Buster Sword

 

Dedykowane wszystkim fanom Final Fantasy VII.

 

CZĘŚĆ 1 - Przebudzenie

 

Jechaliśmy na misję... ja i paru żołnierzy, z którymi już wcześniej współpracowałem. Lekko podenerwowany popatrzyłem na dowódcę. Sephiroth... człowiek legenda, zawsze nieustraszony i opanowany, siedział tam, w rogu ciężarówki pogrążony w myślach. Koło niego spoczywał mój kompan i zarazem najlepszy przyjaciel - Cloud. Jego śmiesznie, sterczące złote włosy i uśmiech zawsze potrafiły dodać mi otuchy... Ubrany był w mundur żołnierza Klasy Trzeciej co znaczyło, że dopiero zaczynał. Kierowca - Neko, dziewczyna, którą próbowałem kiedyś poderwać. Śmieszne, nic z tego nie wyszło... ale nie o tym miałem teraz myśleć.
Koło mnie siedział żołnierz, którego nie znałem. Dygotał cały ze strachu, była to jego pierwsza, prawdziwa misja.
- Uspokój się, zachowuj się jak przystało na żołnierza SOLDIER. - zwróciłem się do niego.
- Tak jest!- W tej chwili ucieszyłem się ze swojego, tak ciężko zapracowanego stopnia... wreszcie mogłem kimś porządzić. Moja radość szybko jednak minęła gdy tylko pomyślałem o czekającej nas misji. Mieliśmy oczyścić teren w pobliżu miasteczka Nibelheim oraz zniszczyć stary reaktor energii Mako. Nie wiedziałem jednak, jakich potworów mogliśmy się tam spodziewać.
- Sephiroth?- Mężczyzna o długich, srebrnych włosach odwrócił swą głowę w moim kierunku.- Mam pytanie - powiedziałem. - Jakich przeciwników możemy się spodziewać na miejscu?
- Nie ważne jakich, po prostu oczyśćmy ten teren i wysadźmy reaktor...- Spodziewałem się takiej odpowiedzi. Spróbowałem jeszcze raz się odezwać.
- Jakieś mutacje?
- Nie podniecaj się tak! - nagle odburknął dowódca.
Zdziwiony jego reakcją zamknąłem się na dobre. Minęło 30 minut...
- Cloud, to twoja pierwsza prawdziwa misja, jak się czujesz? - odezwałem się do przyjaciela.
- Ech... nie najlepiej - żołnierz trzymał się za brzuch.
- Zawsze tak reagujesz jadąc automobilami?
- Aha... - Cloud przytaknął.
- Cieszę się, że zapisałeś się na listę - zwróciłem się ponownie do kompana, chcąc rozproszyć przygnębiającą atmosferę - Ja zawsze zapisuję się, kiedy jest duża misja. To dobry sposób, żeby się sprawdzić.

 

Przedzierając się przez straszliwą ścianę deszczu, wyjechaliśmy na rozległą polanę. Zbliżaliśmy się do Nibelheim...

 

Nagle rozległ się hałas.
- Co... coś... w nas... w nas uderzyło! - wykrzyknął jeden z przerażonych żołnierzy.
- Zaczyna się - pomyślałem. Sephiroth szybko wyskoczył i ryknął:
- Zack! Zbieraj się!
Przeskakując przez walające się wszędzie sprzęty złapałem mój miecz i wypadłem z ciężarówki. Moje buty zapadły się w głębokim błocie, czyniąc głośny chlupot.

 

Za mną zerwał się Cloud, który również pochwycił swój miecz.
- Strife! Zostajesz! - rozkazał Sephiroth.
- Ale... ale ja też chcę walczyć! Proszę, pozwól mi walczyć!
- Nie pozwoliłem ci jeszcze umierać. - odparł dowódca. - Zack, idziemy!
Pobiegliśmy przed siebie, w przerażająca otchłań ciemności. Z każdym krokiem stawałem się coraz bardziej brudny od błota.
- Cholera, gdzie on jest ? - mówił do siebie Sephiroth.- Przeczesałem wzrokiem całą polanę, nie zauważając nic poza przebiegającym zającem.
- Przygotuj się! To smok królewski! - krzyknął mój towarzysz.
- A niech to, dlaczego właśnie dzisiaj...?
- Zamknij się i uważaj.
Nie wiem, skąd Sephiroth miał taka zdolność widzenia, zawsze mnie to zastanawiało, kiedy z nim pracowałem. Ja nie mogłem dojrzeć żadnego obiektu w promieniu 15m... Staliśmy zmoknięci, grzęznąc po kolana w błocie.
"Smok królewski... smok królewski.... smok królewski, przerażająca bestia, potrafiąca posługiwać się magią, a do tego niezwykle inteligentna" - zacząłem sobie przypominać, czego uczyłem się w szkole. Przez moja głowę przewijały się przerażające myśli. Nagle poczułem dziwne ciepło bijące od strony Sephirotha. Dowódca stał formując w swych rękach kulę ognia. Z każdym ruchem jego dłoni zwiększała swą objętość, rozświetlając otaczający nas teren. Nagle jednym energicznym ruchem posłał ją w niebo. Niesamowity żar odrzucił mnie do tyłu.
- Co robisz?! - krzyknąłem.
Mój towarzysz nie odpowiedział nic tylko uśmiechnął się lekko. Usłyszałem odgłos wybuchu i przeraźliwy ryk bestii. Leżałem w błocie, z wyrazem osłupienia w oczach.

 

Sephiroth szybko odskoczył z miejsca, w którym się znajdowałem. Poruszał się tak szybko, że z trudnością nadążałem za nim wzrokiem. Całe niebo mieniło się kolorami ognia... Major wyskoczył w stronę jarzącego się nieba, z mieczem trzymanym w pogotowiu.
- Składa się do ciosu! - wykrzyknęła grupka żołnierzy, która wychylała się z ciężarówki.

 

Nagle zobaczyłem spadające, potężne cielsko smoka królewskiego. Co robi Sephiroth?!

 

Dowódca wbił się z całym impetem w cielsko bestii. Jego prawie dwumetrowy miecz Masamune wyrwał kawał mięsa nad jedną z przednich łap smoka. Rozległ się przeraźliwy ryk stwora. Poczułem jak przechodzą mi ciarki po plecach. Sephiroth spadał wraz z kreaturą, która próbowała wprowadzić w niego zabójczy jad.
- Muszę mu pomoc!
Skoczyłem naprzód, wybijając się w górę, z mieczem skierowanym prosto w obślizgły łeb bestii. Rozległ się dźwięk rozrywanych ścięgien i kości. W powietrzu zawirował łeb stwora, oblewając twarz buchająca zewsząd posoką.
Zaraz potem na ziemie runęło wielkie cielsko smoka królewskiego.
- Było blisko... - stwierdził Sephiroth. Jeszcze chwila, a spaliłby nas żywcem.
Powróciliśmy do ciężarówki, witani brawami całej reszty.
- Zack, byłeś suuuper ! -krzyknął, pełen podziwu Cloud.
- Dzięki, robiłem co mogłem, ale tak naprawdę uratował nas Seph...
- Oszczędź mi tego - przerwał mi dowódca jakby nic się nie stało. Kierowca!
Jedziemy dalej!
Pozostały czas spędziłem rozmawiając z Cloudem. Próbowałem pomoc mu w przezwyciężeniu tej cholernej choroby. Wreszcie, po następnych 30 minutach jazdy, dotarliśmy do Nibelheim...

 

Przed naszymi oczyma rozgrywała się dziwna scena. Pośród słodkich domków i zabudowań kłóciły się ze sobą 2 grupki ludzi. Wydawało mi się, że ludzie ci byli strasznie przerażeni. Kiedy tylko zorientowali się, że nasza ciężarówka wjechała do miasteczka, natychmiast większość z nich zaczęła uciekać w stronę swych domostw. Sephiroth wydal rozkaz, by Neko zorientowała się o co chodzi. Staliśmy na mokrym bruku, czekając na wieści od dziewczyny. Spojrzałem się na Clouda, który nagle założył swój hełm.
- Nie martw się, nie wyglądają na groźnych - pocieszałem kolegę.
Ten jednak udał, że nic nie słyszał i odszedł w stronę ciężarówki.
- Co mu się stało? - starałem się nawiązać rozmowę z Sephirothem.
Dowódca nie odpowiedział nic, pozostając pogrążany w swych myślach. Nagle zwrócił się w stronę Cloud'a.
- Jak to jest? Wrócić do swego rodzinnego miasta? Ja nigdy takiego nie miałem. Żołnierz nawet nie drgnął, ignorując zadane mu pytanie.
- A co z twoimi rodzicami? - odwrócił się Cloud.
- Moi rodzice... - Sephiroth wyraźnie o czymś myślał, coś nie dawało mu spokoju.
- Moją matką była Jenova. Ojciec...? - nagle Sephiroth roześmiał się - Nie ma o czym mówić. Możesz odwiedzić swą rodzinę. Cloud pozostał w miejscu, poprawiając termo-optyczny hełm.

 

Zastanawiałem co dzieję się z Cloud'em. Przecież on nigdy się tak nie zachowywał... zawsze był pełen odwagi i to on dodawał mi otuchy. Pewnie ma po prostu zły dzien. Ale patrząc na to z innej strony, może to przez ta przeklęta okolice, najpierw smok czerwony, a co teraz? Prawdę mówiąc, jeszcze teraz przechodziły po mnie ciarki myśląc z jaka łatwością ten potwor mógłby nas wykończyć. Gdyby nie Sephiroth... moje rozmyślania nagle przerwała Neko.
- Hej chłopcy, pobudka - powiedziała jak zawsze wesoła Neko. Wszystko jest w porządku, tubylcy podniecali się grożącym im niebezpieczeństwom, debatując nad tym czy nie wysłać jakiejś grupki na zwiad do reaktora.
- Dobrze, że tego nie zrobili. - odburknął Sephiroth, wstając ze swego miejsca. Idziemy odpocząć, wyśpijcie się, bo jutro czeka nas ciężka droga - rozkazał dowódca. Udaliśmy się do przytulnego wnętrza małego hoteliku. Jak zwykle wszelkie formalności załatwiała Neko. Zdziwiłem się wieścią, iż dostałem pokój z Sephirothem.
- Ale z ciebie szczęściarz - szepnął do mnie Cloud, który ściągnął już swój hełm.
- Szczęściarz? Dlaczego?
- Zawsze marzyłem, żeby choć trochę go poznać - odpowiedział mi z błyskiem w oku.
Zaśmiałem się, myśląc czy nie zamienić się z Cloudem mym miejscem.
- Jeżeli ci tak bardzo na tym zależy, mogę się z tobą zamienić - szybko zdecydowałem.
- Naprawdę??? - oczy Clouda rozświeciły się jeszcze większym światłem.
- Naprawdę - odpowiedziałem z uśmiechem. - Który miałeś pokój?
- Trójkę, Zack jesteś moim najlepszym przyjacielem! Szczęśliwy ze swoich uczynków udałem się do pokoiku. Na piętrze spotkałem Sephiroth'a. Patrzył na górski krajobraz Nibelheim.
- Czuję, że znam to miejsce - powiedział, nie odrywając oczu od okna.
- Nibel, to miasteczko? - spytałem zdziwiony.
- Mam dziwne uczucie. - odparł Sephiroth. - Zatrudniłem przewodnika, słyszałem, że jest młody.
- Pewnie jedyny, który odważy się z nami iść.
Opuściłem go, udając się do swego pokoju. Siedział już tam żołnierz, z którym rozmawiałem dziś w ciężarówce. Zauważyłem, że trochę speszył się moja obecnością, myśląc, iż wszedł Cloud. Nie mówiąc nic, wskoczyłem do lóżka i zamknąłem oczy...

 

Nie mogłem spać... wydawało mi się to bardzo dziwne, biorąc pod uwagę to, że nigdy nie miałem z tym problemów. Po głowie chodziły mi złe przeczucia, związane z jutrzejsza wyprawa do makou reaktora. W końcu jednak pogrążyłem się w śnie.

 

Rano obudziłem wszystkich, zauważając, iż Sephirotha nie ma w hotelu. Siedziałem na ławce, na zewnątrz czekając na pozostałych. Dzień, w przeciwieństwie do poprzedniego był bardzo słoneczny. Na niebie nie było widać żadnej chmurki. Tutejsze pospolite ptaki - ygrasy śpiewały na pobliskim drzewie, co razem sprawiało bardzo milą atmosferę.

 

Pierwszy dołączył do mnie żołnierz z pokoju, za nim Mike i Sedimel. Kiedy wyszedł Cloud, od razu spostrzegłem zdenerwowanie na jego twarzy.
- Zack. Sephirotha nie było całą noc.
- Jak to nie było ?! - spytałem zdziwiony.
- No, nie było... a tak bardzo chciałem go poznać ... chociaż z nim porozmawiać
- oświadczył zawiedziony Cloud.
- Jak on mógł to zrobić ? Dowódca nie może zostawiać swych podwładnych na pastwę losu - powiedziałem zły na Sephirotha. Nagle nie wiadomo jak i skąd pojawiła się przed nami zaginiona osoba.
- Gotowi? - spytał jakby nigdy nic.
- Gotowi?! Gdzie byłeś w nocy? - odparłem szybko
- To... nie powinno cię interesować. Załadowaliśmy się do ciężarówki. Neko czekała na kogoś, co chwila spoglądając na zegarek. Nagle pojawiła się osoba, z która była umówiona. To była dziewczyna - biegła tak jakby się spóźniła. Kiedy się do nas zbliżyła zauważyłem, ze była ładna, bardzo ładna. By nie przestać koncentrować się przed czekającymi mnie walkami odwróciłem szybko głowę, zamykając oczy. Kącikiem oka dojrzałem jeszcze, ze Cloud miał znowu założony hełm, który przysłaniał cala jego twarz. Siedział tak jakby bardzo się czymś denerwował. Dziwne...

 

Nagle usłyszałem miły kobiecy glos witający się z Neko i przepraszający za spóźnienie. Po chwili zbliżyła się do naszej ciężarówki. - Cześć wszystkim! - powiedziała dziewczyna. Nazywam się Tifa i będę waszym przewodnikiem. Momentalnie Mike i Sedimel podskoczyli, by przywitać się z nieznajoma. Zawsze miałem z nich niezły ubaw. Po chwili dziewczyna spytała: - Czy jest z wami Cloud? Cloud Strife? Otwarłem oczy i spojrzałem się na chłopaka. Cloud trząsł się jak osika i machał rękami, dając znaki, które znaczyły tyle co: nie ma mnie! Zareagowałem szybko:
- Nie, nie ma.
- Aha... a czy pytał o Tife... Tife Lockhart?
Spojrzałem na Clouda, który ponawiał swa grę rąk.
- Nie, nie słyszałem. - powiedziałem bez emocji.
- Ach...
Widocznie zawiedziona dziewczyna udała się na miejsce koło kierowcy.
- Skończyliście już rozmówki, nie mamy czasu - nagle przemówił dowódca. - Kierowca, ruszamy ! Rozległ się dźwięk pracującego silnika, zaczęliśmy oddalać się od miasteczka, jadąc w stronę pobliskich gór. Nagle zatrzymał nas tutejszy mężczyzna. Był czymś wyraźnie przejęty.
- Tifa, nie idź tam! Tam jest zbyt niebezpiecznie! - człowiek próbował przekrzyczeć warkot pracującego silnika.
- Tato... powiedziałam, że idę - rzekła Tifa, która otwarła drzwi pojazdu i wyskoczyła na bruk.
- Co teraz? - odezwał się wyraźnie znudzony Sephiroth. Mężczyzna wyszedł z ciężarówki.
- Nie, nie pozwolę by coś ci się stało - ciągnął dalej ojciec. Sephiroth zbliżył się do mężczyzny.
- Proszę się nie martwić, nic jej nie będzie.
- Pan? To... naprawdę on? - mówił w osłupieniu mężczyzna.
- To wszystko? - spytał powoli Sephiroth, ignorując oczywiste pytanie.
- Ta...k. To znaczy. Nie! Nie. Proszę jeszcze o zdjęcie.
- Tylko szybko. - odparł dowódca.
Ojciec przewodniczki wyjął stary aparat fotograficzny.
- Świetnie. - mówił do siebie rozweselony - Poproszę jeszcze tego pana. Czy może pan tu podejść.
Nagle zdałem sobie sprawę, że ktoś mówi o mnie. Otwarłem oczy.
- Tak, proszę tu podejść. - ojciec ponowił swą prośbę. Zeskoczyłem z ciężarówki, zły na amatora fotografii. Żałosna fotografia... może każe mi się jeszcze uśmiechnąć - myślałem idąc w stronę człowieka.
- Tifo, stań koło pana Sephirotha.
Sephiroth wydawał się być nieobecny, myślał o czymś innym. Stanąłem z boku, koło przewodniczki. Trzy razy lampa błyskowa rozświetliła nasze postacie.
- Dziękuję. Bardzo dziękuję! - mężczyzna wzruszył się perspektywą posiadania tak cennego zdjęcia.

 

Wróciliśmy do pojazdu. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu słońce widniało już wysoko na niebie. Wysiedliśmy z ciężarówki. Naszym oczom ukazał się widok posępnych gór. Wierzchołki poszczególnych szczytów były ostro zakończone, dominował ciemny, przygnębiający kolor. Jedynie na niektórych z nich spoczywały grube pokrywy śniegu.
- Przejdziemy przez tamtą górą - powiedziała Tifa. - Będzie stromo, wiec uważajcie. Drugim niebezpieczeństwem są rojące się tutaj mutanty... których najchętniej nie chciałabym widzieć. Cloud nerwowo skrywał swą twarz pod hełmem.
- Będziemy uważać - odparłem do dziewczyny. Zaczęliśmy się wspinać. Droga była ciężka, co chwila ktoś potykał się o wystający korzeń czy kamień.
- Zróbmy przerwę - rzekł zdyszany Mike.
Sephiroth popatrzył się na niego idąc dalej, w górę.
- Wstawaj, nie mamy czasu na odpoczynek - podniosłem kolegę.
Po 2 godzinach doszliśmy do wejścia, u jakiejś pieczary.
- Możemy zrobić sobie mały skrót - stwierdziła Tifa. - Problem tkwi w tym, że nie wiem czy chcecie przedzierać się przez te korytarze. Sephiroth wkroczył do ciemnej otchłani bez żadnych wyjaśnień.
- Idziemy - powiedziałem do pozostałych.
- Czy on wie co robi? - spytała lekko przestraszona Tifa.
- Z pewnością... to Sephiroth - wyjaśniłem.
- Wiele o nim słyszałam. Ciekawe skąd jest... - wkroczyliśmy w ciemna otchłań jaskini.
- Nie wiem, nigdy nie mówi o sobie... chyba jednak ostatnio coś powiedział o swej matce... - ciągnąłem dalej, mój glos odbijał się lekkim echem w wilgotnym korytarzu.
Spojrzałem pod nogi, na ziemi leżało parę zabitych, zmutowanych szczurów - pewnie stanęły na drodze dowódcy.
- Co mówił? - spytała zaciekawiona przewodniczka, która w tej chwili zapomniała o swojej funkcji.
- Nie pamiętam dokładnie. Chyba, że jego matka miała na imię Lenova... nie jestem pewien.
- Nazywasz się Zack, tak ? - nagle spytała dziewczyna
- Miło mi cię poznać - odparłem szybko. Mike i Sedinel tłoczyli się za nami, by ''przypadkowo'' usłyszeć co ciekawsze kawałki rozmowy. Na końcu pochodu wlókł się Cloud. Przeskoczyłem kolejnego zdechłego stwora, który przerażał mnie samym swym wyglądem.
- Po co mam w ogóle zaprowadzić was do reaktora ? - pytała dalej Tifa
- Planujemy wysadzić go w powietrze, sama widzisz co tu się dzieje. Zmutowane zwierzęta, anomalie pogodowe, zawirowania czasoprzestrzeni... to wszystko wyniki destruktywnego działania tej energii. W drodze do Nibel spotkaliśmy nawet smoka królewskiego, który nie występuje w tych stronach.
- Rozumiem, ale przecież z makou czerpiemy moc - stwierdziła Tifa. - Bez niej nie możemy używać maszyn.
- Tak, to prawda, jednakże wasz reaktor jest już za stary, by móc go dalej eksploatować.
- Rozumiem... czyli wszystkie nasze maszyny będą już bezużyteczne?
- Na waszym miejscu cieszyłbym się z tego, że tak długo przetrwaliście w pobliżu tak wielkiego zagrożenia - zakończyłem tą przynudnawą już rozmowę. Wyszliśmy na zewnątrz jaskini. Czekał już na nas Sephiroth, który wycierał swój cenny miecz o trawę. Na zielonej powierzchni osądziły się plamy krwi.
- O! Już go widać - Tifa wskazała palcem częściowo zasłonięty budynek, oddalony od nas o 300 metrów.
- Wyczuwam tu wielka siłę. . . - po raz pierwszy odezwał się Sephiroth. - Emanuje zza tej skały w pobliżu reaktora. Możecie zrobić sobie przerwę. Przygotujcie się. Mike padł na ziemie z ulgą. Ja również byłem zmęczony, ale wolałem stać, by nie rozluźniać mięsni nóg. Nauczeni doświadczeniem Sedimel i Cloud zrobili to samo. Dowódca wydawał się być czymś zatroskany, nerwowo przeglądając swą Materie. Różnokolorowe kulki pięknie błyszczały w słońcu. Sephiroth miał ich kilka, jedna włożył do wcześniej przygotowanego slotu w mieczu. Drugą podrzucił mi. Byłem zaskoczony tym, iż dowódca daje mi swą Materie.
- Dlaczego mi ją dajesz?
- Będziesz mi potrzebny... ta Materia posiada moc zatruwania. Z osłupieniem spojrzałem na zielona kulkę o średnicy kilku centymetrów.
- Przyczep do broni - rozkazał mi dowódca.
W jednym ze slotów spoczywała już kulka, która ponoć miała dawać mi większą silę ciosu. Z dumą włożyłem zieloną, która rozbłysła się wesoło. Sephiroth rzucił do mnie inną, również zieloną Materie.
- Jesteś już przygotowany - stwierdził Przetarłem oczy. To była Materia Wody.
- Zbierajcie się - rzekł dowódca.
Mike niechętnie wstał, strzepując brud z munduru.
- Wszyscy będziecie walczyć - rozkazał Sephiroth. Popatrzył się na przewodniczkę. - Siedź tu i nie wychylaj się. Cała szóstka pobiegła w stronę reaktora. Sephiroth zwolnił do naszego tępa, wyprzedzając nas o parę metrów. Nerwowo przełykałem ślinę. Co czeka nas za ta skarpą? Jeżeli Sephiroth dał mi... Nie dokończyłem. Nagle w powietrzu świsnęło ogromne odnóże rozsypując skarpę w drobny mak. Padłem, szybko zakładając hełm. Reszta rzuciła się na ziemie i zrobiła to samo. Na całym ciele czułem drgania od straszliwie silnego uderzenia. Podniosłem się spoglądając na przeciwnika... To co zobaczyłem przeraziło mnie do głębi. Przed nami jawiła się postać potwora z najgorszego koszmaru. Kilkunastometrowa bestia, przypominająca swym wyglądem komara, zbliżała się do nas z wielka szybkością.
- Zapora ogniowa!!! - ryknąłem do Sedimela i Mike'a. Obaj zdjęli z pleców swe KR-54 i wycelowali w bestie. Pod moje nogi potoczyły się łuski z pocisków o wysokim stopniu penetracji. Stwór przyjmował razy, które nie przebijały jego grubego pancerza. Szukałem wzrokiem Sephirotha... gdzie on jest!? Nie ma co, tymi nabojami mu nic nie zrobimy - myślałem szybko.
- Wstrzymać ogień!!! - krzyknąłem do strzelających. Nagle zza odwłoku "komara" wyskoczył Sephiroth z rozjarzonym do czerwoności mieczem. Zamachnął się z cala swą siłą mierząc w cześć łączącą odwłok z głową. Prysły czerwone i oktarynowe iskry, cząsteczki powietrza zafalowały od ciepła jakie się wyzwoliło. Z miejsca, w które uderzył dowódca buchała zielona maź. Sephiroth, jakby sparzony odskoczył od bestii. Ma powłokę kwasową pod skorą - pomyślałem.
- Mike, Sedimel ! Znajdzie jakieś miejsce i zacznijcie go ostrzeliwać z granatów! Wrzasnąłem do podwładnych.
- Cloud ! Wycofujemy się!
Pobiegliśmy przed siebie. Wskoczyłem do rowu, po chwili pojawił się tam Cloud.
- Jest źle? - spytał wystraszony żołnierz
- Jeżeli tu podejdzie, wal Mieczem Buster! - zignorowałem jego pytanie, rzucając swój miecz w jego stronę. Wstałem, zapierając się nogami o krawędzie rowu. Zacząłem koncentrować się, silnie trzymając w dłoni Materie Wody. Rozjuszona ciosem Sephirotha bestia, biegła teraz w stronę, gdzie zaszył się Mike który ostrzeliwał ją granatami.
Żołnierz w panice odrzucił broń palna, wyciągając swój krótki miecz. W tym momencie bestia doskoczyła do rowu, w którym siedział żołnierz.
- Aaaaaaaa...!!! Glos Mike'a urwał się kiedy jego głowa poszybowała w powietrzu. Sedimel i drugi żołnierz widzący to rzucili się do szalonego ataku na potwora. Materio daj mi sile bym mógł walczyć z nieprzyjacielem - powtarzając w myślach próbowałem skupić się, by użyć potęgi Magii. Mocno ścisnąłem emanującą jasnym światłem kule, która obdarowywała mnie drzemiącą w sobie mocą. W tym momencie potwor ogłuszony przez granat Sedimela, wymachiwał swymi śmiercionośnymi odnóżami miażdżąc wszystko na swej drodze. Jedno z ramion odrzuciło nieznanego mi kolegę, tak daleko, że ten upadł koło nas, rozbijając sobie głowę. Z rany sączyła się krew. Na mój policzek trysnęła ciepła posoka. Sedimel rozpaczliwie bronił się przed ciosami potwora. Nie miał jednak z nim żadnych szans. Jedna z odnóży zagłębiła się w jego brzuchu, przeszywając go na wylot. Żywy jeszcze Sedimel, został wyrzucony na kilkanaście metrów w gore. Za jego ciąłem ciągnęła się czerwona smuga krwi. Żołnierz uderzył z całym nadanym mu impetem, głową w ziemie, rozłupując czaszkę na kamieniach. W tym momencie miałem dość siły, by użyć Magii.
- Teraz !!! - wrzasnąłem
Poczułem mrowienie, które przesuwało się w stronę palców. Przez moje ciało przepływała Moc. Z rąk wyleciała kula, emitująca silny, morski kolor. Kierowałem ją myślami. Nie miałem już kontaktu z otoczeniem, rzeczywistością. Stałem się cząstka Mocy. Z szybkością światła kula dosięgła cielsko stwora. Zatrzęsła się ziemia, rozległ się dźwięk ogromnie silnego wybuchu, któremu wtórował hałas rozbryzgiwanej wody. Wyjrzałem zza rowu. Komar kołysał się na wpół żywy. Z jego ran buchała zielona maź, tak, że nie można się było do niego zbliżyć.
Nagle poczułem ogromne ciepło bijące kilkadziesiąt metrów od nas. Cale niebo pokryło się ciemnymi chmurami, w powietrzu wyczuwałem intensywny zapach Magii - to musiał być Sephiroth.
- Uciekamy stad !!! - ryknąłem do Clouda. Wyskoczyliśmy z rowu biegnąc w szaleńczym tempie. Poczułem, ze słabnę. Cloud choć niższy i mniejszy ode mnie złapał mnie i dźwignął do góry z łatwością. Za nami z wielkich czarnych chmur zaczęły wyłaniać się kule ognia, które z ogromna szybkością pędziły w stronę pola walki. Podobne do meteorów ciała zostawiały za sobą buchające płomienie ognia, sprawiając, iż cale niebo zmieniło kolor na czerwony. Nadal biegłem z Cloudem.
- Szybciej! Musimy się schować!!! - wrzasnąłem przeskakując wzniesienia.
Za nami rozległ się wybuch rozdzierający całą otaczającą nas przestrzeń. Nie mogłem wytrzymać natężenia dźwięku.
Padnij !!! - krzyknąłem do partnera na daremnie.
Nagle potężna fala uderzeniowa przewróciła nas do przodu. Wpadliśmy do jakiegoś zagłębienia w terenie. Na wpół ogłuszony widziałem jak ponad nami przelatywały płonące kawały ziemi i skał. Nastąpił wybuch intensywnego światła, które oślepiło mnie. W powietrzu wyczuwałem przerażającą potęgę Magii, która emanowała z każdego atomu. W jednej sekundzie wszystko uciszyło się i zapanował spokój, zakłócany jedynie przez odgłos palących się krzaków. Powoli dochodziłem do siebie... poczułem rękę szturchającą mnie w ramie.
- Zack... wszystko w porządku?
Otwarłem oczy, znowu mogłem widzieć, to był glos Clouda. Pochylał się nade mną ze łzami w oczach.
- Po... pokonaliśmy go. - stwierdził przyjaciel
Wyjrzałem. Z przerażającej bestii pozostała tylko kupa popiołu. Byłem wyczerpany przez użycie Magii. Leżałem patrząc się w niebieskie niebo zasłane rozdartymi, białymi już chmurami. Straciliśmy dwóch dobrych ludzi... i jednego początkującego. Nikt nie mówił, ze będzie łatwo, ale było mi ich naprawdę żal, szczególnie Mike'a i Sedimel'a, z którymi już nieraz wyruszałem na misje. Byli w moim wieku... dziewiętnastu lat. Usłyszałem nadchodzące kroki.
- Nic z nich nie zostało - powiedział Cloud, który wydawał się mocno wstrząśnięty tym co się stało. - Jak, jak ... dlaczego?! Dlaczego musieli zginąć?! W oczach Clouda znowu pojawiły się łzy.
- Co z Neko, nie widziałem jej - chciałem zapomnieć o pytaniu przyjaciela.
- Neko ? Przeszukałem cały teren, nie znalazłem nikogo oprócz Tif... to znaczy tej przewodniczki.
- A Sephiroth ?
- Nic.
Wstałem z zimnej ziemi.
- Znasz tą przewodniczkę?
- Tifa... - powiedział zamyślony Cloud.
- Nie mówmy teraz o niej, nie chce... o tym teraz mówić - Żołnierz oddalił się ode mnie wyraźnie zakłopotany.
- Gdzie jest Sephiroth? - myślałem. Nie mógł zginąć, rzucał przecież ten czar Ognia, trzeciego stopnia. Zbliżała się do mnie jakaś postać. To był on. Ciężko dyszał, zmęczony po rzuceniu tak potężnego zaklęcia.
- I.. Ilu? - wysapał
- Trzech, nie wiem co z Neko. - odparłem Nastąpiła długa chwila ciszy, którą przerwał w końcu nadchodzący Cloud z Tifą.
- Znalazłem Neko, skręciła nogę. - zawiadomił żołnierz.
- Zostań z nią. - odpowiedział Sephiroth. - Wysadźmy ten przeklęty reaktor. - stwierdził patrząc się na mnie.
Poszliśmy w stronę budynku. Niezabezpieczone drzwi uchyliły się bez użycia siły. Nieraz byłem już w reaktorze, w końcu służyłem dla Shinry, która je budowała. Ten jednak wydał mi się jakiś dziwny. Być może na taki efekt wpływało jego zniszczenie. W powietrzu wyczuwałem charakterystyczny zapach energii makou.
- Zapach makou jest tutaj okropny. - stwierdził Sephiroth Przeszliśmy most prowadzący do serca reaktora. Pod naszymi stopami widać było jasno zielona poświatę bijącą z głębi reaktora, był to kolor mako.
Weszliśmy przez duże drzwi, które ''otworzył'' Sephiroth. Chciałem przez nie przejść kiedy spostrzegłem, iż dowódca nie rusza się z miejsca.
- Co się stało ?- spytałem zdziwiony.
W sali, w której się znaleźliśmy panował półmrok. Nie zauważyłem niczego szczególnego, jedynie napis na jednej ze ścian ''JENOVA''. Sephiroth widocznie wydawał być się nim zaintrygowany. Spojrzałem na kapsuły wypełniające pomieszczenie.
- Co to za kapsuły? Nigdy nie widziałem takich w reaktorze. Sephiroth podszedł do jednej z nich. Wyglądał tak jakby wiedział czego się może spodziewać.
- Te kapsuły to system, który zamraża makou i kondensuje ją do postaci Materii. Hojo użył ich inaczej...
- W tych kapsułach spoczywają żołnierze... - odpowiedział spokojnie.
- Jak to żołnierze ??!
Zbliżyłem się do jednej z nich. Poprzez zabrudzoną szybkę zobaczyłem wykręconą z bólu twarz. Nie można było tego nazwać człowiekiem. Postać ta wydawała się być na wpół potworem. Z przerażeniem odskoczyłem od szybki. Sephiroth widząc zdziwienie malujące się na mej twarzy odparł:
- To żołnierze SOLDIER'u, tacy jak ja czy ty. - Ja... jak to ? - Poczułem, że robi mi się niedobrze. - Jak myślisz, po co nas tu przysłali? Dlaczego ocalenie jakiejś garstki wieśniaków była dla nich tak ważne ?
Słuchałem w osłupieniu dowódcy.
- Chcieli pozbyć się dowodów. - wyjaśniał spokojnie Sephiroth. - Dowodów na to, ze przeprowadzali eksperymenty na nas. Shinra chciała stworzyć maszynę do zabijania, wiec wysyłali tu najlepszych, których mogliby z powodzeniem mutować. Nic nie rozumiałem z tego co mówił Sephiroth. A może nie chciałem rozumieć. Wydawało mi się niemożliwe, by Shinra była do tego zdolna.
- Wiec w tych kabinach... siedzą ludzie ? - spytałem z niedowierzaniem.
- Siedzieli. Teraz już nie są ludźmi. Profesor Hojo odkrył, że energia makou może wpływać mutogenicznie na komórki ludzkie.
- Po co, po co to robił ? - czułem rosnąca nienawiść do tego człowieka.
- Eksperyment się nie powiódł - przerwał mi dowódca. Spoglądał z zaciekawieniem na metalowe drzwi, nad którymi widniał napis. - Nawet robiąc to nie przebije profesora Gast... - Sephiroth wydawał się mówić do siebie. Nagle wrzasnął.
- Czy byłem?! Czy byłem stworzony tą drogą?! - Sephiroth wyciągnął swój miecz. W furii uderzył w jedną z kapsuł. Ostrze pozostawiło bruzdę na metalu.
- Czy jestem taki sam jak te potwory?
- ... Sephiroth - próbowałem coś powiedzieć.
- Zawsze czułem... - ciągnął dalej dowódca. - ...od dzieciństwa, że byłem inny od reszty. Specjalny, w pewnym sensie. Ale nie tak... - w głosie dowódcy można było usłyszeć nutę smutku.
- Wysadzimy go jutro... - rzekł zamyślony.
Byłem w szoku po usłyszanych wiadomościach. Wracaliśmy do Nibel. Niosłem z Cloudem kontuzjowaną Neko, która, co było dziwne, zamilkła. Nikomu nie było teraz do śmiechu, szczególnie mi...

 

Kiedy doszliśmy już do miasteczka zapadał zmrok. Chorą Neko zostawiłem w pokoju z Sephirothem, który z pomocą Materii starał się wyleczyć jej kontuzje.

 

Siedziałem na studni, w środku placyku miasteczka patrząc w pięknie ugwieżdżone niebo. Rozmyślałem nad tym co powiedział mi dzisiaj Sephiroth. Nagle ktoś wskoczył na deskę koło mnie.
- Dobry wieczór panu - witała mnie uśmiechnięta Tifa. Nie odpowiedziałem nic.
- Przykro mi z powodu... tego co się stało - nagle przypomniała sobie o dzisiejszej tragedii.
- Tak. Zdarza się. - odpowiedziałem myśląc nadal o profesorze Hojo i Sephirocie. Dziewczyna wpatrywała się w moje oczy. Ja jednak nadal patrzyłem na migoczące gwiazdy. Nastąpiła chwila ciszy.
- Skąd jesteś? - Tifa próbowała podtrzymać rozmowę

 

Zaaaaaaaaaaack!!! - krzyczał Sedimel. Koncentrowałem się na użyciu Magii, nie mogąc mu pomoc. Żołnierz bronił się rozpaczliwie. Musze wybrać! Musze wybrać! Musze wybrać! - myślałem szybko. Cloud aż palił się, by pomoc koledze. Nie mogę! Nie mogę wysłać go na śmierć !!! Nie dziś. Jest jeszcze za młody!
Sedimel nie miał żadnych szans. Jedna z odnóży zagłębiła się w jego brzuchu, przeszywając go na wylot. Żywy jeszcze Sedimel został wyrzucony na kilkanaście metrów w górę. Za jego ciałem ciągnęła się czerwona smuga krwi. Żołnierz uderzył z całym nadanym mu impetem, głową w ziemie, rozłupując czaszkę na kamieniach. Zamykając oczy wyrzuciłem z siebie całą energię, która przepływała przez moje ciało. Nie zdążyłem - stwierdziłem w rozpaczy...

 

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz ? - spytała zdenerwowana Tifa. Poczułem, ze wracam do rzeczywistości. Znowu byłem w Nibelheim.
- Co? - odwróciłem się w jej stronę.
- Jesteś nienormalny! - dziewczyna zeskoczyła ze studni i odbiegła.

 

Jestem nienormalny...

 

Tej nocy przyszedł do mojego pokoju Cloud. Usiadł na wolnym już łóżku, które poprzedniej nocy zajmował nieznajomy żołnierz.
- Sephiroth wyszedł - szepnął w moja stronę. Odwróciłem się do niego.
- Znowu?
- Tak. Widziałem gdzie poszedł.
- Gdzie? - spytałem z narastającym gniewem i ciekawością.
- Do tutejszej siedziby Shinry.
- Ale przecież już od dawna nikt w niej nie rezyduje. Czego on może tam szukać?
- Nie mam pojęcia... - Cloud wzruszył ramionami.
- Pójdę za nim. - zadecydowałem.
- Idę z tobą - odparł szybo Cloud.
Wychodziliśmy z hoteliku, starając się robić to tak cicho jak tylko możliwe. Drzwi były zamknięte, wiec użyliśmy okna by wyślizgnąć się na zewnątrz.

 

Niebo nadal było piękne. Gwiazdy świeciły z niespotykana wręcz jasnością. W powietrzu nadal wyczuwałem charakterystyczny zapach makou. Nasze kroki rozbrzmiewały po wybrukowanej uliczce. Staraliśmy się poruszać cicho, by nie wzbudzić podejrzeń ludzi, którzy jeszcze nie spali.
- Cloud, powiedz mi... - przerwałem niepokojącą cisze. Kim jest dla ciebie Tifa i czemu się przed nią ukrywasz?
- Tif... Tifa. Jest osobą, którą znam. Z dzieciństwa - Cloud starał się szeptać.
- Czemu się przed nią ukrywasz?
- To moja sprawa. Nie powinna cię obchodzić.
- W porządku.
Cisza. Słyszałem tylko dźwięk butów uderzających o kamienie.
- Dzięki, że mnie nie wydałeś. - wyszeptał Cloud
- Hmm?
- Wtedy, kiedy o mnie pytała. Tifa.
- Jeżeli chciałeś się ukryć, dlaczego miałem cię wydać? - spytałem
Cloud nie odpowiedział, pogrążając się w swoich myślach. Doszliśmy do bramy prowadzącej do siedziby Shinry. Była otwarta na oścież.
- Z pewnością tu jest - powiedziałem.
- Widziałem jak tu wchodził. - przypomniał towarzysz.
- Czego może tu szukać ? Nie rozumiem... - przekroczyłem bramę, docierając do drzwi.
- Ja również. Jesteś pewien, czy powinniśmy tu wchodzić?
- Tak. Dowódca nie może pozostawiać podwładnych samych, bez żadnych wyjaśnień. Może ma to jakiś związek z profesorem Hojo. Tylko jaki? - oddałem się rozmyślaniom. Hojo musiał tu mieszkać, jeżeli prowadzi badania. Być może nadal mieszka...

 

Drzwi były lekko uchylone. Weszliśmy do środka. Zobaczyliśmy obszerny hol którego ściany pokryte były pajęczynami. Pod sufitem wisiał piękny, zabytkowy żyrandol, cały pokryty w mgiełce wytworów pająka. We wnętrzu panował przejmujący półmrok. Dostrzegłem schody prowadzące na górę.
- Spróbujmy na piętrze. - rzekłem.
Wspięliśmy się na górę. Przeszliśmy parę pokoi, które wyraźnie wyglądały na nieużywane od dawna.
- Patrz. - szepnął Cloud wskazując palcem przerwane pajęczyny.
- Szedł tędy. Ślad prowadzi do pokoju na końcu korytarza. Poczułem się dziwnie. W głębi serca wiedziałem, że niepotrzebnie wszedłem do tego domu, jednakże do przodu pchała mnie ciekawość. Otworzyliśmy drzwi. Nikogo nie było w środku.
- Jestem pewien, że tu był - stwierdził Cloud.
- Tak... Czego mógł tu szukać? To zwykły pokój - Usiadłem na łóżku, które stało pod ścianą.
- Popatrz na te ścianę... nie wydaje się dziwna ? - spytał kolega.
- Jaką ścianę ? - dotknąłem palcami powierzchni, zbudowanej z szarych kamieni. Poruszyła się.
- Mamy go - szepnąłem z satysfakcją.
Uchyliłem niby-drzwi. Ujrzałem długie zejście w dół, zbudowane z niepewnie stojących, drewnianych schodków. Na ścianach paliły się znicze, lekko oświetlając wnętrze.
- Nie mogę uwierzyć... - szepnął Cloud. - Gdzie to prowadzi ?
- Przekonajmy się. - odparłem schodząc po pierwszych stopniach.
- To musi być tajny schron Shinry, zawsze takie budują. - wyjaśniłem.

 

- Mamy prawo tu wchodzić ?
- Nie. Sephiroth też go nie ma.
Schodziliśmy coraz głębiej w dół. Powietrze stawało się wilgotne i zimne. Kiedy dotarliśmy do końca ujrzeliśmy rozległą grotę.
- Przerażająco tu - stwierdził Cloud.
- Musimy iść dalej. - odparłem posuwając się wzdłuż mokrej ściany. W grocie panowała całkowita ciemność.
- Widzę światło, na końcu tego korytarza - zawiadomiłem kolegę.
Posuwaliśmy się w stronę zamkniętych drzwi.
- Nie ma wątpliwości... jest tutaj - rzekłem.
- Wchodzimy? - szepnął Cloud.
Dotknąłem drzwi. Ku mojemu zdziwieniu otwarły się, bez najmniejszego wysiłku, czyniąc głośny, rozdzierający morze ciszy, zgrzyt. Zobaczyliśmy salę, wypełnioną zewsząd księgami. Paliła się lampa, rozświetlając wszystko dokładnie. Na stole leżały próbówki. W rogu spoczywały dwie spore kapsuły, prawdopodobnie wypełnione makou. Wszędzie widać było kartki zapisane czyimś notatkami.

 

Przed moimi oczami pojawił się Sephiroth zaczytany w księdze, która trzymał w obu dłoniach.
- Co tu robisz ? - spytałem zdziwiony tym widokiem. Sephiroth kontynuował lekturę, ignorując nasza obecność.
- Organizm, który był martwy, został odnaleziony 2000 lat temu... - czytał na glos. - Profesor Gast nazwał ten organizm Jenovą... Co on robi? Co maja znaczyć te słowa ? Jenova... - myślałem szybko. Widziałem taki napis w reaktorze. Profesor Gast...
- Projekt Jenova został zatwierdzony - ciągnął dalej Sephiroth. -Dla jego realizacji zatwierdzono makou reaktor nr 1. Sephiroth oderwał oczy od księgi i spojrzał na nas.
- Imię mojej matki Jenova. . . Projekt Jenova, czy to zbieg okoliczności ? Nie wiedziałem co powiedzieć. Stałem w osłupieniu wpatrując się w postać dowódcy.
- Powinieneś odpocząć - rzekłem.
Sephiroth odwrócił się od nas, zupełnie nie zważając na to co powiedziałem.
- Profesorze Gast, dlaczego mi nie powiedziałeś... dlaczego umarłeś? - Sephiroth mówił z wyrazem gniewu i żalu w glosie.
- Chce być sam. - burknął w nasza stronę, patrząc na półki wypełnione księgami. Wróciliśmy spowrotem. Nie potrafiłem sprzeciwić się sile, która wydala mi polecenie odejścia.
- Wracamy do hotelu? - spytał zmęczony Cloud.
- Zostaje tutaj - odparłem poważnie.
Położyłem się na łóżku, stojącym koło ściany. Żołnierz wyszedł z pokoju. Zostałem sam. Przez całą noc światło w schronie nie zgasło. Czekałem na powrót Sephirotha. Nie zjawił się.

 

Obudziłem się wcześnie rano. Postanowiłem ponownie zejść w dół. W tajemniczej sali dowódca nadal czytał książki. Wszędzie na podłodze leżały ich stosy. Na półkach pozostało jedynie parę tytułów. Nagle, wewnątrz usłyszałem śmiech. Przerażający śmiech, który przeszył mnie do głębi.
- Kto to?! - warknął Sephiroth, wychodząc zza półki z książkami.
- Hmmph... zdrajca. - stwierdził po chwili patrząc w moja stronę.
- Zdrajca ?
Czułem, że nie mówi do mnie Sephiroth, którego znałem.
- Ty ignorancki zdrajco. Powiem ci. Planeta pierwotnie należała do rasy Centra. Migrowała ona, zasiedlając planetę. Na końcu ich trudnej podroży odnalazła Ziemie Obiecana i ostateczna radość. Sephiroth spojrzał mi w oczy, z wyrazem szaleństwa.
- Ale ci, którzy zniechęcili się podróżą, ci którzy przerwali migracje, zbudowali domy, by prowadzić łatwiejsze życie. Oni ... są twymi przodkami.
- Sephiroth... - próbowałem przerwać niezrozumiałą mowę dowódcy.
- Dawno temu, nieszczęście nawiedziło planetę - Sephiroth ciągnął dalej. - Twoi przodkowie uciekli. Przetrwali, ponieważ się ukryli. Planeta została ocalona dzięki rasie Centra. Po tej katastrofie, twoi przodkowie wzrastali w liczbie. Teraz wszystko co zostało z Centry to te raporty.
- Jakie to ma związek z tobą? - spytałem
- Nie rozumiesz? Jenova, organizm pochodzący sprzed 2000 lat został odnaleziony. Projekt Jenova... projekt Jenova miał produkować ludzi z potęgą Starożytnych. Sephiroth zmiażdżył księgę, która trzymał w dłoni.
- Jestem tym, który został wyprodukowany.
- Wy... wyprodukowany? - spytałem niedowierzając.
- Tak. Profesor Gast, przywódca projektu Jenova, wyprodukował mnie.
- Jak... jak to zrobił ? - byłem przerażony. - Sephiroth?
- Zejdź mi z drogi, idę zobaczyć się z matką. - powiedział zbliżający się do drzwi dowódca.
Usunąłem się. Sephiroth wyszedł z sali. Nie wiedziałem co się z nim stało. Był zawsze opanowany, na wszystko patrzył z dystansem. Dlaczego teraz mu odbiło?! Ze swoja mocą... jest zdolny roznieść Nibel jednym atakiem! - straszliwa myśl przebiegła mi przez głowę.

 

Wyskoczyłem z sali. Pokonałem schodki, prowadzące w górę, tak szybko jak tylko mogłem. Minąłem łóżko i biegłem już po korytarzu. W oknach śmigała mi jego sylwetka. Nagle poczułem, jak ziemia się trzęsie.
- Nie...
Całe miasteczko stało w płomieniach. Wśród największych z nich szła czarna postać z wyciągniętym mieczem.

 

Rzuciłem się do szaleńczego biegu. Przedostałem się przez kilka pokoi, aż do holu. Drzwi były otwarte na oścież. Zobaczyłem jak kilkanaście metrów ode mnie przebiegają ludzie zajmowani przez ogień. Ktoś do mnie krzyczał.
- Hej! Ty! Jesteś jeszcze normalny?
Udałem się przed siebie, w stronę dochodzącego głosu.
- Pomóż mi! - Krzyknął gruby nauczyciel sztuk walki. - Sprawdź ten dom! Wbiegłem do środka. Płomienie trawiły już wszystkie meble. Nie mogłem przedrzeć się dalej. Odskoczyłem przed świszczącymi odłamkami roztrzaskiwanej belki.

 

Koło palącego się domu leżał człowiek z rozległa raną ciętą. Sprawdziłem tętno. Jeszcze żył, ale nie mogłem nic zrobić, by mu pomoc.
- Trzymaj się! - krzyknąłem od rannego mężczyzny. Gdzie jest Cloud? Hotel! - postanowiłem przedrzeć się przez buchające płomienie. Dotarł
em do budynku. Z okien strzelały płomienie. Przy wejściu leżał żołnierz.
- Cloud ?!
Podbiegłem do ciała i delikatnie zdjąłem hełm. To była Neko. Leżała w kałuży własnej krwi. Była martwa.
- Sephiroth! - wrzasnąłem przeszyty bólem.
Szukałem go wzrokiem. Wszędzie tylko płomienie, buchający ogień. Wreszcie, zobaczyłem go na wzgórzu prowadzącym do reaktora makou. Czarna sylwetka uniosła ręce, z trzymanym w dłoniach długim mieczem. Przed nim stało kilku ludzi, którzy starali się bronić. Jedno cięcie wystarczyło, by korpusy dwóch z nich potoczyły się w dół, po wzgórzu, ginąc w otchłani ognia.

 

Nie mogę tu dłużej zostać! - czułem jak płomienie niebezpiecznie zbliżają się do mego ciała. Lewe ramie wydawało się być mocno oparzone. Przecież mam Materię wody! Ścisnąłem ja mocniej w dłoni. Musiałem utorować sobie wyjście, z kotła płomieni. Nie mogłem się dostatecznie skoncentrować. Nad moją głową świszczały belki, odłamujące się od hotelu. Nie mogę czekać! - wyrzuciłem z siebie Magie Wody Pierwszego stopnia.

 

Przez chwile szalejące płomienie ustąpiły. Wyskoczyłem. Znalazłem się po drugiej stronie ściany ognia. Za mną piekło rozszalało się na nowo. Moja magia była za słaba, by zwalczyć potęgę Sephirotha...

 

Straciłem go z oczu. Pobiegłem w stronę gór. Ramie coraz bardziej doskwierało, brzydko się zaczerwieniając. Sephiroth oszalał... musiałem go jakoś powstrzymać. Jak mógł zrobić coś takiego?! - myślałem opętany gniewem.

 

Biegłem przeskakując przez większe kamienie. Dotarłem do jaskini, przez która wczoraj przechodziliśmy. Wszystko na czym się teraz koncentrowałem było związane z prawidłowym stawianiem nóg na powierzchni pokrytej stalagmitami. Wypadłem na zewnątrz, potykając się na jednym z wystających kamlotów. Przeturlałem się w dół, uderzając o wystające przeszkody. Byłem cały poobijany, jednak nie zważałem na to uwagi, biegłem dalej. Dotarłem do wejścia reaktora. Przebiegłem przez mostek łączący ze sterownia. Pode mną zobaczyłem klęcząca Tifę. Kolo niej leżał ranny mężczyzna, z wbitym, w brzuch mieczem Masamune.
- Ojcze... Sephiroth ci to zrobił? - Tifa płakała nad ciałem.
- Sephiroth, SOLDIER, Shinra, makou reaktor, wszystko! Nienawidzę ich! Nienawidzę! Przewodniczka wyjęła miecz z ciała, starając się utrzymać jego ciężar.

 

Musze ją zatrzymać! - myślałem szybko. W innym przypadku zginie! Tifa wkroczyła do sali z kapsułami. Pędziłem w jej stronę, zdejmując z pleców mój miecz.

 

Przez otwarte, żelazne drzwi, zobaczyłem jak Tifa podchodzi do Sephirotha, składając się do zadania ciosu. Szaleniec odwrócił się szybko, chwytając ją za ramie, a drugą ręka za dłonie trzymające miecz. Wyszarpnął jej ostrze Masamune. Złapał je, jeszcze w powietrzu i zadał cios na odlew. Klinga rozpruła brzuch Tify.
- Nie!!! - wrzasnąłem głosem przepełnionym goryczą. Dziewczyna opadła w dół, uderzając plecami w schodki. Sturlała się pozostawiając ścieżkę krwi.

 

W tym momencie dotarłem do pomieszczenia z kapsułami. Sephiroth stał przed żelaznymi drzwiami, nad którymi widniał napis "JENOVA".
- Matko, jestem tutaj by cię zobaczyć, otwórz te drzwi. - powiedział spokojnie Sephiroth, jego glos przepełniała radość.
- Jak mogłeś to zrobić ?! - krzyknąłem w jego stronę.
- Matko, odbierzemy te planetę od nich, razem. - Dowódca zignorował moja obecność. - Wymyśliłem świetny pomysł, wróćmy do Ziemi Obiecanej. - na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Sephiroth... jak mogłeś to zrobić? - próbowałem przerwać jego szaleńczą mowę. Nagle otwarły się drzwi pod którymi stał mężczyzna.
- Cha, cha, cha. Przyszli znowu, Matko. - Sephiroth wszedł do nowej sali. Pobiegłem za nim, przeskakując przez ciało Tify.

 

Znalazłem się w sali, wypełnioną przez nieznana mi aparaturę. Wszędzie widniały rury, które prowadziły do jednej, wielkiej. Była ona podłączona do robota, posągu kobiety ze skrzydłami, pozbawionej nóg. Na twarzy miała metalową maskę, wyrażającą spokój.
- Z jej absolutna mocą, wiedzą i magią, Matka była przeznaczona, by rządzić planeta. - Mówił Sephiroth, wpatrując się w maskę. Sięgnął po nią.
- Ale oni, te nic nie warte gnidy. Odebrali Matce możliwość panowania. - Sephiroth wyszarpnął posag i postawił go na podłodze. - Odebrali mi Matkę. Zobaczyłem oszklona kapsułę, wypełnioną jakimś płynem. We wnętrzu niej, spoczywała odrażająca kobieta, pozbawiona nóg. Do jej głowy przyczepionych było setki kabli. Nagle Sephiroth odwrócił się do mnie. Jego oczy przepełniało szaleństwo.
- Jestem wybranym. Zostałem wybranym, by być przywódca tej planety. Mam rozkazy, by odebrać ją wam, głupcom, dla Centry.
- Sephiroth... wierzyłem ci... - wyszeptałem. Przypomniałem sobie czas, w którym z nim współpracowałem. Na Sephirocie mogłem zawsze polegać.. Był wiecznie opanowany, mówił kiedy miał coś ciekawego do powiedzenia. Nigdy się nie załamywał. Był moim idolem...
- Nie, nie jesteś Sephirothem, jakiego znalem! - rzuciłem się na niego z mieczem podniesionym ku górze. W ostatnim momencie dowódca, wyciągnął swój miecz, by odparować potężny atak. Zetknęły się nasze klingi, czerwone i zielone iskry wyleciały w powietrze.
- Co chcesz zrobić, zdrajco ? - powiedział uśmiechający się ironicznie Sephiroth.
Chciałem odrzucić go do tylu, jednak nie miałem siły. Posiadałem przewagę, pod względem typu broni. Mój ciężki miecz mógł z łatwością zmiażdżyć szaleńca, nie wyposażonego w tarcze, a jedynie cienkie, długie ostrze.

 

Sephiroth odskoczył do tylu. Jego miecz świsnął w powietrzu. Wystawiłem do przodu moją klingę. Poczułem potężny atak, który prawie wytrącił mi miecz z rąk. Sephiroth szybko ponowił go, tnąc z dołu, ku górze. Zablokowałem cios cała moją pozostałą siłą. Czułem potworny ból w mięśniach, szczególnie w lewym ramieniu, które odmawiało mi posłuszeństwa. Nie mogę walczyć jedna ręką!

 

Zasłoniłem się mieczem. Sephiroth zadał kolejny cios. Ostrze prześlizgnęło się po moim naramienniku. Zaatakowałem, próbując wykorzystać przewagę wagową mojego miecza. Gdybym tylko mógł go zranić! - przypomniałem sobie, ze w słot wsunięta jest Materia zatrucia. Sephiroth, jednak, z niesamowitą szybkością odskoczył w tył. Runąłem z całym impetem, uderzając mieczem, w metalowa podłogę.
- Czas umierać. - wycedził przez zęby Sephiroth. Wszystko działo się jak w zwolnionym tępię. Ostrze Masamune świsnęło w powietrzu. Puściłem rękojeść miecza, odskakując w bok. Klinga przecięła powietrze.
- Śmiesz mi się opierać ? - warknął mężczyzna Wyciągnąłem nóź zza paska. To moja ostatnia szansa!

 

Rzuciłem się w stronę nóg Sephirotha. Ciąłem głęboko, w kolano. Nóż dosięgnął przeciwnika, raniąc głęboko nogę. W tej samej chwili poczułem potężne uderzenie w plecy. Runąłem, rażony potwornym ciosem. Zimna stal rozcięła skórę i zagłębiła się w mięsie, rozrywając ścięgna.

 

Sephiroth wyszarpnął ze mnie miecz. Poczułem rozdzierający ból, którego epicentrum była rana. Buchnął pulsujący strumień posoki. Nie mogłem się ruszyć. Leżałem w kałuży własnej krwi, sparaliżowany przez okropny, piekący ból.

 

Sephiroth odwrócił się ode mnie i podszedł do Jenov'y. Obraz, na który patrzyłem rozmywał się... Widziałem Tife, która prawdopodobnie była martwa. Moje życie... szkoda, ze tak wcześnie się skończyło... Nagle do sali z kapsułami wbiegł Cloud, który przeraził się widokiem.
- Tifa! Zack! - Co się stało?! - spytał osłupiały
- ... phiroth... - wyszeptałem resztką sil. Poszukałem ręka miecza. Posunąłem go, w stronę przyjaciela. Spadł ze schodków, prowadzących do sali z Jenov'ą.
- Zack... - Cloud chwycił leżący miecz Buster.
- Powstrz... maj go... - wykrztusiłem, plując krwią.
Żołnierz chwycił mocniej broń i wbiegł do sali, przy wejściu której leżałem. Teraz wszystko zależy od niego... - myślałem wolno. Spróbowałem odwrócić głowę.

 

Zobaczyłem Clouda, który składał się do zadania ciosu. Sephiroth, który nadal wpatrywał się w kobietę, nie zauważył jego obecności. Rozległ się dźwięk rozrywanego mięsa. Cloud uderzył w nogę dowódcy. Nie umiał posługiwać się tak dużym mieczem, nie trafił w głowę, a klinga spadając uderzyła łydkę.

 

Sephiroth odwrócił się, ignorując poważną ranę, z której sączyła się krew.
- Ty tez? - mówił wolno, z wyrzutem. - Po tym co dla ciebie zrobiłem?
- Nie! - krzyknął Cloud, podnosząc miecz. - Zabiłeś moja matkę, zniszczyłeś moje rodzinne miasto! Skrzywdziłeś moich bliskich. Zapłacisz mi za to! - krzyknął rzucając się do ataku. Sephiroth podniósł rękę, zatrzymując jego natarcie. Przez chwile Cloud zamarł w bezruchu, wznosząc się w powietrze, po czym został wyrzucony, przez drzwi, spadając koło Tify.
- Cloud... uciek... - nie mogłem złapać oddechu, krztusząc się krwią.
Sephiroth uderzył w kapsule, zawierająca Jenovę. Poczułem jak oblewa mnie dziwny płyn. Dowódca skierował ostrze w stronę kobiety. Jednym machnięciem odciął głowę od korpusu. Widziałem jak wychodził z pomieszczenia, trzymając część potwora w dłoni. Zostałem sam...

 

Sephiroth zmierzał ku wyjściu. Posuwał się w ślimaczym tępię, ciągnąc za sobą bezwładną nogę. Przechodził już przez mostek, łączący reaktor z wyjściem. Nagle rozległ się dźwięk stukotu butów po metalowej konstrukcji. Cloud biegł, z Mieczem Buster gotowym do uderzenia. Sephiroth odwrócił się, trzymając wyciągnięte ostrze Masamune. Nie wiedząc co czyni, nabił żołnierza na klingę.
- Gjaaaaaaaaachhhhhhhh!!! - rozległ się rozpaczliwy wrzask Clouda. Ostrze Masamune przebiło go na wylot w okolicy prawego płuca i tkwiło w środku.
- Dlaczego? Dlaczego to zrobiłeś? - spytał zdziwiony Sephiroth. Po klindze spływała struga krwi, plamiąc dłoń dowódcy.
- Czemu? - w oczach Sephirotha można było wyczytać osłupienie. Cloud zaparł się mocno nogami i ścisnął niewiarygodnie ostrą klingę miecza.
- Aaaaachhhhhhh! - Z dłoni Clouda sączyła się krew, zlewając się z tą, pochodząca od pierwszej rany.
- Teraz nikt już mi nie pozostał!
Wyzwalając niewiarygodna sile Cloud podniósł ostrze, wraz z Sephirothem. Stal zagłębiła się w ciele żołnierza, rozpruwając jego wnętrzności. Dowódca, cały ochlapany krwią, opierał się o Clouda, trzymając cały czas rękojeść miecza. Strife zebrał resztki swych sił, by wyrzucić nieprzyjaciela za poręcz mostku.

 

Sephiroth został przerzucony przez metalowa barierkę, uderzając w nią głową. Cloud złapał jedną ręką metalową rurkę i trzymał się jej kurczowo.
- Kim jesteś? - spytał Sephiroth, na jego twarzy malowało się przerażenie. Powoli, ostrze zaczęło wysuwać się z ciała rannego. Cloud omdlewał z bólu, jednak dalej trzymał się barierki.
- Byłem...
Klinga opuściła ciało Clouda. Sephiroth spadał w dół, nadal trzymając wspaniały miecz.
- Byłem... człowiekiem. - wykrztusił opadający na mostek Cloud. Dowódca spadał w dół, wraz z głową Jenov'y, pogrążając się w otchłani energii makou.

 

Leżałem na podłodze, mając w ustach nieprzyjemny smak krwi. Czułem coraz większe zimno i mrowienie. Miałem przeczucie, że Cloud zwyciężył.

 

Umieram... - mój umysł pogrążył się w otchłani ciemności.

 

Ciąg Dalszy Nastąpi . . .

 

Artykuł pochodzi ze strony The Inner World of Final Fantasy i został umieszczony za zgodą naczelnego serwisu.

 

 

Autor: Bartosz"ZAX"Dawidowski

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky