Tawerna RPG numer 77

Martwodrzew

Pośrodku czerwonej pustyni stoi Drzewo. Drzewo pełne czerni i mroku. Drzewo wiedzy, Drzewo życia i śmierci. Martwe Drzewo. Trupie Drzewo. Czarcie Drzewo.

Do Drzewa szybkim krokiem zbliża się smukła postać otulona płaszczem koloru nocy. Pomimo szalejących wiatrów nawet się nie chwieje. Jedynie jej cień kołysze się niespokojnie. Wydaje się dostojna, piękna, pełna szczytnych zamiarów, niepokój może budzić jedynie purpurowa poświata silnie bijąca z jej diabelnych oczu. Postać jest już przed Martwodrzewem. Widzi jego ogromne konary, widzi setki gałęzi na kształt szponów, widzi jego martwą trupioczarną korę, widzi wreszcie ogromną bezdenną paszczę prowadzącą głęboko w czeluści piekła. Czuje na sobie wzrok Drzewa, czuje jego złe intencje. Lecz czuje również zaciekawienie Drzewa. Kłania się nisko przed nim po czym wlepia swoje szalone oczy w pełne pustki oczy Drzewa. Ich wola walczy, czuć lekko naelektryzowane powietrze wokół nich. Cień purpurowookiego powiększa się, po kilku chwilach zdaje się zajmować całą pustynię. Drzewo zaś kurczy się, chyli, korzy się przed magiem o oczach koloru krwi i płaszczu w barwach nocy. Mag szczerzy zęby w uśmiechu triumfu i podlatuje lekko nad ziemię.

- Klęknij Martwodrzewie przed swym nowym panem, klęknij i ukaż mi swą wiedzę. Ofiaruj mi swoją siłę, ofiaruj mi swą radę. Pokaż miejsca tajemne, pokaż drogę gwiazd.

- Kimżeś Ty marny mistyku? Skąd moc tajemna w twym posiadaniu? Który Demon jest twym panem? - głos Drzewa jest przerażający, mrożący krew w żyłach. Słychać w nim jęki tysięcy istot, które miały czelność zbliżyć się do Drzewa Śmierci w przeszłości. Czarnoksiężnik jednak się nie boi, uśmiecha się tylko jeszcze szerzej, podlatuje wyżej i z pogardą w głosie zwraca się do Drzewa.

- Demony mi nie straszne zatem panem mi być nie mogą.

- Zatem Boga się boisz?

- Nie mam Boga własnego, zaś wielu uważa mnie za Boga swego. Jam jest Dracus Magil pomazaniec Mistyków. Jam jest twój nowy pan marny bycie!- Głos mistyka podnosi się, poświata bijąca z jego oczu barwi swym kolorem dotychczas szare niebo pustyni. Paszcza Trupiodrzewa wykrzywia się ze strachu.

- Zatem ty jesteś ten, o którym tyle szepcą Cienie. Ty jesteś wybawca ras przeklętych, ty ten który czuje, iż w jego mocy pokonać Imperium. Tyś płomień wiedz starożytnych. Toż pytaj być może dam ci odpowiedź na twe troski...

- Rzeknij mi kim, jest ten który popłoch niesie pośród ludzi i nieludzi, wśród żyjących i nieżyjących. Ten, którego nie było dane mi zabić ni ranić nawet. Rzeknij kim on?! - drobiny piasku poczynają krążyć wokoło czarownika. Czarne Drzewo zaczyna plugawie ni to rechotać ni charczeć.

- Zatem straszne Tobie Demony! Tyś nie widział iż on czwartym? Pomimo iż zrodzony z kobiecego łona myśl jego sprowadziła mrok głęboko w duszę i przemieniła go w istotę, której bać się może nawet sam Wielobyt! Głupcze nie zniszczy go nic, gdyż zniszczenie nie jest mu pisane!

- Mylisz się Trupiodrzewie. Nikt nie jest w stanie pojąć przyszłości, gdyż ta jest w naszych rękach. Nie istnieje coś takiego jak przeznaczenie. Krew bytu nie determinuje jego przyszłości. Własną wolą i siłą jesteśmy w stanie przezwyciężyć wszystko.

- Ależ czyż waszym życiem nie rządzi przypadek?

- Możliwe, lecz nie on decyduje o naszym przyszłym losie, gdyż ten jedynie w naszych rękach. Jednak jeżeli byt owy jest demonem, zaprzęgnę go do budowy mego pałacu.

Drzewo znów rechocze, jego gałęzie poczynają się chwiać we wszelkie strony.

- Doprawdy zabawne z was istoty. Wy którzy myślicie, że w waszej mocy oszukać prawa świata. Prawa najsilniejszych, gdyż ci tylko przetrwają.

- Nie zapominaj o tym, iż to ja jestem tym silniejszym na twej przeklętej ziemi!

Mag składa ręce w dziwny znak, który wytwarza płomieniste łańcuchy owijające Czarne Drzewo. Drzewo wije się w spazmach bólu.

- Litości! Litości wielki czarnoksiężniku! Chyba nie przybył tu by dręczyć spróchniałe, stare drzewo?

- Zatem bądź mnie posłuszny czarci pomiocie!

