Troje w(y)pasionych w Amn



Melanda leniwie przeciągała się na łożu, gdy usłyszała pukanie. Była jeszcze półprzytomna po nieprzespanej nocy, więc nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Jednak gdy właśnie przewracała swe cielsko na drugą stronę, delikatne pukanie przeistoczyło się w głośne walenie. Elfka ziewnęła, otworzyła jedno oko patrząc ospale na wejście do pokoju. Gdy w końcu uświadomiła sobie, że ktoś puka, ruszyła się z miejsca, wstała i podeszła do drzwi chwiejnym krokiem. Prawą rękę oparła o framugę i z wielką niechęcią nacisnęła klamkę. Zobaczyła barmana.
- Czego?!- spytała zachrypniętym głosem, patrząc z pogardą na mężczyznę.
- No jak to? Przecież prosiła pani o pobudkę zaraz po świcie - odparł zmieszany barman.
Melanda przygryzła wargę z konsternacją na twarzy, mlasnęła, przełknęła ślinę i chrząknęła.
- No dobra, niech ci będzie. Dzięki - rzuciła od niechcenia i trzasnęła drzwiami.
- Melando, co ty tam znowu czynisz? - spytał cichym głosikiem Andaluzy.
- Nie twój interes, lepiej byś wstał i wziął się do roboty, pasożycie! - wrzasnęła na niego
potężna elfka.
- Ech, dlaczego ona zawsze ma taki humor po całonocnej libacji? - spytał szeptem sam
siebie, poprawiając jasne loki.
- Dzisiaj czeka nas wielki bal - zaczęła Melanda uroczyście. - Bazgrył, wstawaj, trzeba cię przyszykować. Andaluzy, szykuj balię z wodą! A ty fretko... - zawahała się - eee, ty wspieraj Bazgryła.
- Dlaczego ja mam przygotowywać balię z wodą? Jestem wspaniałym bar...
- Tak, tak... Przygotuj kąpiel dla Bazgryła, albo cię zmiażdżę - syknęła na niego groźnie.
- Już idę po balię... - odparł zrezygnowany.
- Ale o co chodzi? - spytał Bazgrył retorycznie.


Po paru minutach Andaluzy wlewał pachnący fiołkami płyn do balii z ciepłą wodą. Melanda już przebrała się z jedwabnego szlafroczka w fioletową suknię podkreślającą jej nadzwyczaj pełne kształty. Elfka szła powłóczystym krokiem w stronę Bazgryła.
- No, kochaneczku - zaczęła. - Rozbieraj się i wskakuj do wody!
- Ale ja się wstydzę - powiedział nieśmiało, głaskając fretkę. - Ty jesteś dziewczyną.
- Bazgrył, zapewniam cię, że nie masz niczego, czego bym wcześniej nie widziała -
odparła lubieżnym tonem.
- Jesteś złą kobietą.... - pisnął mężczyzna, patrząc z nadzieją na Andaluzego, ale pomoc
nie przychodziła...
- Wskakuj! - krzyknęła na niego. - Musisz być piękny dzisiejszego wieczoru.
Elfka podała Bazgryłowi dużą szczotkę, a ten zaczął się szorować. Melanda pomogła mu umyć plecy i nałożyła nań 30 maseczek wygładzających, ściągających, pilingujących, odświeżających, rozświetlających, oczyszczających, nawilżających, przeciwzmarszczkowych i odżywczych. Po takiej dawce Bazgrył był już wystarczająco piękny. Teraz trafił w ręce Andaluzego, który pomógł mu ubrać się w odświętny, czysty strój z różowymi akcentami. Młody bard zaplótł mu także nowy, piękny, gruby i imponujący warkocz. Tymczasem biedny Bazgrył pojękiwał cicho ze strachu przed
czekającym go niebezpieczeństwem i szczotkował futerko tchórzofretki.
- Ruszcie się! - wrzasnęła na nich Melania. - Musimy wpaść do baru, a potem udamy się do Venera.
- Ale ja jeszcze nie podkręciłem włosów.. - sprzeciwił się Andaluzyt.
- Niedbałe fryzury są modne w tym sezonie - rzuciła mu elfka.
Andaluzy ucieszył się, patrząc na swoje rozwiane kędziory, zrobił dumną minę kowbojskiego uwodziciela-frajera (cokolwiek to znaczy) i ostatni raz przejrzał się w swoim podróżnym trzyskrzydłowym dwumetrowym zwierciadle. Wystrojony Bazgrył wyszedł pierwszy z pokoju, myśląc tylko o tym, jak stąd uciec. Za nim kroczyła wyniośle Melanda, myśląc o jej dawnym romansie z Ribaldem Kramarzem. Na końcu szedł wystrojony do granic możliwości Andaluzy, nie myśląc za wiele. Radosna trójka zeszła do baru i stanęła naprzeciw barmana.
- Powiedz mi, dobry człowieku, gdzie mieszka Venero - zwróciła się do niego Melania.
- No ... Eee. Na północy chyba.
- Na nic mi się nie przydałeś... - skwitowała go elfka i wyszła z karczmy, ciągnąc za sobą przyjaciół.

