Thombstone: Nie wiem, czy uwierzysz, ale posłuchaj. Kiedyś jeden gościu wpieprzył mi kulkę z deserta prosto w ramię, tak, że tylko leżałem i kwiczałem. I zostawił mnie tak na pastwę losu. Przeleżałem tak pół dnia i nagle przyszły mutki. Myślę sobie - mogiła. Jak nie podejdą i załatwią to co? Przyszli i opatrzyli. Powaliło ich?! Nie wiem. Nie mnie to obchodzi, bo i tak będę do nich walił z mojej śrutówy - "dobry mutek to martwy mutek".
CoB: Ja do nich, szczerze mówiąc, nic nie mam. Pamiętam dni na froncie. Ja & grupa skoperów wyruszyliśmy, by przejąć trochę żelastwa z udoskonalonego łowcy. Oddaliliśmy się dzień drogi na północ od linii frontu. Wpadliśmy w zasadzkę. Jeden ze skoperów zaginął, a dwie godziny po tym moloch wysłał nam w zamian 10 łowców. Już po nas - myślę. Już popuszczaliśmy w gacie, gdy tu nagle do naszego tańcowania przyłączyła się grupa mutantów. Dzięki temu wsparciu pokonaliśmy maszynki, a kilka z nich nawet wypatroszyliśmy. A mutki, zamiast nas załatwić, opatrzyły nas i odprowadziły do naszego obozu. Nigdy im tego nie zapomnę. Dlatego teraz nie zabijam mutantów od razu. Najpierw sprawdzam czy należą do Zjednoczenia (noszą hełmy z orłem i czerwonym krzyżem na tle, skąd je biorą - nie wiem). Są najróżniejsi. Według moich domysłów w każdej partii molocha znajdują się błędne jednostki.
Thombstone: Ale i tak lepiej im nie ufać. Lepiej im zajebać przed, niż po tym jak podejdą...
CoB: Szczerze mówiąc, ty byś zabijał wszystko co się rusza. Ale kiedy znowu coś ci się stanie, a nie będzie nikogo do pomocy oprócz mutków...
Przywódca: | A po co im? |
---|---|
Liczba członków: | Niewielu (ulegają rozproszeniu, chodź im dalej na N tym ich więcej) |
Występowanie: | Trudno określić, pojawiają się raz na jakiś czas |
Uzbrojenie: | Słabe |
Wyposażenie: | Słabe |
Animozje i sojusze: | W stanie wojny z molochem i jego tworami, przyjazne stosunki z ludźmi* |
Sława: | 1 |
* Przynajmniej z ich strony
Autor: Children of Blooms
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.