PIASKI

 


Powoli, powolutku usiadła i otworzyła oczy. Ujrzała dwie płaszczyzny - w oddali horyzontu ciemne niebo łączyło się ze srebrzystością piasku. Powietrze było ciche, chłodne i nieruchome.
Spojrzała na swoje dłonie, materiał odzienia, kosmyki włosów. Wszystko zdawało się rozmyte, rozpuszczone w świetle... eteryczne i nierealne. Obok niej leżała zniszczona laleczka w białym ubranku, której jakieś okrutne dziecko urwało obie nogi - z kikutów wystawały kłębki waty. Podniosła ją, a wstając, wsunęła w kieszonkę sukienki.
Z zakurzonej przeszłości wykrzyczała kilka imion, które, niewiadomo dlaczego, akurat przyszły jej na myśl... ale jej głos ginął w pustce tego miejsca. Nie wiedząc za bardzo, co robić, podniosła się i poszła przed siebie, wypatrując jakiejś podpowiedzi, co do powodu jej bytności w dziwnym świecie.
Tak idąc, potknęła się o coś, co wystawało z piasku. Przedmiotem tym okazała się rzeźba ludzkiej ręki, wykonana w matowym, gładkim białym kamieniu.
Opadła na kolana i zaczęła odkopywać znalezisko. Powoli, spod sypkich ziarenek wyłaniało się przedramię, potem bark, szyja i twarz... Z zaskakującą łatwością udało jej się wydobyć spod piasku połowę posągu. Przedstawiał skrzydlatego mężczyznę, trzymającego w dłoni pióro... Zdmuchnęła mu delikatnie pył z twarzy. Rysy miał szlachetne, poważne, choć pełne łagodności. Włosy były proste, sięgające ramion, a długie rzęsy rzucały cień na policzki... Wydawał się jej zaskakująco znajomy, choć z całą pewnością nigdy wcześniej go nie widziała. Z lekkim wahaniem, jakby obawiając się świętokradztwa, dotknęła pióra, które posąg z trzymał z takim pietyzmem. W tym momencie dłoń otwarła się i duża, szara lotka została jej w ręce. Posąg na sekundę nabrał kolorów - białe włosy stały się granatowe, cera śniada, a gdy otworzył oczy, okazało się, że są niebieskie jak otchłań morza albo nocne niebo. Anioł podniósł się lekko na łokciach, cmoknął ją w usta i puścił do zaskoczonej dziewczyny perskie oko.
W tej samej sekundzie znów stał się posągiem i zapadł bez śladu w sypki, srebrny piach.
Oszołomiona, usiadła i obejrzała dokładnie pióro. Przymknęła powieki, chcąc porozkoszować się delikatnym dotykiem, lecz gdy tylko przestała na nie patrzeć, wydało się jej dziwnie ciężkie i zimne. Otworzyła oczy i znów czuła to, co wcześniej - wyjątkową miękkość trzymanej w palcach lotki. Zamknęła oczy raz jeszcze, lecz tym razem spróbowała wyczuć, co właściwie trzymała w dłoniach. Był to kawałek powyginanego metalu, wielkością zbliżony do szarego pióra. Przesuwała palcami po gładkiej, chłodnej powierzchni, dotykając zdobień i usilnie próbując skojarzyć, czym właściwie była ta intrygująca rzecz. W końcu nadeszło olśnienie:
Klucz!
Trzymała w dłoni klucz. Teraz pozostawało znaleźć drzwi, które otwierał.
Poszła dalej, zaciskając mocno dłoń na podarowanym jej przedmiocie. Powoli na horyzoncie zamajaczył kształt ciemniejszy nawet od mrocznego nieba. Gdy podeszła dostatecznie blisko, ujrzała drzwi... masywne, z litego, czarnego prawie drewna, stojące sobie ot, tak, pośrodku piaskowej pustyni. Śmiejąc się radośnie z rozwiązanej zagadki, zaczęła szukać dziurki od klucza. Obeszła odrzwia z prawej, z lewej strony... Obejrzała je dokładnie z przodu i z tyłu i... nic nie znalazła. Zirytowana pchnęła je raz i drugi, ale nic to nie dało. Rozgoryczona, wsunęła klucz do kieszonki sukienki i rozpłakała się. Ogarnął ją strach, że nie uda jej się wydostać z tego zimnego i dziwnego miejsca - na wieki będzie błąkać się po srebrnej pustyni ,pod niebem bez gwiazd. Sama. Łzy tulą do snu szybko, choć rzadko bezboleśnie...
Śniła dziwny sen, pełen barw lata... sen o sadzawce i życzliwych twarzach... sen o drzewach i ich cieniu.
Przebudziła się. Więc to o to chodziło...
Stanęła twarzą do bramy i sięgnęła do kieszeni sukienki po klucz. Jej ręka napotkała coś miękkiego... Podniosła szmacianą laleczkę do oczu i przyjrzała się uważnie pozostałościom jasnych wełnianych kosmyków. Ucałowała ją i schowała za z powrotem.
Wyjęła klucz i, wsadziwszy go w dziurkę, która niespodziewanie pojawiła się w czarnych odrzwiach, przekręciła. Wiatr, który się poderwał, zagłuszył jej głębokie westchnienie.


Całkiem blisko tamtego miejsca, w białej sali szpitalnej ciszę przerwało wycie elektrokardiografu i płacz rodziny, gdy pewna mała dziewczynka przekroczyła granicę między życiem i śmiercią, zostawiając za sobą swoje kalectwo i setki nie zapisanych stron.




Autor: Danai

e-mail: sumeragisubaru@o2.pl

 

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky