Taniec deszczu

 

Góra wyglądała tego dnia naprawdę imponująco - las, który porastał ją u samego szczytu tańczył, poruszany silnym wiatrem mieszającym się z krwawym zachodem słońca. Różowe i fioletowe chmury igrały ze szkarłatnym słońcem, jakby robiąc mu na złość. Zielona trawa na szczycie zmieniła kolor na brązowawy, jakby bojąc się tak kontrastować z otaczającą ją przyrodą. Liście drzew zrobiły to samo, cały czas drgając na wietrze. Z dala było słychać grzmoty, zbliżała się burza. Było to jedno z cudowniejszych popołudni w tym roku. Jednak coś mąciło jego piękno - na szczycie góry rozgrywała się okrutna scena.

 

Smok zbliżał się bardzo powoli do nagiej dziewczyny przywiązanej do jednego z cudownych drzew rosnących w bajecznym lesie. Wydawał się być bardzo zadowolony wyglądem swojej ofiary i tym, że wreszcie może zjeść mięso. Potężne łapy pokryte ciemnoczerwoną łuską stąpały po ziemi z dziwną lekkością, jakby smok ważył tyle, co najlżejszy pyłek. Z łatwością rozgniatały szczątki poprzednich ofiar, które były porozrzucane przy obrzeżach lasu. Długi ogon, choć jak reszta ciała silnie opancerzony, wił się w powietrzu z niesamowitą finezją. Można by pomyśleć, że z tyłu smoka wyrasta czerwony wąż. Ogromne, żółte ślepia świdrowały stojącą na przed olbrzymem chudą, ciemnowłosą dziewicę o przestraszonych, brązowych oczach i długich, zgrabnych nogach, bladą z przerażenia. Puszyste włosy opadały na jej nagie piersi, zakrywając je całkowicie. Trzęsła się z zimna i cały czas próbowała rozerwać mocną linę łączącą ją z drzewem i jak najdalej uciec. Dziewczyna pachniała dziewictwem, smok czuł to wyraźnie. W dodatku wydawał przeraźliwe dźwięki, dźwięki rozpaczy, bardzo miłe dla szpiczastego ucha smoka.

 

Nagle rozpętała się oczekiwana burza. Rozkorzenione błyskawice, białe jak świeży śnieg pruły czerwone niebo, które z każdą chwilą ciemniało. Szary deszcz moczył wszystko, co napotkał na drodze. Po chwili włosy dziewczyny były mokre, w ustach pełno miała deszczowej wody. Krople głośno obijały się o potężne łuski czerwonego kolosa, po czym spływały po jego brodzie jak po rynnie. Ziemia pod trawą szybko stała się błotem, a pioruny nadawały tej scenie jeszcze więcej grozy.

 

Dlaczego? Dlaczego akurat młodą, piękną szlachciankę złożono w ofierze smokowi? Wiedziała, że bestię trzeba było karmić dziewicami raz na kwartał, aby nie atakował wioski, wiedziała, że dziewica nie mogła być brzydka, ale jednego nie mogła zrozumieć - czemu ofiarowano ją, a nie nic nie znaczącą niewolnicę? Miała przed sobą tyle lat życia, tyle pięknych chwil. Ale miejscowy mnich wszystko zepsuł - uznał, że czuje w niej złe moce, przez co wszyscy, nawet najbliżsi, odwrócili się od niej... Kilka dni przed złożeniem jej w ofierze wszyscy bali się przebywać z nią w jednym pomieszczeniu. Te dni były najgorszym cierpieniem w jej życiu.

 

Smoka jednak nie bardzo interesował los szlachcianki. Ważniejsze dla niego było mięso ofiary. Z gracją podniósł ogromną łapę, całą mokrą od deszczu i żółtym, ostrym pazurem przeciął skórę wzdłuż jędrnego uda szlachcianki. Szkarłatna, silnie pachnąca życiem krew wylała się z rozcięcia, spływając leniwie po udzie, łydce i stopie, aż w końcu wsiąkając w ziemię. Dziewczyna krzyknęła z bólu, głośno, wysoko i przeraźliwie, wypluwając przy tym deszczówkę. Jej głos zmieszał się z odgłosami przeraźliwej burzy. Zagryzła wargi. Wiedziała, że krzyk nie pomoże. Nikt nie usłyszy jej w taki deszcz. Łzy same napłynęły jej do oczu i powoli spływały po bladych policzkach, mieszając się z kroplami. Cierpienie zranionej było nie do opisania, rozcięcie piekło i szczypało niemożliwie. W dodatku krople uderzały boleśnie o jej nogę. Nigdy dotąd nikt nie zrobił jej tak ogromnej krzywdy. Płacz i krzyk nie mogły opisać tego, co w tej chwili czuła. Bolało ją nawet powolne spływanie krwi po zdrowej części nogi. Smok aż ryknął z podniecenia, tak dawno nie sprawiał nikomu bólu.

