Inspektor Bajek
.
Deszcz, deszcz. Padał niemiłosiernie, zraszając liście, już
oklapnięte od ciężaru ciągle upadających na nie kropel. Przesiąknięta
ziemia rozmoczyła się, tworząc rozpływające się błoto. Czarne
buty zatapiały się raz po raz, grzęznąc w tej brązowej mazi.
A droga, którą podążały wcześniej wymienione buty (zresztą,
łącznie ze swym właścicielem) prowadziła do małego, drewnianego
domku. Tam właśnie zmierzał groźnie wyglądający Inspektor
Bajek...
Niski człowiek, w garniturze, pod czerwoną muchą, skryty w
brązowym płaszczu i z czarnym parasolem nad głową - tak właśnie
wyglądał ten ktoś. Niósł ciężką, skórzaną torbę, pełną scenariuszy
bajek. Tak, była to z pewnością groźna instytucja. A zmierzała
ona do chatki nieświadomych nadchodzącego niebezpieczeństwa,
dziada i baby...
Inspektor podszedł do drzwi, poprawił okulary na nosie i zapukał.
Po chwili odgłosy kapci obwieściły mu otwarcie owych drzwi
i rzeczywiście, stało się. Lecz w drzwiach nie zobaczył poczciwego
dziada czy baby. Zobaczył tam Śmierć.
Ale nie był zdumiony tym widokiem. Pewnie nawet tego oczekiwał.
Nie dowiemy się tego zresztą (a przynajmniej Wy), ale nie
jest to rzecz istotna dla ogółu sprawy. Tak więc wkroczył,
pozostawiając słowa formatu "Dzień dobry" na dalszym
planie, prawdopodobnie niewykonalnym. Spojrzał na stół pośrodku
pokoju, przy którym zasiadali majestatycznie wyglądający dziad
i baba. Usiadł na krześle, wcześniej prawdopodobnie zajmowanym
przez Śmierć (wynika to z innego faktu, który mówi nam, że
były tam tylko trzy krzesła). Lecz Śmierć widać nie zrażała
się tym i wzięła taboret. Niestety, to sprawiało, że Śmierć
była niżej położona od swych towarzyszy, co być może zmuszało
ją do odczuwania pewnego rodzaju dyskomfortu. Ale i tym razem
wykazała się sprytem i odwagą, podkładając sobie encyklopedię
biologii pod pośladki (nie wiadomo zresztą, czy Śmierć takowe
posiada).
A więc teraz wszyscy byli w stanie pełnej gotowości do rozmowy
z Inspektorem i do rzeczonej po momencie przystąpili.
- Czy ktoś z was zdaje sobie sprawę, że jesteście niezgodni
ze scenariuszem? - Rozpoczął konwersację Inspektor, kończąc
zdanie błyskawicznym wyjęciem scenariusza z torby.
- No to co z tego? - odparła odważnie baba
- Otóż to z tego, pani babo, że musicie być zgodni ze scenariuszem,
bo trzeba dzieciom dawać przykład! A poza tym morał jeszcze
musi być.
- Ale nam się nie chce umierać! - Powiedział z wyrzutem dziad
- Właśnie! My chcemy tu sobie razem mieszkać! - zaprotestowała
Śmierć
- Jeśli nie chcecie brać udziału w bajce, to po co się zapisaliście?
- No bo ja na początku byłem królewiczem, i ratowałem królewny.
Kiedyś spotkałem Halinkę, czyli znaną wszystkim babę, ożeniłem
się z nią, i zostaliśmy przydzieleni do tej sekcji, ale już
nam się znudziło... - wzruszająco wypowiedział jednym tchem
były królewicz
- Mi też! Zabijam od początku świata, wolę robić coś ciekawszego!
- Wykrzyczała Śmierć
- No ale skąd ja wezmę zastępstwo?
- Pomysły najlepiej przychodzą do głowy po bigosiku! - Powiedziała
ochoczo baba - może podać?
- Nie, dziękuję - Inspektor był bliski depresji - muszę rozwiesić
ogłoszenia. Do widzenia, żyjcie długo i szczęśliwie! - Po
tych słowach wyszedł z domku i udał się na miejsce kolejnej
bajki...
