Życie Saurona
Rozdział 7
- Jaki ja mam dobry humorek! – Sauron zaświergotał radośnie,
przeciągając się na łożu. – Nie dość, że jestem taki super facet – w tym
momencie zrobił minę a'la Clint Eastwood – to jeszcze czułem Farinellego!
Sauronku – zaczął mówić sam do siebie – jesteś taki wspaniały, mądry i
przebiegły, że nawet nie można sobie wyobrazić! - Sauron począł śmiać się
szaleńczo, przeglądając się w lustrze z podziwem. – Hmm... Teraz pokoncentruję
się i spróbuje odgadnąć co się dzieje z Pierścieniem – uśmiechnął się błogo.
Nazgulątka dumnie galopowały na swych rumakach. Podążały w
kierunku beznadziejnej mieściny, niegodnej ich znamienitych osobowości. Podążały
do Bree, do którego zbiegły przebrzydłe hobbity w obawie przed tak miłymi
istotkami jak Upiory Pierścienia. Nazgule bardzo się tym zirytowały... Dotarli
już do bram miasta, które subtelnie przekroczyli, rozjeżdżając odźwiernego.
- Czuję Farinelliego! - odezwał się Czarnoksiężnik z Angmaru
z entuzjazmem.
- Wszyscy czujemy – oparł chłodno Khamul. – Nie wywyższaj
się.
- Ech, nieważne! I tak nie zrozumiesz!
- Pierścień Lorda Saurona jest gdzieś tam – Khamul rezolutnie
machnął ręką na rząd 30 budynków.
- No to rzeczywiście bardzo jesteś konkretny! – syknął
złośliwie Czarnoksiężnik, a reszta zapiszczała, tworząc klimat.
- Tam jest jakaś beznadziejna gospoda – rzucił Khamul, jakby
od niechcenia. – Jak ich tam nie będzie, to przynajmniej napijemy się piwa.
- Khamul! Ty demoralizująca kreaturo! – krzyknął
Czarnoksiężnik. – Alkohol jest
szkodliwy dla mózgu i wątroby...
- Nie masz wątroby, a tym bardziej mózgu! – wrzasnął Khamul.
- Jesteś nieuprzejmy – odparł przygnębiony. - Sauron nie
pozwolił nam pić. Poza tym, nawet gdyby, to barman pewnie nam nie sprzeda....
- Czarnoksiężniku, jesteś posępnym Nazgulem, a nie 12-latkiem
z lewą legitymacją udającym, że ma 19 lat!
- Myśl o priorytetach, mój drogi – odparł dumnie
Czarnoksiężnik. – Zresztą, dosyć gadania! Idziemy do gospody!
Nazgule bez zbędnych grzeczności wkroczyły do taniej,
tandetniej gospody i szukały wzrokiem kogoś sensownego. Ich wzrok zatrzymał się
na zapijaczonej twarzy poczciwego barmana.
- Człowieku parszywy!- zwrócił się do barmana Czarnoksiężnik.
– Gdzie się chowają małe hobbity?
- Eee – barman zająknął się. – Jakie hobbity?
- Cztery hobbity! – Czarnoksiężnik, troszkę zirytowany,
złapał mężczyznę za gardło.
- Ach! Te hobbity... Trzeci pokój w korytarzu po prawej
stronie – powiedział pospiesznie.
- Dzięki – rzucił barmana na podłogę.
- Korzystając z okazji – zaczął Khamul - poprosimy dziewięć
kufli piwa.
- Ja nie chcę piwa – powiedział cicho Czarnoksiężnik. – Podaj
mi mleko... i wisienki alkoholizowane.
- Aleś zaszalał... – powiedział Khamul z politowaniem.
- O! Patrzcie no na tego! – krzyknął jakiś pijak wskazując na
wodza Nazguli. – Panienka pije mleko! Hahaha!
- Co za durny człowiek – powiedzial Khamul sam do siebie,
wiedząc co się stanie za
chwilę. Czarnoksiężnik z Angmaru podszedł do pijaczka bez słowa, wyciągnął długi
miecz, zamachnął się i odciął nierozsądnemu mężczyźnie zapijaczony łeb. Po całej
gospodzie płynęły hektolitry czerwonej posoki, ale nie przeszkodziło to innym
klientom w spokojnej egzystencji. Nazgule wypiły co nie co i udały się do
wspomnianego korytarza. Wybrały trzecie drzwi po prawej stronie i posępnie
wkroczyły, trzymając swoje długie miecze. Rozejrzały się po pokoiku,
zlokalizowały łóżka i zaczęły ciachać ostrzami dookoła.
- Tu nic nie ma!!! – Khamul zaczął się drzeć.
- Widzę, że nic nie ma!- Czarnoksiężnik zaczął łzawić. –
Przebiegłe hobbity!!
Nazgule zaczęły piszczeć na całe Bree. A że były trochę
zirytowane, to wybiły pół gospody w pień, by ulżyć złości....
Tymczasem w Orthanku...
- Witaj, Gandalfie! – powiedział Saruman Biały serdecznie. –
Zapraszam na piętro.
- Witaj, Sarumanie Mądry... - rzekł Gandalf, popalając fajkę.
- Możesz mi mówić Sarumanie Genialny – odparł biały
czarodziej z uśmiechem – zachodź, zachodź, nie krępuj się!
Czarodzieje kroczyli stromymi schodami na górę, do prywatnych
komnat Sarumana.
- Bardzo mnie cieszy twoja wizyta, dawno mnie nie odwiedzałeś
– powiedział pan Orthanku przymilnie.
- Sarumanie, przybyłem po radę mędrca – zaczął szary
czarodziej.
- Więc dobrze trafiłeś, hihihi – zaczął się śmiać, machając
rękami z podziwu dla siebie.
- Chyba wiem, gdzie jest Jedyny Pierścień – powiedział
konspiracyjnie Gandalf.
- Gandalfie, nie przejmuj się.
- Nie rozumiesz?! – szary czarodziej mówił podniesionym
głosem. – Znalazłem Pierścień Saurona!!!
W tym czasie Saruman słuchał lub też wydawał się słuchać ze
spokojem i nagle, ni z tego, ni z owego, pozamykał wszystkie drzwi komnaty.
- Co robisz, Sarumanie? – zapytał Gandalf zaniepokojony.
- Usiądź, przyjacielu – odparł miłym tonem głosu.
- Ale Sarumanie!
- Siedź! Chciałbym, żebyś z kimś porozmawiał... Pomyśl, gdzie
jest miejsce potężnych czarodziejów, takich jak my?
- No... W Śródziemiu, póki możemy pomóc...
- No niezupełnie... Miejsce jednostek wybitnych jest przy
boku zwycięzcy – Saruman zaczął krążyć wokół zasłoniętego szmatami palantiru.
- Do czego zmierzasz, Sarumanie?! – Gandalf był już wyraźnie
wkurzony.
- Do tego, że powinniśmy się sprzymierzyć z kimś, kto jest na
poziomie, no może nie pod względem wzrostu, czy porównując do mnie – geniuszu.
No ale na tle innych – osoby całkiem na poziomie, godnej nas....
Czarodziej zatoczył ostatnie koło wokół stojaka na bieliznę,
na którym trzymał palantir. Uniósł dłonie do góry i szybkim ruchem ściągnął
szmaty, a ich oczom ukazał się widzący kamień. Gandalf wstał oburzony, ale
Saruman rzucił go na kanapę.
- Czekaj, wykręcę numer... – czarodziej zaczął ruszać ręką
nad palantirem.
- Czego chcesz?! - odezwał się Sauron.
- Lordzie, mamy gościa - Saruman uśmiechnął się. – Przełącz
na video i spójrz na naszego szarego przyjaciela, Gandalfa.
- Hmmm.... Witaj, Gandi! – odparł, oblizawszy się uprzednio.
- Nie mów do mnie Gandi, paskudny potworze!
- Och, nie bądź taki sztywny... To jak? Przyłączasz się?
–spytał Sauron.
- Nie!!!
- Oczywiście, że się przyłączy – rzekł Saruman, nie zwracając
uwagi na słowa drugiego czarodzieja.
- Nigdy!
- Gandi, nie bądź taki drobiazgowy... – zaczął Władca Mordoru.
– Sojusz z nami będzie dla ciebie opłacalny.
- Tak! Sojusz z Dwoma Wieżami!! - krzyknął Saruman
entuzjastycznie.
- No zwał, jak zwał... – Sauron zgasił zapał kolegi. – No to
jaka jest twoja decyzja, magiku? Nie daj się namawiać.
- Po moim trupie! Na honor Czarodzieja!
- Ech, szkoda, no ale jak wolisz.... – Sauron westchnął. -
Sarumanku, zajmij się panem Gandalfem, tylko przedtem zabierz mu całe fajkowe
ziele. Przyda się nam....
- Oczywiście, Sauronku.
- No to pa! Niech moc Jedynego będzie z tobą! A z tobą nie,
Gandi – Sauron wystawił język i rozłączył się.
Saruman przykrył palantir szmatami i spojrzał na zirytowanego
Gandalfa.
- No Gandi, zmykaj na dach! – odparł czarodziej, wskazując
schody. – Trzeba było się zgodzić... Ach, razem moglibyśmy zdominować tego
kurdupla Saurona... No ale jak nie chcesz, to nie.
Saruman wysłał biednego szarego czarodzieja na sam szczyt
Orthanku, a sam udał się do Fangornu, by przekabacać entów. Póki co, wszystko
toczyło się jak trzeba....
Autor:
Nekko
|