"Pojutrze"
Wczoraj widziałem "Pojutrze" - wynikałoby z tego, że wiem, co będzie jutro. Przyznam, że na film szedłem z niemałymi obawami. Jakoś globalny kataklizm, kolejna epoka lodowcowa w tydzień, nastrajały mnie mało optymistycznie, wywołując skojarzenia z jednym z gorszych filmów ostatnich lat pt. "The Core". Jednak "Pojutrze", mimo mogącego przyprawić o kolejne obawy ujęcia otwierającego, przedstawiającego trzepoczącą na całym ekranie flagę amerykańską, to bardzo dobry przedstawiciel kina katastroficznego na wysokim poziomie.
Wszystko zaczyna się spokojnie od małego moralizatorskiego bełkotu ekologicznego, mówiącego, że konsekwencje niszczycielskiego bytowania ludzi na Ziemi mogą byś straszliwe. Za tysiąc lub sto lat, w wyniku efektu cieplarnianego, czeka nas kolejne zlodowacenie. Okazuje się jednak, że wydarzy się to nie w odległej przyszłości, ale znacznie szybciej. Wręcz w ciągu kilkudziesięciu godzin. Bzdura? Oczywiście. Ale w pełni usprawiedliwiona potrzebami kinowego widowiska. Co więcej, przyznam, że dla mnie, laika w dziedzinie klimatologii, większość wyjaśnień była całkiem przekonująca, i choć wiedziałem, że cały proces jest przyspieszony w nieprawdopodobny sposób, to samo wyjaśnienie jego mechanizmów mnie zadowalało.
Co poza tym? Film katastroficzny z prawdziwego zdarzenia. Jest żywioł i naukowiec, który jako jedyny go pojmuje i wie jak reagować, są niesłuchające go władze. Jest zniszczenie i pogrom, są ludzie w różnych częściach świata nękani przez kataklizm, jest trochę humoru i trochę powagi, smutku, i patetyczności. Wszystko według sprawdzonego wzoru - i chwała Emmerichowi za to. Reżyser wykonał solidną robotę, nie próbował skoczyć powyżej czterech liter, przez co otrzymujemy kawał dobrego rzemiosła.
Słyszałem zarzuty pod kątem filmu, że tak rozreklamowane efekty specjalne są bardzo nieliczne w filmie. Powiem: i bardzo dobrze. Efektów jest tyle, ile trzeba, nie ma efekciarstwa, wszystko ze smakiem, gustem i umiarem. Natomiast, kiedy już pojawiają się na ekranie, to są perfekcyjne. Scena zalania Nowego Jorku to prawdziwy majstersztyk. Zapomnijcie o "Dniu Zagłady" ("Deep Impact").
Również aktorzy, niezwykle ważni w tego typu filmie, grają całkiem nieźle. W kilku scenach zionie plastikiem, lecz te zarzuty można kierować jedynie do twórcy scenariusza. Tak więc klimatolog będzie musiał mocno się napocić, by kogokolwiek przekonać do swoich przewidywań, a i tak dopiero natura sama musi wytoczyć zimne argumenty, by rozpoczęto działania. Będzie trochę wzdychania, poświęceń oraz polegania na przyjaciołach i rodzinie.
"Pojutrze" to bardzo dobry film, zapewniający przyjemny, ekscytujący i widowiskowy seans. Ponadto zobaczyłem kilka rzeczy, których do tej pory w kinie nie widziałem i choćby dlatego myślę, że nie zapomnę go. Nie należy się spodziewać arcydzieła, ale dobrego filmu, idealnie wpasowującego się w gatunek kina katastroficznego.
Plusy:
Efekty specjalne
Napięcie, akcja
Minusy:
Moralizatorstwo i sztuczność niektórych dialogów
Autor: Craven
|