ARTURO PEREZ-REVERTE "CMENTARZYSKO BEZIMIENNYCH STATKÓW"
Piasek i algi - wskazywał ekran. Tylko dwa razy nabrał koloru krwistoczerwonego, ze znaczącymi zarysami w podmorskim pejzażu, kiedy echo odbiło się od czegś twardego na głębkości odpowiedznio czterdziestu ośmiu i czterdziestu trzech metrów. Nie mogli czekać - zanotowali więc pozycję i powrócili następnego ranka, abrdzo wcześnie, spędziwszy noc, jak zwykle zakotwiczeni między Punta Negra i Cueva de los Lobos. Coy miał jeszcze ostatnie objawy przeziębienia, pamiątki po nocnej kąpieli, an tyle ostre, że nie pozwalały mu wyrównać ciśnienia w bębenkach ani w zatokach czołowych; Pilot włożył więc swój pocerowany strój z czarnego neoprenu i wskoczył do morza z butlą sprzężonego powietrza na plecach, w samopompującej si kamizelce, z nożem przypiętym do prawej kostki i z liną długości stu metrówzawiązaną węzłemratowniczym na pasie."
Kto z was nie zna Arturo Pereza-Reverte? Nie zdziwie się, jeśli bardzo wielu. Autor nie jest zbyt znany na polskim rynku, nie mówiąc już o karierze. Piarz wydał u nas 8 powieści, z czego prawie wszyscy kojarzą "Klub Dumas" (jak nie w oryginale, to na pewno z filmu Romana Polańskiego "Dziewiąte wrota" z Johnnym Deppem w roli głównej).
"Cmentarzysko bezimiennych statków" to przed-przed-ostatnie wydanie Reverte w Polsce. Po tym wolumienie ukazały się: "Królowa południa" i "Kapitan Alatriste" (który ukazał się miesiąc temu). Warto zwrócić uwagę, że w każdej książce hiszpańskiego pisarza można znaleźć fachową terminologię związaną z fabułą powieści. Tak już było w "Fechtmistrzu", w "Klubie Dumas", no i tak jest w "Cmentarzysku bezimiennych statków".
Książka opowiada o przygodach marynarza Coya, któy aktualnie nie może pływać, z powodu katastrofy, za którą ponosił mniejszą lub większą winę. Sytuacja przektręca się o 180 stopni, kiedy nasz maynarz spotka Tanger Soto, kobietę o nietuzinkowej urodzie i wszystkim tym, za czym lecą faceci. Jak się okazuje pani Soto jest zainteresowana wydobyciem wraku statku Dei Gloria. Bohater postanawia pomóc pięknej Tanger...
Wiecie? Już nie mogę czytać książek Pereza. Mają wspaniałą fabułę i wkręcający klimat, ale drażni mnie takie małe "coś". Mianowice w każdej powieści hiszpańskiego pisarza, bohaterowie są uzależneini od używek. I tak Coy codziennie pije szklaneczkę niebieskiego dżinu, tymczasem Tanger regularnie pali. Owszem, to jeszcze bardziej wciąga człowieka w klimat historii... Gdyby nie to, że takimi już byli Dean Corso, Adela de Otero, Marquez czy Julia. A może po prostu za bardzo wybrzydzam...?
Jakość wydania jest więcej niż dobra. Jak zwykle, wydania Galerii mają mało sztywną okładkę, ale za to pokrytą jakąś-tam-zabezpieczającą folijką. Na kartki też narzekać nie sposób. W całym wydaniu drażniła mnie tylko wielkość liter, które są tam OLBRZYMIE (ale i tak nie większe niż w "Terytorium komanczów"). Czyżby wydawcy musieli wykorzystać limit papieru?
Książka Pereza-Reverte jest średnia. Niby się ją pochłania, a zaraz potem czytasz, aby jak najszybciej skończyć. Mimo wszytsko można ją przeczytać, a jako że jest gruba, to będzie się można chwalić w gronie grubszych kolegów, że się przez ową przebrnęło :-)
Tytuł: "Cmentarzysko bezimiennych statków" (org. "La Carta Esferica")
Autor: Arturo Perez-Reverte
Data wydania: 2000
Cena: 33,90zł
Autor: Tarruka Morion
|