Tawerna RPG numer 69

Od giermka do bohatera... Czyli "męka" na Lacu

Zawsze zastanawiałem się jak swoje pierwsze kroki na Lacu wspominają gracze. Myślę, iż nie byłem w tym odosobniony, a moje pierwsze minuty nie różniły się od początkowych poczynań innych. Pamiętam doskonale dwa odczucia: fascynacje i stan bezradności. Lac był pierwszym mudem na którym zagościłem. Został jedynym mudem na którym pograłem dłużej niż godzinę. Mimo uczucia początkowej bezradności, problemów z komendami, oraz z chaosem panującym w głowie wiedziałem że się uzależnię. Każdy z nas zaczynał od Szkoły Muda, to właśnie tam zrobiłem swoich kilka pierwszych poziomów. Sprawiły one, iż poczułem się dumny z siebie. Właśnie tam zbierałem sucharki by nie umrzeć z głodu. Wspominając swoje początki pamiętam dokładnie, iż największym i chyba najczęstszym dylematem było "co i gdzie bić". Pytanie to towarzyszy mi do dziś, lecz doświadczenie powoduje, że coraz łatwiej dobiera się mi godnych przeciwników. Były to najmilej spędzone godziny na przemierzaniu świata, na kupowaniu dróg, zwiedzaniu nowych krain. Wszystko to zaowocowało nie tylko licznymi odwiedzinami w czyśćcu, ale również nabyciem nowej wiedzy. Przemierzając świat samoistnie i mimowolnie się uczyłem... Poznawałem komendy, które na początku wydawały mi się koszmarem. Czas oraz praktyka sprawiły, iż po pewnym czasie mogłem wyrzucić kartkę na której skwapliwie zapisywałem nowo odkryte i przydatne polecenia.

Czym charakteryzowałem się jako ktoś kto zaczyna swoją przygodę z mudem? Oczywiście zadawałem mnóstwo pytań. Dla mnie były one niezmiernie istotne, a innych zapewne śmieszyły. Tak oto mijał mi czas spędzony na grze. Zbierałem doświadczenie i wiadomości oraz myślałem sobie, że "niedługo to im wszystkim pokażę". Oczywiście nie pokazałem, za to zasmakowałem przyjemności grania w grupie. Wtedy właśnie zorientowałem się jak niewiele potrafię i jak wiele mi brakuje do innych. Grałem z graczem którego niestety imienia już nie pamiętam. Jednak był on dużo bardziej doświadczony ode mnie. Grając z nim podpatrywałem co czyni, poznawałem nieznane mi krainy oraz wypytywałem go o wszystko, czego nie rozumiałem. Myślę iż właśnie granie z graczami w grupie dało mi jako nowicjuszowi najwięcej. Partner z grupy zawsze pomoże, doradzi a także pokaże ci coś, o czym nie miałeś pojęcia. Wtedy właśnie dowiedziałem się, iż mój ekwipunek nadaje się właściwie tylko do poświęcenia bogom. Okazało się, iż istotne jest to co na sobie noszę, nie tylko poziom danej rzeczy ale także inne atrybuty, które widzę dopiero po zidentyfikowaniu przedmiotu za pomocą odpowiedniej magii. Podsumowując - oprócz poznawania krain, miałem kolejną pasję - znaleźć coś, co warto na siebie włożyć.

Moją pierwszą postacią był krasnolud wojownik. Do czego służy zwój identyfikacji dowiedziałem się za późno. Podobnie rzecz miała się z treningiem i ćwiczeniami. Robiłem wszystko nieudolnie i nie tak jak powinienem. Wszystko przychodziło z czasem i mimo tego, iż zdawałem sobie sprawę z niedoskonałości swojej postaci cieszyła mnie gra. Było tak do czasu, aż nie spotkałem na swojej drodze pierwszego zabójcę. Postanowił on mi grę troszkę utrudnić. Pamiętam swoje pierwsze walki, gdy łomotało mi serce, a ręce się trzęsły. Kilka sekund walki i odwiedziny w czyśćcu. Wtedy właśnie postanowiłem sobie iż zrobię wszystko by nie zostać "chłopcem do bicia". Po pewnym czasie założyłem nową postać która miała być dużo lepsza od tej pierwszej. Tak się chyba stało... Gra stała się łatwiejsza, moby dawały się pokonywać szybciej a poziom postaci rósł. Po jakimś czasie znalazłem się w "połowie drogi". Zachęciło mnie to do jeszcze intensywniejszej gry. Później nastąpiła przerwa w grze i powrót, po którym osiągnąłem swój pierwszy 100 poziom.

Miłe jest uczucie towarzyszące oglądaniu komunikatu "Udało Ci się...". Gdy zaczynałem wydawało mi się, że osiągniecie "100" jest czymś szczególnym, że jest pułapem po osiągnięciu którego będę mógł spocząć na przysłowiowych laurach. Teraz wiem, iż w moim przypadku było wręcz przeciwnie. Dopiero osiągnięcie statusu bohatera, zachęciło mnie do tego by inne moje postacie stały się bohaterami z krwi i kości. Teraz naprawdę mam ochotę stworzyć postać, która będzie tą moją wymarzoną. Pomimo wszystkich emocji, okazjonalnych chwil paniki, uczuciu "głodu" setnego poziomu, zawsze pamiętam, że jest to tylko gra. Gra na swój sposób realistyczna, stanowiąca płaszczyznę dla zbudowania tak przyjaźni jak i nienawiści, ale wciąż dobra zabawa. Życzę więc każdemu by jego droga od giermka do bohatera była przede wszystkim przyjemna.

Autor: LAC Team

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.