"Punisher"
The Punisher to kolejna ekranizacja przygód postaci z komiksowego uniwersum Marvela. Co więcej, to kolejna ekranizacja przygód tej jednej postaci - w tą rolę wcielił się już w 1989 roku Dolph Lundgren. Tym razem Franka Castle (Punishera) ujrzymy pod postacią Tomasa Jane (ostatnio można było go zobaczyć w filmie Dreamcatcher).
Nie spodziewałem się wiele po tym filmie i nie oczekiwałem go, w tym roku miało być tyle znacznie ciekawszych pozycji, że zwyczajnie gdzieś mi umknął. Dopiero tydzień temu zauważyłem, że już niebawem wchodzi do kin. "Cóż, trzeba zobaczyć" - pomyślałem sobie.
Film był dla mnie miłym zaskoczeniem. Dostałem wiele więcej niż oczekiwałem. To sprawnie opowiedziana całość - film opowiada o narodzinach komiksowej postaci, walce z pierwszym przeciwnikiem i decyzji o celu istnienia - walczeniu z "tymi złymi". Pierwsze, co mi się nasuwa, to całkiem dobra obsada - Tomasowi Jane towarzyszy John Travolta, Rebecca Romjin-Stamos, Will Paton oraz - w krótkiej co prawda roli - Roy Scheider. Między innymi dzięki temu, film jest naprawdę nieźle zagrany.
Jak na taki film, trzeba powiedzieć, w sumie nie ma zbyt wielu bzdur. Ale jednak są. Tego, co robią na początku Frankowi Castle, nie przetrwałaby chyba nawet Panna Młoda z Kill Billa. Do tego irytować może fakt, że adres jego, mogłoby się zdawać, tajnego lokum, zna chyba każdy bandzior w okolicy. Resztę można raczej zrzucić na barki konwencji sensacyjno-komiksowej (w walce z Ruskiem nacisk postawiono na tę drugą).
Muzyka bardzo dobrze ilustruje film. Soundtrack przypomina ten z Daredevila. Znajdziemy na nim również piosenkę, którą śpiewa Harry Heck Punisherowi. Niemałym zaskoczeniem była dla mnie jednak przemoc w filmie, której przykładowo w Daredevilu nie było zbyt wiele, o Spidermanie czy innych nie wspominając. Punisher w tym otoczeniu to iście krwawa jatka. Miejscami finezja twórców przypominała mi rasowe horrory.
I tu dochodzimy do samej postaci Punishera. Przyznam, że słabo pamiętam fabułę komiksów - czytałem je tylko na początku, w latach 1991-1992, potem już nie miałem okazji do czytania przygód tej postaci. Dlatego nie wiem na ile np. filmowe wyjaśnienie pochodzenia symbolu czaszki jest ich wymysłem, a na ile wierne rysowanemu oryginałowi. Podobnie nie mam pojęcia, jak wielką fantazję miał komiksowy bohater. Nie ulega wątpliwości, że zabijał złych i to hurtowo. Nie wiem jednak, czy był tak pomysłowym, bezlitosnym sadystą, jak w filmie. Z całą pewnością Frank Castle nie jest jednobarwną postacią i nie można powiedzieć, by był wzorem do naśladowania. Z równą pewnością można powiedzieć, że film jest bardzo obrazowym ukazaniem hasła: "przemoc rodzi przemoc".
Jeśli powyższe zdania was nie zniechęciły, chyba warto wybrać się do kina na Punishera. Sporo dobrej akcji, niewiele nudy. W przeciwieństwie do wielu "ekranowych komiksów", całkiem niezłe aktorstwo. Osoby nie przepadających za komiksami mogą się mocno krzywić, gdy w trakcie seansu zobaczą jak Rosjanin rzuca Punisherem przez ściany. Inni, tacy jak ja, będą mieli przy tym dobry ubaw.
Plusy:
Akcja
Aktorstwo
Muzyka
Harry Heck, Rosjanin
Minusy:
Początkowa masakra dokonana na Franku Castle
Kilka innych głupot
Autor: Craven
|