klacz, ale insektowi ani przez myśl nie przeszło dać za wygraną. Był niewiele wolniejszy od konia! Pewnie był też rozwścieczony z powodu głodu... Spotkałem później speca, chyba już o nim wspomniałem, który stwierdził, że ten robak z powodu meta...lowizmu, nie odpuści raz upatrzonej ofierze - wiązało by się to dla niego ze zbyt dużymi stratami energii po ataku z zaskoczenia. Argh, kolejny raz uciekłem od opowieści...
Już zacząłem się oddalać od niebezpieczeństwa, kiedy Mary wpadła w pułapkę. A właściwie w norę goniącego nas potwora. Sam nie wiem, jak udało mi się wyjść z tego bez szwanku... Wiesz, adrenalina robi swoje, ale w tym nieszczęściu miałem wyjątkowego farta. Zaraz po "lądowaniu" wyrwałem broń z kabury i nie myśląc wiele, nabój za nabojem, waliłem w Solfugę. Musiałem wypieprzyć w nią cały magazynek Desert Eagle'a! Przy ostatnim naboju już czułem śmierdzący oddech potwora i strzelałem mu wprost w zębatą mordę... Mówię ci, jeśli to by go nie zbiło z nóg, posrałbym się ze strachu!
Na szczęście to był decydujący strzał. Solfuga padła. Po jej zabiciu, kiedy już ochłonąłem, pozostało mi tylko zobaczyć, co z koniem, prowizorycznie opatrzyć jego złamanie i ruszać w drogę... już na pieszo. Do nory wchodzić nie chciałem, odór padliny unoszący się z nory dawał mi wystarczająco wiele do zrozumienia - wolałem nie włazić tam, jeszcze zaraziłbym się ciężkim choróbskiem.
Zawędrowałem w końcu na międzystanówkę. Tam spotkałem małą karawanę, a w niej speca, który dobroczynnie opatrzył mi konia. Przyłączyłem się do nich i część drogi wędrowaliśmy razem. Podczas tej wędrówki, od speca, dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy o potworze.
Po pierwsze, dowiedziałem się o meta... meta... metaboliźmie! tego stworzenia. Po drugie, że zwykle żyją samotnie, ale matki z młodymi przebywają w norkach razem (umiesz to sobie wyobrazić - tak dziesięć metrowych potworków i jeden trzymetrowy! A ty pomiędzy nimi...)
Po trzecie - żyją w rozległych, podziemnych norach na pustyni. W dzień zwykle śpią, w nocy polują atakując spod piasku zaskoczonych podróżników. Więcej jednak nie wiadomo... Sam spec opierał się jedynie na moim opisie spotkania z Solfugą!
No... to koniec mej historii... Proponuję Ci jednak poczekać do rana, mam trochę bimbru w jukach...
Agresja: 3/17
Pierwsze spotkanie: Przeciętny test Morale (lęk)
Ruch: 4m/segment
Trafienie: Za ruch +10%, Za wielkość -20%
Słaby punkt: Podbrzusze (brak pancerza) PT +50%
Zręczność: 8
Percepcja: 9
Spryt: 8
Akcja za 1 sukces: Ugryzienie (rana Lekka)
Akcja za 2 sukcesy: Ugryzienie i pochwycenie (rana Ciężka)
Akcja za 3 sukcesy: Ugryzienie i pochwycenie (rana Krytyczna)
Tryb berserkera: TAK
Wytrzymałość 2 rany Krytyczne
Redukcja ran: 1 poziom w dół
Pancerz: Redukcja 1
Ucieczka: NIE
Kondycja: 20
Manewry: Furia, Szrża, Zwiększone tempo walki
Ofiara otrzymuje +40% utrudnienia, dopóki nie zostanie uwolniona. Aby solfuga zwolniła chwyt musi otrzymać minimum 1 ranę Ciężką lub Bohater musi zdać Cholernie trudny test Budowy, poświęcając na to 3 segmenty. W każdej kolejnej turze po Pochwyceniu, ofiara otrzymuje automatycznie 1 ranę Lekką, dopóki się nie uwolni. W tym czasie Solfuga nie może atakować innych przeciwników.
Autor: CoB
Rys.: Mick
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.