 

-Dlaczego to robisz? - zapytała, z trudem przekrzykując coraz częstsze grzmoty.

 

-Znudziła mi się rola "dobrego" smoka - odpowiedział kąśliwie, a jego głos stworzył przerażającą mieszankę z ochrypłym głosem grzmotu - A teraz pozwól, dawno nie piłem ludzkiej krwi...

 

Powoli wysunął mięsisty, różowy język, rozkoszując się zapachem ciepłej posoki i delikatnie zaczął zlizywać ją z nogi dziewczyny. Dla ciemnowłosej było to jak wspaniały lek- pod wpływem mięciutkiego dotyku prawie zapomniała o bólu.

 

-Zachowujesz się jak barbarzyńca! - krzyknęła w tym samym momencie, w którym błyskawica przeszyła niebo.

 

Kolos podniósł łeb, nie zapominając o swoich dostojnych ruchach, uśmiechnął się zgryźliwie i rzekł swoim głębokim tonem:

 

-Ludzie są głupi. Myślą, że jak się jest inteligentnym, nie można zabijać i zachowywać się nieprzyzwoicie. Jestem głodny i zaspokajam swój głód. A poza tym - kto słyszał, żeby istota inteligentna rozmawiała z jedzeniem?

 

Szare już niebo przeszył kolejny błysk. Deszcz trochę ustał, drzewa przestały falować, a dziewczyna straciła ostatnią nadzieję na wolność.

 

Ostatnią? Czy aby na pewno? Została jej jeszcze ucieczka przed złośliwym stworem. Podczas, gdy ten czerpał rozkosz z picia świeżej posoki, zaczęła pocierać liny wiążące jej ręce w nadziei, że się rozerwą. Tarła jak szalona. Dłonie i sznury zrobiły się ciepłe, chwilę później skóra na nadgarstkach pękła i pojawiła się na niej krew. Nie zwracała uwagi na ból, najważniejsze było się uwolnić. Jeszcze trochę, jeszcze jedna chwila bólu.. Tak! Sznury rozerwały się i opadły, całe zaplamione szkarłatem. Starając się nie śmiać z radości płynącej z częściowej wolności, powoli kucnęła. Była bardzo ostrożna - gwałtowne ruchy mogłyby zaniepokoić smoka. Starała się to robić jak najwolniej, ocierając się plecami o szorstką, mokra korę, choć wydawało się, że teraz nic nie odciągnie bestii od picia ulubionego płynu. Nawet nie drgnął, cały czas subtelnie liżąc jej udo, nie przeszkadzał mu deszcz ani ruchy dziewczyny..

 

Czując, że zaraz wykrwawi się na śmierć, zaczęła szybko rozwiązywać liny oplatające jej bose stopy. Szarpała je najdelikatniej, jak mogła, nie chcąc narazić się na gniew smoka. Było to dosyć trudne - wilgotne sznury wyślizgiwały się jej z rąk. Pot coraz bardziej lśnił na jej czole, choć nie było go widać, w końcu była już mokra od deszczu... Serce biło jak szalone... Włosy skąpane w deszczówce opadały na łeb smoka, ale ten nie zwracał uwagi... Chwila skupienia i już była wolna! Wolna jak ptak, który przed chwilą przeleciał nad drzewem. Mogła uciekać, skryć się gdzieś przed bestią i dokuczającą burzą, która przegoniła z nieba śliczne, czerwone słońce. Nie ważne były bolesne rany, w tej chwili mogła uratować swoje życie. Podniosła się gwałtownie, mało nie piszcząc z radości. Postawiła krok na mokrej trawie, która była splamiona jej krwią i szarym deszczem, gdy nagle poczuła ostry ból w karku. Ból gorszy niż rana na udzie. Ból spowodowany przez zęby smoka zatopione w plecach. Ból śmierci...

 

 

 

Autor: Sreberko

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky