"Troja"
Jak ma się Mitologia do kultury masowej? Co powstanie po ubraniu Mitu w szaty dzisiejszego przemysłu rozrywkowego, którym stało się kino? Przed premierą „Troja” wzbudzała moją ciekawość z podwójną siłą. Z jednej strony zwiastuny i wszelkie zapowiedzi przekonywały o wielkim rozmachu filmu podpartym nie mniejszymi nakładami finansowymi – 115 milionami dolarów. Z drugiej strony intrygowała sama treść, bowiem twórcy decydując się na przedstawienie jednego z największych świadectw naszej kultury językiem kina, dobrowolnie przyjęli na swoje barki wielki ciężar odpowiedzialności.
„Troja” pod względem technicznym wypada imponująco. Wielkie armie jeszcze nigdy nie wyglądały tak realistycznie - nie widzimy już tysięcy identycznych żołnierzy, z których każdy wykonuję tą samą czynność. Pojedyncze jednostki są niezależne od siebie. Dotychczas, w wielu filmach można było zaobserwować sposób przedstawienia bitwy, polegający na naprzemiennym pokazywaniu zdjęć wykonanych metodą tradycyjną i ujęć opracowanych komputerowo. Twórcom filmu udało się połączyć zdjęcia naturalne z tymi wygenerowanymi przez techników. Dzięki temu w jednej scenie widzimy jednocześnie prawdziwych ludzi i wirtualne oddziały. Sama Troja wzbudza uznanie. Wielkie, kamienne mury, piękne ogrody - miasto imponuje potęgą i bogactwem.
Jak przystało na wysoko-budżetową produkcję część wizualna wypada olśniewająco. Jednak co z fabułą? Treść oczywiście została dość mocno „dostosowana” do amerykańskich standardów, a to trzeba uznać raczej za wadę niż zaletę. Według autora scenariusza (David Benioff) w patetycznej opowieści nie ma miejsca na przebranego za dziewczynkę Achillesa, który został ukryty na dworze Likomedesa wśród królewskich córek (swoją drogą, ciekawe jak Brad Pitt wyglądałby w takim odzieniu). Nie ma też miejsce na wieloletnie obleganie niezdobytej Troi przez obce wojska. Okazuję się również, że wycięto jedną z bardzo pamiętnych scen – pościg wokół Troi, w którym Hektor (Eric Bana) uciekając przed Achillesem obiega trzykrotnie Troję. Może to dziwić o tyle, że podczas tej gonitwy doszło do starcia Achillesa z bogiem rzeki Skamander – sceny wyjątkowo widowiskowej, dającej wielkie możliwości zachwycenia widza tytanicznym starciem.
Obserwując wszelkie zmiany i niektóre nieoczekiwane posunięcia (jak na przykład brak przedstawiania bogów) można zauważyć pewną konsekwencje, a nawet ukrytą logikę. Dzięki takiej taktyce Wolfgang Petersen uniknął niemal wszystkiego, co wydaje się fantastyczne w historii Wojny Trojańskiej. Czy taka droga jest właściwa w przypadku ekranizacji mitu? I tak, i nie. Film stał się dzięki temu obrazem realnym, prawdziwym, niemal historycznym, lecz równocześnie wiele stracił wyzbywając się tej specyficznej magii, nieodzownie kojarzonej z antycznych opowieściami.
Aktorom niczego nie można zarzucić. Brad Pitt wypada fenomenalnie w roli Achillesa. Walczy z wielką lekkością, używa broni w bardzo naturalny sposób pozwalając uwierzyć widzowi, iż Achilles jest urodzonym wojownikiem. Jedynie Sean Bean nie pasuje do roli Odyseusza, który bardziej kojarzy się z człowiekiem obdarzonym wielkim sprytem niż z postacią wojownika, do której przyzwyczaił nas aktor znany z roli Boromira.
W filmie postawiono także większy nacisk na emocje bohaterów. Wielu jest pod wrażeniem (w mojej opinii jednej z bardziej „hollywoodzkich” i nie pozwalającej na jednoznaczną ocenę) sceny, w której Achilles samotnie podjeżdża pod bramy Troi i wykrzykując imię Hektora wyzywa go na pojedynek. Podobnie odczuwa się zmienne nastroje wojsk. Nie ma tu miejsca na przypisane role: „niepokonanego, przewyższającego siłą najeźdźcę” i „napadniętego obrońcę, bez szans”. Trojanie dzielnie (i skutecznie) odpierają wroga.
Przez cały film przewija się motyw „wieczności”, w znaczeniu pamięci o naszych czynach. Achilles poświęca doczesność, by zostać zapamiętanym. Czyniąc wszystko na Własną pamiątkę, stawia pośmiertną chwałę ponad życiem. Można jedynie napisać, że filozofia ta jest dość kontrowersyjna.
Podsumowując. Troja jest filmem dobrym. Jedną z lepszych produkcji amerykańskich, z reguły nastawionych tanią fabułę i wielkie widowisko. Na szczęście Troja nie należy do typowych produkcji. Historia właściwie broni się sama i wydaję się, że tylko prawdziwie niecne zamiary twórców mogłyby
zepsuć całkowicie udany film.
Tytuł: "Troja"
Reżyseria: Wolfgang Petersen
Scenariusz: David Benioff
Czas: 166 minuty
Rok: 2004
Ocena: -8 /10
Autor: Narmo
|