UNDERWORLD
Wielbiciele mrocznych klimatów od zawsze zadawali sobie
pytanie - kto jest silniejszy, wilkołak czy wampir? Które z tych
stworzeń wygrałoby walkę, gdyby przyszło im stoczyć pojedynek?
Albo która z ras odniosłaby zwycięstwo w przypadku wojny? Dzikie
hordy klanów garou toczące śmiertelny bój ze starożytnymi
rodami wampirów, a wszystko to we współczesnym świecie,
wśród niczego nieświadomych, naiwnych ludzi... czy to nie
wdzięczny temat na film? Owszem, wdzięczny. Dlatego właśnie
powstał...
... Underworld. Pod tym
obcojęzycznym, ale chyba czytelnym dla każdego, kto choć trochę
otarł się o angielski, tytułem, kryje się właśnie to, o czym
pisałem powyżej - totalna wojna pomiędzy dwoma pradawnymi
gatunkami podziemi, wojna na śmierć i życie, wojna o panowanie nad
światem. Coś, w co już od dawna bawili się eRPeGowcy
giercujący w Wilkołaka: Apokalipsę czy Wampira:
Maskaradę, można wreszcie zobaczyć na ekranach kin.
Twórcy Underworld nie
silili się na oryginalność. Wampiry to arystokraci
zamieszkujący wspólnie ogromny, stary dom, kryjący w swych
podziemiach krypty z najbardziej sędziwymi przedstawicielami rodu;
wilkołaki natomiast, nazywane w filmie Lyconami, są nieokrzesane i
dzikie, żyją zaś w kanałach. Widz, który nie lubi udziwnień,
poczuje się jak w domu. Fabuła przedstawia się następująco:
wampirzyca imieniem Selene odkrywa, że wilkołaki z niewiadomych dla
jej rasy powodów interesują się młodym człowiekiem, Michaelem.
Postanawia to sprawdzić. Udaje się do jego mieszkania, gdzie oboje
zostają napadnięci przez wilkołaki. Michael zostaje ugryziony
przez ich przywódcę, po czym udaje mu się uciec z Selene...
Brzmi dość zwyczajnie? W
zasadzie tak. Później robi się jednak nieco ciekawiej, dlaczego -
nie zdradzę, bo popsuję rozrywkę. Nie jest to może jakaś
szczególnie zawiła i zaskakująca historia, niemniej ogląda
się ją przyjemnie. Underworld jest bowiem dobrze wykonany, ma
całkiem niezły klimat, chociaż w żadnym razie nie jest to film
straszny. To raczej solidnie zrealizowane kino akcji, tyle tylko, że z
wampirami i wilkołakami w roli głównej. Główną rolę,
Selene, powierzono Kate Beckinsale. Przyznam szczerze, że wcześniej
kojarzyłem ją tylko z kiepskim Pearl Harbor i drewniano-cukrową
postacią Bena Afflecka, jednak w Underworld aktorka wypadła
całkiem nieźle. Jej szczupła, wręcz filigranowa sylwetka i
chłodna, delikatna twarz idealnie pasowały do roli Selene.
Ciemnowłosa i ciemnooka, w obcisłym, skórzanym kostiumie robi
wrażenie, szczególnie na męskiej części widowni, i nie ma
się co dziwić, gdyż kojarzy się z typowym, drobnym kociakiem z
subtelnych i wyrafinowanych klimatów sado-maso (wielbicielom polecam
prace Olivii de Berardinis, coś pięknego). Przemierzając
deszczowe, spowite ciemnościami miasto w długim, skórzanym
płaszczu, kojarzy się trochę z postaciami z Matrixa, ale z
drugiej strony to chyba najpopularniejszy wizerunek współczesnego
wampira, więc nie ma się co dziwić, że twórcy
Underworld go podzielili.
O wiele więcej inspiracji
Matrixem widać w sposobie realizacji filmu. Niektóre
ujęcia, spowolnienia, widowiskowe skoki bohaterów - wszystko to jest
bardzo znajome. Na szczęście nie bije po oczach, a w
przeciwieństwie do niektórych filmów ma uzasadnienie
zdolnościami postaci, co w obliczu powszechnej matrixozy u filmowców
wychodzi Underworld na dobre. W ogóle w filmie widać wiele
zapożyczeń realizacyjnych (sceny, gdy widz patrzy oczyma
pędzącego wilkołaka do złudzenia przypominają sekwencje z
Obcego 3), jednak wszystko jest zmiksowane dość sprawnie i
nie męczy przesadną wtórnością. Mile cieszą oko drobne
smaczki, jak choćby wampirzyca skacząca na sufit i przypadająca do
niego z lękiem, zauważywszy coś niepokojącego.
W film stosunkowo niedrogi jak na amerykańskie warunki, bo
kosztujący 22 miliony dolarów, wpleciono parę dobrych efektów
specjalnych. Na uwagę zasługuje naprawdę niezła metamorfoza
człowieka w wilkołaka i sceny, gdy te poruszają się po
ścianach (również kłania się Obcy). Świetnie
wygląda moment, gdy animacja komputerowa przenosi nas do ciała
martwego, zasuszonego wampira i obserwujemy, jak wraz z dostaniem się
krwi do jego organizmu tkanki z wolna ożywają. Choć, na dobrą
sprawę, coś trochę podobnego do tego można już było
zobaczyć we Fight Club (pamiętne sekwencje w...
mózgu)...
Na uwagę zasługuje soundtrack z
Underworld, który niebawem postaram się zdobyć do recenzji.
Zawierający przede wszystkim parę mocniejszych kawałków, stanowi
łakomy kąsek dla wszystkich, którzy lubią podobną muzę.
Muzykę tą słychać zresztą wszędzie w filmie i muszę
przyznać, że dobrze się z nim komponuje.
Niestety, film jest... urwany. Jego
zakończenie jest tak nagłe, że łatwo o dezorientację,
natomiast słowa Selene zamykające go wyraźnie sugerują, że to
nie koniec. Istotnie, zza oceanu nadeszły niedawno (gdy to piszę,
jest 3 stycznia) wieści o kręceniu części drugiej, wiadomo
więc przynajmniej, o co chodzi. Mimo to film kończy się raczej
rozczarowująco, nie doprowadzając do żadnego sensownego
zakończenia. Także fabuła miejscami jest dziwna i cokolwiek
niejasna, ale, z drugiej strony, to przecież kino akcji, od którego
nie można zbyt wiele wymagać. Śmiechem przyjąłem natomiast
pomysł o pociskach na ciekłe srebro (u wampirów) i analogicznej
broni wilkołaków- kul z... płynnym światłem słonecznym!
(czyli cholera wie jakimi sposobami zamkniętymi w pocisku...
promieniami ultrafioletowymi). No ludzie :)))))
Mimo to, jak pisałem, film do
czasu uciętego zakończenia ogląda się nieźle, o ile ktoś
nie jest jakimś szczególnym malkontentem i godzi się z faktem,
że to gatunek niespecjalnie wymagający umysłowo. Dlatego też
Underworld jako taki dostaje ode mnie solidne 3 w
pięciostopniowej skali, jest to także pozycja obowiązkowa dla
wszystkich, których rajcują klimaty Świata Mroku.
Autor: Equinoxe email:
equinoxe@vgry.net
|