Czy ktoś z was był w Gatandze? My po dekadzie grania wybraliśmy się tam po raz pierwszy. Nie dysponuję żadnym opisem tego miasta, a jedyne informacje o nim posiadam z mapy, więc wiem, że znajduje się ono na Wyspie Odszczepieńców i zaznaczone jest na czarno. Nie świadczy to o nim dobrze (no przynajmniej z punktu widzenia Paladynów). Cały ambaras wyniknął przez przypadek, bo jakieś 10 miesięcy temu gracze znaleźli mapę o której śmiertelnie zapomniałem. Palnąłem jedynie (przynajmniej gracze tak mówią, bo niby sobie zapisali), że jest to mapa do skarbu znajdującego się w piramidzie na Wyspie Piramid.
Oczywiście mieli na tyle rozsądku, że nie wyruszyli tam od razu (mieli wtedy chyba z 3 POZ), a pewnie by zapomnieli o tym na zawsze, ale splot przypadków musi być złośliwy jak zawsze. Jeden z graczy (Sorgan) wylosował zawód niezwykle rzadko spotykany. Oczywiście także zapomniałem jaki, a okazało się, że po tylu latach grania wyobraźnię mamy już ukierunkowaną podobnie, tak więc gdy ze zwykłego lenistwa palnąłem kiedyś, że przemycany towar, to zupełnie dla nich bezwartościowe elementy latającego statku, to zobaczyłem tylko dziki uśmiech. Okazało się, że postać Sorgana jest konstruktorem statków powietrznych. Teraz wszystko można poukładać do kupy.
Postacią główną kampanii jest odtwarzany przez Ghenora Czarny Rycerz/Astrolog (tak na marginesie poziomy 8/0 - stwierdził, że stracił zainteresowanie tym działem nauki i nawet nie ma medalionu i nie zna żadnego czaru). Można jeszcze dodać, że jest on poszukiwany przez cały Orkus za zabicie króla, co spowodowało, że najechał na wyspę Sułtan z Archipelagu Południowo Wschodniego, który jest sprawcą morderstwa i także szuka naszego bohatera, gdyż tylko ten może go zdemaskować. Czyli jednym słowem: udupienie.
Ale chłopaki się nie poddali. Zwiali w Góry Czerwone, gdzie spędzili z dwa lata i przypomnieli sobie o latającym statku, ale skoro nie ma funduszy, to przypomnieli sobie o skarbie, a więc nie pozostało nic innego jak ruszyć na Wyspę Piramid (poziomy w okolicach 10 i po 20-30 przedmiotów magicznych). A skoro szukają ich wszyscy to jedynym miastem, gdzie można uzupełnić zapasy stała się Gatanga.
Zastanawiałem się wcześniej wielokrotnie jak można to miasto rozegrać. Społeczeństwo musi być zdemoralizowane, ale jakoś funkcjonuje w gromadzie. Ktoś sprawuje władzę, ale nie może być policji, czy straży miejskiej. Istna samowola, ale jeszcze nie chaos. Rozwiązanie może nie okazało się może zbyt oryginalne, ale niezwykle trafne. Zastosowałem schemat Ankh-Mork Pork ściągnięty bezczelnie od Pratchetta. Motywy typu wykup biletu za 50 złotników, który na tydzień zwalnia od kradzieży dokonywanych przez gildię złodziei i wiele podobnych motywów. Cała sesja zeszła chłopakom (bo u nas ciągle dziewczyny mają zakaz gry) na zwiedzanie miasta, chodź mieli tylko kupić jedzenie i łodzie na skarb (moi gracze to maksymalni optymiści). Jak się okazało nie mogło się obyć bez wielkiej bitwy w karczmie. Najwięcej problemów miałem z postacią Sorgana. Ten wredny elfiór (nie cierpię tej rasy), wyznający Graama (też lekko mówiąc za nim nie przepadam) ma na sobie czar rzucony na stałe przez kapłana Morglitha, który nazywa się Leczenie lekkich ran i co rundę regeneruje mu 70 punktów Żywotności. Dopiero kopniak od ogra, który trafił delikwenta w twarz w pozycji leżącej rozwiązał problem utraty przytomności. Ogólnie lekko nie było.
Problematyka powyższego zagadnienia dotyczy faktu, czy ściągać z literatury, czy nie. Moje posunięcie było o tyle ryzykowne, że połowa grupy nie lubi Świata Dysku (wiem, że to niewiarygodne, ale są to zwolennicy twardej fantasy). Każdy system ma swoją konwencję. KC to typowy heroic fantasy. Postacie już po paru sesjach są w stanie samodzielnie rozwalić wieś, a od 5 POZ zaczynam się bać o strażników miejskich. Jednak i po takim czasie ciężko nam znaleźć pewien wyróżnik systemu. Brak w nim chaosu z młotka lub sterty dziwnych ras z earthdawna. Wyznacznikiem takim miała być władza orków, ale u nas słowo Katan znaczy mniej więcej tyle, co Mieszko I, bo chyba w drugiej wielkiej kampanii, orki wróciły na swoje miejsce, a więc na końce mieczy i włóczni.
Mutacje systemowe spowodowały pojawienie się u nas chaosu (w postaci podobnej do młotka), a przez to powstało dużo nowych profesji tylko z tym związanych. Mamy rasy ściągnięte z innych systemów i wiele innych zapożyczeń, a jednocześnie pozostały stare dobrze kryształki. Nawet jedno miasto Pratchetta tego nie zmieni. Nie umiem sobie odpowiedzieć tylko na to jedno pytanie - czemu grając w KC od razu wiem, że to jest właśnie ten system. Muszę się chyba poddać i stwierdzić, że nie ma innej opcji jak obwołać, że wyznacznikiem Kryształów są właśnie same Kryształy. System, jednym słowem, doskonały.
Próbowaliśmy grać w inne systemy (sam naciskałem na spróbowanie Warhammera), ale za każdym razem była to piękna porażka. Był taki okres w historii RPG w Polsce, gdzie przyznanie się do grania w KC było wyznacznikiem braku kultury, ogólnego spodlenia i nędznego gustu. Jednak te czasy minęły. Na rynku systemów jest dużo (chyba za dużo), są wznowienia i coraz oryginalniejsze pomysły, ale ciężko porzucić system, który zna się od podszewki i rozpocząć coś od nowa.
Jedynym wyjątkiem jest Zew Cuthulhu, który stanowi zupełnie inny rozdział RPG. Przynajmniej dla nas. My zrobiliśmy z tego system elitarny. System w który gra się raz do roku, albo i rzadziej, ale dzięki temu każdą sesję pamięta się doskonale i jest ona niepowtarzalna. Czasami uda się nawet osiągnąć, że ktoś boi się zasnąć i to już jest sukces.
Kryształy w naszym wykonaniu to raczej dobra zabawa. Mało jest sesji w czasie których gracz zachowuje się przez cały czas poważnie. Dużo częściej sesje upływają w atmosferze zabawy, przerywanej eksplozjami śmiechu. Na szczęście trafiają się czasami takie, w czasie których nikt nie ma zamiaru się śmiać i mam nadzieję, że następna właśnie taka będzie, gdyż moja grupa właśnie wchodzi do piramidy...
Właśnie takich sesji wam i sobie życzę najbardziej.
Autor: Pyrtles
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.