Życie Saurona

Rozdział 13

Słońce wstało nad stepami Rohanu, ptactwo piszczało, małe bobry biegały wśród traw, jakiś opóźniony w rozwoju elf podskakiwał tu i ówdzie. Był to swojski poranek, jak co dzień. Nic nie zapowiadało tragedii, jaka się miała wkrótce wydarzyć. I nie chodzi tu zbliżający się konkurs na Najgorętszego Rohańczyka po 60-ce.

Nagle niebo się zachmurzyło, a mały bóbr (bober) został subtelnie rozmiażdżony pod skórzanym butem na 20cm-owej szpilce, który należał do dzielnego Uruk-Haia. Wojownik ubrany w lateksowy kombinezon oraz skórzaną zbroję pokrytą metalowymi płytkami, a także stalowymi szpikulcami, przeczesał przybłocone włosy i zaryczał ku chwale Ciemności.

Po chwili cała armia 50 tysięcy brudasów w sadomasochistycznych ciuchach wydała ze swych zatęchłych ust uroczy okrzyk. Tymczasem 18 wojowników rzuciło się na zwłoki bobra ze słowami: "Świeże mięso!". Jako że zwierzątko wiele tego mięsa nie miało, doszło do tradycyjnej bójki, w której 247 Uruk-Haiów zeżarło się wzajemnie.

- Zachowujcie się, paszczury! - zakrzyknął wojownik na 20cm-owych szpilkach. - Gdy wychodziliśmy z Isengardu, było nas 50 tys. Teraz jest nas tylko 48 387, a idziemy dopiero 2 godziny! Przejdźcie na wegetarianizm, wy krzyżówki genetyczne!

Banda sadomasochistycznych brudasów trochę się zawstydziła, patrząc nieśmiało na własne buty. Ulżyło im, gdy po chwili przywódca rozkazał im maszerować dalej w rytm rumby.

Tymczasem nad uroczą okolicą Martwych Bagien latały radośnie dwa Mroczne Renifery Grozy, Horroru i Terroru z dwoma jeźdźcami na grzbietach. Peleryny Nazguli połyskiwały, jak zawsze, w blasku słońca. Piszczały one posępnie, rozsadzając przy okazji mózgi okolicznego ptactwa. W tej miłej atmosferze mijało im popołudnie.

- Jak nazwałeś swojego reniferka? - spytał czule Czarnoksiężnik z Angmaru.

- Co cię to obchodzi? - odwarknął Khamul.

- Och, czemu się tak znowu złościsz? Nie widzisz, jaki piękny dzień mamy?

- W przeciwieństwie do ciebie, mam ciekawsze rzeczy do roboty niż patrolowanie jakiś bagien! Co ja jestem? Drogówka?!

- No a co masz ciekawszego do roboty? - spytał Czarnoksiężnik, unosząc zawadiacko brew.

- Ekhm... No...Wiem, ale nie powiem! - stwierdził z oburzeniem Khamul.

- Oj, przyznaj się po prostu, że humorek ci nie dopisuje, bo jeszcze nie wymyśliłeś imienia dla swojego reniferka - uśmiechnął się pojednawczo.

Khamul spojrzał na niego z obrzydzeniem i złapał się za głowę, nie wiedząc, czemu musi tak cierpieć.

- To nie jest reniferek, tylko Mroczny Renifer Grozy, Horroru i Terroru. Przestań gadać, jak jakaś podstarzała gospodyni domowa z Rohanu!

- Tak żeś się uczepił tego Rohanu - odparł Czarnoksiężnik, machając dłonią.

- No tak, tobie się tam podobało. W końcu jest tam ten twój koński kochaś Eomer!

- Och, gdzie tam!- powiedział Czarnoksiężnik słodkim tonem, nerwowo chichocząc.

- Taak? To może mi powiesz, jak się twój renifer nazywa.

- Och, no zupełnym zbiegiem okoliczności nazywa się Eomer. To po takim mędrcu, co to żył w poprzedniej erze w tym... no, tam gdzieś na zachodzie.

- Jesteś żałosny - odparł Khamul z obrzydzeniem.

- Tak? - spytał obrażony Czarnoksiężnik. - A ty jak nazwiesz tego swojego zwierzaka?

- Mroczny Renifer Grozy, Horroru i Terroru musi mieć męskie, bohaterskie imię prawdziwego macho i twardziela! Dlatego nazwę go imieniem wzbudzającym podziw, szacunek i strach, czyli Stokrotka!

Czarnoksiężnik z Angmaru popatrzył na towarzysza z konsternacją na twarzy.

- Uszanuj to, że nie wszyscy muszą być takimi twardzielami i bezuczuciowymi wojownikami jak ty! Może Stokrotka rzeczywiście jest imieniem wzbudzającym strach, ale Eomer jest z głębi mojej duszy!

- Nie wątpię! Najpierw niby taki oburzony byłeś jego impertynenckimi zalotami, ale tak naprawdę ci się spodobało. Udawałeś nieprzystępnego, ty niegrzeczny chłopcze - odparł Khamul złośliwie.

- Ładną mamy dzisiaj pogodę, heh - Czarnoksiężnik z zawstydzeniem zmienił temat. - Ej, tam coś chyba jest!

- Gdzie? - spytał Khamul, rozglądając się po Marwtych Bagnach.

- No tam, na dole, za tymi krzakami. Jakieś kurduple się chowają. Lepiej to sprawdź.

- Sam sobie to sprawdź! - wrzasnął Khamul.

- Ja tu dowodzę!

- No właśnie!

- No właśnie!

- No to chyba wszystko jasne - powiedział Khamul z zadowoleniem.

- Ale o co chodzi? - spytał Czarnoksiężnik z zakłopotaniem.

- Dowodzisz.

- No i?

- No więc sprawdź to.

- Co?

- To, co powiedziałeś przed chwilą?

- To o dowodzeniu? - spytał Czarnoksiężnik z poważną miną.

- Skoro tak mówisz.

- Aaaa. Ładną pogodę dzisiaj mamy, nieprawdaż?

- Tak.

- To może wrócimy do domu na obiad?

- Ty tu jesteś dowódcą - odparł Khamul, wprowadzając Czarnoksiężnika w konsternację.

- A więc to znaczy, że wracamy na obiad?

- Skoro chcesz.

Czarnoksiężnik miał już łzy w oczach, ponieważ przytomność umysłu najwyraźniej go opuszczała. Postanowił wziąć się w garść i nie dać po sobie poznać słabości, więc zapiszczał przeciągle i poleciał na południe ku Barad-dur.

Jakiś czas później Wszechmocny Władca Ciemności, Ostoja Posępności i Szeroko Rozumianej Ciemnoty, Wielki Sauron z Mordoru zasiadł w swoim welurowym fotelu ze złotymi frędzlami w gabinecie. W pomieszczeniu zasiadły także Nazgule w mniej oficjalnych, domowych strojach, czyli wełnianych dresach przetykanych złotą nicią.

- Czarnoksiężniku, czy na Martwych Bagnach wszystko w porządku? - spytał Sauron.

- No jasne, o Najposępniejszy! - odparł z niewinnym uśmiechem.

- No to elegancko! Tak ma być - Sauron zaklaskał z radością. - W sumie to będę miał dla was robotę.

- Jaką, o Najpotężniejszy Władco? - spytał Czarnoksiężnik przy akompaniamencie pisku pozostałych Nazguli.

Saurona aż przeszły dreszcze od tych wysokich dźwięków. Złapał się za twarz i ziewnął.

- Ano taka jest sprawa, że trzeba zlikwidować jednego przygłupa z Gondoru - zaczął Władca Mordoru, a Nazgule zapiszczały złowieszczo.

- Którego? - spytał Czarnoksiężnik, zalotnie unosząc brew.

- No tego syna namiestnika Gondoru. No ten, co to wygląda na trochę opóźnionego.