***
Szum strumyka, szelest liści w drzewach, ćwierkanie ptaszków
- to tylko dźwięki. Lecz wygląd otoczenia był o wiele piękniejszy.
Gorące promienie letniego słońca zmusiły inspektora do zdjęcia
prochowca i zarzucenia go na jedno z tych ramion, które dźwigały
ciężkie brzemię zawodu Inspektora Bajek...
Szedł ścieżką pomiędzy złotymi polami pachnącej pszenicy.
Patrzył na fioletowe chabry, kołyszące się pod dotykiem delikatnego
zefirku. To otoczenie nastawiało go optymistycznie, i nie
myślał już o swym zawodzie. Lecz nic co piękne nie może trwać
długo...
Doszedł do ogromnej puszczy. Świetliste promyczki słońca przebijały
się przez drzewa. Chłodna, wilgotna sceneria lasu, stała się
miejscem spotkania Inspektora z jelonkiem, znanym wszystkim
pod imieniem Bambi. Lecz widać bohaterowie bajek nie są doskonali.
- Witaj, Bambi! - zawołał radośnie Inspektor do małego jelenia
- Kim jest Bambi? - zapytał jelonek, nie zdając sobie sprawy
z tego, co mówi.
- No... - Inspektor nie ukrywał zdziwienia - to ty!
- Ja? - Rozszerzył swe oczy ze zdumienia - ja jestem Marcin!
- Jaki Marcin?! - Zawołał z oburzeniem - ty jesteś jelonek
Bambi z bajki o Bambim!
- Tak?
- Tak!
- Ahaaa... - w tym momencie Inspektor pomyślał, że jelonek zrozumiał
o co chodzi i doszedł do sedna sprawy samodzielnie, lecz był
w kosmicznym błędzie.
- Nie, ja jestem Marcin! - uparł się jelonek.
- Bambi!!
- Marcin.
- Bambi.
- Marcin.
- Bambi.
Pewnie znudzilibyście się, gdyby przez kolejne trzy strony
trwała walka o imiona, więc skróciłem nieco ich kłótnię.
Inspektor w końcu nie wytrzymał i krzyknął:
- BAMBI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Nieprawda. Wszyscy Czesi nazywają mnie Marcinem. - Powiedział
słodkim (jak zwykle zresztą) głosikiem już nie Bambi, tylko
Marcin.
- To ty jesteś z Czech?! - Ogłupiały już Inspektor niemal
wyglądał tak, jakby potrzebował pilnie urlopu
- Tak, nie wiedziałeś?
- Nie. Do widzenia. - Obrażony Inspektor poszedł w głąb lasu,
z nadzieją, że dzień skończy się dobrze...
***
Pod koniec dnia doszedł do miasta Pacanowa. Tam wszedł do
gospody i poprosił o mocną herbatę z cukrem i o pokój. Podał
mu ją nie kto inny, jak sam Koziołek Matołek. Lecz nasz urzędnik
się nie stropił, bynajmniej, zapalił się bardzo i już rozpoczął
rozmowę z bohaterem bajki. Inspektor nie miał jednak zamiaru
chwalić Koziołka.
- To ty jesteś Koziołek Matołek, który szukał Pacanowa, tak?
- Zagaił Inspektor
- Nie! - Odparł na to Koziołek
- A jak się nazywasz?
- Koziołek Matołek! - Wykrzyknął dziarsko bajkowy przedstawiciel
trzody
- No to czego mówisz, że nie jesteś nim? - Zadał pytanie zmęczony
niepowodzeniami Inspektor.
- Bo ja nie szukałem Pacanowa. Ja się tu urodziłem i mam pracę!
- jakże wesoły był ten Koziołek! Z tym animuszem miał szanse
przemóc Inspektora... Jednak ten nie poddał się łatwo.
- A co mnie to obchodzi? - faktycznie, nic go to nie obchodziło
- Nie wiem.
- Masz być zgodny ze scenariuszem, tak? - już kipiał wewnętrznie
ze złości - Masz dawać morał, tak? - to nie mogło się dobrze
skończyć - Jesteś już piątą osobą działającą wbrew prawu,
jaką dziś spotkałem, wiesz? - tragedia była coraz bliżej.
Koziołkowi na twarzy pojawiła się tęcza kolorów zdumienia
i strachu, a kropelki potu zagościły na jego czole - więc...
- to było straszne - ZWALNIAM CIĘ!!!
Koziołek, który był już przy ścianie, upadł na podłogę i przestraszył
się jeszcze bardziej, widząc piekielną twarz Inspektora, godną
Lucyfera. A Inspektor zostawił pieniążki na ladzie i wyszedł
z gospody zamaszystym krokiem, pozostawiając wszystkich w
ogromnym osłupieniu. Cóż, należało mu się... Ale komu, tak naprawdę?
***
Inspektor miał zamiar wrócić do urzędu, lecz wiedział, że
idąc w nocy może się natknąć na coś niedobrego. Już nie było
tak pięknie. Opuszczał Pacanów w strasznym humorze. Roztrzaskał
wrota do miasta i potrącił strażników miejskich. Nie zważał
na nikogo i na nic, co mogłoby mu przeszkodzić. Nieodpartym
faktem było to, że był wkurzony bardziej, niż burza, która
właśnie ciągnęła ku Krainie Bajek, niosąc ciężki deszcz. Cóż,
atmosfera nie była wesoła, zwłaszcza, że zapadła gęsta noc
i Inspektor musiał gdzieś przenocować. Zaczął więc poszukiwania.
Po kilkunastu minutach znalazł jaskinię, głęboką i ciemną...
Poszedł w głąb, zdjął płaszcz i zrobił z niego prowizoryczny
śpiwór. Już miał iść spać, gdy usłyszał głosy, pełne strachu,
dochodzące z wnętrza jaskini. Zagłębił się w mrok i już po
chwili ujrzał... troje niedźwiedzi stojących pod ścianą pieczary.
Zdziwił się bardzo, ale wiedział, że, choć przeżył dzisiaj
wiele, musiał rozwiązać i tą sprawę, siląc się na spokój.
Spojrzał na nich. Widać było, że stanowili rodzinę. Największy
to tatuś, później mamusia i synek. Lecz Inspektorowi było
obojętne, z kim będzie rozmawiał.
- Co tu robicie? - Zapytał Inspektor
- Chowamy się przed Złotowłosą... - nieśmiało odpowiedziała
mama
- Ale... - Inspektor był już bardzo zdezorientowany -przecież
ona wam nie zrobi krzywdy!
- No nie, wcale! - rozpłakał się niedźwiadek - już nam zgotowała
kilka niemiłych niespodzianek!
- Jesteśmy pewni, że chce nam wyciąć jakiś numer! - odezwał
się ojciec
- Hmmm... mam pomysł! - ucieszył się, w końcu, Inspektor. Zbliżyli
się do siebie i zaczęli obmyślać plan zagłady straszliwej
blondynki...
***
Inspektor, razem z niedźwiedziami, usadowił się nad wejściem
do jaskini. Trzymali sieć nasączoną zmywaczem do włosów. Inspektor
pokazywał na palcach ile zostało czasu do przyjścia Złotowłosej.
5...4...3...2...1...
Nagle ze śpiewem na ustach i z nożyczkami w dłoni (to pewnie
nimi wycinała numery) wkroczyła do jaskini dziewczynka o złotych
włosach. Lecz życie dla złych istot musi być ciężkie, zwłaszcza,
jeśli na Ziemi jest Inspektor! Konspiratorzy zrzucili na nią
sieć, a ta szamotała się w niej przez chwilą... po momencie
jednak przestała.
- Skąd wiedzieliście, kiedy tu przyjdę?! - demonicznym głosem
wykrzyczała pytanie Złoto(chociaż zaczęła jej się farba zmywać)włosa
- Och, to bardzo proste - powiedział zadowolony z siebie Inspektor,
jednocześnie wyjmując telefon komórkowy z napisem "Siemens
Mobile" - zadzwoniłem do Telekomunikacji polskiej, i
zamówiłem usługę identyfikacji numeru! - Inspektor nareszcie
komuś pomógł! Bardzo się z tego powodu cieszył.
Taki był z siebie dumny, że po aresztowaniu już Czarnowłosej,
bo niestety farba się zmyła, świętował z misiami do białego
rana, bawiąc się przy tym świetnie. Ciekawe, kogo spotka następnym
razem?...
Cdn.
Autor: Carchmage
|