Divine Divinity

 

Historia dzieje w Riverllon. Postać, której poczynaniami steruje gracz trafia do wioski Uzdrowicieli - Aleroth, gdzie dowiaduje się, że w państwie dzieją się złe rzeczy. Oczywiście za wszystkim stoi prastary demon, który po latach spokoju chce znowu pogrążyć świat w chaosie, a twój heros jest wybrańcem, jedyną osobą, która może powstrzymać jego niecne plany. Cóż, trudno spodziewać się czegoś bardziej odkrywczego w grze cRPG. Mimo, że fabuła jest sztampowa, to ciekawie przedstawiona - bez nachalnego zalewu informacji (a w sumie, jakich informacji?). Przed rozpoczęciem rozgrywki nie możemy, niestety wykreować swojej postaci, ograniczeni jesteśmy do wyboru między wojownikiem, magiem i łotrem, bądź też żeńską odmianą którejś z tej postaci. Wybór nie jest taki ważny, jak w innych action cRPG (chociaż nie wiem, czy określanie DD takim mianem jest właściwe), ponieważ każda z postaci ma dostęp do wszystkich 96 umiejętności. Umożliwia to w trakcie rozgrywki stworzenie bardzo ciekawych postaci np. maga władającego sprawnie mieczem i tarczą, lub łotra, który potrafi przyzywać wspierające go stwory.

 

Pierwsze, co rzuca się w oczy po rozpoczęciu właściwej rozgrywki to dwuwymiarowa grafika. Ładna, ale gracze, którzy zachwycali się Dungeon Siege'em wyśmieją oprawę video DD. Owszem, technologia 2D jest w dzisiejszych czasach trochę archaiczna, ale mi się podoba i nie jest dla mnie wadą. Natomiast minusem jest na pewno "chrupiąca" animacja - ja nie wiem, jak oni to zrobili, ale na moim Athlonie 1, 7 GHz, 256 Ram i Radeonie 9000 (w najwyższej rozdzielczości i detalach) nie dało się przejść wirtualnych pięćdziesięciu metrów bez zaciachów. Nie jest to wielce irytujące, ale podczas przemierzania dłuższych dystansów bywa lekko dokuczliwe. Kwestią dyskusyjną jest jakość muzyki - jednym się spodoba, innych (np. mnie) bardzo wkurzy. O gustach się podobno nie dyskutuje, ale... Ci, którym ta muza się spodoba mają chyba jakieś wypaczone gusta (bez obrazy dla nikogo).

 

Po kilku pierwszych godzinach gry dostrzega się największe zalety gry: ogrom, bogactwo świata i nieliniowość fabuły. Zwiedzimy standardową, startową wioskę, potem farmy, Dzielnicę Biedoty i Kupców, Obóz Orków i kilka jeszcze lokacji składających się na Rivertown. Wszystkie one są ze sobą połączone, nie uświadczysz między nimi ładowania. Jest co prawda kilka osobnych lokacji, ale większość czasu i tak spędzisz w tym spójnym świecie. Kraina, którą przyjdzie nam zwiedzać jest ogromna i z początku możesz być jej wielkością przytłoczony, ale to minie i docenisz ją. Bardzo rozległe są również podziemia (nie wszystkie, ale większość), na szczęście nie ma ich zbyt wiele. Trudno by się nie zgubić, gdyby nie mapa. Oczywiście takowa jest i trzeba przyznać, że bardzo dobrze zrobiona. Ma trzy stopnie zbliżenia, spotkane podczas gry postacie będą zaznaczać na niej kluczowe miejsca, można na niej umieszczać także własne notki, co jest bardzo przydatne.

 

Questy poboczne, których jest naprawdę sporo, można rozwiązywać przeważnie na różne sposoby, tak jak w Fallout'cie, np. pewien kupiec prosi cię o podpalenie wozu handlowego konkurenta - możesz bez skrupułów wypełnić zadanie albo donieść o tym Straży Miejskiej, która zajmie się nieuczciwym sprzedawcą. Oczywiście są zadania, które wypełnić trzeba i istnieje tylko jedna droga do celu, ale takich jest bardzo mało. Zlecenia można wykonywać praktycznie w dowolnej kolejności, to samo jest ze zwiedzaniem świata, więc gra jest nieliniowa.

 

OK, ale na razie nie wiecie nic o rozgrywce. Walka odbywa się w systemie znanym z Diablo, z tą małą różnicą, że jest możliwość włączenia pauzy, podczas której można wydać jedno polecenie. Znacznie ułatwia to rozgrywkę i sprawia, że nie jest to bezmyślny hack & slash. W przeciwieństwie do Diablo, w DD możemy zdecydować, co powie nasza postać do napotkanych NPCów. Ci z kolei mają określony stosunek do naszej postaci i od tego zależy jak chętnie będą z nami gadać. Dialogi są niezłe, czasem doprawione humorem, ale zdecydowanie nie jest to mistrzostwo świata. Brakuje mi linii dialogowych zależnych od inteligencji postaci. Podoba mi się natomiast iluzja życia tego świata - np., gdy nasza reputacja znacznie wzrośnie, bądź podejmiemy się (wykonamy) jakiegoś szczególnego zadania, osoby po zagadaniu, będą nas rozpoznawać i mówić, że słyszały o naszych heroicznych czynach. Nie brzmi to rewelacyjnie, ale w praktyce to bardzo miły smaczek.

 

Przyszedł czas na wyżywanie się na lokalizacji. Wersja kinowa daje radę, ale...Cenega, to nie CD Project i troszkę baboli się znajdzie. Tłumaczenie miejscami jest niedorobione (znalazłem przedmiot Ruby Amulet :)), nierzadko zdarza się również, że postacie kobiece mówią o sobie w rodzaju męskim. Wiem, jak trudno jest rozpoznać płeć mówiącego w języku angielskim, ale... CD Projectowi to się nie zdarzało. Tłumaczenie na trójkę z plusem, ale chłopaki z Cenegi dorobili grze nowe błędy! Załóż jeden pierścień: wszystko OK, załóż drugi: gra wyskakuje do Windowsa. Podczas rozgrywki kilkakrotnie zdarzyło mi się, że program po prostu się wyłączył. Mało tego, nie usunięto większości błędów oryginału. Na szczęcie grę da się ukończyć- aż takich błędów w niej nie ma, ale i tak dobra łatka może uratować honor Cenegi.

 

Aby jednak skończyć optymistycznie napiszę, że ta gra jest naprawdę bardzo dobra, do tego po prostu uzależnia (jak każdy dobry roleplay). Gdyby nie błędy i muzyka oceniłbym ją wyżej. A i tak warto po raz n-ty pokazać złemu demonowi, że jego miejsce jest w piekle.

 

 

Autor: Phoenix

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky