"PODRÓŻ PŁOMIENIA"
cz. 4 opowiadania
Semici -
Kasta wojowników, powstała na dalekim południu. Poświęcają oni całe
swoje życie treningowi, wierząc, że dzięki niemu zyskają wyższe stadium
istnienia. Na bycie semitą muszą się zdecydować już w młodości, mając
najwyżej dziesięć lat. Inni, Starsi Semici wyznaczają każdemu kandydatowi
oddzielny ciąg zadań, mających rozwinąć ich fizycznie i psychicznie,
oraz nauczyć aspektów walki i podstaw magii. Semici są niezrównani
w walce bronią białą, świetni w wace wręcz. Posiadają dość ograniczone
zdolności magiczne.
- Pamiętasz, jak mówiłam ci o niespodziance?
- Wczoraj wieczorem? Tak, pamiętam - odparł Sirrush.
Byli kilka kilometrów od Hsurris, jechali starą, nie używaną już teraz
drogą. Verall prowadziła.
- Co to za niespodzianka? - spytał Xugel.
- Widziałeś miecz Sirrusha?
- Tak. Kawał dobrej, krasnoludzkiej roboty.
- Sprawię, że będzie jeszcze lepszy. Nie bez powodu wybrałam miecz
niemagiczny, gdyż wolę sama go zaczarować. Widzisz to ostrze, Xugel?
Niedługo bedzie mogło równać się z najlepszymi mieczami na świecie.
- Zrób też coś z moim. Przy okazji.
- Twój miecz rozleciałby się od razu. Nie jest dostatecznie dobrze
wykonany, przykro mi. Ponadto, twój i tak jest już zaczarowany. Wszystkie
miecze paladyńskie są nasączane magią. Głównie przeciwko nieumarłym
i stworzeniom chaosu.
- Jak go zaczarujesz? - spytał Sirrush.
- Normalnie - odparła. - To było głupie pytanie.
- Chciałem powiedzieć: jakie moce mu nadasz?
- Ładne. Silne. Użyteczne - odpowiedziała śmiejac się. - A jakie chcesz?
- A jakie mogę wybrać?
- Jakie chcesz. Ze wszystkich znanych Tobie. Dodam też coś od siebie,
oczywiście, ale ty się pewnie nawet nie zoriętujesz.
- Chciałbym aby był... Ognisty. I chronił przed ogniem.
- To głupie. Jeżeli sam jest ognisty, to nie chroni przed ogniem,
wręcz przeciwnie. Musisz wybrać żywioł przeciwny. Albo będzie mroził
i chronił przed ogniem, albo parzył i chronił przed zimnem. Rozumiesz
o co mi chodzi?
- Ale zawsze miecz ognisty chroni przed ogniem!
- Bajki. Xugel, za dużo mu czytałeś za młodu. Ma teraz chłopak błędne
informacje - żartowała sobie Verall. Sirrush był zawstydzony. - Nie
rób takiej miny, żartowałam tylko. To co wybierasz?
- Niech będzie zimno - stwierdził po chwili.
- Niech będzie - zgodziła się.
Zatrzymali się na polanie, gdzie Verall zaczęłą wykrzykiwać zaklęcia,
jedno po drugim. Uprzedziła ich, że to potrwa, i że ktoś może przyjść
dopytywać się co się dzieje. Mężczyźni mieli powiedzieć temu komuś,
że to Siedemnasta. Nie wiedzieli o co chodzi, ale zgodzili się.
Kiedy wokół Verall pojawiła się biała sfera w kształcie półkuli, o
średnicy jakichś pięciu metrów, wojownicy stracili nadzieję na szybki
odjazd. Zapowiadał się długi postój.
W ciągu kolejnych dwóch godzin Verall zajmowała się mieczem, na przemian
śpiewając i polewając go wodą. Nie śmieli jej przerwać.
Postanowili potrenować. Sirrush miał tylko swój stary miecz, którego
nie udalo mu się sprzedać, gdyż nikt nie chciał go kupić. Verall chciała
żeby młodzieniec go wyrzucił, ale Xugel się nie zgodził. Teraz cieszyli
się z tej decyzji, gdyż mogli powalczyć. Sirrush dziwnie czuł się
trzymając stary miecz, bowiem przyzwyczaił się do krasnoludzkiej,
dużo lepszej klingi.
Zaczęli powoli, spokojnie, wymieniając cięcia, naprzemian parując
swoje ciosy. Ich parady stawały się coraz bardziej widowiskowe, w
miarę upływu czasu, a walka stawała się coraz szybsza. Widać było,
że Xugel przeważał i miał kilka sytuacji, w których mógł zakończyć
walkę, pokazując tym samym Sirrushowi swoją wyższość. Walczyli dalej.
Kiedy Xugel w końcu zdecydował się zakończyć walkę, wyprowadził zgrabną,
niezwykle szybką flintę. Sirrush sparował cios, ripsotując natychmiast.
- To będzie ciekawa walka - pomyślał Xugel.
- Masz już dosyć? - spytał Sirrush, próbując sprowokować Xugela.
Xugel nie musiał odpowiadać. Zaatakowal młodzieńca, spokojnie, ale
szybko i zdecydowanie. Klingi uderzały o siebie, błyskały w świetle
słońca. Xugel ciągle atakował, uderzył w tempo, uniknął cięcia Sirrusha,
lecz nie trafił. Sirrush odskoczył i natychmiast zaatakował. Uderzył
z piruetu, mierząc w szyję. Widział że Xugel już wystawił paradę -
gdy usłyszał brzęk mieczy natychmiast zaatakował z drugiej strony,
robiąc szybki półpiruet. Xugel sparował, przewidując zachowanie Sirrusha
i sam zaatakował z piruetu, z prawej. Brzęk kling brzmiał niemal nieustannie,
miecze przecinały powietrze ze świstem.
Sirrush miał dosyć. Wiedział, ze gdyby miał swój miecz, pokonałby
Xugela. Teraz jednak, gdy szanse były równe, przynajmniej pod względem
bronii, Smok przegrywał.
Xugel zakończył starcie szybką ballestrą, zatrzymując miecz tuż przy
skroni Sirrusha. Oboje byli spoceni, zmęczeni... Ale szczęśliwi. Dawno
nie walczyli tak jak teraz. Właściwie to nigdy tak nie walczyli. Kontynuowali
walkę. Tak jak ostatnio, zaczęli powoli, spokojnie miarkowali ciosy,
licząc na błąd przeciwnika. Po chwili jednak znów walczyli jak bestie,
dziko parując i wyprowadzając ciosy.
Nagle Sirrush, kątem oka, zauważył kogoś stojącego tuż obok. Przestraszył
się i odruchowo uderzył w tę postać, z obrotu, bardzo silnie. Jego
miecz zatrzymał się w powietrzu, po prostu zawisł, jakby trzymany
przez dziwną siłę.
Przed Sirrushem zmaterializowała się postać, trzymająca miecz jedną
ręką, z wyrazem ździwienia na twarzy. Kobieta była niska, miała dość
długie blond włosy, sięgające do szyi. Jej oczy były czarne niczym
onyksy, rzucały wszędzie ten sam płomyk żywotności i wigoru, co oczy
Verall. Ubrana była w ładną, lecz wygodną suknię z kolorze szarym.
Na szyi wisiał jej piękny naszyjnik w kształcie księżyca, który w
oczach Sirrusha zdawał się wibrować. Była elfką, choć jej uszy były
mało widoczne spod włosów. Suknia całkowicie pokrywała duże piersi,
idealnie dopełniajace piękną sylwetkę kobiety.
- Nitha? - ździwił się Xugel.
- Cześć, Xugel.
- Co tu robisz?
- O to samo cię chciałam zapytać.
- Podróżujemy z Verall. Ach, przepraszam. Nitha, to Sirrush. Na pewno
o nim słyszałaś.
- A jakże. Verall nieraz opowiadała mi o dzicku które znalazła. Widzę
jednak, że z dziecka to już niewiele mu zostało.
- Dwadzieścia jeden lat swoje robi.
- Aż tyle? Wygląda na najwyżej osiemnaście, a sama dałabym mu szesnaście.
- W końcu to Smok - zażartował Xugel. Sirrush chciał zaprotestować,
ale powstrzymał się. Podszedł i dwornie przywitał się z czarodziejką.
- Od razu widać, że to twoja szkoła. Wstań, chłopcze, nie kłaniaj
się tak. Nie lubię tego - Nitha zamyśliła się na chwilę. - Jest z
wami Verall?
- Tak - spytał Xugel.
- To wyjaśnia skąd ta aura. Co teraz robi?
- Czaruje.
- To widzę. A dokładniej?
- Coś z mieczem. Napełnia go magią, czy jakoś tak.
- Nasyca. Tak, to wszystko wyjaśnia.
- A ty co tu robisz?
- Wysłali mnie żeby sprawdzić co się dzieje. Wszystkie zaklęcia stworzenia
są odnotowywane, a mnie akurat wyznaczono żeby odnotować to co robi
teraz nasza przyjaciółka - wszyscy na chwilę zamilkli, obserwując
poczynania Verall. Pierwsza odezwała się Nitha.
- Widziałam jak walczycie. Dlaczego mu się dawałeś, Xugel? Mogłeś
zakończyć to starcie kilka razy.
- To był tylko trening - stwierdził Xugel. Nie chciał, aby Sirrush
dowiedział się, że powinien przegrać pięć razy, a nie raz.
- Acha. Sirrush - czarodziejka zwróciła się do niego po imieniu, co
go trochę zawstydziło. - Jak mnie zauważyłeś?
- Widziałem po prostu jakąś postać i myślałem że ktoś mnie próbuje
podejść od tyłu.
- Widziałeś? Nie powinieneś móc mnie widzieć - stwierdziła rzeczowo
Nitha.
- Zaraz mi powiecie że to smocza umiejętność - powiedział pod nosem
Sirrush.
- A tak. Zapomniałam. Jesteś Smokiem. Smoki widzą rzeczy słabo niewidzialne.
Powinnam była się bardziej zabezpieczyć.
- Słabo niewidzialne?
- Są trzy rodzaje niewidzialności: słaba, silna i bezpośrednia. Słaba
niewidzialność działa na ludzi, krasnoludy, hobbity i inne niższe
stworzenia, jak na przykład gobliny. Aby uchronić się przed oczyma
elfa, pegaza, czy właśnie smoka, trzeba użyć silnej niewidzialności.
Jest jeszcze bezpośrednia, czyli niewidzialność dla konkretnej osoby
czy stworzenia. Choć nie jest to do końca niewidzialność, tylko rodzaj
uroku, hipnozy... Zresztą nieważne. W każdym razie, już wszystko wiem.
Zostanę z wami do czasu gdy Verall skończy. Chcecie, mogę was asekurować
podczas treningu, nie będziecie musieli się hamować.
- Dzięki, skorzystamy.
- Nitha - pwiedział nieśmiało Sirrush, podnosząc swój miecz.
- Słucham cię?
- Mogłabyś zrobić coś moim mieczem? Jest zbyt toporny, a ja przywyczaiłem
się do tamtej klingi - pokazał na Verall i miecz który akurat trzymała
w rękach.
- Jasne. Wzmocnię go i odciążę - wykonała kilka gestów ręką, powiedziała
raptem dwa słowa. Miecz stał się lżejszy, a jego punkt ciężkości lekko
się zmienił.
- Teraz możemy walczyć.
- Walczcie - powiedziała tylko czarodziejka. I walczyli.
***
Bariera wokół Verall znikła, a dziwne uczucie które męczyło mężczyzn,
ustało nagle. Czarodziejka skończyła. Był późny wieczór.
- Nareszcie. Sirrush - Verall podała miecz młodzieńcowi - oto twoja
broń. Używaj jej z rozwagą.
Oręż zmienił się nie do poznania. Emanował lekkim, białawym swiatłem,
a ostrze było zimne w dotyku. Jak sprawdził potem Sirrush, nawet długie
trzymanie go w ogniu nie było w stanie go rozgrzać. Broń byłą idealnie
wyważona, idealnie długa, idealnie ostra. I lekka, dużo lżejsza niż
większość innych mieczy.
- Teraz to broń godna króla - powiedziała Verall. Zauważyła Nithę,
stojącą nieco dalej, w cieniu drzew. Obie czarodziejki usmiechnęły
się, podeszły do siebie i usciskały. Naprawdę mocno, czule i szczerze.
Dawno się nie widziały, gdyż przez ostatnie dziesięć lat studiów nie
uczyły się razem.
- Witaj, Siedemnasta - powiedziała ze śmeichem Nitha.
- Witaj, Dwudziesta Druga - odparła równie wesoło Verall. - Xugela
już miałaś okazję poznać wcześniej. To jest Sirrush.
- Wiem, też już zdążyłam go poznać. Miły chłopak, chociaż może zbyt
nieśmiały. Nie rób takich min, żartuję.
- To wcale nie jest śmiesze - Sirrush był piekielnie zmęczony po walkach
z Xugelem, których w sumie stoczył tego dnia z dziesięć.
- Nie dąsaj się już, jesteś na to zbyt dojrzały. Uśmiechnij się! Widzisz,
potrafisz, jeśli chcesz!
- A podobno smoki nie mogą się uśmiechać - dodała Verall. - Kolejny
dowód na to że smokiem to ty w całości nie jesteś.
- Jasne. Dzięki za miecz. Jest świetny.
- Nie ma sprawy. Nitha, pojedziesz z nami? Zawsze przyda nam się towarzystwo.
- Czemu nie? Dawno nie byłam w Venelantium. Może nawet zdążymy na
Festiwal Smoka. Ale... Najpierw muszę złożyć ten raport o twoich poczynaniach.
Wiesz, że te zaklęcia są odnotowywane?
- Wiem, sama głosowałam za przyjęciem tej zasady. Wierz mi, moja magia
jest najwyższej jakości - zażartowała Verall.
- Jasne. Słuchaj, może spotkamy się w Yernie, za... Tydzień, chyba
tyle wam będzie potrzebne na podróż.
- No dobra. W Yernie. Tam gdzie zawsze?
- Tam gdzie zawsze.
Nitha rozpostarła ręce i zaczęła skanować zaklęcie. Pojawił się przed
nią niebieskawy owal.
- Na razie, Xugel. Do zobaczenia, Sirrush - i zniknęła.
***
- Nareszcie - powiedziała Verall, widząc mury Yerny. - Myślałam,
że nigdy tu nie dotrzemy. Muszę na chwilę zejść, odpocząć. Zaraz mi
coś odpadnie.
Podróżowali już ponad tydzień. Byli zmęczeni, ale cel drogi był blisko.
Potem czekała ich tylko podróż statkiem.
- Mówiłem ci żebyś kupiła nowe siodło. Ale ty nie chciałaś mnie słuchać.
Jak zwykle zrobiłaś wszystko po swojemu... I teraz żałujesz.
- Bądź cicho! - powiedziała podirytowana czarodziejka. Xugel posłusznie
zamknął się, gdyż wiedział do czego taka podirytowana czarodziejka
jest zdolna.
- Jedziemy dalej. Do zmroku jeszcze tylko kilka godzin - odezwał się
Sirrush. Xugel dawał mu znaki, żeby nic nie mówił, ale młodzieniec
zdawał się ich nie widzieć. O dziwo Verall nie zdenerwowała się, tylko
przyznała Sirrushowi rację. Xugel stwierdził, że to już nie ta sama
osoba co dawniej.
- Dlaczego nie użyjesz magii, żeby pozbyć się bólu? - znów rozpoczął
rozmowę Sirrush.
- A dlaczego miałabym to robić? Po co mam marnotrawić energię na takie
błachostki?
- Sądziłem, że energia regeneruje się wraz ze snem. A dużo jej nie
zużyjesz, to chyba proste zaklęcie.
- Masz rację, to bardzo proste zaklęcie. Ale magia... Magia się nie
regeneruje. Magia pochodzi z żywiołów, powietrza, ziemi, ognia i wody.
Prędzej czy później, wyczerpie się. Z myślą o tym momencie, Rada Czarodziejów
postanowiła oszczędzać magię. Na przyszłość. Oczywiście nie wszyscy
się podporządkowali. Nikt ich jednak nie ściga, bo po co. W tej chwili
magii jest dużo.
Jechali dalej w milczeniu. Słońce zaczynało zachodzić, gdy w końcu
dotarli do miasta. Yerna - pełna bogatych, kupieckich kamienic, z
mnóstwem sklepów, manufaktur, chechów kupieckich wszelkiego rodzaju.
Verall poprowadzila ich do oberży, wynajela pokoje, a sama udała się
na spotkanie z Nithą. Nie wracała długo, a gdy w końcu pojawiła się
w oberży, Xugel był już podpity i kłócił się o coś z miejscowym pijakiem,
a Sirrush podrywał jakąś pannę. Nie wyszło mu widocznie, gdyż w pewnym
momencie kobieta spoliczkowała go i krzycząc obelgi wyszła z tawerny,
obiecując straszną śmierć całej jego rodzinie.
Verall nie zwróciła na to uwagi. Wiedziała jakie są te panie - liczą
tylko na pieniądze. A gdy któraś z nich dowie się, że zalotnik ich
nie ma, to natychmiast kończą znajomość, w dość drastyczny sposób.
- Głupia kurwa! Kacza pizda na kurzych nogach! - wykrzykiwał Sirrush
w stronę wychodzącej kurtyzany. Też był podpity, choć zdecydowanie
nie tak mocno jak poprzednim razem.
Zanim zorientował się co jest grane, zaczął iść w stronę swojego pokoju.
Wiedział, że znajdował się pod wpływem zauroczenia, był kompletnie
posłuszny poleceniom Verall. Lub Nithy. Poszedł do swojego pokoju,
a czarodziejki za nim. Xugel został na dole.
- Co robisz? - krzyknęła Verall, rzucając w międzyczasie zaklęcie,
jak nazywał je od pewnego czasu Sirrush, "Odkacenia". -
Znów się spiłeś?!
- Nie, wypiłem tylko trochę - Sirrush był nie w humorze. Ciągle macał
czerwony od uderzenia kobiety policzek, jakby sprawdzając czy nie
leci krew.
- Więc czemu się tak zachowywałeś? - nie dawała za wygraną Verall.
