...
Mimo wczesnej pory miasto skąpane było we wszechogarniającym je mroku. Blask połówki zawieszonego niewysoko księżyca zlewał się ze światłem pogrążonego w wieczornym lenistwie miasta...
Od ciemnej ściany mroku oderwał się nagle jakiś cień. Przemknął między żarzącymi się kolumnami latarń ulicznych i lawirując przecinał biegiem miasto. Tymczasem dookoła wszystko spało... Wszystko?
Na tle ciemnego nieba pojawił się cień. Bezkształtna masa która ukazała się wraz ze śpiewem trzech odzianych w karmazynowe szaty mężczyzn. Ich zawodzenie niosło się daleko, ale bluźniercze słowa powoli rozmywały się w bezmiarze mrocznej, opuszczonej dzielnicy. Gdyby ktoś przypadkiem zawędrował aż tutaj zapewne zmroziłyby go płynące tutaj tony...
Gdzieś indziej zerwał się chłodny wiatr... Oplótł biegnącą postać i przeszył ją do samego wnętrza... Coś budziło się ze snu...
Kiedy biegnący dotarł na miejsce przeznaczenia, słaniał się już na nogach. Ostatnim wysiłkiem woli ułożył pod drzwiami zawiniętą w szary papier i oplątaną sznurkiem paczkę. A potem rozmył się w mroku nocy... Więcej nikt już nie miał go zobaczyć...
Paczka zaś leżała tam gdzie ją zostawił długi czas... Powoli tylko coraz bardziej szarzała i zlewała się z krajobrazem wymarłego miasta... i tylko ciągle krwiście czerwone znaki wymalowane na niej ciągle pozostawały takie same...
KGF zapraszam...
Autor: BAZYL
|