Tawerna RPG numer 77

Eric White

Część 1 - Ucieczka

- Czas wstawać!! - wykrzyknął młody kobiecy głos.

- Już, już…wstaję - odpowiedział Eric zaspanym głosem, wydobywającym się z pod kołdry - daj mi jeszcze trochę czasu.

- O nie! Natychmiast wstawaj. Na radarze pojawił się duży obiekt, najprawdopodobniej jest to okręt z Gildii. W tym momencie jest jakieś dwadzieścia pięć milionów kilometrów za nami i zmierza w naszym kierunku.

- Jak szybko się zbliża?

- Porusza się z prędkością o jedną czwartą szybciej niż my. Jeżeli okręt nie zmieni swej prędkości to wejdzie w nasz zasięg za trzydzieści minut.

- Po co tak szybko mnie obudziłaś?

- Jest już jedenasta, przespałeś śniadanie. Tylko nie myśl sobie, że znowu będę marnować swój czas na takiego lenia jak ty.

- W porządku Dario! Jakoś sobie sam poradzę. Nie zwiększać prędkości. Już schodzę.

Nic więcej nie mówiąc młoda kobieta wyszła z małej sterylnej dwuosobowej kajuty.

- Co za niesprawiedliwość, już nawet nie mogę sobie dłużej pospać - pomyślał kapitan statku.

Eric po pięciu minutach doprowadzania swego umysłu do trzeźwości wreszcie podniósł się i usiadł na łóżku. Wciąż zaspany nie miał ochoty wstawać.

- Kolejny koszmarny dzień. Dlaczego mnie to nie cieszy?

Zrezygnowany przeciągnął się ociężale, po czym wstał i powlekł się w kierunku zdalnie rozsuwanych drzwi. Po krótkiej chwili znalazł się w wąskim, oświetlonym, pustym korytarzu, który z obu stron kończył się solidnie wykonanymi grodziami. Zewsząd dobiegał niesłyszany wewnątrz sypialni dźwięk cicho pracujących turbin statku.

- Dzień dobry kapitanie - odpowiedział komputer pokładowy, którego dźwięk dochodził z głośnika umieszczonego przy suficie.

- Dzień dobry - odpowiedział machinalnie Eric.

Nie zawracając sobie dłużej głowy komputerem, którego głos niczym nie różnił się od zwykłego człowieka Eric wszedł przez drzwi umieszczonych na przeciwko niego. Jego zaspanym oczom ukazała się dobrze znana ciasna łazienka.

- Rufus. Lustro.

Z wnętrza ściany wysunęło się zwierciadło. Twarz Erica nie promieniowała radością, wręcz przeciwnie, przygnębiona codziennością przypominała prędzej oblicze skazańca, niż dowódcy statku.

- Powinienem już dawno umrzeć.

Drzwi rozsunęły się kiedy to szybkim krokiem do jadalni wszedł Eric. Ku jego zdziwieniu na białym stole czekała już poranna kawa i kanapki. Przyglądając się chwilę starannie przyszykowanemu daniu zasiadł przy stole i w ciszy zaczął delektować się poranną, gorącą dawką pobudzającej ziemskiej kawy.

- Daria kazała mi tobie przekazać, że już nigdy więcej nie przygotuje ci śniadania - Anna cichym krokiem wyłoniła się zza pleców Erica

- Nie musiała tak się poświęcać. Sam też bym dał sobie radę.

Anna nie odpowiadając podeszła do stołu i zasiadła naprzeciwko kapitana statku. Była to średniego wzrostu brunetka, długie włosy sięgały do łokci jej ramion, spokojny wyraz twarzy nie zdradzał uczuć tej kobiety. Siedząc tak w tej ciszy czas przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Dwie postacie trwając w tej chwili pośród białej niczym śnieg, małej kuchni przypatrywały się blatowi stołu. Głuchą ciszę po chwili przerwał komunikat:

- Kapitanie! Nadlatujący krążownik należy do floty Gildii. Statek posiada liczne uszkodzenia. Jego załoga prosi o kontakt.

- Dobrze Rufusie. Powiedz Brutusowi i Darii, aby spróbowali nawiązać kontakt. Niech wszyscy przygotują się do ewentualnego ataku od strony Gildii.

- Tak jest - głos w głośniku zamilkł.

- Anno. Wiesz co masz robić.

- Tak wiem.

Nie tracąc dłużej czasu Eric powstał z miejsca i skierował się w stronę rozsuwanych drzwi. Przed opuszczeniem pomieszczenia obejrzał się przez ramię, lecz nikogo nie zobaczył. Nie dziwiąc się wcale uśmiechnął się lekko i opuścił kuchnię, po czym skierował się jedynym korytarzem w stronę odległej o dziesięć metrów grodzi.

- Rufus! Podaj szczegóły krążownika.

- Jest to statek bojowy typu B, jego numer rozpoznawczy to AFX 044-27-991 Thunder. Jest to okręt straży jej królewskiej mości Erudyty Mc Rail. Jego uszkodzenia zewnętrzne, są poważne. Dane o zniszczeniach wewnętrznych są nieznane.

- Dzięki, to mi wystarczy.

Przekraczając kolejne wejście kapitan statku znalazł się wewnątrz pomieszczenia kontrolnego. Pośród trzech równolegle ustawionych paneli sterujących, środkowe miejsce było puste, jakby specjalnie dla niego przygotowane.

- Kapitanie! - wykrzyknął Brutus. Jego oczy przysłaniały czarne, wąskie okulary. Muskularny mulat zaczął rekomendować o postępach komunikacyjnych - rozpoczynam sekwencję łączności. Nawiązanie połączenia za dziewięćdziesiąt sekund.

- Dobrze. - Eric nic więcej nie mówiąc zasiadł przy stanowisku.

Kiedy fotel skierował się w stronę frontalnej szyby, z pod przyrządów mierniczych umieszczonych na blacie wysunęła się klawiatura wraz z panelem kontrolnym. W rękę kapitana wbiła się igła, która wijąc się jak żmija łączyła się z blatem statku. Nie zwracając uwagi na procedurę łączenia się z komputerem pokładowym Eric oczekiwał pokazania się hologramu.

- Mam obraz krążownika. - odpowiedziała Daria siedząca po prawej stronie Erica.

Po chwili oczom załogantów ukazał się hologram widniejący zaraz przy szybie pomieszczenia, za którą rozlegała się przestrzeń kosmiczna. Ostry obraz ukazywał duży pomalowany na złoto okręt, który nadlatywał w ich stronę. Jego opływowy kadłub wypełniały liczne wgniecenia, które pokryte czarnymi smugami szpeciły wojenny wehikuł.

- Ciekawe co porabiają tak daleko od domu - napomknęła Daria.

- Nieźle oberwali. Czyżby ich wojna zagnała, aż tutaj? - dodał Brutus.

- Pewnie zaraz się dowiemy - odrzekła Daria.

- Łączność za siedem sekund. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden - Rufus skończył odliczanie, ukazując nowy hologram.

W obrazie ukazał się odziany w biały mundur człowiek. Jego posępna twarz zdradzała powagę jego osoby.

- Mówi generał floty Gildii Kalif Saranow. Zostaliśmy zaatakowani przez bandytów kiedy przeskakiwaliśmy przez wrota międzygalaktyczne. Nie mamy wrogich zamiarów i prosimy o pomoc z waszej strony - jego podniosły, lekko zachrypnięty głos zamilkł wyczekując odpowiedzi.

- Jestem Eric White i jestem kapitanem tego statku. Jaki macie problem?

- Podczas ataku uszkodzono generatory tarcz energetycznych, oraz trzy z pięciu głównych silników napędowych. Na dodatek poważnie nadwyrężono pancerz. Obawiamy się kolejnego ataku, którego raczej nie przetrwamy.

- Jak mamy wam pomóc?

- Prosimy o transport i ochronę dla księżniczki Aurelii Mc Rail.

Ostatnie słowa wywołały zdziwienie na twarzy Brutusa i Darii, jednak Eric nie przejął się wcale zaistniałą sytuacją. Jego twarz nie wyrażała uczuć.

- Nie posiadacie żadnego wahadłowca? Jak na taki statek powinniście mieć co najmniej dwie maszyny transportujące.

- Nie mamy transportowców - twarz generała jeszcze bardziej posępniała.

- Niestety nie możemy wam pomóc.

- Dlaczego? - ton generała przybrał dozę zdziwienia.

- Przez waszą politykę ucierpiało wiele ludzi, sami dokładnie wiecie o co chodzi. Zabierając na statek przyszłą predendentkę tronu narażę życie i reputację całej mojej załogi.