- Cóż zatem chcesz ujrzeć, cóż usłyszeć, cóż poczuć?

- Powiedz mi jakie szanse ma mój lud.

- Wpierw daj słowo iż bez względu na odpowiedź nie ukarzesz mnie.

Mistyk kreśli w powietrzu niewielki krąg. Krąg po chwili opada i wypala się w pustynnym piasku.

- Obietnica została złożona Śmierciodrzewie, zatem mów teraz!

- Mimo, iż demiludzie są waleczni, mimo iż goblinowie są pomysłowi, zaś orkowie walczą do ostatniej kropli krwi, pomimo tego, że trollowie są potężni, zaś ty władasz magią dawnych lat to szansy nie ma, ni nadzieji na wygraną. Rozpętałeś wojnę, której nie będziesz w stanie wygrać.

- A cóż z wojną pomiędzy Świętym Księstwem, a Imperium, cóż z tą wojną Krebainów?

- Święte Księstwo już nie zaszkodzi na tyle Imperium, które jest już u szczytu swego panowania. Ty też nie jesteś groźnym przeciwnikiem dla legionów ludzi i ich sprzymierzeńców. Uciekaj z ludem w góry, uciekaj na bezludne wyspy.

Mag zdaje się być zamyślony, jego milczenie jest tak wymowne, iż zdaje się ciągnąć nie chwilę, lecz przez godziny. Znudzonym głosem ponownie rzecze do Drzewa.

- Zatem może do Demonów się zwrócę? Być może Trzech widzi, iż świat chyli się u zgubie jak za ich czasów.

- Śmiesznyś magu. Trzej dawno już nie ingerują w świat materialny. Własne historie przegrali, zatem czegoż to miałyby ich interesować cudze losy?

- Gdyż być może szukają odkupienia, swojej dawnej niewinności, pojednania z rozbitymi przez nich ludami. Czegoż to Drzewcu Śmierci jesteś pewien, iż Demony nie chcą ponownie stać się częścią tego świata. Oczekuj nieoczekiwanego - to słowa mojego ludu.

- Bowiem odnoszą się one do twej historii mistyku. Powiadam ni szansy nie ma byś swój lud ku zwycięstwu poprowadził. Na jednego twego żołnierza przypada tysiąc tysięcy żołnierzy Imperium i drugie tyle innych wrogów, których ma twój lud. Uciekaj póki jeszcze górskie przełęcze nie są zajęte przez krasnoludów, zaś porty przez vabadów.

- Udam się być może, lecz do dawnej krainy orków. Do miejsca, gdzie wiecznej nocy zaległy cienie.

- Czyś ty oszalał? Toż te ziemie są przeklęte. Nie zdolne jest tam wyrosnąć nic.

- Rzeknij mi zatem, gdzież driady się ukrywają, gdyż ich magia przywróci ład tamtemu miejscu.

- Driady same mają dostatecznie kłopotów. Lecz poznasz zaraz swą odpowiedź.

Drzewo wybucha niebieskawym płomieniem. Dym, który ulatnia się z niego zdaje się mieć zapach kwiatów i smród zgnilizny zarazem. Na niebie pojawiają się ogromne kruki i wrony. Poczynają powoli odsiadywać całe Drzewo, aż te zdaje się uginać po ich ciężarem. Drzewo zaczyna ryczeć dziwne odgłosy, na które ptaki odpowiadają swym krakaniem, które jest swego rodzaju szkaradną melodią.

- Kruki kraczą o tym, iż Driad już nie ma, iż wszystkie pogrążyły się w odmętach wieczystego snu. Jednak wrony twierdzą iż na ślad driady można trafić w Mieście Znaku.

Drzewo wymawiając to poczyna cieszyć się pełnią swego szkaradnego serca.

- Boisz się owego miejsca prawda mistyku? Boisz się, gdyż pamiętasz co tam zaszło. I dlatego tam się nie udasz, nieprawdaż? Nie sprzeczaj się. Drzewo Wiedzy zawsze ma rację.

Czarnoksiężnik poczyna lśnić blaskiem gwiazdy, jego skóra jest rozżarzona do białości. Poczyna śmiać się z ogromną groteską zwracając swe teraz już trupioblade ślepia w głąb szalonego umysłu Drzewca.

- Widzę iż władza Pana Kruków dotarła, aż po tą przeklętą ziemię. Zatem i Hirgo Kruczy Imperator jest twym panem marny bycie, każący tytułować się Drzewem Wiedzy!

Widzę, że od zawsze służysz sługą. Hirgo jest narzędziem w rękach losu, przeznaczenia, które boi się takich jak ja. Takich, którzy gotowi są walczyć z samymi siłami stwórczymi, gdyż im w istocie się równają!

- Mistyku sam nie wierzysz w swe słowa. Piekło jest w tobie. Tyś, który starasz się tak bardzo ratować swój lud pogrzebiesz go, pogrzebiesz na wieki. Niech siły stwórcze chronią cię przed samym sobą, gdyż z wrogami poradzisz sobie sam.

- Zatem los już przesądzony?

- Tak.

- To się jeszcze okaże.

Autor: Pita

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.