08 VIII 2069 Dziennik wyprawy VI:
Jesteśmy kolejny dzień w dżungli Pogranicza. Stephenson rozdzielił nas na dwie grupy, obozujemy w dwóch różnych miejscach. Stephenson poszedł ze swoimi ludźmi na północ, my zostaliśmy i przedzieramy się na południowy wschód. Na razie doniesienia nie znajdują potwierdzenia, ale tym lepiej.
10 VIII 2069 Dziennik wyprawy VII:
Oddział Stephensona ponoć znalazł resztki jakiegoś robota. Dostaliśmy wiadomość przez nasze radio.
11 VIII 2069 Dziennik wyprawy VIII:
Jones zniknął. Razem z jednym J+, karabinem pulsacyjnym. Stephenson mówił, że nikt nie doszedł do jego oddziału, więc prawdopodobnie Jones postanowił działać na własną rękę... Najgorsze jest to, że w ogóle nie zna dżungli, wszystko może go zaskoczyć. Obyśmy go znaleźli żywego...
14 VIII 2069 Dziennik wyprawy XI:
Na nic zdały się wczorajsze, przedwczorajsze poszukiwania... Dzisiaj nam się udało go znaleźć. Przybitego metalową włócznią do drzewa... Makabryczny widok. Pochowaliśmy go.
16 VIII 2069 Dziennik wyprawy XII:
Tym razem zniknęło kilka karabinów. Clark mówił, że słyszał zgrzyt metalu w nocy, ale bał się cokolwiek zrobić. Chłopak jest zastraszony, niepotrzebnie go zabieraliśmy ze sobą...
17 VIII 2069 Dziennik wyprawy XIV:
Stephenson zawraca ze swoją grupą, nikogo nie stracili. Będą iść w naszym kierunku. Mam nadzieję, że szybko się odnajdziemy.
18 VIII 2069 Dziennik wyprawy XV:
Okazało się, że minęliśmy centrum dżungli, prawdopodobnie wtedy, gdy Jones zniknął. Postanowiliśmy pójść naokoło i dołączyć do grupy Stephensona.
19 VIII 2069 Dziennik wyprawy XVI:
Wprawdzie umówiliśmy się ze Stephensonem w zachodniej części, ale oni chcą zahaczyć jeszcze o centrum dżungli... Nie słuchali naszych rad.
21 VIII 2069
Kontakt radiowy się urwał. Przeczuwamy najgorsze.
22 VIII 2069
Postanowiliśmy uciekać. Postanowiliśmy w większości, bo Mark, George i Kruk postanowili odnaleźć Stephensona, lub to, co z niego zostało. Oni także nas nie słuchali, poszli na północny wschód.
24 VIII 2069
Na drzewie, blisko krawędzi znaleźliśmy jednego z grupy Stephensona... Trudno było go zidentyfikować. Uciekliśmy jak popadnie, trzymałem się z Clarkiem, resztę zgubiliśmy. Tak samo jak drogę.
Środa
To chyba środa... Nie wiem, jesteśmy w najciemniejszej części dżungli. Tu jest... potwornie, nie widać różnicy miedzy dniem a nocą. Clark znalazł ludzką czaszkę. Niech Bóg ma nas w opiece...
Piątek
Cały czas słyszymy szelesty, wydaje mi się, że coś na mnie patrzy... Raz chyba błysnęły mi jakieś czerwone ślepia... Och, kiedy stąd wyjdziemy...
Sobota
Clark... nie wytrzymał. Strzelił sobie w łeb tym cholernym karabinem. Zostałem sam.
-
Nie wiem, co to za dzień, już nie mam pojęcia... Chyba tracę zmysły, nie mogę trzymać już tego pióra...
-
Widziałem centrum... Widziałem wrak... Tam był człowiek... Straszny, prawie jak nie człowiek, jak zwierze... I te roboty... Przyniosły mu jedzenia... A na włóczni... Och, Stephenson, ty durniu... Jeden mnie zauważył. Uciekłem.
-
Nie wrócę już do domu, wiem. Zginę jak Stephenson, wbity na włócznie... Albo sam... sam to zrobię, oszczędzę im pracy...
-
Śledzą mnie, czuję to...
-
Widziałem czerwone oczy w ciemności.
-
Już nie mog...
- Reszta to plama atramentu, Jackson. I plama zaschniętej krwi... Rety, to straszne. Lepiej faktycznie się stąd wynośmy Jackson. Jackson? Gdzie jest...
Dalsza cześć tego pytania utknęła naukowcowi w gardle. Zacharczał, zwiesił głowę, twarz stężała, oczy stanęły w słup. Robot wyciągnął włócznię z klatki piersiowej ofiary, zdjął jej kapelusz i wspiął się po drzewie, aby zanieść prezent swemu panu...
Dżungla Pogranicza to miejsce nieznane, osnute mgłą legend i tajemnic. Tubylcy dawno uciekli z tych okolic, zastraszeni znajdowanymi ciałami swych dzieci, żon, mężów... Zazwyczaj trudno zwłoki było rozpoznać.
Makabryczne morderstwa przywołują na myśl rytuały, jakieś krwawe praktyki. W każdym razie ludności nie chciała się tego dowiedzieć i prędko zniknęła.
Całe zamieszanie bierze się od pewnego szaleńca, który zamieszkuje centrum dżungli. Otóż kilka lat temu w centrum dżungli spadł statek z przewożący oddział robotów o zaprogramowanej inteligencji zwierzęcia. Miała to być komórka wojskowa zajmująca się eksterminacją niepożądanych osób. Roboty wyposażone w wszelakie funkcje, typu: chodzenie po ścianach, niesamowita zręczność, celność, widzenie w ciemnościach... Przede wszystkim budziły przerażenie. Zmechanizowane szkielety, z połyskującymi, stalowymi kłami, błyszczącymi oczyma, ogony zakończone złowrogim kolcem, ostre włóczni w szponiastych łapach... To miało napawać grozą i owszem, napawało.
Ale w czasie lotu nad dżunglą, z powodu prozaicznej pomyłki, transporter doznał usterki i spadł. Wylądował w dżungli, miejscu odosobnienia, z dala od tubylców. Pilot, który przeżył, widząc swoją samotność, bezradność i ogrom dżungli, postradał zmysły. Stał się wodzem, geniuszem swojego plemienia, idolem robotów. Włączył je, odrobinę przeprogramował i zaczął rządzić lasem. Roboty donoszą mu owoce i wodę, on w zamian za to doładowuje swoich poddanych, gdy przyjdzie potrzeba.
Maszyny są mu bezgranicznie oddane, wszystkie służą mu bezmyślnie. Nie tworzą hierarchii w swoich szeregach, nigdy nie przyjdzie im do ich zmechanizowanych głów myśl o buncie, chyba, że zostanie przeprogramowany ich system zachowań. A do tego trzeba drugiego geniusza.
Ładowanie maszyn ciągnie się w nieskończoność. Maszyny na starym statku wciąż działają, gdyż mają własne zasilanie.
Żeby położyć temu koszmarowi kres można zrobić różne rzeczy. Niebezpiecznym zabiegiem jest zabójstwo zwierzchnika plemienia maszyn. Wtedy, bowiem roboty napadną zabójców z niepohamowana agresją, co skończy się niechybną śmiercią morderców. Trzeba bardzo dużej siły, żeby stawić czoła kilkudziesięciu krwiożerczym robotom. A taką siłę trudno zebrać.
Atak z powietrza również może zakończyć się klęską, bowiem roboty mają silniki na grzbietach, dzięki którym mogą latać i zaszkodzić pojazdowi.
Jeśli jednak uda się zgładzić szaleńca, roboty będą pilnowały jego zwłok i zabijać każdą istotę żywą, która wkroczy do dżungli. W końcu się wyczerpią i padną, a dramat się zakończy.
Za to przeprogramowanie inteligencji choćby jednego robota może być dobrym wyjściem. Maszyna mogłaby zabić swego pana, a inżynier, który dokonał przeprogramowania byłby już daleko od tego miejsca, popijając colę z puszki.
Dookoła lasu nie ma żadnych środowisk mieszkalnych, więc bomba z pewnością załatwiłaby sprawę. Ale wiadomo, że bombę zdobyć to nie fraszka.
Być może udałoby się też zdobyć prymaty wśród robotów, zdegradować pana robotów w oczach maszyn. Wówczas możliwa jest cicha ucieczka, podczas gdy roboty będą mordować szaleńca.
Pomysłów może być wiele, szalonych i niebezpiecznych, bo innych raczej nie ma w takiej sytuacji. Więc, jeśli wybierasz się w okolice Dżungli Pogranicza, zabierz ze sobą odrobinę szaleństwa...
Autor: Carchmage
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.