- No a który nie wygląda? - spytał Khamul, popiskując.

- Boromir nie wygląda - powiedział po chwili namysłu Sauron. - Zawsze czułem do niego coś w stylu sympatii.

- On nie żyje - powiedział beznamiętnie Khamul.

- Jak to nie żyje?! - spytał z oburzeniem Władca Ciemności.

- No te Uruk-Haie Sarumana go zabiły.

- Co?! Skąd masz takie informacje? - pytał Sauron ze łzami w oczach.

- No słyszy się to i tamto na mieście - odparł Khamul, wzruszając ramionami.

- Hoho, to chyba sobie muszę pogadać z tym białym magikiem... No w każdym bądź razie, chodzi mi o brata boskiego Boromira. Trzeba drania ubić. Będzie w tej twierdzy na zachodzie. Wiecie, Osgiliath czy jak to tam się zwało. Zdobędziemy przy okazji niezły obiekt o dużej wartości strategicznej.

- No, nawet przebiegłe - przyznał Khamul.

- Twoje życzenie jest dla nas rozkazem, Mistrzu Ciemnoty i Obrzydliwości! - zakrzyknął Czarnoksiężnik.

- Wiem - odpowiedział Sauron, zastanawiając się, o co chodzi z tą ciemnotą i obrzydliwością. - No to w drogę. Weźcie Mroczne Renifery Grozy, Horroru i Terroru i pokażcie kto tu jest Super Extra Wypas Ziomem.

- Ale o co chodzi? - spytał Czarnoksiężnik.

- No nieważne. Uwijać się!

Gdy Władca Ciemności został już sam, odetchnął z ulgą, gdyż wreszcie mógł w spokoju wyszczotkować włosy. Gdy zaczesał je na bok, ukrywając łysinkę, wyjął palantir i rozłożył się na łóźku w koronkowym szlafroczku.

- Halo, halo?

- Halo, halo, Sarumanie?

- Dobry wieczór, Sauronie.

- Dobry!

- Co tam?

- A dobrze, dzięki. Wspaniale, że te twoje krzyżówki zamordowały z zimną krwią Boromira!! - wrzasnął roztrzęsiony Sauron.

- No wiem, dobrze się spisali - przyznał z satysfakcją czarodziej.

- Nie pojąłeś ironii?

- A powinienem? - spytał Saruman, nie wiedząc, o co chodzi.

- No raczej! Przez ciebie zginął Boromir!

- To chyba dobrze, no nie?

- Ty nieczuły draniu! Och! - Saruman westchnął, osuwając się na jedwabne poduszki.

- O co ci chodzi? - zapytał zupełnie zdezorientowany Saurman.

- O to, że go lubiłem! Wystarczy?!

- To trzeba było powiedzieć! Bym im kazał zabić elfa.

- Och!!!!- krzyknął piskliwie Sauron. - On jest zbyt piękny, ty obrzydliwcu!

- Aha... - wydusił z siebie z zakłopotaniem. - No przepraszam bardzo. Myślałem, że mamy zabijać wrogów.

- Myślenie zostaw innym, ty zimna, bezuczuciowa maszyno do zabijania! Dobrze?

- Tak, na pewno dobrze na tym wyjdziemy - odparł Saruman, urażony. - Ale nie lękaj się. Mam dobre wieści.

- No niby jakie?

- Już dzisiaj wieczorem moja armia dojdzie do Helmowego Jaru! Wiesz, co to oznacza?

- Nie - odparł Sauron, patrząc tępo w palantir.

- To, że pokonamy Rohan!

- A, no to super. Tak trzymać. Tylko nie zabijajcie króla Tadzika, chcę go dla siebie - powiedział zalotnie Sauron.

- Ty zwierzaku!

- Och!

- Eee, tak... Dobra, jak chcesz. To jutro rano się odezwę, by przekazać ci nowinę o naszym zwycięstwie.

- No dobra, buziaki!

- No na razie, całuski!

 

Autor: Nekko

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2005, GFX by Kazzek, HTML by Darky