Eric zacisnął pięści, jednak jego wyraz twarzy nadal pozostawał bez zmian.

- Przez nich ucierpiałem ja i wielu innych. Nie podaruję im tego bestialstwa do końca życia.

Generał próbował zaprzeczyć. Kiedy chciał wypowiedzieć zdanie przerwał mu wybuch dochodzący z burty jego okrętu.

- Na radarze ukazały się cztery mniejsze okręty. To ścigacze. Posiadają powłoki ER - zaobserwowała Daria

Po chwili krążownik znowu oberwał z rakiet samonaprowadzających. Statek Gildii nie chcąc się poddawać wystrzelił kilka salw z dział neutronowych na oślep, po czym wyprowadził do boju myśliwce. Kilkanaście małych statków bezskutecznie próbowało wykryć niewidocznego wroga. Sytuacja wymykała się z pod kontroli. Jeden po drugim zostawali zestrzeliwani.

- Nie dadzą sobie rady, nie mają odpowiedniego sprzętu, ich radary nawet ich nie wykrywają - napomknął Brutus

- Błagam pomóżcie ocalić jej życie - nagle obraz zaczął się rozpraszać

- To nie nasza sprawa - trzymał się uparcie Eric.

- Eric, zgudź się - z głośników dochodził spokojny głos Anny - to nie czas na zemstę.

Statek Gildii był w bardzo opłakanym stanie. Kolejne trafienia niewidzialnych wrogów przybijały kolejne gwoździe do latającej trumny. Daria i Brutus z niepokojem spoglądali na kapitana oczekując na akceptację. Wyglądało na to, że kapitan został przegłosowany. Eric wpatrując się w ich ponaglające twarze westchnął i wreszcie dał za wygraną.

- No dobra. Pomożemy wam.

- Dziękuję - odrzekł Kalif - podlećcie do doków w środkowej części statku, zapewnimy wam ochronę.

- No to do dzieła - wykrzyknął uradowany Brutus.

- Tylko nie zdziwcie się jak będą nas ścigać na złamanie karku, aby zabić tę dziewczynę.

- Nie zamartwiajmy się na zapas - dopowiedziała Daria.

Statek Erica Magnus 47X momentalnie przyspieszył. Niebieska „karoseria” kosmicznego okrętu bojowego, utrzymywana w bardzo dobrym stanie pozytywnie świadczyła o jego posiadaczu. Jak na trzydziestoletni model Magnus nie stracił na wartości. Jego napęd składający się z trzech silników po dziś dzień odnosi doskonałe przyspieszenie. Jego wymiary sięgające w granicach trzydziestu metrów długości, czterech metrów wysokości i szerokości przypominały aeroplany latające niegdyś po ziemskim niebie. Skrzydła rozpościerające się na dwadzieścia metrów oraz opływowy kształt całego statku przypominały szybującego w powietrzu ptaka drapieżnego. Jak na lekko przestarzałą sylwetkę okręt ten nadal budzi podziw wobec innych rówieśniczych wehikułów.

Oczom pilotów nareszcie ukazał się widok płonącego w tylniej części krążownika. Jego silniki już nie pracowały, a całość dryfowała niemal bezwładnie. Dzięki licznym mniejszym silnikom stabilizującym okręt utrzymywał się w jednej pozycji. Zgodnie z obietnicą podleciały trzy myśliwce.

- Eskadra złotych orłów melduje się do eskortowania Magnusa do celu - odezwał się jeden z pilotów myśliwca.

- Chyba się nie spóźniliśmy? - odezwał się Brutus.

- Nie, ale ten statek już dłużej nie pociągnie - napomknęła Daria.

Łzy spływały po łagodnej twarzy młodej, rozgniewanej, czternastoletniej dziewczyny.

- To kłamstwa! Wszyscy przeze mnie umrzecie - księżniczka zacisnęła powieki jakby chciała na powrót obudzić się w swoim łóżku i odpędzić tę sytuację jakby była zwykłym snem.

- Ależ niech się pani o nas nie martwi - stojący obok generała wysoki żołnierz próbował za wszelką cenę pocieszyć złotowłosą dziewczynę. - Damy sobie radę. Zobaczysz wszystko będzie w porządku.

Hangar, w którym się znajdywali był niemal pusty, tylko nieliczni mechanicy krzątali się tu i ówdzie.

Dziewczyna otarła ręką twarz jednak nie mogła powstrzymać potoku łez. Dobrze znała sytuację, gigantyczne wstrząsy, liczne alarmy dochodzące do jej kajuty świadczyły, że problemy są poważne.

- Nie opuszczę tego statku. Nie myślcie sobie, że jestem małą dziewczynką!

Nieustający szloch i złośliwe usiłowanie przekonania generała o swych poglądach przerwało krótkie precyzyjne uderzenie kątem ręki w tył głowy księżniczki. Tajemniczy agresor schwytał opadające ciało. Był to dobrze zbudowany, wysoki na ponad metr dziewięćdziesiąt mężczyzna. Jego przenikliwy wzrok sprawiał wrażenie człowieka bezwzględnego. Biały mundur i płaszcz wskazywał, że należy do gwardii królewskiej.

- Przepraszam. To dla jej dobra - odezwał się niemal szeptem.

- Nie obwiniaj się Azerusie. Za chwilę przyleci po nią statek. Polecisz razem z Aurelią. Będziesz jej strzegł. Działaj anonimowo - kapitan wręczył Azerusowi torbę i dalej kontynuował szczegóły misji - tym zapłacisz Whitowi za ochronę, spróbuj go namawiać do współpracy, jeżeli się nie zgodzi to.. - jego głos zamilkł. Dobrze wiedział, że niedługo nie będzie możliwy powrót do domu z powodu przegrywanej wojny - to znajdź jakieś bezpieczne miejsce i wyczekuj kolejnych rozkazów.

- Tak jest!

- Pamiętaj, bez niej ród Mc Rail nie będzie mógł kontynuować ostatecznego projektu.

Azerus skinął głową na znak akceptacji. Generał wymienił krótki uścisk dłoni i opuścił hangar.

Nie zwalniając tempa grupa statków podleciała pod ogromny złoty krążownik. Ciągnące się przez statek srebrne oznakowanie tylko w nielicznych miejscach było widoczne. Na szczęście niewidzialni wrogowie nie zwrócili uwagi na przybyszów. Walczące z nimi bezskutecznie małe myśliwce na wyczucie próbowały zlokalizować statki wroga. Przeciwnik był jednak szybszy i bardziej zwrotny niż jego mały, lekko uzbrojony wróg. Po wystrzeleniu kolejnych rakiet samonaprowadzających ścigacze szybko zmieniały miejsce uniemożliwiając ich zlokalizowanie. Tajemniczy wróg cały czas próbował koncentrować się na wyeliminowaniu krążownika. Ciągłe bombardowania sprawiały, że statkiem władały liczne wstrząsy. Eric szybko i zwinnie podleciał do doku. Kiedy w całości błyszczący, niebieski Magnus wleciał do otwartego hangaru. Okręt Gildii opanowały kolejne znane załodze wstrząsy. Ich siła była tak wielka, że uniemożliwiały Ericowi przycumowanie statku do bloku. Po trzech krótkich próbach operacja zakończyła się sukcesem. Zaraz potem otworzył się właz statku. Z wnętrza wąskiego wejścia ukazała się postać Darii. Nieliczni pracownicy hangaru błyskawicznie podstawili ruchome schody pod otwarty właz. Nie tracąc czasu Azerus biegiem pokonywał stopnie trzymając na rękach nieprzytomną Aurelię. Przekraczając otwarte wejście Daria zamknęła właz.

- W porządku możemy ruszać - dała znać przez mikrofon i nie zastanawiając się wcale zaprowadziła parę przybyszów do kajuty. Skinieniem dłoni wskazała im ciasne wejście do pomieszczenia - kiedy to wszystko się skończy to omówimy całą sytuację.

Azerus skinieniem głowy wszedł do środka pomieszczenia.

- Rufus! Blokada kajuty numer cztery.

Zamki w drzwiach zatrzasnęły się. Azerus nie przejmując się tym faktem położył Aurelię na łóżku i przypiął do niej pasy bezpieczeństwa, sam zaś usiadł w fotelu przy ścianie tuż obok piętrowego łóżka.

- Przepraszam, ale nie mamy do was pełnego zaufania - Daria przez moment spoglądała na omdlałą dziewczynę. Dopiero teraz zastanawiała się dlaczego jest nieprzytomna. Po chwili skierowała się w stronę kokpitu.

Eric zwolnił statek z bloku. Silniki pionowego startu zaczęły swą pracę i po kilku sekundach Magnus opuścił krążownik. Nie minęła chwila, a z eskadry orłów pozostały szczątki, które swobodnie dryfowały nieopodal wlotu do hangaru.

- Przygotować się do synchronizacji! - fotel Erica obniżył się do pozycji na wpół leżącej.

- Synchronizacja rozpocznie się za cztery, trzy, dwie, jedna - szaro-niebieskie oczy Erica szaleńczo poruszały się pod powiekami. On sam, zaś sztywnie spoczywał w fotelu.

- Próba rozpoczęcia synchronizacji zakończyła się sukcesem.

Nie poruszając przyrządami sterowniczymi statek sam zmieniał kurs. Umysł kapitana statku połączył się z komputerem pokładowym. Teraz jego myśli panowały nad przebiegiem lotu.

- Przed nami jeden ze ścigaczy.

Kilkaset metrów przed nimi wystrzelono salwę rakiet.

- Anno twoja kolej - Brutus przez nadajnik dał znać do ataku.

Z pod dziobu pokładu wyłoniły się dwa podwójne działa. Anna, która znajdowała się pokład niżej zaczęła wyniszczać nadciągające pociski zestrzeliwując każdą rakietę z niewiarygodną precyzją. Eric zwinnie wyminął resztę niedobitek tworząc kilka beczek w powietrzu. W odpowiedzi na atak Anna wystrzeliła z działa fotonowego. Śmiercionośny promień nie napotkając na swej drodze upragnionego celu poleciał przed siebie tnąc tylko przestrzeń kosmiczną. Chwilę później oberwali z podwójnej salwy rakiet, które niespodziewanie uderzyły w generowaną tarczę ochronną niszcząc ją doszczętnie. Kilka rakiet przebiło się przez niewidzialny pancerz uszkadzając metalową powłokę statku. Eric zaczął szamotać się w fotelu. Z jego nosa zaczęła lecieć krew.

- Przerwać synchronizację! Kapitan otrzymuje obrażenia wewnętrzne.

- Synchronizacja przerwana - klasyczny, donośny ton Rufusa na powrót zawitał w głośniku.

Daria zastępując Erica zaczęła pilotować manualnie. Kapitan leżał bezwładnie na fotelu. Po chwili niewidzialny przeciwnik przestał ich dręczyć.

- Włączam tryb naprawczy i przygotowuję statek do nadświetlnej - Brutus jak zwykle opanowany zajmował się tym co do niego należało.

- Rozumiem - Anna wyłączyła tryb ataku i działa fotonowe na powrót schowały się wewnątrz statku.

- Rufus obierz kurs na Tezeusza.

- Tak jest.

Nagle statek zaczął zmieniać kierunek.

Na wskutek wstrząsów Aurelia odzyskała przytomność. Jej oczy ujrzały półkę z materacem mieszczącą się metr nad jej głową. Próbowała się podnieść, lecz pasy mocujące jej korpus nie zezwalały za bardzo na jakikolwiek ruch.

- Nie ruszaj się. - Azerus jak zwykle cichym głosem przemówił do Aurelii.

- Gdzie ja jestem? - głosem pełnym niepokoju rozglądała się po pomieszczeniu.

- Przygotować się do prędkości nadświetlnej - z głośników wewnątrz kajuty znowu dał się we znaki Rufus.

Azerus zapiął pasy i milczał. Nagle rozległ się ledwo słyszalny huk. Krążownik Gildii po długich natarczywych atakach nie wytrzymał kolejnych uderzeń. Łamiąc się w pół eksplodował z wielką siłą rozjaśniając największe ciemności kosmosu i niczym kometa rozpadł się na tysiące kawałków pozostawiając tylko szczątki niegdyś wielkiego Thundera.

- Co się stało? - Aurelia smutnym wzrokiem patrzyła na strażnika.

Azerus zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią wreszcie przemówił:

- Pewnie zestrzelili statek wroga.

- Kłamca - z niebieskich jak morze oczu znów wyłoniły się gorzkie łzy.

Z głośników znów dał się usłyszeć głos Rufusa:

- Uwaga wchodzimy w prędkość nadświetlną za: trzy sekundy, dwie, jedną start.

Magnus 47X z pełną mocą rozwinął prędkość nadświetlną i zniknął w nieskończonościach kosmosu.

Autor: Dark_Voyager

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.