Nitha stała za nią i wpatrywała się w Sirrusha. - Patrz się na mnie
jak do ciebie mówię!
- Verall, spokojnie. Nie przejmuj się nim. Jak chce, to niech wraca
i robi co chce. Jak go pobije ochroniarz tamtej pani, zrozumie.
- Prędzej rozwali całą oberżę, niż da się zbić jakiemuś oprychowi.
Ten budynek nie przetrwałby złości Sirrusha. A teraz, mały, idź spać.
Nie chcę się już dzisiaj denerwować.
Sirrush położył się posłusznie. Nie miał ochoty się z nią kłócić.
Męczyło go jej podejście - traktowała go jak matka. A nią nie była.
Sirrush nie znał swojej matki. A dlaczego Verall nie miałaby nią być?
Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Był już kompletnie trzeźwy,
jednak nie miał ochoty myśleć. Nie dziś.
Usnął prawie od razu.
Nie wiedział, że czarodziejki rozprawiały przez prawie całą noc. Nie
wiedział o tym nikt, gdyż nałożyły na siebie zaklęcia ciszy, ukrycia
i niewykrywalności.
***
Sirrush wstał sam. W jego pokoju nie było nikogo, żadna czarodziejka
nie próbowała go obudzić piorunem. Może dlatego wstał sam, szybko
się ubrał, przewiesił przez plecy miecz. Wziął trochę drobnych i zszedł
do izby głównej. Zamówił jajka na bekonie. I mleko. Oberżysta patrył
na niego dziwnie, gdy usłyszał czego chce się napić. Ale nie protestował.
Kilku mężczyzn przy odległym stole podśmiewało się z Sirrusha. On
nie zwracał na to uwagi, mimo że dokładnie słyszał co mówią.
- Widzicie co on pije? Mleko? - powiedział największy z trzyosobowej
grupki.
- Ciekawe, czy od matki? - spytał mniejszy, z mieczem przewieszonym
przez plecy.
- Hej, knypek, kiedyś ostatnio pił dobrą gorzałkę? - zaczepił Sirrusha
ten wielki.
- Nie słyszyś nas? Może nie chce nas słyszeć? Może trzebaby mu poprawić
słuch? - odezwał się po chwili ten mały. Miał obleśne wąsy, które
w połączeniu z łysą głową wyglądały bardzo śmiesznie.
- Hej, ty, uszy ty masz? - znów powiedział ten wielki.
- Krowa mu nadepnęła. Dajcieże spokój gówniarzowi, niech zje to swoje
łajno i stąd spada - odezwał się w koncu trzeci z grupki, średni we
wzroście, tuszy, noszący okulary. Brzydki.
Karczmarz się nie odzywał, choć wiedział czym kończą się takie rozmowy.
Czekał spokojnie, mając nadzieję że mężczyźni odpuszczą sobie żarty.
Przeliczył się. Gruby i łysy wstali jednocześnie, ten trzeci nieco
później, gdyż otarł sobie usta chustką. Wszyscy mieli miecze. Zaczęli
podchodzić do Sirrusha, a ten, udając że nie widzi, zaczął szykować
się do obrony.
Nagle drzwi do oberży otworzyły się, barman odetchnął z ulgą, a Sirrush
oniemiał. W drzwiach pojawił się człowiek o białych włosach, sięgających
nieco poniżej uszu. Jego twarz była chuda i dość przystojna, z kilkoma
bliznami przecinającymi lekko wklęsłe policzki. Miał szczupła sylwetkę,
choć pierś dość szeroką. Na sobie nosił skórzaną kurtkę, a na plecach
miecz. Miał na siebie zarzuconą błękitną pelerynę, powiewającą lekko
w przeciągu.
Rozejrzał się po sali, po czy podszedł do karczmarza, nie spuszczając
oczu z Sirrusha. Trzej mężczyźni wyszli, jakby nigdy nic.
- Poproszę specjalność zakładu - powiedział nieznajomy.
- Się robi. Dziękuję bogu, że się pojawiłeś. Ten młodzieniec miałby
kłopoty.
- Raczej tamci trzej mieliby kłopoty - mężczyzna zmierzył siedzącego
blisko Sirrusha badawczym wzrokiem. Człowiek ten miał jakieś 35 lat,
wyglądał na silnego. Spojrzał na miecz Sirrusha, otworzył lekko usta.
Niemal niezauważalnie wykonał ręką specyficzny gest. Sirrush poczuł
coś dziwnego, jednak nie zareagował, nie wiedział co robić. Był ciągle
młody i nie zetknął się nigdy z taką sytuacją. Nagle na schodach pojawiłą
się Verall, a zaraz za nią Nitha.
Czarodziejki szły powoli, bacznie obserwując nieznajomego. Ten, wesoło
się uśmiechając, spojrzał na nie i wrócił do swojego śniadania, nie
zwracając na nie większej uwagi. Sirrush oddał talerz karczmarzowi
i podszedł do czarodziejek. Wszedł na górę, a one stały jeszcze przez
chwilę na schodach i udając że poprawiają włosy, rzucały zaklęcia.
Sirrush to wyczuł. Nieznajomy chyba też, gdyż prawie natychmiast wyszedł
z karczmy, płacąc właścicielowi sporo więcej niż powinien.
- Kto to był? - spytała Nithę Verall.
- Chyba Semita.
- Jak sądzisz, czego chciał?
- Pewnie zjeść. To nie musi nic oznaczać.
- Odstraszył tych trzech - odezwał się nagle Sirrush.
- Tych pijaków? Nic by ci nie zrobili. Nie daliby rady - stwierdziła
z uśmiechem Verall.
- Dzięki niemu uniknąłem walki.
- To duży postęp. Zawsze wcześniej byłeś skory do bitki, Xugel mi
mówił. Uczysz się.
- Dzięki - powiedział Sirrush wchodząc do swojego pokoju. Miał tam
schowaną butelkę wina, chciał sobie nieco poprawić trawienie...
***
- Już jesteśmy - powiedziała Verall, wchodząc do pokoju Sirrusha.
- Widzę - odpowiedział młodzieniec, zajęty czyszczeniem miecza. Co
prawda nie miał jeszcze okazji go pobrudzić, z czego cieszyła się
Verall, ale Xugel uczył go, że o miecz powinno się dbać bardziej niż
o swoje ciało.
- Kupiłyśmy bilety do Venelantium. Za jakieś trzy godziny odpływamy.
Zacznij się szykować - powiedziała Verall. - My idziemy z Nithą na
miasto. Wrócimy niedługo.
- Jasne. Już się pakuję.
Poszły. Nareszcie wyjeżdżał z tego miasta. Nie wiedział dlaczego,
ale nigdy nie lubił miast. Wolał wieś, otwarte przestrzenie. Lubił
także jasknie. Gdy był młodszy, Xugel zabrał go do kilku. Zafascynowały
go niezmiernie. Widok stalaktytów, stalagmitów, stalagmatów... Czuł
się dobrze w jaskniach.
- Gdyby słyszała mnie Verall, powiedziałaby, ze to smocza natura...
- powiedział do siebie półgłosem Sirrush.
Spakował się szybko, nie miał w końcu zbyt wiele rzeczy. Zostało mu
półtorej godziny do odpłynięcia statku. Verall i Nitha powinny tu
być za pół godziny.
Sirrush zszedł na dół, zajrzałdo sali wspólnej, tam, gdzie spali ci,
którym zabrakło pokoi, lub których na pokoje nie stać. Była prawie
pusta, jedynie kilku pijaczków spało w rogu, trzymając w reku flaszkę
kiepskiego wina.
Usiadł przy jednym ze stolików i zawołał na dziewkę, która czyściłą
inny stół. Poprosil o kufel piwa. Zostało mu jeszcze trochę drobnych.
Sirrush rozejrzał się po sali. Kilka stolików było zajętych, siedzieli
przy nich robotnicy, jedząc swoje, raczej mało obfite, śniadania.
Pił powoli, rozkoszował się smakiem. Ktoś wszedł do sali, ale nikt
nie zwrócił na to uwagi.
- Witam ponownie - powiedział ktoś zza Sirrusha. Młodzieniec odwrócił
się. Stał przed nim barczysty mężczyzna, ten sam, który uratował go
od bójki rano.
- Witaj. Z kim mam przyjemność?
- Czy to ważne? Pomówmy o tobie - mężczyzna przysnął się do Sirrusha.
- Uważaj. Te czarodziejki coś knują. Nie wiem co, ale raczej nie jest
to coś dobrego.
Mężczyzna zrobił pauzę, aby Sirrush zdołał przetrawić jego słowa.
- Wiem kim jesteś. Wiem czym - zaakcentował ten wyraz - jesteś. Wiem
wiele. Mówię ci więc: uważaj na nie.
- Kim jesteś? - Sirrush nie mógł wydobyć z siebie nic więcej.
- Tym, który chce ci pomóc.
- Masz imię?
- Mam.
- Jakie?
- Nieważne. Muszę odejść. Spotkamy się jeszcze, wierz mi - mężczyzna
zaczął kierować się do wyjścia.
- Dlaczego miałbym ci wierzyć?
- A dlaczego wierzysz im?
- Je znam. Pomogły mi wiele razy.
- Mnie poznasz. Farewell, Sirrush.
Wyszedł. Smok nie próbował go powstrzymać. Zastanawiał się. Wypił
piwo i wrócił do swojego pokoju, przejęty całym zajściem.
Verall i Nitha wróciły niedługo potem. Rozmawiały wesoło, żartowały.
Sirrushowi nie było tak wesoło. Ukrywał swoje wątpliwości.
W ciągu pół godziny weszli na statek. Odcumowali szybko, bez problemów.
Prąd był silny i wiatr dął mocno.
Statek płynął szybko.
***
- Sirrush! Wyjdź. Mam do ciebie pytanie - krzyczała z pokładu Verall.
Był drugi dzień podróży, wczesny ranek. Z jakiegoś powodu Sirrush
podejrzewał, że będzie musiał wstać wcześnie.
- Idę, idę - krzyknął w odpowiedzi, próbując się dobudzić. - Zaraz.
- Narzucił na siebie zwykłe ubranie, wyszedł z kabiny i rozejrzał
się po statku. Niewielu ludzi było na pokładzie. Tyko czarodziejki,
obie stały blisko drzwi, kilku marynarzy i, oczywiście, Sirrush. Nitha
była jakby... Inna. Zdawało się Sirrushowi, że lekko błyszczy. Przeterł
oczy, a gdy to nie pomogło, zignoworał to wrażenie. Zdawało mu się.
- Postanowiłyśmy, że nauczymy cię jak panować nad rozszczepieniem
- powiedziała od razu Verall.
- Potraktuj to jako przystawkę do prawdziwej magii - wtrąciła Nitha.
- Weź z kabiny miecz - poprosiła Verall. - Będzie potrzebny - dodała
cicho po chwili.
Sirrush posłusznie wziął miecz. Od razu wyjął go z pochwy i wyszedł
trzymając go jedną ręką, z ostrzem opartym na ramieniu. Lubił to robić,
gdyż klinga była zawsze zimna, wręcz lodowata.
- Zaczniemy od razu. Tym razem będziesz uderzał w Nithę - ta ukłoniła
się lekko, uśmiechając się. - Ja będę cię instruowała.
- To zaczynamy. Na początek uderz od góry, tak jakbyś chciał rozpłatać
jej głowę na pół.
Sirrush wyprowadził zgrabne cięcie, lecz zatrzymał miecz tuż nad głową
czarodziejki.
- Miałeś uderzyć! Nie mówiłam nic o zatrzymywaniu miecza! Jeszcze
raz.
Ciął ponownie, lecz dość lekko - obawiał się o czarodziejkę. Miecz
jednak zatrzymał się dokładnie na jej głowie, nie robiąc jej absolutnie
żadnej krzywdy. Nitha uśmiechnęła się wesoło.
- Mocniej. Mi nic nie będzie.
Ciał ponownie, mocno, tym razem ukośnie, jakby chciał odciąć mózg
czarodziejki. I tym razem miecz spoczął na jej głowie, nie wydając
najmniejszego dźwięku.
- Walnij z całej siły. Wyładuj swój gniew, niech wszystko, co złego
ci zrobiłam, czym cię zdenerwowałam, wypłynie w tym uderzeniu. Wierz
mi, będzie ci lżej, jak to zrobisz - Sirrush nie był pewien czy chce.
Bał się, że ją zrani.
- Jeżeli przez przypadek użyjesz rozszczepienia - choć nie sądzę,
bo nie zrobiłąm ci nic aż tak złego, żebyś chciał mnie zabić, to i
tak nic mi się nie stanie. Obłożyłymśmy moje ciało większą ilością
czarów ochronnych, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić.
- Uderzaj - powiedziała Verall z taką mocą, że Sirrush niemal natychmiast
ciął Nithę. Ponownie miecz zatrzymał się nad jej głową. Klinga drżała,
gdy miecz się zatrzymał. Verall była zadowolona, uśmiechała się tajemniczo.
- Dobrze. Skoro mamy to już za sobą, przejdźmy do samego zaklęcia
- powiedziała.
- Znasz takie uczucie, takie dziwne mrowienie w kręgosłupie. Przyjemny
dreszcz, który przetacza się od dolnych kręgów aż do szyi. Wiesz o
czym mówię?
- Wiem.
- To, co czujesz, to właśnie magia. Energia magiczna. Mana. Płynie
w każdym, w niektórych mocniej, w niektórych słabiej. Niektórzy ludzie
czują ten dreszcz przy każdym sukcesie, przy każdej przyjemności,
a niektórzy tylko przy największych przyjemnościach - nie muszę chyba
dodawać jakich - mrugnęła ponętnie okiem.
- Problem polega na tym - kontynuowała - że niewielu ludzi potrafi
ukierunkować tą energię. Tylko czarodzieje i kapłani posiedli tą zdolność.
Na różnych zasadach, bowiem teoria magii kapłańskiej jest zupełnie
inna niż czarnoksięskiej. W każdym razie, istnieje także trzeci rodzaj
magii. Oraz czwarty, ale to już wyższa nauka. Ten trzeci rodzaj to
magia zwierzęca, zwana także żartobliwie magią głupoty. Wszystkie
magiczne zwierzęta, oprócz pegazów, jednorożców i smoków, używają
tej magii nieświadomie. Zazwyczaj nie są to zbyt potężne zaklęcia,
na przykład w przypadku kota to zaklęcie spokoju, rzucane na każdego,
kto dotyka futrzaka przez pewien czas, lub zaklęcie pająka, strach,
które jest doskonałe do sprawdzania odporności na magię.
- Sądzimy z Verall - zaczęła Nitha - że powinieneś móc użyć rozszczepienia
bez większego problemu. Magia ta tkwi głęboko w twojej świadomości,
musisz po prostu ją odnaleźć.
- Na początek, spróbuj wywołać w sobie sztucznie to uczucie mrowienia.
Niektórym ludziom się to udaje. Dalej, spróbuj.
Sirrush zamknął oczy. Ruszył lekko ramionami, potem drugi i trzeci
raz.
- Tak. To proste.
- Zależy dla kogo - powiedziała z uśmiechem Verall.
- Spróbuj teraz wywołać to wrażenie w połączeniu z cięciem.
- Nie ma sprawy - powiedział Sirrush i znów wyprowadził cięcie w głowę
Nithy. Tuż przed uderzeniem wywołał w sobie to uczucie. Przez ułamek
sekundy nie widział co się dzieje. Ponownie, miecz nie zrobił czarodziejce
nic.
- Udało ci się?
- Tak. Mówiłem, to proste. I przyjemne.
- Jasne. Teraz zrób to ponownie. Tym razem jednak postaraj się, aby
ten drszcz, zamiast zakończyć się na szyi, przeszedł do rąk.
Sirrush spróbował kilkukrotnie. Po chwili powiedział:
- Udało mi się. Fajne uczucie.
- Wiem. Można się uzależnić od magii - stwierdziła Nitha.
- Teraz znów weź miecz i wywołując ten dreszcz, uderz w Nithę. Pamiętaj
o tym, zęby przenieść go do rąk.
Sirrush przez chwilę stał spokojnie.
- Nie udaje mi się już. Coś się stało?
Czarodziejki spojrzały po sobie. Znów się uśmiechnęły, obie na raz.
- Zastanawiałam się kiedy to się stanie.
- Co się stanie? Verall? - spytał Sirrush.
- Ktoś tak niedoświadczony jak ty, nie może zbyt długo tego robić.
Znaczy, wywoływać dreszczu.
Verall zrobiła lekki gest ręką, potem drugi. Sirrushowi zrobiło się
zimniej.
- Chłód ułatwia gromadzenie magii. Teraz ci się uda.
- Rzeczywiście, już jest dobrze. Dlaczego tak się dzieje?
- Nie wiadomo. Ciało człowieka samo z siebie wywołuje taki dreszcz
kiedy ci zimno, w celu ocieplenia organizmu. To właśnie ten czwarty
rodzaj magii - nieświadomy - wyjaśniła Verall.
- A teraz uderz.
Sirrush uderzył. Pamiętał o tym uczuciu, pamiętał o wszystkim. Ale
mu się nie udało.
- Coś nie działa - powiedział.
- Nigdy się nie udaje za pierwszym razem - pocieszyła go Nitha. -
Spróbuj ponownie.
Ciął ponownie. Tym razem zrobił to instynktownie i... Tak jak kiedy
znajdował się w sklepie Ligeo, przez jego ręce przepłynęła fala energii,
tym razem jednak całkowicie kontrolowana. Moc sprawiła, że miecz zaświecił
się na chwilę, a uderzenie miało zwielokrotnioną siłę. Broń uderzyła
w skroń Nithy.
- Udało ci się - stwierdziła Verall. Nitha masowała sobie głowę.
- To na tyle. Ćwicz dreszczyk, jak nie masz co robić. Przyda ci się
to.
- W zasadzie nie powinniśmy cię tego uczyć, taka wiedza powinna być
poprzedzona kilkuletnimi studiami teorii magii, ale... W skrócie ci
wszystko powiedziałam wcześniej. W każdym razie ćwicz.
- Jasne. Popróbuję.
Czuł się lepiej niż zwykle.
Podróż zapowiadała się ciekawie.
Autor: ScytHe
e-mail: scyth@vgry.net
|