"OSTATNI BÓJ"
Część XIII Opowieści z Doliny
W lodowej komnacie na skrzącym się, diamentowym tronie
siedział potężny Balor Errtu. Wpatrzony w ustawiony na podeście przed
nim, jaśniejący wewnętrznym blaskiem Odłamek, demon rozmyślał bardzo
głęboko o sprawach, które dotyczyły jego przeszłych porażek. Dochodząc
po raz kolejny do tego samego wniosku - że zwycięstwo i kompletna
dominacja nad światem były wówczas, tak jak i teraz, w zasięgu jego
ręki, podniósł się i ciężkim krokiem zbliżył do Crenshinibona. Wyciągnął
wielką wielopalczastą łapę i dotknął skrzącego się kryształu. Po raz
kolejny poczuł jego lodowatą moc i niechęć do poddaństwa. Ten artefakt
miał swoją własną osobowość i trudne do przyćmienia ambicje.
-ZŁAMIĘ CIĘ. - warknął tubalnie demon, po czym wziął Crenshinibona
w łapska i przytrzymał na tyle długo, aż wewnętrzne światło Odłamka
przygasło.
-ZNÓW JESTEŚ W MOJEJ WOLI!
Ściana Kryshal-Tirith otwarła się przed nim na oścież. Na świecie
zwanym Toril wstawał właśnie poranek. Promienie zimowego słońca oświetlały
zaśnieżone pole bitwy i orkijski obóz. Ledwie kilkunastu strażników
pozostało na stanowiskach - wszyscy inni poszli w bój... Errtu spodziewał
się, że barbarzyńcy zostali przepędzeni lub wybici. Nie dostrzegał
w tym momencie żadnego zagrożenia dla własnych planów. Jeśli Kesselowi
powiedzie się wyprawa do Grzbietu Świata, kolejne hordy przybędą na
jego wołanie, a wtedy zdławi całą Północ, zagarniając jej bogactwa
i budując sobie większą fortecę na ludzkiej krzywdzie i cierpieniu.
Odłamek zajaśniał mocniejszym blaskiem. Wyglądało, jakby artefaktowi
również marzyła się taka władza.
Akar Kessel siedział w magicznym zamknięciu zbyt długo, by nie zaczynały
go nachodzić czarne myśli. Dotąd odrzucał możliwość poddaństwa komukolwiek,
dopóki, na własne życzenie, nie zawezwał Errtu. Zastanawiał się, czy
nie byłoby dla niego lepiej, gdyby ktoś znów pokonał i odesłał Balora
do jego ciemnych sfer. Bo zabić demona nie było sposób.
Czarodziej Eldeluc pojawił się przed Kesselem w rozbłysku magicznego
portalu.
-Stary przyjacielu... - wyszeptał Kessel. -Myślałem wiele i chyba
wiem, jak mogę wam pomóc.
Wiekowy mag popatrzył uważnie na siedzącego czarnoksiężnika. Kessel
wstał z niewielkiej czarnej ławki - jedynego przedmiotu w tym pomieszczeniu.
-Pomogę wam odzyskać Odłamek, a wy wypuścicie mnie wolno, bym mógł
dokonać żywota jako pustelnik.
Eldeluc roześmiał się głośno i pokręcił głową.
-Dokonasz żywota jako więzień w Wieży Arkanów, za zbrodnie, jakich
się dopuściłeś.
-Jak zamierzacie wygrać z Balorem? Tylko ja posiadam moc możną odesłać
go z powrotem. Bo ja go zawezwałem!
Stary mag zastanowił się nad tymi słowami.
-Nie pomogę wam, jeśli będę od początku miał zapewnienie, że nic na
tym nie zyskam.
-Nie masz prawa mnie szantażować... - czarodziej wściekł się nie na
żarty, choć w jego oczach widać było dręczące go wątpliwości.
-Nie macie wyboru. - rzekł Akar Kessel. -Nie żądam wiele. Moja wolność
bez Crenshinibona nie stanowi dla was zagrożenia.
-Jesteś niebezpiecznym czarnoksiężnikiem. Ale Wieża Arkanów nie stała
nigdy ani po stronie dobra, ani zła. Będziesz wolny, jeśli pomożesz
nam pokonać demona i odzyskać Odłamek.
Akar Kessel uśmiechnął się do swoich myśli i wszedł w jaśniejący portal.
Spodziewał się takiej odpowiedzi.
Siedzieliśmy razem przy ognisku. Bohaterowie ostatniego starcia,
walczący za słuszną sprawę sojusznicy... smutni jednak i milczący.
Wiedziałem dobrze, że w całej tej przygodzie straciłem znacznie więcej,
niż chciałbym. Wilki zabrały Bregana, a kiedy stałem się ich bratem,
zginął Broghar i wielu jego dzielnych mężów.
Rjekan powoli sączył miód z bukłaka. Drizzt Do'Urden stał, jako jedyny,
wpatrując się w las naokoło.
-Nuży mnie oczekiwanie. - odezwał się kapitan Rethnor. -Na co właściwie
czekamy? - zwrócił się do naszego wodza.
Barbarzyńcy popatrzyli na Rjekana tym samym, wyczekującym i poszukującym
odpowiedzi spojrzeniem.
-Czekamy, aż ludzie odsapną i wyśpią się. Dopóki Orkowie nie zaatakują,
jesteśmy na tym wzgórzu bezpieczni. Rozesłałem zwiadowców i postawiłem
warty w lesie. Wygląda, że wróg na razie jest uśpiony, albo czai się.
-Raczej nie ma żadnych rozkazów. - stwierdził tajemniczo Drizzt. -Wydaje
się, jakby Orkom zabrakło siły przewodzącej. Dlatego opuścili pole
bitwy i uciekli.
-Niedaleko. Na te watahy natknęliśmy się w lesie. - rzekł Rethnor.
-Musimy szybko zebrać pełne siły i uderzyć na obóz. Tylko to da nam
zwycięstwo.
-Nie. - powiedział Drizzt. -Nawet jeśli zginą Orkowie i olbrzymy,
straty wśród naszych będą wyjątkowo duże. A czeka nas jeszcze jedna
walka... Walka, której nie można wygrać mieczem. Balora nie da się
zabić. Można go, co najwyżej, odesłać do Otchłani, skąd przybył.
-Po to właśnie potrzebny nam Kessel... - podchwyciłem.
-Zgadza się. - Drow przysiadł się do nas i owinął płaszczem.
Po drugiej stronie ogniska napotkałem wściekłe spojrzenie Wulfgara.
-Zemsta na Balorze będzie moja. - barbarzyńca uderzył potężną pięścią
w drwa położone obok ogniska. Catti-Brie podniosła głowę z jego ramienia.
-Wściekłość niczego nie załatwi. Może za to położyć cię do grobu,
mój chłopcze... - stwierdził mądrze Bruenor Battlehammer.
Stara kobieta położyła rękę na ramieniu swojego męża.
-Wulfgarze, na tę noc zapomnij o zemście i o krzywdach, jakich doznałeś.
Niewiele zostało nam czasu...
Drizzt zakrył ręką swoje lawendowe oczy, a Rjekan wpatrzył się w ziemię.
Wulfgar spojrzał na swoją ukochaną, uśmiechnął się i pocałował ją
w usta. Zobaczyłem, że obu po policzkach płynęły łzy.
Rankiem w obozie wojennym wszyscy byli gotowi do wymarszu. Zanim
jednak wokoło rozbrzmiały barbarzyńskie rogi, stała się rzecz nad
wyraz niespodziewana. Na granicy lasu, od strony północnej usłyszeliśmy
inny odgłos, wskazujący, że na polu walki pojawiła się kolejna armia.
Trąby brzmiały znajomo - podobny dźwięk wydawały te luskańskie. Żołnierze
z Neverwinter szybko rozpoznali przybywającą nam z pomocą ochotniczą
armię Dekapolis.
-Poszukiwacze przygód, emerytowani najemnicy, wojskowi i ochroniarze.
- Stojący obok mnie Drizzt uśmiechał się szeroko, patrząc, jak u podnóża
wzgórza z lasu wyłaniają się nieregularne oddziały złożone z uzbrojonych
mężczyzn i kobiet. Na czele pochodu demonstracyjnie szedł halfling
Regis, powiewając czerwonym płaszczem i żółtym piórkiem wczepionym
w dumny kapelusz. Drow pospieszył w dół zbocza, a ja udałem się czym
prędzej na naradę wodzów, którą prowadził Rjekan.
Wszyscy stali wokół dopalającego się ogniska. Kiedy się zbliżałem,
zobaczyłem, że większość spojrzeń była nieprzychylna mojemu przybyciu.
Uśmiechał się jak zwykle Ulfagar i nowo mianowany wódz Klanu Szarego
Wilka.
-Postanowione zostało, zanim zdążysz coś dodać. - odezwał się Burglir
z Klanu Łosia.
Barbarzyńcy pomrukiem aprobaty przyznali rację impertynenckiemu synowi
wodza.
-Ruszamy z powrotem do naszego obozu. - powiedział Rjekan. -Zebrawszy
siły sojuszników z Dekapolis, Luskanu i Neverwinter oraz wszystkich,
którzy nam zostali, jesteśmy w stanie stawić czoła Orkom.
-Nie rozumiecie?! - zakrzyknąłem. -Demona nie można pokonać mieczem,
a moc Odłamka może być dla nas jeszcze większym zagrożeniem! Nie możemy
ruszać, póki nie ustalimy, jak pokonać tego Errtu...
Byłem z południa i, co zrozumiałe, jako lepiej wykształcony, wiedziałem
znacznie lepiej od wojowników barbarzyńskich plemion, jak niebezpieczny
może być Balor z Otchłani.
-To już zostało postanowione, przyjacielu.
-Ulfagarze, ty też chcesz wysłać tych ludzi na śmierć?
-Nie mamy czasu do stracenia. Kapitan Rethnor też uważa, że to najlepszy
moment, by rozprawić się z wrogiem.
-A demon?
-Jest ktoś, kto może go pokonać. - Rjekan odwrócił się, wskazując
stojących za wodzami magów - Eldeluca i pokrytego łachmanami, znużonego
Akara Kessela.
-Kessel wezwał Balora i odeśle go z powrotem. - powiedział stary mag.
-A my puścimy go wolno.
-Rozmawiałeś o tym z Drizztem Do'Urdenem, czarodzieju?! - warknąłem,
wiedząc, że to, co uradzili magowie z Wieży Arkanów, nie było najlepszym
pomysłem. Kessel był niebezpieczny na wolności, a obdarzanie go zaufaniem
było ryzykownym posunięciem.
-Drow nie będzie decydował o sprawach barbarzyńców. - rzekł niespodziewanie
Rjekan. -Wypędzimy orkijskie ścierwa z naszej ziemi, a magowie rozprawią
się z Balorem. Postanowione.
Ulfagar zadął w róg na zakończenie narady. Odszedłem ze zwieszoną
głową, obawiając się najgorszego.
Errtu opadł na dwie łapy, wciąż trzymając Odłamek w wielopalczastym
łapsku. Po ocenie strat pojął po raz pierwszy, jak bardzo się mylił.
Orkowie podzielili się na dwie atakujące armie. Jedna poszła od zachodu,
zwabiona przez barbarzyńców nad rzekę Shaengarne... i tam poniosła
klęskę, wycofując się z ogromnymi stratami i pozwalając dzikim ludziom
uciec na północ. Po wschodniej stronie lasu, gdzie Orków i Olbrzymów
było najwięcej, do głównego obozu wróciły zmniejszone przynajmniej
dwukrotnie oddziały obszarpańców. Rozstawione wśród drzew obozy wartowników
zniknęły - Orkowie porzucili swoje stanowiska... wielu rozpierzchło
się po Dolinie Lodowego Wichru, przekraczając rzekę i biegnąc na złamanie
karku aż ku Górom Grzbietu Świata. Errtu nie czuwał nad bitwą i był
teraz wściekły z tego powodu.
Demon rozejrzał się wokoło i ruszył w kierunku Kryshal-Tirith. Po
drodze przywołał skinieniem jednego z orkijskich dowódców.
-ZBIERZ CAŁE SIŁY POD WIEŻĄ. WSZYSTKICH! TYCH CO UCIEKLI ODSZUKAJ
I ZACIĄGNIJ DO WALKI!
Errtu uniósł Odłamek wysoko nad wielką rogatą głowę. Crenshinibon
zaczął jaśnieć wewnętrznym blaskiem, jakby przyciągając nikłe promienie
skrytego za chmurami słońca. Ork dowódca patrzył na artefakt z prawdziwym
pożądaniem w oczach. Potwory powyłaziły z nor i namiotów, zebrawszy
się na placu wokół wieży. Wszystkie bez wyjątku wpatrywały się w jaśniejący
klejnot.
Gdzieś w tundrze grupka trzech goblińskich uciekinierów odwróciła
się z powrotem w kierunku przekroczonej niedawno rzeki.
-Gorbag, co jest? - zapytał Shregnag, noszący na policzku paskudną
bliznę.
-Idziemy... - wysapał Goblin.
Kilkaset metrów dalej zza zaspy wyłonił się tchórzliwy Verbeeg.
-WRACAĆ! WRACAĆ DO MNIE, PASKUDNE TCHÓRZE! - wrzeszczał Errtu, a głos
odbijał rozbrzmiewał z potęgą w powietrzu i docierał do uszu wszystkich
tych, którzy znajdowali się w pobliżu rzeki i za nią.
Orkowie wypadli z transu, kiedy od strony lasu dały się słyszeć dźwięki
barbarzyńskich rogów. Towarzyszyły im również trąby Luskańczyków i
mieszkańców Dekapolis. Neverwinter oznajmiało swoje przybycie głębokim
dudnieniem wojennych bębnów.
-PRZYSZLI... - wysapał Errtu.
Demon wzniósł się nagle w górę i wylądował na szczycie Kryshal-Tirith.
Kiedy z lasu wyłaniały się pierwsze oddziały sprzymierzonych ludów
Północy, Balor patrzył z wieży i przywoływał mentalnym rozkazem kolejne
rzesze Orków i innych potworów.
Drizzt zatrzymał się przed Rjekanem, dysząc ze zmęczenia.
-Ruszyliście zbyt szybko, nie czekając na ludzi z Dekapolis. Są zmęczeni
i nie będą się nadawać do walki. Poza tym Errtu wyczekuje nas.
-Nie będziemy siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak wróg się przegrupowuje.
Zauważ, Drowie, że wieża nie ma obrońców.
-Ma jednego, który jej wystarczy. - Drizzt wskazał szczyt Kryshal-Tirith,
na którym wielka skrzydlata sylwetka Errtu odcinała się od kryształowej
powierzchni lodu.
-Niech pokaże, co umie w pojedynkę. - stwierdził butnie nasz wódz.
Kapitan Rethnor zbliżył się do nas biegiem.
-Armie podzieliły się na trzy i z trzech stron zamierzamy przypuścić
atak. Wy pójdziecie środkiem. - wskazał ręką zastępy uzbrojonych,
gotowych do boju barbarzyńców.
Rjekan zastanowił się nad tą taktyką.
-Potrzebujemy łuczników, jako wsparcie. - powiedział po chwili. Przytaknąłem
mu i rozejrzałem się po oddziałach. Miał rację. Cieszyło mnie, że
moje pomysły wchodziły powoli do kanonu walki Klanu.
-Najwięcej ma Neverwinter. Ściągniemy ich na wasze tyły. Zgadzasz
się na taki plan?
-Nie mamy czasu do stracenia.
Barbarzyńca odepchnął stojącego mu na drodze Drowa i, wyjmując w biegu
topór, ruszył prosto na zebraną wokół Kryshal-Tirith orkijską watahę.
Rethnor, widząc to, pospieszył ile sił w nogach, by wydać odpowiednie
rozkazy.
Na obrzeżach lasu Akar Kessel stał, pilnowany przez pięciu magów
kapituły Luskanu.
-Niedługo nadejdzie czas konfrontacji z Balorem. - powiedział wyrwany
nagle z zamyślenia Eldeluc. Barbarzyńcy ruszyli biegiem do boju, a
dźwięki rogów rozerwały zalegającą w powietrzu ciszę.
Balor Errtu spojrzał z Kryshal-Tirith na drzewa po zachodniej stronie.
Wśród sylwetek kolorowych magów spostrzegł znajomą osobę. Wzniósł
się w powietrze i zaczął lecieć w tamtą stronę. Po drodze ryknął do
zebranych poniżej Orków i olbrzymów: -DO WALKI, ŚCIERWA!
Wataha potworów ruszyła z miejsca, szyjąc przed siebie strzałami,
wrzeszcząc i popiskując. Wkrótce dwie pędzące naprzeciw siebie armie
miały spotkać się na ośnieżonym polu bitwy. Luskańczycy i najemnicy
z Neverwinter zachodzili w tym czasie dawny obóz Klanu Szarego Wilka
od zachodniej strony, zaś zgromadzone niedawno wojsko Dekapolis szło
od wschodu.
Akar Kessel widział zbliżającą się ku niemu sylwetkę wielkiego demona
coraz wyraźniej. Eldeluc, przerażony nagłym atakiem Balora splatał
zaklęcie, które miało uchronić go przed śmiercią. To samo czynili
stojący za nim magowie. Kessel rzucił się na arcymaga i uderzył go
pięścią w twarz, przerywając inkantację i przewracając starca. Lucaban
zadziałał szybko - magiczny pocisk posłał Kessela na plecy. Errtu
wylądował między czarodziejami. Jednym zamachem potężnego łapska roztrącił
inkantujących magów, a drugim schwycił Kessela za poły płaszcza.
-Złapali mnie w niewolę! Nie mogłem się uwolnić! Chcieli...
Errtu schwycił głowę czarnoksiężnika w lewą dłoń i zaczął skręcać
mu kark. Wiedział, że Kessel był mu już niepotrzebny, a mógł stanowić
tylko problem. Jednak zanim poczuł chrupnięcie i usłyszał przedśmiertny
jęk ofiary coś potężnego uderzyło go z wielką siłą w pierś i posłało
na ziemię. Spadając na śnieg wywołał wokół kłęby pary. Zatrzepotał
skrzydłami i wzniósł się w powietrze, rozglądając wokoło i wypuszczając
wściekle z nozdrzy kłęby czarnego dymu. Wulfgar, syn Beornegara, stał
pomiędzy leżącymi czarodziejami i trzymał w silnym ręku Aegis-Fang.
-To się skończy tutaj, demonie. - wycedził.
Errtu zaśmiał się paskudnie, odsunął, zawrócił i zapikował w kierunku
siwobrodego barbarzyńcy. Wulfgar uskoczył i cisnął młotem w pysk demona.
Errtu ponownie znalazł się na ziemi, lecz tym razem wściekłość, jaka
go ogarnęła, kazała mu rzucić się natychmiast do kolejnego ataku.
Nie zdążył jednak zamachnąć się łapą, ponieważ ciężki topór wbił mu
się w plecy i, choć nie uczynił demonowi wielkiej szkody, wytrącił
go z równowagi.
-Ha! Zabawimy się z Balorem! Czekałem na to całe życie. - ryknął Bruenor.
Wulfgar złapał Aegis-Fanga w obie dłonie i z okrzykiem na ustach runął
na Errtu, okładając go potężnymi ciosami. Z tyłu Bruenor zaznaczał
pręgi na łuskowym ciele demona.
Na równinie trwała bitwa Orków z barbarzyńcami. Rjekan biegł i walczył
w pierwszym szeregu, ścinając głowy znienawidzonych wrogów, a obok
niego, równie zaciekle wymachiwał ostrzem Ulfagar. Rozpoczęło się
ostatnie starcie o Dolinę Lodowego Wichru, którego wynik miał zaważyć
na losach Północy i Faerunu.
-Ostatnia część za miesiąc
Autor: Jarlaxle
|