Tawerna RPG numer 80

Kostki

Co jest wspólnym, rozpoznawalnym i odróżniającym RPGowców symbolem? Kostki. Ktoś, kto nosi przy sobie k20, k10 czy chociażby k6 wysyła do nas widoczny sygnał identyfikacyjny, jakoby przynależał do pewnej grupy hobbystów. Panuje przekonanie, że kostki to zło konieczne, które niszczy klimat sesji. Wytrącają z wczuwania się w postacie, są atrybutami troglodytów uprawiających hack'n'slash, spłycają całą lożę opowiadanego rolplejowania. Ach... Z czasem zaczęto je nawet traktować, jak wrogów "prawdziwego" RPG, bo przecież ten skrót oznacza Role Playing Game, a nie Dice Rolling Game! Ale, czy z kostkami nie jest tak, jak z życiem?

Powodzenie lub niepowodzenie w życiu determinują głównie dwie siły. Za pierwszą obrałem doświadczenie, czyli inaczej "wielkość" (zaawansowanie) naszych umiejętności w pewnej dziedzinie. Takie matematyczne prawdopodobieństwo - czyli na ile (np. procent) powinno się nam udać. Druga zaś to szczęście - niezależna od nas siła, ślepo sterująca Wszechświatem. W przełożeniu na mechanikę dowolnego systemu wygląda to następująco: im jesteśmy bardziej doświadczeni, tym mamy większą szansę powodzenia. Jeżeli jednak jesteśmy urodzeni pod szczęśliwą gwiazdą, nawet mając niewielkie doświadczenie, potrafimy w niezrozumiały (także dla siebie) sposób odnieść sukces. Jeżeli więc szczęścia nie posiadamy, a jesteśmy ekspertem w konkretnej dziedzinie, zawsze schrzanimy jakiś szczegół po drodze (jak w życiu, zresztą...).

Co więc może nam lepiej oddać prawidła rządzące niesprawiedliwą Rzeczywistością, aniżeli kostki? Równie niesprawiedliwy MG, hehehe... Ale poza nim turlanie, które dodaje dozę nieprzewidywalnego realizmu. Dobrze jest nagradzać graczy sukcesami za mistrzowskie odgrywanie postaci, ale czy w prawdziwym życiu zawsze było tak, że kiedy wspiąłeś się na wyżyny własnej elokwencji powiodło się Tobie?

Autor: Tytus

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.