Troje wypasionych z Amn

 

Wstawał nowy, piękny dzień... Promienie słoneczne odbijały się w brudnych rynsztokach Slumsów Athkatli. W powietrzu unosił się zapach pomyj, śmieci i Helm wie, czego jeszcze... Po ulicy biegały już małe, bose dzieciaki rzucające się zgniłymi jabłkami dla zabawy. To wszystko razem tworzyło niezwykły nastrój, właściwy tylko tej wspaniałej dzielnicy stolicy Amnu. To miejsce było też doskonałą kryjówką dla niezwykle dzielnych i wybitnie zdolnych bohaterów: Melandy Fitzkroffenkroczen, Andaluzego von Różfioła i Bazgryła de Morona – trójki poszukiwaczy przygód znanych w całym Amnie (co prawda o ich reputacji można by długo dyskutować...), a przynajmniej w Slumsach Athkatli.

Bohaterowie mieszkali podówczas w szeroko znanej karczmie Pod Miedzianym Diademem, która po latach nielegalnych walk, zakładów i handlu niewolnikami zmieniła właściciela i stała się kulturalnym centrum Slumsów. W lekko przybrudzonej komnacie na piętrze, którą wynajmowali bohaterowie, od rana było słychać rozmowy i jakieś niezidentyfikowane odgłosy. Na największym łóżku zalotnie leżała elfka postury wyjątkowo obfitej jak na tą rasę, obfitej nawet jak na krasnoluda... Trzeba było przyznać, że Melanda była bardzo potężna. Mimo to zachowała kobiece kształty. Jej twarz i ciało lśniło srebrzystym blaskiem, a czarne, długie włosy luźno opadały na plecy. Elfka była ładna, pełna wdzięku, ale miała co najmniej 60kilową nadwagę. Jednak nie przeszkadzało jej to w ubieraniu się w najmodniejsze w Faerunie ostatnimi czasy obcisłe, wydekoltowane suknie, stroje podróżne i skórzane zbroje. Melanda ziewnęła, przeciągnęła się na łożu i poprawiła swój jedwabny szlafroczek. Spojrzała na swoich towarzyszy, którzy zajęci byli pakowaniem bagaży w duże plecaki.

Andaluzy von Różfioł z lubością przyglądał się swej pięknej harfie o magicznych właściwościach. Delikatny instrument należał do ulubionych przedmiotów bohatera, który równocześnie pełnił funkcję barda i maga w tej zacnej drużynie. Andaluzy był pięknym młodzieńcem, jego promienna twarz tryskała świeżością, ciepłem, urokiem, liftingiem, gracją, subtelnością, białym blaskiem uśmiechu i czarem. Jego blond loki do ramion, zawsze zadbane i starannie ułożone, lśniły złotymi iskierkami w świetle porannego słońca. Jego niezwykła uroda, zgrabne ciało, gracja i wdzięk czyniły go kimś wyjątkowym wśród ludzi, tak że wszystkie elfie grupy teatralne, kobiety oraz pewni panowie kochający inaczej chcieli go dla siebie. Jednak on zdawał się być ponad to, udawał niedostępnego i czekał na miłość swojego życia.

Obok siedział Bazgrył, jegomość słusznej postury. Mierzył ok. 2 metrów. Swe rudawe, długie włosy wiązał w wielki, jego zdaniem bardzo męski, warkocz związany na dole spinką z trupią czaszką. Bazgrył de Moron odziany był w pełną zbroję płytową, co sprawiało, że wyglądał jak jakiś niszczyciel. Potrafił wzbudzać strach w swoich przeciwnikach jeżeli chodziło o stronę fizyczną. Pod względem umysłowym wychodziło mu, co prawda, dużo gorzej, chociaż miewał wspaniałe przebłyski inteligencji. Jednak kto by zwracał uwagę na taki szczegół, mając przed sobą tak potężnego wojownika. Bazgrył wyglądał na brutala, jednak miał miłe usposobienie, był łagodny jak baranek w stosunku do swych zaufanych przyjaciół, a najbardziej na świecie kochał swoją tchórzofretkę, z którą często dyskutował o problemach egzystencjalnych.

- Chłopcy, idę się ubrać, a wy dalej pakujcie moje suknie, albowiem mamy dziś się zjawić w Gospodzie Pod Pięcioma Dzbanami i spotkać się z Lordem Syfilisem. Coś czuję, że chce nam zaoferować robotę – powiedziała elfka swym dźwięcznym głosem i udała się za parawanik.

