Czy kiedyś ktoś z was nie chciał chwycić za miecz i ruszyć do bitwy? W lśniącej zbroi i pełnym rynsztunku stanąć w szranki z innymi rycerzami? Czy może jako wiking, średniowieczny pirat, wypłynąć w morze i łupić miasta portowe? Czy czytając książki nigdy nie chcieliście, niczym Aragorn, wiedźmin Geralt, czy Ivanhoe rzucić się w wir walki? Jeśli ktoś powie, że nie, to mu nie uwierzę. A jeżeli ktoś inny z drwiącym uśmiechem zauważy, że to niemożliwe, to ja uśmiechając się tak samo odpowiem - nie dość że możliwe, to jeszcze praktykowane w Polsce od przeszło dwudziestu pięciu lat. Mowa oczywiście o Ruchu Rycerskim.
Początki Ruchu Rycerskiego w Polsce sięgają lat siedemdziesiątych, kiedy to pan Zygmunt Kwiatkowski wpadł na oryginalny i zarazem ciekawy pomysł zorganizowania turnieju rycerskiego. Może się to zdawać nieprawdopodobne, ale w 1977 roku na zamku w Golubiu-Dobrzynie idea ta została zrealizowana. Mimo, iż wśród rycerzy zabrakło ziomków z Polski, zabawa musiała być przednia, gdyż od tego roku zaczęły się tam odbywać coroczne imprezy.
Tym z was, którzy widzą Ruch Rycerski tylko jako bezsensowne okładanie się ciężkimi przedmiotami po głowach, jakiś złośliwy chochlik musiał zamydlić oczy, bo w praktyce wygląda to nieco inaczej.
Zazwyczaj członkowie bractwa, czy drużyny ("odtwarzać" można różne okresy w historii, począwszy od starożytności na wojnach światowych skończywszy) spotykają się, w zależności od czasu, którym dysponują. Na tak zwanych "treningach" uczą się posługiwania bronią, poprawiają sprawność fizyczną (a zaręczam, że taka zbroja czy miecz swoje ważą) i hartują się psychicznie, aby ograniczyć strach związany z walką. Ale militaria to tylko wierzchołek góry lodowej, którą jest współczesne rycerstwo. Uczestnicząc w RR mamy możliwość poznania historii od każdej strony. Dowiadujemy się, jak kiedyś wyglądało życie, jak mówiono, mieszkano, a nawet jak myślano (!). Członkowie bractw szyją sobie stroje w oparciu o źródła historyczne, wykonują przedmioty i uzbrojenie, które dziś możemy spotkać raczej tylko w muzeach. W końcu w całej Polsce organizowane są warsztaty, turnieje i inne spotkania , na których można poznać osoby zaangażowane w Ruch Rycerski, porozmawiać, podzielić się doświadczeniami, wypić kufel piwa czy w końcu spuścić sobie łomot (przy użyciu odpowiedniego sprzętu oczywiście).
Trzeba rozgraniczyć tutaj pojęcie fantasy i rycerstwo. W RR nie możemy sprawić sobie rękawic a la Sauron z Władcy Pierścieni
J.R.R. Tolkiena, uszyć stroju z prześcieradła czy ruszyć do walki w obuwiu skórzanym typu glan. Wszystko, co wykonujemy i w czym się pokazujemy, musi mieć swoje źródło w historii. Improwizacja nie jest mile widziana, a wszelkie osoby, które za nic mają sobie historię i trwają w fantastycznym śnie określa się mianem tzw. "mroków" (żeby uniknąć wątpliwości - jest to określenie wysoce pejoratywne).
Walka, mimo iż prowadzona jest przy użyciu prawdziwej broni, nie jest tak bardzo niebezpieczna, jak to się może wydawać. Miecze czy topory są stępione, niektóre rodzaje ataków są zabronione (np. sztych - "ukłucie" przeciwnika mieczem), w praktyce z treningów czy pokazów wychodzi się tylko z niewielkimi stłuczeniami. Jednak przystępując do RR trzeba brać pod uwagę fakt, że można ulec poważniejszym urazom, bo nie jest to zabawa dla dzieci.
Ktoś może powiedzieć, dobrze - chcę się uczyć historii, pójdę na studia. Chcę nauczyć się walczyć - zapiszę się na kendo, karate, aikido, czy coś jeszcze. Po co więc przystępować do RR?
Uczucie, gdy siedzisz przy ognisku w środku nocy, a bard muska struny lutni i snuje opowieść o bohaterach i wielkich czynach, czy gdy stajesz w szyku do bitwy, zakuty w zbroję, dzierżąc tarczę w jednej ręce a miecz w drugiej, jest nieporównywalne z niczym innym. Doznajesz wrażenia, że na chwilę cofasz się w czasie. Przez moment nie istnieją samochody, bloki i ulice miast. Przez moment wartości rycerskie, takie jak cnota i honor, stają się prawdziwe. I to jest w tym właśnie najpiękniejsze.
Autor: Mateos
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.