Achaja - recenzja t. I i II
"Achaja" Andrzeja Ziemiańskiego to pozycja, która przebojem wdarła się na listy najlepszych polskich powieści fantastycznych. Dlatego pozwoliłem sobie znaleźć dla niej chwilkę i teraz podzielę się z wami moimi wrażeniami z lektury.
Autora tej liczącej już ponad tysiąc stron powieści nikomu interesującemu się fantastyką przedstawiać chyba nie trzeba. Debiutował dość dawno i już wtedy zapewnił sobie stałe miejsce wśród rodzimych pisarzy-fantastów. A potem zamilkł na dekadę. Zamilkł - zdawałoby się - tylko po to, aby powrócić i to w iście królewskim stylu. Na potwierdzenie moich słów niech świadczy fakt, że Andrzej jest obecnie osobą, która "nałogowo" wygrywa wszelkie konkursy i plebiscyty czytelników zarówno w kategorii powieści jak i opowiadania. Ponadto jest chyba głównym pretendentem do zdobycia tegorocznego Zajdla.
Wróćmy jednak do samej "Achai". Jest to historia rozgrywająca się w autorskim świecie, w którym olbrzymie królestwa i cesarstwa, a także ich mniejsi sąsiedzi znajdują się na skraju wielkiego, ogólnonarodowego konfliktu, który niechybnie - prędzej czy później - ogarnie tę krainę. Lecz wydarzenia te staja się tylko tłem opowieści z którą zaznajamiamy się na kartach tej książki.
Akcja rozgrywa się na trzech płaszczyznach. Pierwsza z nich opisuje losy Achai - córki Wielkiego Księcia królestwa Troy, która dla zaspokojenia ambicji jej ojca zostaje poświęcona w zupełnie niepotrzebnej ofierze. I oczywiście - podobnie jak bywa w naszym świecie - za wszystko przyjdzie zapłacić niewinnym.
Piętnastoletnia bohaterka, przez naiwność ojca i starania zazdrosnej macochy trafia do armii, gdzie surowe życie żołnierza na zawsze ma zostawić piętno w jej życiu. Niestety w wyniku dalszych knowań nieżyczliwych jej ludzi, wkrótce trafia na front, gdzie w z góry skazanej na niepowodzenie potyczce, razem z całą armią - zdradzona przez dowódców - dostaje się do niewoli. A to dopiero początek jej losów...
Drugą płaszczyzną jest historia świątynnego skryby - Zaana, który na swojej drodze spotyka rycerza bez przeszłości - żyjącego chwilą Siriusa. Razem postanawiają porwać się na rzecz - zdawałoby się - niemożliwą, chcą przejąć władzę w królestwie, wykorzystując podobieństwo Siriusa do zaginionego wcześniej następcy tronu jednego z Wielkich Książąt Troy.
Ostatnią opowieścią z którą zetkniemy się czytając tę pozycję, jest opis losów maga Mereditha, który w wyniku nieprzeniknionej gry bogów staje się głównym obiektem badawczym swoich własnych przemyśleń egzystencjonalno-moralnych. Chcąc zgłębić wiedzę na temat życia i trwania oraz śmierci i przemijania zostaje zawieszony między tymi stanami...
Skacząc między tymi historiami autor stale buduje w nas przekonanie, że kiedyś losy wszystkich tych bohaterów musza się splątać. I rzeczywiście - na końcu pierwszego tomu następuje przypadkowe spotkanie się ścieżek, którymi kroczą Achaja oraz Sirius z Zaanem, a jednak już na początku następnego przychodzi im się rozstać...
Napisana dość prostym językiem, bez żadnych nieprzewidzianych zwrotów akcji czy wydarzeń, które całkowicie zaskakują czytelnika książka (zdawałoby się że o banalnej fabule), prowadzi nas przez historię dojrzewania młodej księżniczki w warunkach, które nawet silnego mężczyznę mogłyby doprowadzić do śmierci. I co ważne toczona w sposób bardzo przejrzysty i ciekawy narracja (oraz akcja) zdaje się dojrzewać wraz z główną bohaterką. Mając na początku wrażenie, że autor obawia się używania dosadnego języka podczas opisywania losów porzuconej i zapomnianej księżniczki, po zapoznaniu się z drugim tomem, gdzie już nie nastolatka, ale nosząca niewolnicze piętno i hańbiący tatuaż prostytutki kobieta ściera się z przeciwnościami losu, odnoszę wrażenie, że był to celowy zabieg. W kontynuacji nie ma już miejsca na dworska etykietę, nie ma mydlenia oczu i właściwego dobierania słów - została tylko proza życia pisana krwią i potem zwykłego żołnierza. (tak, tak - Achaja ponownie trafia do armii), który operuje językiem takim, jaki bliższy jest jego twardemu życiu.
"Achaja" jest powieścią fenomenalną, która udowadnia nam, że na samym szczycie polskiej fantasy, obok Feliksa W. Kresa i Andrzeja Sapkowskiego jest jeszcze miejsce dla Andrzeja Ziemiańskiego. Bo autor pokazał, że łącząc skomplikowaną polityczna intrygę, drogę przez upodlenie i przeciwności losu jakie zwykł serwować swoim bohaterkom wspomniany już Feliks W. Kres, opowieść czysto przygodową, obfitującą w pojedynki, podróże, zwycięstwa i porażki oraz przemyślenia dotyczące egzystencji w tym fantastycznym świecie, jest w stanie stworzyć wcale pokaźne czytadło, które zagwarantuje mu rzesze miłośników i wiernych czytelników.
Jeżeli chodzi o mnie, to jestem pod wrażeniem dzieła, które stworzył Ziemiański - już dawno żadnemu krajowemu fantaście się to nie udało, a on zrobił to niejako z marszu. Bez żadnych słabszych dzieł "przygotowujących" go do napisania bestsellera... I po tym poznać Mistrza.
Polecam!
Autor: BAZYL
|