Bohaterowie oddalili się już od małej wioski i dotarli do rzeczki, przez którą mieli się przeprawić. Bazgrył zrobił duży krok i znalazł się po drugiej stronie. Andaluzy rozpędził się i skoczył przez strumyk niczym młoda łania. Natomiast Melanda miała problemy. Niestety duża postura i waga ciężka stanowiły całkiem poważną przeszkodę w przeprawie przez rzekę. Gdy próbowała skoczyć, wpadła do wody. Jednak upadek zamortyzował wszechobecny tłuszcz. Lekko zirytowana Melanda mruczała pod nosem cos o paniach lekkich obyczajów, o jakiś członkach i wielu różnych czynnościach, o których Bazgryłowi się nie śniło. Gdy już wstała, ruszyli dalej przez dzikie ostępy
na północ. Wreszcie doszli do skalistych gór i wielkiej jaskini.
- No i co dalej? - spytał Andaluzy, poprawiając fałdy falban na koszuli.
- No a skąd ja mam wiedzieć? - wrzasnęła na niego elfka.
- Patrzcie - powiedział Bazgrył ni stąd, ni zowąd. - Nad wejściem do jaskini jest napis: La hacienda de Venero. A niżej, na tej wielkiej, odblaskowej strzałce: Panie Bazgryle, to tutaj.
- No popatrz, miał przebłysk - Melanda pokiwała głową z uznaniem. - No to zachodźmy!

Na to zaszli. Weszli do ciemnej jaskini, w której nic nie widzieli. Przeszli parę metrów i nagle światłość się stała... Trójka dzielnych wojowników i wszechpotężna Fretka znaleźli się w pięknej, przestronnej komnacie ozdobionej różowymi kwiatami, żółtymi flamingami z tworzywa sztucznego, plastikowymi krasnoludkami w fioletowych kubraczkach i lodowym posągiem szynszyli. Melanda zauważyła, że Venero w połyskującej bardziej niż zwykle czerwonej szacie zmierza w ich kierunku.
- Bazgrył, masz być uwodzicielski - szepnęła do towarzysza. - I się uśmiechaj.
- Ale o co chodzi?
- Och, witajcie moi drodzy!! - krzyknął entuzjastycznie Venero. - Jak wspaniale
wyglądacie!
- Witaj wielmożny Venero! Świat iskrzy twoim blaskiem skąpanym w świetle gwiazd -
Andaluzy zaszpanował swoimi zdolnościami poetyckimi.
- Hmm, ładnie powiedziane - przyznał młodzieniec i skinął głową w stronę barda.
- To zaszczyt być tutaj - powiedziała Melanda uroczyście, wypinając pierś.
- To dla mnie przyjemność - oblizał się obleśnie pan domu. - No a jak tam twoje
samopoczucie, Bazgi? Wyglądasz dziś niezwykle olśniewająco.
Bazgrył trząsł się jak galareta ze strachu, ale starał się uśmiechać wyzywająco, tak jak go Melanda uczyła. To chyba zadowoliło Venera, bo na razie nie zadawał mu więcej pytań. Jednak wojownik Bazgrył tylko czekał na mocniejszy i groźniejszy cios, który miał niebawem nadejść. I nadszedł.....
- Melando, Andaluzy, rozgośćcie się - skinął głową - alkohole po lewej, jedzenie po
prawej, parkiet do tańca na środku.
- Dziękujemy, dziękujemy - odparła Melanda. - Andaluzy, szukaj wina podwójnej mocy i soku z rzepy.
- A ty, Bazgryle, zatańcz ze mną - Venero uśmiechnął się do niego uwodzicielsko.
De Moron z przerażeniem spojrzał na wyciągniętą łapę młodzieńca, którą niepewnie chwycił. Venero pociągnął go na parkiet i razem tańczyli menueta. Bazgrył był spięty, ale nieźle sobie radził i uśmiechał się niewyraźnie. Jednak Venero miał wobec niego szczególniejsze plany.
- Bazgi - zaczął niewinnie - pokażę ci swój pokój...
W tym momencie Bazgryłowi przypomniały się wszystkie ostrzeżenia mamy przed zboczeńcami, obcymi, poborcami podatkowymi i chłopcami z dobrych domów. Jednak musiał wypełnić misję pod groźbą zmiażdżenia przez Melandę. Dlatego poszedł za Venerem w mroczne zakamarki jaskini.
Wreszcie dotarli do landrynkowo różowego pokoju rodem z domku dla lalek.
- Usiądź Bazgryle - powiedział ciepło Vener, wskazując na kanapę przy kominku z
ozdobami w kształcie delfinów.
- Dobrze - było to pierwsze słowo de Morona tego dnia.
Wtedy Bazgrył przypomniał sobie o swojej tajnej broni ukrytej za pazuchą. Tak... Była to wszechpotężna Tchórzofretka, Pani Puchatych Zwierzątek Futerkowych, Jasnowidząca Fretka.
Wojownik dał jej znak, by wystawiła łebek i pomogła mu w konwersacji z Venerem. Gdy młodzieniec zasiadł obok niego, byli już gotowi.
- Proszę, to podwójna tethyrska z lodem - powiedział, wręczając Bazgryłowi drinka.
- Dzięki - wziął i wypił na jeden raz.
- Bazgi, jak długo zostajesz w naszej wiosce?
- Wracam jutro - odpowiedział pewnie, powtarzając słowa fretki.
- Jak to jutro? Tak szybko?
- Niestety, sprawy służbowe wzywają. Moje futerko potrzebuje nowego szamponu... eee...
tzn. włosy, nie futerko.
- A tutaj nie ma szamponów?
- Nie ma takich, jakich potrzebuję - zaczął się wykręcać. Po chwili zapytał - A może
wybrałbyś się ze mną do Athkatli?
- Och, Bazgi! - krzyknął podekscytowany. - To przecież bardzo zobowiązująca
propozycja! Komu, jak komu, ale tobie nie mogę odmówić. Będziemy razem podróżować lasami i polanami i gościńcami! I pokonamy każdą przeszkodę! A potem przekroczymy bramy miasta jak bohaterowie w jasnych szatach, trzymając się za ręce...
- Eee.. no tak, właśnie... - odparł przerażony bazgrał.
- No to jadę, ty mój rozbójniku!
- To obleśne - wtrąciła cichutko Fretka.
 

Autor: Nekko

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky