Po tę kontynuację "Mutantów" opisywanych w jednej z poprzednich Tawern, sięgnąłem bardziej z obowiązku niż chęci poznania dalszych losów znanych mi już bohaterów. Po prawdzie myślałem także, iż spędzę przy tej lekturze wiele nudnych i ciągnących się w nieskończoność wieczorów. Szybko jednak okazało się, ze ta część jest o wiele bardziej frapująca od swojej - najwyżej średniej - poprzedniczki.
Wydarzenia opisane w tej powieści toczą się trzydzieści wieków później. Ze znanej nam grupy mutantów żyją już tylko Anna i Pet, reszta zaś zginęła po ucieczce z Ziemi. Tym razem jednak para bohaterów wraca na rodzimą planetę, aby poznać jej losy z minionych lat oraz ewentualnie zyskać pomoc dla Hildora - planety na której założyli swoja kolonię, nazwanej tak na cześć nieżyjącego już profesora.
Ziemia nie jest już jednak tą samą planetą, którą znali przed laty. Zmiany jakie tutaj zaszły z jednej strony pchnęły świat na przód, z drugiej zaś cofnął ludność do czasu walki i polowań za pomocą łuku i strzał. Zmiany genetyczne, które ewolucja dokonała w organizmach Ziemian sprawiły, że mutantom z przeszłości jest bliżej do współczesnych niż tych sprzed 3000 lat. A wszystko za sprawą telepatii i teleportacji, które w ograniczonym zakresie stały się cechą gatunkową ludzi.
Kiedy bohaterowie docierają na Ziemię, stają się automatycznie najstarszym pokoleniem, co w świetle tamtejszego prawa stawia ich na samym czele kastowego społeczeństwa. To jednak nie za bardzo podoba się tym, którzy obecnie sprawują tu władzę...
W drugiej części Tadeusz Markowski rzuca bohaterów w wir politycznej intrygi, jednak tym razem nie jest ona wyłącznie tłem i determinantem dla losów mutantów, a częścią ich życia. Trwa wyścig w przyswajaniu technologicznej wiedzy odzyskanej wraz z powrotem Hildorczyków oraz walka o jak największą władzę na Ziemi. Tym razem jednak wszystkie motywy są bardzo przejrzyste i logiczne, co pozytywnie wpływa na narrację i fabułę.
Mimo to autor nie wystrzegł się pewnych niedociągnięć, choć niemal wszystkie błędy "Mutantów" zostały poprawione. Przede wszystkim postaci nie są już takie papierowe jak dawniej - i ich motywy są jasne, a główni bohaterowie czasami zdają się nawet być bezwzględni. Tym razem w oczy rzuca się jednak zadziwiająca między nimi zgodność - wystarczy jeden argument, aby oponent całkowicie zgodził się z adwersarzem. I dotyczy to niemal każdej kwestii. Dialogi przez to są bardzo proste, a autor czasami ucina opis dyskusji stwierdzeniem że takowa się odbyła.
Zupełnie niepotrzebne wydaje mi się także nadawanie każdej postaci imienia, co w połączeniu z manierą Markowskiego dotyczącą nadawania krótkich imion oraz ich liczbą często powoduje mętlik w głowie czytelnika.
Pomijając jednak te i wszystkie inne niedociągnięcia trzeba oddać autorowi, że stworzył dużo dojrzalsze czytadło, a losy bohaterów śledzi się płynnie i z zainteresowaniem. Dodatkowym atutem może być tylko niezależność tej części od poprzedniej, tak, iż może być równie dobrze zaadresowana do czytelników, którzy nie znają historii ucieczki z Ziemi. I chociaż nie jest to może jakaś rewelacyjna pozycja, to naprawdę miło było się z nią zapoznać.
Tylko, jak zwykle, beznadziejna była okładka...
Tytuł: | Umrzeć by nie zginąć |
---|---|
Autor: | Tadeusz Markowski |
Wydawca: | Orbita - Spółka Wydawniczo-Poligraficzna z o. o. |
Rok wydania: | 1989 |
Stron: | 340 |
Cena: | 950 zł :) |
Ocena: | 4 |
Autor: BAZYL
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.