Paranoiczne przygody Dzikiego Johna

Rozdział III

-5-

- Witaj, o szlachetny i najwyższy ojcze! - powiedział kapłan klękając przed złotym tronem szefa. Carie chciała zrobić to samo, ale Łejwa ją powstrzymała.
- Siema stary - odpowiedziała męska część drużyny pomniejszona o Pajdę. Princessa nic nie powiedziała, a tylko uśmiechnęła się lubieżnie. Biskup, jako wysoki rangą duchowny, nie miał zamiaru klękać; nie byłby zresztą w stanie. Powiedział tylko "witaj".
- E no... ten tego... - zmieszał się Rupert XIII, człowiek postury dobrze wyrośniętego goblina. Z twarzy niestety przypominał średnio pięknego przedstawiciela tej rasy. Nie był przyzwyczajony, że ktoś nie okazuje mu ślepo szacunku bijąc czołem o złotą posadzkę.
- Jak wiesz, mamy biznesa... - przechodząc od razu do konkretów zaczął Raugar.
- Właśnie, bełta... beauty... beaty... eee... uczyń świętym Pajdę - skwitował El Mariani.
- Tak, tak - Dodał Don't Kichot - cudu dokonał i w ogóle.
Papież na chwile zastanowił się, co też mówią do niego ci dziwni ludzie, którym jadaczki się nie zamykają. Dla polepszenia myślenia pchnął posłańca po tłumacza jakowegoś i przy okazji nieco wina, koniecznie w złotym kielichu.
Gdy tylko wszystkie zasługi zostały wymienione i odpowiednio przetłumaczone, Rupert XIII oznajmił, że trzeba wiadomości te sprawdzić a jeśli są prawdziwe, rzeczywiście biskup Pajda zostanie świętym.
- Przynieście mi kredę, księgę przyzwań i wino mszalne. Dużo wina mszalnego, najlepiej całą misę - wydał rozkaz młodym księżom krzątającym się wokoło. Chciał przyzwać anioła i zapytać go, czy przybysze mówią prawdę o sukcesie nad Zbyszkiem z Posrańca. Do tego należało wymalować na podłodze pentagram, pokropić go winem mszalnym i odczytać odpowiednią formułę. Wina wystarczyło kilka kropel, ale znał swoich kapłanów - i tak nie donieśliby wszystkiego.
Gdy tylko dostał kredę i księgę, zaczął na podłodze rysować znak. Trochę mu nie wyszło i pentagram przypominał raczej heksagram, ale podobno to nie ma bardzo dużego znaczenia. Zaczął recytować formułę:
- Kumu lu pacix, muku ra bacix, kom hir ejndżel, moku boku, czoku roku koku... - krzyczał stojąc po środku znaku i wynosząc ręce ku górze. - Moku, maru, para czaru... eee... chwila, gdzie wino? - przerwał przypominając sobie o braku najważniejszego składnika.
- Już niosę, już! - Usłyszał nieco podpity głos młodego i ślicznego kleryka Dżozefa niosącego misę z winem. Jak się spodziewał, misa była wypełniona tylko do połowy.
Kleryk nieco chwiejnym krokiem zbliżał się w stronę znaku, a papież kontynuował inkantację. Gdy miał mówić ostatnie słowo, Dżozef potknął się i wylał wino zmywając część znaku. Zamiast niekształtnego pentagramu na podłodze widniało teraz kwadratowe koło.
-... camgofurolnix! - dokończył inkantację człowiek będący głową kościoła. - Oł szit - dodał w starszej mowie - coś poszło nie tak...
Rzeczywiście, zamiast niebieskiego światła do sali papieskiej wpadła czerwono-różowa smuga i zaczęła wirować wokół namazanego kredą i pokropionego winem znaku, formując się w kształt z grubsza przypominający człowieka.


-6-

- Uaaaa... - Przeciągnął się nowo przyzwany twór. - Gdzie jestem?
- Dżizus! - Wrzasnął Rupert XIII widząc, kogo przyzwał. - Toż to Zbyszko z Posrańca!
Wszystko zamarło, drużyna z przerażeniem patrzyła się na nagie, różowiutkie ciało największego wojownika świata przyzwanego z martwych przez pomyłkę.
- Uahahahahaha! - Wesoło zaczął się śmiać niedawno zabity generał Stowarzyszenia, zdając sobie sprawę, co się stało. - Kom tu mi! - krzyknął w stronę leżącego twarzą do ziemi kleryka Dżozefa. Nie czekając na odpowiedź, rzucił się na nieprzytomne ciało aby je niecnie wykorzystać.
Dżozef po dwóch sekundach oprzytomniał i zdał sobie sprawę, co się dzieje. Niestety, było już dla niego za późno, więc z całej siły uderzył głową w złotą powierzchnię podłogi, dzięki temu skrócił sobie męki.
Don't Kichot wraz z drużyną szybko się pozbierali i wyciągnęli broń. Wiedzieli, że będą musieli go pokonać po raz drugi, inaczej stolica imperium królowej Pameli - Kaltdorf - będzie zagrożona.
- Ej, nie wszyscy na raz misiaczki - powiedział Zbyszko widząc zbliżających się wojaków. - Wrócę później, jak odzyskam młot i zbroję. Wtedy się z wami policzę! - krzyknął wyskakując przez okno. Z zewnątrz słychać było tylko paniczne krzyki i odgłosy uciekających ludzi.
- Eee... teraz nam wierzysz, że Zbyszko z Posrańca był martwy? - zapytał nieco uspokojony biskup Pajda swojego szefa, ciągle przerażonego.
- Tak, mianuje cię świętym, niech będzie - powiedział papież. Wyciągnął z kieszeni świetlisty krążek i rzucił go w kierunku biskupa. Krążek zawisł nad jego głową i począł poruszać się wraz z nim.
- So to jeft? - półprzytomnie jeszcze zapytał El Mariani patrząc na świetliste kółko.
- Aureola, coś co odróżnia świętych od pospólstwa - odparł Rupert XIII.
Wszyscy pozbierali się po przeżyciach poprzednich chwil i odetchnęli.
- Mamy coś koło tygodnia na przygotowania - skalkulował Don't Kichot. - W takim czasie Zbyszko najprawdopodobniej znajdzie swój młot. Potem wróci po nas, bo ja mam jego zbroję...
- Niedobrze, trzeba szybko coś wymyślić - dodała cicha dotąd Princessa.
- Tak, musimy mieć jakiś plan, jak go pokonać - skwitował El Mariani szukając wzrokiem papieża. - Ej, bycie świętym daje jakieś bonusy?
- Tia, ale nie powiem jakie - odparł Rupert XIII powoli ewakuujący się do swojej komnaty, gdzie miał zamiar wypocząć na swoim złotym łożu. - Pozbądźcie się Zbyszka z Posrańca, a też zostaniecie świętymi! - obiecał przechodząc przez złotą framugę dzwi.
- Mam wrażenie, że wnętrze jest dość bogate - dopiero teraz zauważył Raugar.
- Niom, koszą kasę z ludzi jak mogą to i mają fajowe rzeczy - zupełnie niespodziewanie powiedziała Carie. Widać kuracja Łejwy odnosiła skutek.
- Mniejsza o to, teraz musimy się zastanowić, jak rozwalić tego paskudnika - skomentował biskup Pajda bawiąc się swoją nową aureolą.
Wszyscy zgodzili się i udali do karczmy, gdzie były najlepsze warunki do planowania akcji (i picia wina, rzecz jasna).

 

[cdn]

 

 

Autor: Zieziór

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky