Paranoiczne przygody Dzikiego Johna

 


[Dwa poprzednie rozdziały "Paranoicznych przygód..." można znaleźć tutaj.]

 

 

Rozdział III: Walka tytanów
 


-1-

 

Dzielna drużyna zbliżała się do wrót stolicy Królestwa Pameli wesoło podśpiewując. Chwilę później minęli zdziwionego strażnika, który dodatkowo tak zapatrzył się na kolczyk zabójczyni, że zapomniał zażądać myta – w związku z czym wjechali nie płacąc wejściówki.

- Don’t, jedziemy najpierw do szefa Pajdy czy do bur... Eee... Domu publicznego? – Zapytał starając się nie patrzyć na Łejwę bard.

- My we troje do burdelu, Pajda do szefa, a nasz rodzynek niech idzie sobie suknię kupić – wtrącił się Raugar Potężny, ale szybko ucichł, gdy rodzynek się na niego spojrzała.

- Bejbi, Raugar ma dobry pomysł, kup sobie jakąś suknię i trochę wina dla nas, a my w tym czasie hmm... przejdziemy się po okolicy – skwitował rycerz.

Drużyna rozdzieliła się na głównym placu miejskim. Pajda pojechał do bazyliki św. Ruperta XIII, Łejwa na targowisko, a Don’t Kichot, Raugar Potężny i El Mariani skierowali się do najbardziej rozrywkowej dzielnicy miasta.

- Taa... to jest to – powiedział barbarzyń ca przyciągając do siebie kolejną prostytutkę. El Mariani siedział na sofie i przygrywał skupionym wokół niego niewiastom, przy okazji śpiewał nieco nieprzyzwoite pieśni. Dwie milutkie brunetki starały się wykaraskać rycerza z jego zbroii. – Don’t, nie uważasz, że powinniśmy częściej bywać w przybytkach rozkoszy, takich jak ten?

- Zdecydowanie – odparł rycerz podziwiając owe dwie młode istotki siłujące się z jego stalowymi nogawicami.

Sielankę przerwało wtargnięcie małej, ale bardzo zgrabniutkiej kobiety, po szatach można było poznać, kapłanki. Gdy tylko zobaczyła, co odprawia się w tym niepozornym budynku, wyciągnęła krucyfiks.

- Na wszystkie świętości – nadzwyczajnie słodkim i niewinnym głosem krzyknęła – jak śmiecie tak grzeszyć? Jak śmiecie takie zbereźności czynić?

- Jeszcze nie zaczęliśmy nawet... – Spokojnie odparł Don’t Kichot uradowany, iż zajmujące się nim dziewczyny uporały się z napierśnikiem i poczęły głaskać jego tors. – Chcesz się przyłączyć?

- Bluźniercy! Jak możecie kapłankę do zbereźności namawiać! Smażyć się w piekle będziecie!

Wszyscy obecni klienci, pracownice i obsługa wyraźnie zmieszali się. Nie chcieli mieć na głowie klątwy kapłanki; trzeba było się szybko z tego wymigać. Właściciel zakładu już miał się odezwać lecz, na jego nieszczęście, ubiegł go Marian na chwilę zaprzestając gry.

- Maleń stwo, nie jesteś kapłanką tylko akolitką – bywały w sferach bard bezbłędnie rozpoznał. – Swoją drogą, jesteś tak słodziutka, że nie możesz się zmarnować w zakonie, pozwól do nas...

- Jak... Jak... Jak śmiesz! – Niemalże rozpaczając krzyknęła. Słodko zacisnęła rączki w pięści i poczęła tupać. Niechcąco potrąciła w tym ataku bezsilnej złości jeden ze świeczników.


-2-

 

- Jezu, pali się! – Wrzasnął ktoś z tłumu. Przewrócona przez akolitkę świeca wpadła do zbiornika z wazeliną, substancją często używaną w tym zakładzie. Sam świecznik uderzył w pojemnik i go rozbił; płomienie szybko rozprzestrzeniły się na zasłony, dywany i porozrzucane tu i ówdzie części garderoby.

