Marzenia Panny Idy, cz. I
.
Zawsze istnieje ktoś, kto marzy o czymś nieosiągalnym. Nieosiągalne
rzeczy jednak mają to do siebie, że pragnąc ich wystarczająco
mocno i działając w kierunku ich zdobycia, często można je
otrzymać.
Kiedyś, kiedyś żyła sobie pewna niepozorna osóbka. Choć nazywanie
jej niepozorną jest może niesprawiedliwe-nawet piękny kamień
bez odpowiedniej oprawy nie lśni tak jak powinien. Rude(lub
raczej powinnam powiedzieć-czerwonobrązowe), proste włosy
sięgające pasa zazwyczaj znajdowały się na smyczy skórzanego
rzemyka, a szaroniebieskie oczy skrywały się za szkłami okularów
w czarnej drucianej oprawie.
Długie godziny spędzała na szkicowaniu w grubym notatniku
postaci, miejsc i zwierząt, które wymieszane z jej marzeniami
ożywały później w pracowni modelarskiej. Miała do tego ogromny
dar. Potrafiła oddać każdy szczególik tak dokładnie, że oglądający
ją myślał iż z maleńkiego zameczku zaraz wyjadą karocą król
z królową, bądź też szara powierzchnia fantazyjnie skręconej
skorupy ślimaka zaraz rozbłyśnie feerią barw.
Na imię jej było Ida.
Niby to imię pospolite, nieciekawe, ale tak naprawdę pasowało
do niej - było pełne możliwości.
Marzyła właśnie o czymś nieosiągalnym. O chłopaku, który w
szkole nie był może najbardziej popularny, lecz znany i oblegany
przez dziewczyny wystarczająco by nos zadarł mu się do sufitu.
Zauroczenia są jednak ślepe, i mają nadzieję że obiekt uczuć
się odmieni.
Nie pozwoliła jednak się nikomu dowiedzieć co czuje do Adama.
Tak dla zasady. Ale w jej rudej główce ciągle przebiegały
setki skomplikowanych operacji mających na końcu jedno słowo
"kocham Cię"-wyznawane w najróżniejszych sceneriach,
obowiązkowo po wyratowaniu z jakichś tarapatów. Cóż, nastolatki
tak mają.
Po dniu pełnym wyjątkowo przykrych wydarzeń wracała do domu.
Jesień rozkwitała w pełni, ścieżka wiodąca koło małego, kamiennego
mostu zasłana była złotymi, czerwonymi i brązowymi liśćmi
i dziwnie przypominała drogę którą Dorotka podążała do Oz.
Obok drzewa z ogromną dziuplą zauważyła staruszkę, próbującą
do rzeczonej dziupli wejść. Zaintrygowana Ida podeszła do
niej i zapytała co tak właściwie chce zrobić, bo jak wiadomo
siwowłosa pani gramoląca się w drzewo to nie taki codzienny
widok.
Twarz kobiety rozjaśnił na sekundę delikatny uśmieszek, nim
odpowiedziała. . .
-"Tam, w dole, pod korzeniami drzewa są trzy pomieszczenia.
W każdym śpi jedno zwierzę- gdzie są czerwone drzwi śni brązowy
pies o rubinowych ślepiach strzegący skrzyni z miedziakami,
za niebieskimi szary pies o niebieskich źrenicach drzemie
na srebrnych monetach zaś drzwi w kolorze liści w lecie kryją
płowego psa, o zielonych oczach-on pilnuje złota.
Nasza bohaterka słuchała z zaciekawieniem, lecz i niedowierzaniem.
Starowinka widząc wyraz jej twarzy westchnęła.
-"Tak, tak. . . Wiem co myślisz. Zwariowałam. "
Ida już miała uprzejmie zaprzeczyć, lecz coś w wyrazie twarzy
starszej pani powstrzymało ją przed tym.
Kiwnęła głową.
-"No, przynajmniej jesteś szczera. "kobieta westchnęła
ponownie, a jej szare włosy zalśniły w popołudniowym słońcu-"To
teraz bądź tak miła i przynieś mi trochę pieniędzy z dołu.
Weźmiesz moją chustę, rozłożysz na ziemi i każesz psu na nią
wejść a potem wyciągniesz garść monet i wrócisz. " Z
niezupełnie zrozumiałych powodów dziewczyna usłuchała. Wzięła
z rąk staruszki chustę po której na zielonym tle wiły się
wielobarwne kwiaty i weszła w pień drzewa. Jednakże, jej stopy
nie dotknęły spowierzchni spróchniałych drzazg, jak się tego
spodziewała. Poleciała na łeb, na szyję w dół. Chustka, którą
trzymała w ręce zafurkotała i nagle jej lot spowolnił się.
Opadała coraz wolniej, aż wylądowała łagodnie na dnie. Spojrzała
w górę i zobaczyła twarz starszej kobiety zaglądającą do środka.
-"Jak skończysz, to poproś płowego psa, wskaże Ci drogę
powrotną!"
dobiegł ją jej głos rozszczepiony przez echo Ida westchnęła
i odwróciła się w stronę ziejącego przed nią ciemnego wejścia.
Jej kroki były dziwnie ciche jak na ogrom jaskini która się
przed nią rozpostarła. Była wysoka jak wieża kościelna, i
podobnie wąska.
Światło padało niewiadomo skąd i choć było słabe pozwalało
rozpoznawać kształty przedmiotów.
Na prawej ścianie zobaczyła czerwone drzwi, na wprost niebieskie
zaś na lewo były zielone.
Jako, że starucha nie poprosiła o żadne konkretne monety,
rudowłosa zadecydowała, że przyniesie jej trochę z każdego
rodzaju, zaspokajając jednocześnie swoją ciekawość.
Najciszej jak umiała otworzyła pierwsze drzwi. W niewielkiej
klitce na skrzyni z mahoniowego drewna spał pies wielkości
dużego owczarka. Gdy usłyszał szuranie stóp otworzył jedno
przepastnie ogniste oko. Zobaczywszy intruza uniósł łeb i
zawarczał. Ida spanikowana rzuciła chustę na podłogę szepcząc
szybko rozkaz. Rubinowooki uspokoił się po czym przeszedłszy
na chustę ułożył łeb na łapach obserwując ją bacznie. Dziewczyna
podeszła do skrzyni, otworzyła ją , nabrała garść monet i
wepchnęła w kieszeń płaszcza. Ciężkie wieko kufra zatrzasnęło
się złowieszczo, gdy nakazała psu wrócić na posterunek. Sekundę
później była już za drzwiami. Odetchnęła z ulgą. . . Na miękkich
nogach podeszła do następnego pokoiku. Wszystko potoczyło
się podobnie jak poprzednio, z tą różnicą, że pies był większy-łbem
sięgał Idzie prawie do ramion.
Trzecie drzwi okazały się o wiele cięższe niż pozostałe. Kiedy
udało się je odsunąć na tyle, by powstała szparka przez którą
możnaby się przecisnąć Ida była już mocno zmachana.
A potem . . . utonęła.
Patrzyła w najbardziej zielone oczy jakie widziała. I największe.
Ostatni z psów był ogromny, o sierści w kolorze piasku. Postąpiła
po raz trzeci jak jej przykazała staruszka, zaś kiedy skończyła,
spojrzała raz jeszcze w przepastne szmaragdowe głębie i z
niejakim zażenowaniem zapytała:
-Czy. . . er. . . mógłbyś. . . mnie. . . zabrać na górę?
Zwierzę wstało, przeszło przez drzwi i skierowało się w stronę
kominowatego wejścia którym dostała się tu Ida.
Tam przystanął, oglądając się na nią. Chwilę zajęło jej domyślenie
się, że zachęca ją do wdrapania się na jego grzbiet. . . Kiedy
wystraszona wspięła się na 'plecy' pokryte krótką, szorstką
sierścią , pies zupełnie nie psim zwyczajem rozpoczął wspinaczkę
ku jaśniejącemu w górze otworowi. Pazurzaste łapy raz po raz
wbijały się w miękką, czarną ziemię i już po chwili stali
oboje w świetle ulicznej latarenki.
Staruszka zaklaskała w dłonie, uśmiechnęła się do Idy i zabrała
od niej pieniądze.
-"Chustę zatrzymaj-jako pamiątkę i nagrodę za twoją fatygę"-powiedziała
jej, klepiąc płowego psa po szyi. Potem odeszła, wraz z wielkim
zwierzęciem.
Dopiero wtedy do Idy dotarło, że zrobiło się ciemno. Potrząsnęła
głową i powoli powędrowała do domu. Nadal nie mogła uwierzyć,
że przydarzyło się jej coś tak niesamowitego. Musiała o tym
koniecznie opowiedzieć mamie!
Niestety, nie udało się. W domu czekała na nią tylko cisza
i kartka na stole o treści:
"Ida, kochanie, przepraszam, ale pilnie wysłali mnie
na szkolenie. Wrócę za jakieś 4 dni, pieniądze zostawiłam
Ci w szafce"
Dziewczyna westchnęła. Nihil novi. Mama ciągle gdzieś wyjeżdżała.
Szkoda tylko, że od dłuższgo czasu nie było czasu na rozmowę
i posiedzenie przy herbacie.
Ida przemierzyła szybko kuchnię i zebrała suchy prowiant ,
żeby móc posilic ciało jednocześnie z duchem-książka zapowiadała
się fascynująco, a ona nieznosiła przerywać lektury z powodu
głupiego burczenia w brzuchu. Odrobi lekcje później, i tak
nie ma teraz nikogo kto by marudził, że za późno chodzi spać.
Kilka minut później w mieszkaniu zapanowała cisza przerywana
jedynie szelestem kartek i metodycznym chrupaniem dmuchanego
ryżu. Lektura okazała się rzeczywiście ciekawa i gdy rudowłosa
raczyła wkońcu zauważyć budzik, z wielkim zaskoczeniem odkryła,
że jest już 2. 32 a ona na dobrą sprawę nie zrobiła nic. Ziewnęła
i wzruszyła ramionami. Nic to. Odpisze się jutro w szkole,
zawsze przecież znajdzie się ktoś uczynny kto da spisać. Ale
lepiej już by było iść spać, bo inaczej nie wstanie. Podniosła
się stękając, bo nogi od dłuższego czasu uwięzione w niewygodnej
pozycji zareagowały nieprzyjemnym mrowieniem. Założywszy książkę
zakładką zabrała sie za sprzątnięcie łóżka, bo spanie z okruszkami
jakoś nie
bardzo sie jej uśmiechało. Zapomniała też zupełnie, że podarek
staruszki rzuciła właśnie na swoje leże- zwinęła chustkę,
podeszła do okna i wytrzepała. Coś trzasnęło.
Ida obejrzała się nerwowo za siebie. Nie zobaczywszy nic ,
chciała powrócić do swego zajęcia, jednak nie było jej to
dane, gdyż za jej plecami odezwał się chłopięcy głosik:
"Co rozkażesz, panno Ido?" Ruda wrzasnęła i okręciła
sie na pięcie.
Przed nią siedział najmniejszy, brązowy pies i wpatrywał sie
w nią czerwonobursztynowymi oczyma. Dziewczyna zastygła w
bezruchu wyglądając cokolwiek idiotycznie z otwartą na ościerz
buzią.
"Co rozkażesz, panno Ido" powtórzyło zwierzę, z
większym naciskiem w głosie. Nie uzyskawszy odpowiedzi podszedł
do niej i trącił ją nosem. Ida opadła na kolana.
"Panno Ido, czyżby nie powiedziano pannie, że ma prawo
nie tylko korzystać z naszego skarbu ale i przyzywać nas ku
swojej potrzebie?" powiedział łagodnie, kładąc się przed
nią i opierając łeb jej łeb na podołku.
Do zaćmionej jak dotąd pannicy nagle dotarło, co się wokół
niej dzieje "To musi być jakiś żart!" krzyknęła,
odpychając głowę psa.
"Ależ, panno Ido"- powiedział najlepszy przyjaciel
człowieka z wyrzutem "Proszę choć raz uwierzyć w to,
co się pannie mówi. Może panna po prostu spróbuje mi coś zlecić,
wtedy się przekona" - zakończył, podkreślając swoje słowa
psim odpowiednikiem uśmiechu.
Ida przełknęła ślinę i palnęła co pierwsze jej przyszło do
głowy: "Przynieś mi paluszki z kuchni".
Zwierzak poderwał się z radosnym merdaniem ogona, zniknął
a w chwilę potem powrócił, trzymając w zębach paczkę paluszków.
Położył je przed dziewczyną i czekał. Ta osłupiała wpatrywała
się w niego.
W końcu westchnęła ciężko i zgarbiła się. "Łał. . . Fajosko!"
-wyrwało się z jej spierzchniętych z przejęcia ust.
Odpowiedzią na to było wyszczerzenie kłów w nieco wesołkowatym
grymasie. "Czy panienka sobie czegoś jeszcze życzy?"
- zapytał czerwony pies, wstając.
"Nie. . . Jeżeli chcesz, możesz odejść. . . Dziękuję
za przyniesienie paluszków. . . " - odparła Ida, nadal
jeszcze nieco zszokowana. Gdy jej gość ze świstem śmignął
przez okno, podreptała do łazienki a potem szybko zapadła
w ramiona Morfeusza*.
Autor: Danai
|