Hałas... ktoś znowu wchodzi po schodach. Ralph odruchowo sięgnął ręką po pistolet, który leżał przed nim na stole. Nasłuchiwał... Serce niemal mu eksplodowało, gdy siedział na swej starej, brązowej kanapie, czekając na tych sukinkotów z Unii. Odgłos kroków rozległ się na korytarzu... Powolne, wyważone kroki... Dłonie mężczyzny zaczęły się pocić, a on sam sięgnął po drugi pistolet, w razie gdyby jedna z rąk odmówiła posłuszeństwa lub gdyby amunicja się skończyła.
Miał już dość siedzenia na tej kanapie, w swoim nie posprzątanym mieszkaniu. Butelki po piwach, niedojedzona pizza na szklanym stole, kupa brudnych ubrań na pobliskim fotelu... Spędził tutaj cały dzień, nawet nie wychylając nosa za drzwi.
Kroki zatrzymały się. Ralph wstał i podbiegł do wejścia, stając tuż obok z bronią w gotowości.
Nagle, usłyszał otwierające się drzwi... Ale nie jego. Po chwili na korytarzu rozległy się głosy, to jego starsza sąsiadka przyjmowała gości.
Mężczyzna zsunął się na podłogę, nadal nie mogąc odetchnąć z ulgą... Chwycił się za głowę, wplątując palce w długie, brązowe i bardzo zaniedbane włosy.
- Cholera... Niewiele brakowało.
Wstał i ponownie ruszył w stronę kanapy. Zanim usiadł, podniósł leżącą na podłodze paczkę papierosów. Wyjął ostatniego i zapalił.
Poprawił swoje okrągłe okulary, pociągając dym z fajki, po czym nerwowo spojrzał w stronę wejścia. Jako, że nie zapowiadało się na gwałtowny atak technokratów, odwrócił wzrok... Zerknął na okno.
Na zewnątrz padało, a grzmoty przerywały ciszę...
Młodzieniec czekając na odpowiedź swojego mentora, podziwiał krople deszczu odbijające się od szyby. Na zewnątrz szalała burza.
- Hm... Widzę, że czeka nas jeszcze wiele pracy młody uczniu...
Drugi mężczyzna, ubrany w staroświecki garnitur, siedział za biurkiem.
Było to małe pomieszczenie, oprócz kilku krzeseł i biurka znajdowała się tam tylko doniczka z kwiatem i dwoje drzwi. Przed starszym, łysym mężczyzną stał Ralph, z włosami spiętymi z tyłu w kok, ze swoimi okrągłymi okularami, ubrany w czarno-czerwoną szatę.
Przypominał teraz jakiegoś sędzię, lecz mentalnie czuł się jak dziecko, stojące przed samym obliczem czasu.
- Nie martw się - kontynuował starzec. - Świat trudno jest zrozumieć, tak samo jak trudno zrozumieć życie. Wiem, że to co się stało zaledwie kilka tygodni temu to bardzo dużo, ale...
Mężczyzna spuścił wzrok. Złączył palce w piramidkę i ponownie spojrzał się na młodego maga.
- Unia Technokratyczna... oni... nienawidzą nas, jeśli przedstawić to w prosty sposób.
Westchnął, mimo swego doświadczenia, nie mógł wytrzymać rozgniewanego wzroku młodzieńca.
- To, co zrobiłeś... Twoja zbrodnia... Nnie ujdzie ci ona na sucho, będą cię ścigać jako największego mordercę w dziejach Unii. Lecz twoi bracia i siostry, będą traktować cię jak bohatera!
Wstał, z lekkim, znerwicowanym uśmiechem podał zapieczętowaną kopertę Ralphowi. Ten, przyjął ją, lecz nadal wpatrywał się w swego mistrza.
- Twój następny cel.
Słowa rozbrzmiały w głowie mężczyzny. Tępo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, czując jak coś pożera go od środka. W jednej ręce trzymał papierosa, a drugą, trzymającą pistolet, oparł o głowę.
Odwrócił wzrok i spojrzał na zegar. Była godzina dwudziesta pierwsza. Patrzył jak wskazówka rusza się, pokazując sekundy...
Hałas. Znowu ktoś wchodzi po schodach. Lecz tym razem kroki są szybkie i gwałtowne.
- To już koniec.
Mag przygasił papierosa i rzucił w kąt. Sam wstał, podnosząc drugi pistolet...
Zaczął iść ku drzwiom, prosto ku legendzie...
Autor: Seth
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.