- Och, Lord Syfilis! To piękny, dostojny mężczyzna! - wykrzyknął z zachwytem wrażliwy na piękno Andaluzy.

- Mi tam ten Syfilis brzydko pachnie.... – Bazgrył wydawał się mieć w miarę inteligentny wyraz twarzy. – Lepiej zapytajmy o zdanie mojej proroczej Tchórzofretki!

- Ty i ta twoja fretka! Zawsze macie głupie pomysły! – krzyczała zza parawaniku Melanda.

- Wypraszam sobie – zapiszczała biało-szara Tchórzofretka. - Nigdy się nie mylę w sprawach przepowiadania przyszłości! Sztuki jasnowidzenia uczyłam się od samego Mistrza Tchórzofretkowego, Króla Nostradafretki!

- Dobrze, już dobrze. Nie złośćmy się na siebie. Wokół nas zauważajmy kwiaty, a nie ciernie – zaczął piękny Andaluzy melancholijnym głosem.

- Daj sobie spokój z tymi frajerskimi tekstami, bardzie – Melanda krzyczała, wychodząc już zza parawanu w czerwonym, obcisłym stroju podróżnym i rzucając jedwabny szlafroczek obok Andaluzego.

- Z tego można zrobić namiot 4osobowy – powiedział młody bard, przyglądając się szlafrokowi Melandy, która tylko spojrzała na niego złowieszczo.

- No więc, Fretko? Może zdradzisz nam przyszłość? - zapytała drwiąco elfka.

- Skoro nalegacie – zaczęło dumnie stworzonko. – Otóż, Lord Syfilis poprosi naszą zacną drużynę o wykonanie ważnego zadania. Jedno z nas będzie musiało podjąć się próby uwiedzenia młodszego brata Lorda – Venera.

- Venero! Piękny Venero! – elfka zaczęła ślinić się z wrażenia, albowiem w całej Athkatli chwali się urodę tego młodzieńca. – Mam go uwieść? Więc szczęście uśmiechnęło się i do mnie...

- Nie bądź taka pewna, Melando... Z naszej trójki to ja jestem najpiękniejszy... – odparł Andaluzy z uśmiechem a'la David Husselhoff ze Słonecznego Patrolu.

- Nie odbierzesz mi kolejnego faceta, przebrzydły fircyku! – Elfka chciała się rzucić na barda w celu zmiażdżenia go.

- Nie moja wina, że wolą mnie – odpowiedział drwiąco, próbując uchylić się przed atakiem olbrzymki.

- Moi drodzy, jesteśmy drużyną... Dobrze wiecie, że ostatnio brak nam złota, a propozycja Lorda Syfilisa jest dla nas wspaniałą okazją. Nie kłóćcie się. Obojętnie, które z was będzie grało główne skrzypce w naszej misji. Ważne, żebyśmy ją wykonali – odparł Bazgrył, głaszcząc tchórzofretkę.

- Na Oghmę, miałeś przebłysk inteligencji – krzyknęli elfka i młodzieniec.

- Dzięki- uśmiechnął się dumnie de Moron.

- No to ruszajmy do tej tawerny! Niech Helm będzie z nami! – krzyknął dziarsko Andaluzy i wyszli z pokoiku, zabierając 3 plecaki bagaży i poidełko dla Fretki.
 

Dzielnica Mostowa była tłoczna jak zawsze. Do bohaterów przyczepiali się tutejsi żebracy, który dorobili się już pokaźnych majątków, symulanci trądu i dzieci chcące dotknąć pięknego Andaluzego, a także pobawić się z sympatycznie wyglądającą Fretką. Melanda zakupiła parę warzyw na pobliskim ryneczku, po czym razem wkroczyli do Gospody pod Pięcioma Dzbanami. W środku tawerny było ciepło, tłoczno i gwarno, a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny i piwa. Melanda rozejrzała się po sali, Andaluzy odwzajemniał uśmiechy pięknych kelnerek, a Bazgrył skierował swój duży łeb w stronę barmana podającego wielkie kufle piwa. Po chwili ujrzeli dostojnego mężczyznę o ciemnych włosach i szpanerskich błyszczących szatkach poozdabianych kamieniami szlachetnymi. Bohaterowie pospiesznie podeszli do jego stolika.

- Witaj Lordzie Syfilisie! – Melanda pokłoniła się nisko, a reszta podążyła za jej przykładem.

- Witaj, Melando – Lord skinął głową. – Panie de Moron, panie von Różfioł – uśmiechnął się do mężczyzn – siadajcie.

- Lordzie, wiedz, że to dla nas wielki zaszczyt rozmawiać z tobą – zaczął Andaluzy przymilnie. – Na tą okazję ułożyłem pieśń. Czy pozwolisz mi ją zaśpiewać?

- Andaluzy, nie podlizuj się - syknęła Melanda.

- Ależ oczywiście. Posłuchamy z przyjemnością – Lord skinął głową, a Andaluzy wlazł na stół, żeby wszyscy mogli podziwiać jego urodę.


W taki śliczny dzień jak dziś
Wino lepsze niż winogron kiść
Macie okazję podziwiać Andaluzego
Młodzieńca wielce zarąbistego
Lord Syfilis też jest z nami
Możecie nas podziwiać godzinami
Tak więc, idźcie panny w ruch
Niech weseli się mój zacny duch!!


(Andaluzy triumfalnie stał na stole, przygrywając jeszcze na harfie wśród braw i zachwytów)

- Jestem pod wrażeniem, panie von Różfioł – Lord Syfilis uśmiechnął się uroczo. – To był prawdziwy pokaz sztuki pieśniarskiej.

- Wiem – powiedział i przeczesał włosy palcami.

- Ale przejdźmy do rzeczy – powiedziała naburmuszona Melanda.

- Tak, oczywiście – Lord miał już poważną minę. – Jak wiecie, mój młodszy brat Venero lubi sprawiać mi kłopoty – westchnął.

- Tak – krzyknęła Melanda – Venero! Piękny Venero!

- Taaaak – przytaknął Lord Syfilis. – Tak więc znowu mam z nim problem. Dosyć delikatny problem. Otóż potrzebuję go z powrotem w Athkatli, muszę mu przekazać bardzo ważne nowiny i dokumenty. A ten gówniarz szlaja się gdzieś po Wzgórzach Umar! – Lord był bliski łez.

- To naprawdę przykre – Andaluzy pokrzepiająco dotknął ramienia Lorda. – Co mamy zrobić?

- Sprowadzić go do mnie... – zaczął Lord.

- Mieczem zagonić fircyka do domu?! – krzyknął z entuzjazmem nagle ożywiony, pewnie po piwie, Bazgrył.

- No niezupełnie – Syfilis ściszył głos. – Ta misja wymaga dyskrecji. Chcę, by jedno z was uwiodło Venera i tym sposobem sprowadziło go do Athkatli....

- Ach! To wspaniale – Melanda tryskała radością. – Tak się cieszę! Venero jest taki piękny... Poszczęściło mi się, nie ma co!

- Przykro mi, panno Fitzkroffenkroczen – spojrzał na nią przenikliwie. – To nie pani jest wyznaczona do tego zadania – Melanda padła na stół z rezygnacją.

- A więc to będzie zadanie dla pięknego Andaluzego! – młodzieniec zrobił minę triumfującego macho.

- No nie... – przerwał mu lord. – Mojego brata ma uwieść Bazgrył de Moron – wszystkie spojrzenia przeniosły się na osiłka chlającego piwo, który z wrażenia się zakrztusił.

- Że co? – zapytała jednocześnie cała trójka bohaterów.

- No Bazgrył – Syfilis uśmiechnął się nieśmiało. – Venero lubi ten typ facetów.

- Jak to Bazgrył?! – Andaluzy płakał załamany.

- Fretko, o co chodzi? – Bazgrył spytał przerażony, głaszcząc swojego przyjaciela.

- Mój drogi, wiem, że nie rozumiesz tego niecnego planu, jaki przypadnie wykonać tak cnotliwej i niewinnej osobie jak ty – zaczęła profesjonalnie Fretka. – Krótko mówiąc, masz przerąbane...

- Czy zgadzacie się? Czeka na was spore wynagrodzenie – powiedział Syfilis niepewnie.

- Tak – odparła Melanda rozgoryczonym głosem – przyjmiemy zadanie. Brakuje nam ostatnio środków....

- Lordzie, wybacz nam, ale opuścimy cię – Andaluzy wstał i skinął głową. - Musimy przygotować się do wyprawy.

- Dziękuję – Syfilis odetchnął z ulgą. – Powodzenia!

- Do widzenia – rzuciła elfka, ciągnąc Bazgryła za ramię.

- Ale o co chodzi? – spytał cichutko przerażony de Moron.

 

I tak trójka dzielnych bohaterów przeszła się po sklepach i wyruszyła na wschód, prosto na Wzgórza Umar, by wykonać kolejną misję...


 

Autor: Nekko

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky