Życie Saurona
Rozdział 9
Ciemne zarośla nieopodal Wichrowego
Czuba....
- Co tu się wyrabia, na Morgotha?! -
wrzasnął Czarnoksiężnik z Angmaru na
czterech śpiących jeszcze Nazguli.
- Eee... co? - spytał jeden, przebudzając
się.
- Przez was przegraliśmy! - wydarł się
Khamul. - Tak nie może być! Jak wyruszamy na
akcję, to wyruszamy na akcję, a nie gramy w
pokera!
- Khami, nie pluj na nas - odparł zaspany
Nazgul.
- Tylko nie mów do mnie Khami, bezużyteczna
pokrako! - Khamul zaczął krzyczeć, a jego
ślinianki wydzielały więcej śliny niż
zwykle.
- Khamul, oddychaj głęboko - zaczął
Czarnoksiężnik. - Zdenerwowaliśmy się, ale
co się stało, to się nie odstanie. Ostatnio
czytałem książkę „Jak wprowadzić radość i
przywiązanie do 9-osobowej grupy”. Napisali
tam, że powinniśmy mieć ze sobą więcej
kontaktu. Potrzebne jest nam także więcej
dotyku...
- Ja ci zaraz dam zły dotyk, zboczeńcu! -
wydarł się Khamul. - Już nie masz nic
lepszego do roboty niż czytanie durnych
poradników. Założę się, że to nawet nie ma
atestu Mordorskiego Ministerstwa Oświaty i
Cenzury.
- Jesteś toksycznym członkiem drużyny,
Khamul - odparł ze spokojem Czarnoksiężnik.
- Zamykasz się przed nami i chowasz, jak
żółw w skorupie. A powinniśmy się wszyscy
otworzyć i rozmawiać wspólnie o swoich
problemach. Spróbujmy! Ja poprowadzę!
Nazgule usiadły w kółeczku i wpatrywały się
w Czarnoksiężnika, który zasiadł dumnie z
pergaminem i kałamarzem. Nazgul kreślił coś
piórem i po chwili postawił w środku okręgu
kartę z napisem: „Klub Anonimowych Nazguli”.
Khamul tylko prychnął z pogardą.
- Zaczynamy! - rzekł Czarnoksiężnik. -
Khamul, przedstaw się, powiedz czym się
zajmujesz i jakie problemy cię gnębią.
- A po co?! Przecież wiesz, jak się nazywam
- odparł lekceważąco.
- Nie utrudniaj!
- No dobra - odchrząknął - nazywam się
Khamul...
- Cześć Khamul! - krzyknęły pozostałe
Nazgule chórem.
- Eee, tak.. - spojrzał na nich, jak na
idiotów. - Jestem Nazgulem, kiedyś byłem
królem. Zajmuję się morderstwami, walką,
fałszerstwami, wymuszaniem, torturami,
szerzeniem propagandy i strachu, manipulacją
i działam na rozkazy Władcy Ciemności.
Niezły ze mnie facet - uśmiechnął się
skromnie. - Mam problem z bezsennością,
nocnymi moczeniami i syndromem króliczka
białego.
- Ekhm... - zakaszlał Czarnoksiężnik, a
reszta Nazguli wpatrywała się ze zdziwieniem
w Khamula - no to chyba koniec na dzisiaj.
Czas w drogę. Miałeś rację, Khamul, nie
powinienem czytać książek bez atestu MMOiC.
A teraz zbieramy się! Czas złapać hobbity!
Nazgule bez słowa i zmieszane ruszyły w
stronę swoich rumaków i szykowały się do
drogi.
- Ale o co wam chodzi?! - spytał się Khamul,
rozczarowany.
W Barad-dur....
Sauron kiepsko spał i cały czas przewracał
się z boku na bok. W końcu usiadł na łóżku,
zlany potem i potargany. Przeczesał palcami
swe przerzedzony włosy i zaczesał na czubek
głowy, zakrywając łysinkę. Zerwał się z łoża
i zaczął chodzić nerwowo po komnacie, nie
wiedząc, co ze sobą zrobić. W końcu odkopał
spod bielizny palantir i potarł go lewą
dłonią. Kryształ zaczął błyskać różowawym
blaskiem i po chwili odezwał się głos
Sarumana.
- Halo? - spytał czarodziej.
- Cześć Sarumanie! Przepraszam za porę... A
w sumie, to nie przepraszam. Ja nie muszę
przepraszać - zaśmiał się arogancko.
- Taak, dzięki. To o co chodzi?
- Wiesz, ostatnio, czuję się jakiś taki....
hmmm.... samotny - powiedział niepewnie
Sauron.
- No nie - szepnął cicho Saruman. - Dlaczego
tak się czujesz?
- No właśnie nie wiem. Przecież jestem
wspaniałym mężczyzną, jestem sam dla siebie
najlepszym towarzystwem, jakie ktokolwiek
może mieć. No i mam Nazgulątka, ciebie,
armie orków...
- Ale czegoś ci brakuje... - westchnął
Saruman. - Mnie chyba też.
- Po prostu czasem jak oglądam Love Story,
Titanica, Dzikość Serca czy komedie
romantyczne z Meg Ryan, coś mnie ściska i
nie wiem, co jest nie tak... - mówił Sauron
melancholijnym głosem.
- Chyba wiem... - odparł Saruman. - Wiem,
czego nam brakuje...
- No czego??
- All you need is love... - zaczął
śpiewać Biały Czarodziej.
- Och! Toż to bluźnierstwo! - krzyczał
Sauron.
- To prawda... Przykro mi - rzekł Saruman
uroczyście.
- No ale, Sarumanie - Sauron poczerwieniał.
- Ja wiem, że jestem cudownym mężczyzną i
każda kobieta marzy o mnie, ale przecież mi
chyba nie wypada....
- Hehe - zaśmiał się szyderczo. - Po prostu
jesteś prawiczkiem!
- Jak śmiesz?! - wbzurzył się Włądca
Ciemności. - Bo cię strącę do lochu, łajzo!
- Jak wolisz....
Tymczasem w pobliżu Wichrowego Czuba...
- Patzcie chłopaki! - krzyknał
Czarnoksiężnik z Angmaru. - Koń!!
- No i co z tego, że koń? - spytał szyderczo
Khamul.
- No koń z jakimś transwestytą i hobbitem!
- Gdzie? Ja nie widzę. Jaki znowu
transwestyta?!
- No nie widzisz? - Czarnoksiężnik trochę
się zirytował. - Przecież to ten znany
elficki transwesyta Arwenfindel na swoim
rumaku i ten mały, co go żem zranił -
powiedział dumnie.
- A rzeczywiście, rzeczywiście. Biedak nie
mógł się zdecydować, kto miał uratować Froda,
to zrobił z siebie transwestytę....
Smutne...
- No ale nie czas na pogaduszki -
Czarnoksiężnik odchrząknął - czas ich
zaatakować! Misiaczki! Ustawić się w szyku
bojowym!
Nazgulątka sprawnie i z gracją ustawiły się
jak klucz kaczek. Każdy dumnie zadarł głowę,
odchrząknął, wygładził szatę, poprawił ręką
kaptur i zawył niczym wilk do księżyca. Ich
rumaki podniosły uroczyście prawe kopyto i
zarżały
- Dobrze, chłopcy! - rzekł Czarnoksiężnik
zachęcającym tonem. - A teraz ruszamy! Na
Arwenfindela, starego transwestytę!
Dziewiątka wspaniałych jeźdźców ruszyła z
zabójczą prędkością w stronę konia
Arwenfindela. On/a tylko przeklęła/przeklął
pod nosem i pospieszył/a konia. Jednak
Nazgule doganiały transwestytę przy każdym
drzewku oliwnym w okolicy. Jednak
Arwenfindelowi udało się zbiec do
niebezpiecznej Brandywiny...
- Oddaj hobbita, zboczeńcu! - krzyknął
uprzejmie Czarnoksiężnik.
- A co ci do mojej orientacji? - wrzasnął/ęła
oburzony/a Arwenfindel.
- No w sumie to nic... Ale nie zmieniaj
tematu! Oddaj hobbita!
- Nie.
- Tak! Oddawaj, ty służalcze Elronda z
wyłupiastymi oczami!
- Nie bądź bezczelny, ty, który zostałeś
przepędzony z Angmaru! - odwarknął/ęła
Arwenfindel.
- Hihihih - zaśmiał się cicho Khamul
- Khami, ty zdradziecka surykatko! -
wrzasnął Czarnoksiężnik. - Arwenfindel,
dosyć zabawy! Schowaj ten nędzny nożyk do
masła i oddawaj kurdupla!
- No mogę przemyśleć jego oddanie, ale bez
Pierścienia... - rzekł/a Arwenfindel.
- A na cholerę on komukolwiek bez
Pierścienia?! - powiedział szyderczo Khamul.
- No racja, dlatego chciałem/am go wam
opchnąć. Niełatwo podróżować z takim
bagażem...
- Dawaj Pierścień albo cię zabijemy!
- Ja wam zaraz pokażę czary - powiedział/a
Arwenfindel z plugawym uśmiechem.
- Ale fajnie! - ucieszył się jeden z Nazguli,
ale speszył się skrytykowany przez
towarzyszy obywateli Nazgulów.
- Brandywino mądra i nieprzebrana - zaczął/ęła
Arwenfindel -
Zmyj ich z tego świata.
Zabierz ich do ich durnego pana.
Niech smród łajna za nimi lata
- Co za poezja... - odparł szyderczo
Czarnoksiężnik. - Ale chyba coś ci nie
wyszło.
- Ej, ty patrz - zaczął Khamul - rzeka chyba
przybiera....
- Aaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
No i fala tsunami pociągnęła za sobą biedne
i niczego nieświadome Nazgule, a Arwenfindel
i Frodo znów byli bezpieczni....
Autor: Nekko
|