Ogień błyskawicznie zajął meble, niewielka liczba klientów i cała obsługa uciekała przez drzwi i okna. Jednym z ostatnich, który wybiegł był Don’t Kichot – rycerz musiał w palącym budynku założyć zbroję.

- Oł fak, miecz! – Powiedział i pacnął się dłonią w czoło. Zapomniał atrybutu swej rycerskości.

Nie zważając na płomienie, wbiegł do budynku, przedarł się przez zasłonę ognia i po chwili wyszedł niosąc na rękach zgrabną blondynkę. Ucieszony postawił ją na ziemi przed budynkiem, ludzie zaczęli klaskać; uratowana chciała uścisnąć swego wybawcę.

- Oł fak, miecz! – Rycerz ponownie pacnął się w głowę, gdy uświadomił sobie, że uratował nie to, co trzeba. Zdecydowanym krokiem ponownie wbiegł w płomienie by po chwili wybiegnąć z okopconym kawałkiem stali, który po oczyszczeniu na pewno będzie przypominał miecz.

- Wielkie dzięki za ratunek, cny rycerzu... – Nieco niepewnie, zapewne zorientowana w sytuacji, powiedziała uratowana pracownica zakładu.

- Co? A, ty. Nie ma problemu, to mój, jako rycerza, obowiązek – odparł Don’t Kichot.

- Czyli jednak ratowałeś mnie? – Znów zapytała robiąc słodką minę.

- Tak, przy okazji ratowania miecza.

- Hmm... kawał buraka z ciebie, wiesz?

Spojrzał na wybawioną i jej nieco naburmuszoną minę.

- Spoko młoda, ratowałem też ciebie – odparł z uśmiechem. – Co prawda przy okazji, ale to zawsze coś – dodał nieco ciszej.

- Taak? – Nieco śmielej powiedziała, widocznie wyszła już z szoku. – To może się zabawimy przy okazji?

- Hmm... W sumie dobra propozycja, ale chyba nie mamy już za wiele czasu; widzę mojego kumpla–biskupa idącego w naszą stronę.

- Pokirało cię? Z duchownymi się zadajesz? Mało ci niewinnych podpalaczek? – Wykrzyczała Don’towi prosto do ucha wskazując palcem na młodą akolitkę wygrzebującą się właśnie spod zwęglonej belki.

- Ten jest spoko, zapoznam cię.

Gdy Pajda zbliżył się, rycerz z dziewczyną podeszli do niego; w międzyczasie El Mariani i Raugar Potężny zajęli się dotrzymywaniem towarzystwa pozostałym paniom uratowanym z palącego się budynku.

- Siema Pajduś, fajna rozpierducha, nie? – Zagaił Don’t.

- He he... Rzeczywiście nieźle się hajcuje – odparł biskup.

- A właśnie, miałem ci kogoś przedstawić – powiedział wskazując na stojącą obok niego nie do koń ca kompletnie ubraną dziewczynę. – To jest... eee... jak masz na imię złotko?

- Princessa – odparła milutka blondynka.

- Zaje... eee... znaczy tak fajna, że tylko schrupać – odruchowo rzekł El Mariani, który właśnie podszedł do rozmawiających.

- Miło mi cię poznać pani – powiedział biskup troszeczkę się czerwieniąc. Zwłaszcza, że wiedział jaką czynność bard określa mianem „chrupania”. Domyślił się też, że Princessę można chrupać zawodowo.

- Coś niemrawy – odparła dziewczyna lubieżnie odsłaniając kolano.

- Ale spoko gość, zaopatrzenie potrafi załatwić – rycerz puścił oczko dziewczynie. Ta uśmiechnęła się i bardziej do niego przysunęła nieco poufale przytulając się do naramiennika.

