Tawerna RPG numer 68

Dlaczego najlepszą grą cRPG jest gra FPP?

Prawdopodobnie tytuł tego tekstu oburzył wielu z was. Inni - być może nie pałający taką miłością do któregoś z tych dwóch gatunków - pomyślą: "ten to ma problemy...". Ale ja mimo wszystko będę obstawał przy swoim.

Wszystko to ma podłoże w nomenklaturze. Nazewnictwie. Nasz rodzimy - swoją drogą jakże piękny - język ma to do siebie, że jest bardzo trudny. I fakt ten dotyczy wszystkich - zarówno uczących się go cudzoziemców jak i nas, Polaków...

Heh... Ale ja przecież miałem pisać o grach, a nie stwarzać sztuczną konkurencję dla profesora Miodka...

Gry fabularne (RPG) z definicji są grami pozwalającymi bawiącym się w nie stać się kimś zupełnie innym, kimś, kim nawet przy olbrzymiej sile woli, pracy i kosztach stać się nie mogą. Ale jeżeli przyjrzymy się baczniej definicjom jakimi raczą nas wszelkiej maści dystrybutorzy gier cRPG, to ujrzymy coś zgoła odmiennego... Gry fabularna (RPG) to gry w które bawiąc się możemy rozwijać współczynniki i umiejętności postaci jaką gramy.

Banialuki!

RPG jest grą dzięki której stajemy się baśniową postacią w jej wyśnionym świecie, a nie tą w której kreujemy i rozwijamy prowadzoną postać. Od tego twierdzenia mamy już dosłownie dwa kroki do prostej konkluzji, że wielokrotnie bliżej do RPG Quake'owi niż np. Falloutowi.

Już widzę rządzę mordu w oczach miłośników postnuklearnego świata, których do pasji doprowadza sama myśl zaprzeczenia RPGowości ich ulubionej gry. Heh... nikt nie powiedział, że będzie lekko...

Role playing games - tja, teraz będę się mądrzył, że wiem co to znaczy - w bezpośrednim przekładzie czytamy jako "gry w odgrywanie roli". A teraz spróbujmy się nad tym zastanowić.

Odgrywanie roli jednoznacznie kojarzy się z zajęciem aktora. A czy widział ktoś kiedyś (w teatrze, kinie lub telepatrzydle) aktora, który podczas odgrywania swojej roli rozwija się? No dobrze... Pomińmy Kordiana i jemu podobnych, bo nie o taki rozwój tutaj chodzi...

Aktor - w momencie wykonywania swojego zawodu - staje się odgrywaną postacią: czuje, myśli i widzi tak jak ona. Podobnie jak siedmiolatek siadający przed monitorem i młócący w Quake'a...

Ale bezmyślna łupanina, to trochę toporny przykład. Mimo, że jako przykład pasuje tutaj świetnie, to jednak wiele osób mogłoby poczuć się urażonych takim spłyceniem definicji gier cRPG. Hehe... I właśnie zbliżamy się do momentu na który czekam od początku pisania tego tekstu...

Jest pewna gra, która mimo, że znana i lubiana, od zawsze była traktowana nieco po macoszemu w naszym kraju. Chodzi o Thiefa.

Saga opowiadająca o losach Garretta - nieuchwytnego złodzieja, utrzymana w konwencji FPP, nie była pozytywnie odebrana przez miłośników Quake'a czy Unreala. Może nie dla wszystkich, ale dla zdecydowanej większości, gierce, która wymagała inteligentnego podejścia do zabawy (nierzadko nie wolno było zabijać przeciwników) nie warto było poświęcać wiele więcej czasu niż do momentu stwierdzenia, że praktycznie niemożliwe jest pokonanie w walce na miecze przeciwników w ilości większej niż 2. A z drugiej strony miłośników Fallouta czy Baldur's Gate odrzucił pierwszoosobowy widok świata i perspektywa mechanicznej walki z błyskawicznie mnożącymi się przeciwnikami przy automatycznej degradacji szarych komórek do jakiej przyzwyczaili nas twórcy gier FPP.

Lecz Thief okazał się inny. Pozwalał graczowi - jak nikomu innemu - wczuć się w postać dziecka nocy, gdzie każdy szmer może zadecydować o powodzeniu lub niepowodzeniu danej misji, a najmniejszy kawałek cienia o życiu i śmierci... Siadając przed komputerem gracz staje się na pewien czas prawdziwym złodziejem w fantastycznym świecie - z jego planami, zmysłami i przeciwnościami...

A także pierwszoosobowym spojrzeniem na świat!

To właśnie jest cRPG!

I teraz zapewne dostrzegacie skąd wziął się tytuł tego tekstu. Wierzę, że przejrzeliście na oczy (pierwszoosobowo). I nie przeszkadza wam to się jeszcze bardziej ze mną nie zgadzać...

Autor: BAZYL

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.