- Słuchaj chrupeczko – znów zaczął bard – nie chciała byś nam dotrzymywać towarzystwa w podróżach? Bo wiesz... Szlajamy się po świecie, a coś ostatnio mało fajnych dziewczyn – El Mariani delikatnie zasugerował.

- Hmm... tak, to może być podniecające – odrzekła Princessa chwytając barda za udo. Ten się tylko lubieżnie uśmiechnął i pod nosem dodał coś o chrupaniu.

- Wielmożny ojcze! – Niewiadomo skąd dobiegł wszystkich rozmówców głos.

Popatrzyli na jego źródło. Była to młoda akolitka wygrzebująca właśnie resztki spalonych kawałków drewna z jej ślicznych kasztanowych włosów. Jej szata była nieco zabrudzona i pomięta, lecz dodawało to tylko uroku młodej adeptce jedynej prawdziwej religii królestwa.

- Wielmożny ojcze! – Ponowiła zawołanie. – Widziałeś, dzięki opatrzności boskiej spalił się ten przybytek rozpusty! Chwała wszystkim świętym! – Zaaferowana krzyczala swym niewinnym głosem.

- Pokirało cię, młoda? – Odparł Raugar Potężny, który właśnie podszedł do grupki bohaterów i zapoznał się z nową członkinią drużyny.

- Proszę nie odzywać się tak do przyszłej kapłanki, zbereźny starcze! – Rzekła wydymając policzki i tupiąc nóżką dla dodania powagi sytuacji.

- Spokojnie dziecko, spokojnie... – Wtrącił się bard El Mariani. – Już w bur... eee... znaczy w budynku, który spłonął, mówiłem ci, że nie możesz się zmarnować. Pójdź z nami, a nauczymy cię tego i owego...

- Ależ ojcze, oni proponują mi nie wiadomo co! – Oburzyła się akolitka.

- Nie bój żaby droga kapłanko... – chciał ją uspokoić barbarzyń ca, ale Pajda przed dalszymi słowami powstrzymał go gestem tłustego palucha.

- Nie lękaj się tych ludzi, mimo iż dziwni, prawi i czyści są. – Stosując ton, jakiego zwykle używa na kazaniach mających na celu wyłudzić żywność, biskup odezwał się.

- Ale... Oni byli w środki i... – Niepewnie podjęła dyskusję młoda akolitka rączkami próbując wygładzić pomiętą szatę.

- Zwiedzali tylko – powiedział Pajda najbardziej przekonywująco jak mógł. – Jak masz na imię dziecko?

- Carvona – Odpowiedziała nieśmiało.

- Głupio trochę, nazywać cię będziemy Słodziutka – wtrącił Don’t Kichot.

- Cicho buraku – zganił go biskup. – Zaraz ją przekabacę na naszą stronę, ale nie przeszkadzaj – dodał szeptem, aby kandydatka na kapłankę nie usłyszała.

- Masz śliczne imię, ale takie trochę nie na czasie – kontynuował Pajda – i dlatego będziemy cię nazywać Carie. W każdym razie pójdź z nami, a nauczymy cię wszystkiego, czego potrzeba w życiu.

- Do... dobrze – odparła Carvona niepewnie, wciąż zmieszana.
 

-3-

 

Akolitka uspokoiła się po chwili i zaczęła przyglądać ludziom, w których towarzystwie miała spędzać odtąd czas. Dziwny, niesamowicie gruby, biskup Pajda wydawał się całkiem miły choć, niestety, wydawał się nie respektować wszystkich świętych dogmatów wiary, na przykład ubóstwa i darmowej posługi kapłań skiej. No ale był biskupem, więc na pewno był prawy i dobry.

Przejmująco przystojny, ale wyjątkowo nieprzyzwoicie zachowujący się bard El Mariani wydał jej się całkiem miłą osobą, gdy tylko chwilę posłuchała jego muzyki. Ohydnie zestarzały i zaniedbany barbarzyń ca Raugar Potężny był straszliwym lubieżnikiem, ale wzbudzał mimowolny szacunek. Rycerz Don’t Kichot znany był z swego nieodgadnionego charakteru, ale gdy tylko przyzwyczaiła się do jego zachowań , wydał się całkiem ciekawym człowiekiem.

Nie podobała się jej natomiast dziwka Princessa. W duchu od razu przeżegnała i usprawiedliwiła się, że nazwanie ją dziwką wcale nie jest obrazą, gdyż rzeczywiście pracowała na tej posadzie. No ale nie mogła nic na to poradzić, lubieżna dziewczyna była w drużynie i będzie musiała z nią podróżować.

- Hej, kogo ja widzę! – Krzyknęła niespodziewanie nadchodząca od strony targowiska Łejwa. – Zgarnęliście sobie dwie nowe laski?

- Tia... – Odrzekł do przyjaciółki ubranej w nowy lateksowy strój i czarny, skórzany płaszcz El Mariani. – Ale wydaje mi się, że miałaś kupić sobie suknię, a nie lateks i skórę.

- Oj tam, nie czepiaj się szczegółów. Odjechane, nie? – Zabójczyni okręciła się w miejscu prezentując nowe ciuchy. Wszyscy przytaknęli. – Patrzcie jeszcze na to – Łejwa po chwili pokazała język, a raczej nowy kolczyk, który tam właśnie zamocowała.

- Super! – Powiedział zafascynowany Don’t Kichot. Carie nie pochwalała takich ozdób, podobnie jak lateksu i skóry używanych jako ubrania, toteż nie obdarzyła zabójczyni łaskawym spojrzeniem. Gdyby wiedziała, jaki zawód Łejwa uprawia, od razu by ją znienawidziła.

- A właśnie... – wtrącił Pajda – to jest Princessa, a to Carie. – Biskup przedstawił dwie nowe towarzyszki. Po chwili podszedł bliżej odzianej w lateks przyjaciółki i szeptem wyjaśnił, że będzie z nimi trochę pracy, szczególnie z prawdziwie wierzącą akolitką.

Łejwie nieco nie spodobała się prostytutka cały czas lepiąca się do któregoś z męskich przedstawicieli drużyny. Też by chciała trochę czułości. Miała jednak perfidny pomysł – biskup wszak mówił, że z Carie potrzeba trochę pracy, już ona jej pokaże...

- Dobrze, mamy coś tu jeszcze do roboty? – Zapytał barbarzyń ca.

- W zasadzie nie, możemy już iść – odpowiedział Don’t.

- A, Pajda – zapytał bard – byłeś u papieża?

- Tia, byłem. Ale nie tak od razu można dostać audiencję; póki co powiedziałem arcybiskupom bazyliki, że pokonaliśmy Zbyszka z Posrań ca i chcielibyśmy rozmawiać z Rupertem XIII.

- A co oni na to? – Chciała wiedzieć Łejwa. Carie łaskawiej spojrzała na zabójczynię gdy usłyszała, że ta interesuje się głową kościoła.

- Powiedzieli, żeby przyjść jutro między 13:00 a 15:30, później boss nie przyjmuje – odparł biskup.

- To wpadniemy tam jutro, póki co idziemy przespać się do karczmy – zadecydował rycerz, obecny przywódca drużyny, akcentując słowo „przespać się”.

Wynajęli trzy pokoje – jeden dla Pajdy, głównie ze względu że i tak nikt więcej by się nie zmieścił; jeden dla El Marianiego, Don’t Kichota, Raugara Potężnego i Princessy, którzy dodatkowo zamówili na kolację kanapki; i jeden dla Łejwy i Carie. Zabójczyni nalegała na taki podział.

Pokój biskupa był w środku, pomiędzy resztą drużyny. I jako jedyny nie mógł on spać ani odpoczywać tej nocy; z jednej strony słyszał tylko, jak jego przyjaciele bawili się w jakieś zabawy matematyczne; dawno nie miał z tą nauką styczności i nie pamiętał co znaczy czworokąt na początek i trójkąt, jak Raugar się zmęczy. Z drugiej natomiast najpierw słyszał ciche rozmowy dwóch kobiet, później nieśmiałe wymówki Carie; niestety nie dosłyszał próśb, które czyniła Łejwa. Nieco później z obydwu stron zaczęły dochodzić dziwne odgłosy i stuki, przeważały cichutkie jęki Carie.


-4-

 

Rano wszyscy wesoło wyszli z pokojów, jedynie młoda akolitka była bardzo zarumieniona. Ku zdziwieniu wszystkich, nie czyniła żadnych uwag drużynie, iż ta nie wykonała porannej modlitwy. Co więcej, jeśli wierzyć Łejwie, sama rano się nie modliła.

- Carie, coś ty taka dzisiaj dziwna? – Zapytał się Don’t Kichot, gdy tylko ją rano ujrzał.

- Don’t, sprawdź, czy twoja zbroja się nie pobrudziła – odpowiedziała mu zabójczyni przytulając ciągle czerwoną dziewczynę. – Poczyniłyśmy pierwsze kroki w naszym planie.

Rycerz nie pytał więcej, domyślił się, co ubrana w lateks przyjaciółka robiła z przyszłą kapłanką w nocy. Plan polegał na złamaniu wszystkich ślubów, które złożyła Carie – pierwszy był ślubem czystości.

Gdy tylko zeszli do głównej części lokalu, karczmarz już miał przygotowany stół i zamówione śniadanie, tj. kilka kilogramów kiełbasy dla Pajdy i wino dla wszystkich.

- Ale mi nie wolno pić alkoholu, ja ślubow... – zaczęła niepewnie akolitka, ale Łejwa uciszyła ją gestem.

- Kochaniutka, pamiętaj co ci mówiłam w nocy – zabójczyni spojrzała na nią ciepło, a potem schowała rękę pod stół. Chwilę później Carie stała się jeszcze bardziej czerwona, ale uśmiechnęła się lekko.

- Drugi poszedł – szepnęła jedyna ubrana w lateks kobieta w karczmie do Don’t Kichota, który siedział po przeciwnej stronie stołu. Rycerz uśmiechnął się, podobnie jak Princessa, Raugar Potężny i El Mariani. Biskup Pajda był zbyt zajęty jedzeniem kiełbasy, żeby w ogóle zwrócić uwagę na rozmowę. Zaczęli degustować szlachetny trunek stojący przed nimi.

- Zdrastwuj tawarisze! – Wesołemu okrzykowi towarzyszyło łupnięcie drzwi o ścianę. Do karczmy wszedł młody i jędrny kapłan z bazyliki św. Ruperta. – Czy są tutaj biskup Pajda i jego towarzysze? – Zapytał.

- Jo, czego? – Grzecznie i kulturalnie odparł barbarzyń ca.

- Papież Rupert XIII was przyjmie, proszę za mną – odparł młodzieniec i kazał drużynie iść za sobą.

Droga była krótka, toteż nie trzeba było brać koni ze stajni. Nie spodobało się do Don’t Kichotowi, gdyż chciał żeby Sharki utłukł chociaż jedną osobę tego pięknego dnia.

Gdy tylko doszli do wrót bazyliki, zatrzymał ich strażnik. Poprosił o okazanie odpowiednich dokumentów, jak to miał w zwyczaju i obowiązku. Gdy towarzyszący drużynie kapłan chciał przedstawić petentów, El Mariani odruchowo wcisnął pilnującemu bramy kopertę wypchaną „nieznaną zawartością”. Zostali oczywiście przepuszczeni.

[cdn]

 

Autor: Zieziór

 

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky