POCZEKALNIA

 
 

 


- To gdzieśmy teraz wylądowali?
- To MNIE pytasz?
- Mówiłem, żeby nie bawić się nim na ślepo...
- A bo ty się tak znasz jak... NIE GRYŹ TEGO!!! Zabierzcie mu to!
- No nie, znowu się nagrzewa... Uwaga!

 

 

Odległe wymiary stały się już dawno celem częstych wycieczek, wypraw wojennych, ekspedycji badawczych czy nawet przeprowadzek. Ale co zrobić, gdy przeskakuje się między sferami... bo tak? Jest gdzieś tam w przestrzeni grupa osób, które nie do końca czerpią przyjemność z międzywymiarowych podróży, a to z jednego prostego powodu - ile można?
 

Jest ich czworo: czarodziej Vivalzart, w stosunku do którego słowo "ekscentryczny" wydaje się trochę zbyt łagodne; Fynyanne, niedoszła gwiazda niebiańskiej muzyki popularnej; Sughna, szpieg nad szpiegami, a zarazem wielki pechowiec (od niedawna); a na końcu - zawsze się go wymienia na końcu - Guor, braxat(*) - schizofrenik, którego jedynym zajęciem oprócz jedzenia i spania jest bicie, ew. w wolnej chwili - myślenie. Wszyscy poznali się i, chcąc - nie chcąc, związali ze sobą z powodu jednego przedmiotu. Do końca życia będą przeklinać dzień, w którym po raz pierwszy odpalił...
 

Kamień Lol.




 

 

Przyczyna wszelkich nieszczęść i kłopotów drużyny. Kamień Lol to jedyny w swoim rodzaju klucz, który jest w stanie otworzyć przejście do każdego znanego wymiaru - to znakomicie. Jest także w stanie otwierać portale do wymiarów mniej znanych - a to już gorzej. Jednak najgorsze jest to, że Kamień odpala niezależnie od woli właściciela i zawsze w najmniej sprzyjających momentach - ile to już razy używający go śmiałkowie zmuszeni byli bronić się przed agresywnymi mieszkańcami kolejnego ze światów, ileż razy zalazły im za skórę międzyplanarne przerażające monstra, ileż razy przeżywali tygodnie, w których każdego dnia budzili się pod innym niebem albo i bez nieba w ogóle?...

Mimo niewinnego wyglądu kawałka granitu, Kamień Lol zdaje się być niesamowicie złośliwą i przebiegłą żyjącą istotą, która kiedy chce, opuszcza swojego dotychczasowego właściciela (najczęściej jednak zostaje przy jednym użytkowniku dozgonnie, bo przecież zbytnią ulgę przyniosłoby takiemu uwolnienie od wiecznych męczarni niezapowiedzianych skoków - no, chyba że zostawi się go np. w środku gniazda magmowych pożeraczy), by znaleźć sobie nową żywą marionetkę. Tak też było z naszymi bohaterami, którzy w różnych momentach swoich żywotów, lecz w tej samej chwili bezwzględnej wieczności, zostali ściągnięci przez feralny łupek, by od tej pory nie zaznać spokoju domowego zacisza, skazani na wieczną tułaczkę po wszystkich niezliczonych światach. Jako byt z natury nieobliczalny, Kamień równie często ratował podróżników z przeróżnych tarapatów, jak i ich w nie pakował, ale ani razu nie dał im odetchnąć dłużej niż parę godzin.
 

Pierwszą (czyli najwcześniej zwerbowaną) osobą z obecnego składu drużyny, którą z nijak nie pasujących do siebie części skomponował Kamień, jest...
 


Vivalzart.

 



 

 

Mag pierwszego sortu, z obowiązkową siwą brodą, jaskrawym strojem (ozdobionym jeszcze pamiątkami z odwiedzonych wymiarów), imponującym kapeluszem z miękkim rondem oraz nieodłączną różdżką. Vivalzart zdaje się najlepiej znać niezwykłe cechy Kamienia Lol i często dzięki temu udaje mu się przewidzieć skok. Mimo cudownych magicznych właściwości Kamienia, mag już wielokrotnie próbował się go pozbyć z racji niewygód jakie stwarza, jednak za każdym razem jego wysiłki spełzały na niczym w konfrontacji z nieugiętą, potężną wolą feralnego Klucza.

Vivalzart lubi podejmować wyzwania, w których ma szanse udowodnić innym swoją nad nimi wyższość - rzucić parę wyglądających na skomplikowane i bardzo efektownych czarów albo popisać się posłuszeństwem i umiejętnościami swojego chowańca, oswojonego odkurzacza, Rolanda.

W obecności czarodzieja lepiej nie wspominać o wszelkiego rodzaju insektach - Vivalzart panicznie się ich boi (oczywiście, on sam uważa, że się nimi jedynie brzydzi), co Kamień, oczywiście, wykorzystał przy pierwszej nadarzającej się okazji i wysłał go do świata zamieszkałego przez kolosalne, myślące, a co najgorsze - szalenie uprzejme i irytująco nachalne żuki gnojarze. W obawie o reakcję owadów w przypadku odmowy, mag przez cały czas pobytu w tym wymiarze zmuszony był wypić około dziesięciu litrów herbaty ze zgniłych liści i skosztować przeróżnych lokalnych frykasów, takich jak rogaliki ze świeżym kompostem.

Jedną z przyjemniejszych dla Vivalzarta była wizyta w Arkadii, wymiarze zamieszkałym przez istoty niebiańskie. Wtedy, po raz pierwszy w swoim dosyć długim życiu, poznał on tak wzniosłe uczucie jak zakochanie. Obiektem tego zauroczenia była nieziemsko piękna śpiewaczka, z urodzenia aasimar(**). Czarodziej zapragnął jej jak niczego do tej pory (oprócz uwolnienia się od klątwy Kamienia Lol), a Kamień, o dziwo, spełnił to pragnienie.
 

W ten sposób, kolejny skok drużyna odbyła już w składzie dwuosobowym, do maga i jego chowańca dołączyła bowiem...


Fynyanne.
 


 


 

Z początku Vivalzart był wniebowzięty, ale wystarczyła minuta, by już miał dość nowej towarzyszki. Nie dość bowiem, że okazała się tzw. zimną rybą, to jeszcze jej niebiańskie pochodzenie okazało się przeszkodą nie do pokonania i nie do wytrzymania. Fynyanne, jako aasimar, poczucie artyzmu ma odrobinę wyższe niż inne istoty, a do tego, jako że jest bardem, owo poczucie jest jeszcze bardziej wyśrubowane. Mówiąc, Fynyanne używa tak niesamowicie wyszukanych metafor i porównań, że często długą chwilę zajmuje reszcie drużyny zrozumienie, "co poeta miał na myśli", równie często zdarza się też, że nie rozumieją jej w ogóle. Jedyną szansą na odcyfrowanie znaczenia wywodu pieśniarki jest wtedy włączenie się rozumnej wersji osobowości Guora, jednak zdarza się to na tyle rzadko, że praktycznie jest już wtedy za późno, bo grupa ląduje w innym wymiarze.

Może nie da się zrozumieć Fynyanne, ale za to można by się w nią wpatrywać bez końca, co może być czasem niebezpieczne, o czym przekonał się już kilkakrotnie Vivalzart. Doskonale proporcjonalna, smukła twarz o szlachetnych rysach i lekko wystających kościach policzkowych, oczy koloru najczystszego szafiru, w których można by utopić okręt, różanoczerwone, drobne acz zmysłowe usta i złote, opadające na ramiona i sięgające aż po idealną talię włosy, lśniące w słońcu jak bursztyn. A gdy się rusza, ... przepraszam, ale to ma być kulturalne pismo, reszty trzeba się więc będzie domyślić :)
 

Tak niezwykły przedmiot jak Kamień Lol z założenia przyciąga uwagę różnych typów spod ciemnej gwiazdy (lub czegoś podobnego), więc nie trzeba było długo czekać aby na horyzoncie zdarzeń pojawił się ktoś taki jak...


Sughna.

 


 


 

Groźny typ. Został wynajęty przez bliżej nieokreślonego pracodawcę w celu odebrania Kamienia Lol Vivalzartowi i jego towarzyszce. Jako zmiennokształtny, w fachu skrytobójcy nie ma sobie równych i do tej pory z każdej misji wracał z powodzeniem... no właśnie, do tej pory. Wskutek złośliwości Kamienia, nie tylko go nie odebrał, ale do tego został siłą niezłomnej woli wcielony do drużyny. Nie musiało minąć wiele czasu, by zaaklimatyzował się w nowym towarzystwie i po raz pierwszy w karierze zrezygnował z powierzonego zlecenia. Jest tylko jeden szkopuł - gdy Kamień pokrzyżował jego plany, Sughna nieopatrznie nazwał się "wielkim pechowcem". Nie mógł się spodziewać, że przewrotny Klucz spełni to "życzenie" - i od tamtej pory nieszczęścia chodzą za zmiennokształtnym bezustannie. Mimo to, jego nadzwyczajny dar wymowy i wrodzona zdolność do czytania w umysłach żywych istot oraz dowolnej zmiany wyglądu sprawiają, że z roli drużynowego szpiega, handlarza i negocjatora wywiązuje się medalowo.

Sughna, jako zmiennokształtny, nie posiada zewnętrznego wyglądu jako takiego - przyjmuje cechy osób, które miał okazję poznać, czy to osobiście, czy ze wspomnień ludzi, w których umysły "zaglądał". Najczęściej jednak przybiera postać niewysokiego, czarnowłosego mężczyzny w szarym płaszczu do kostek. Chodząc, niezmiennie zachowuje czujność i przezornie stara się nie oddalać od ścian (na wypadek otoczenia przez niewidzialnych napastników lub - równie groźnego - ptasiego zrzutu). Czasem opuszcza drużynę na godzinę lub dwie, by w ustronnym miejscu ustabilizować nadwerężony częstymi przemianami organizm - lepiej mu wtedy nie przeszkadzać, głównie dla własnego dobra.
 

Porządnej drużynie, jak powszechnie wiadomo, zawsze dobrze służy mocny mięśniak, którego rolą jest ni mniej, ni więcej tylko solidny wygrzew. Ale Kamień nie był by Kamieniem, gdyby i w tym elemencie nie dodał jakiejś skazy. Szukał długo, we wszystkich rzeczywistościach jednocześnie, aż w końcu znalazł - a wtedy wystarczył tylko jeden skok i nasi podróżnicy poznali kolejnego towarzysza, którym okazał się...


Guor.

 


 


 

Guor, jak już było to wspomniane, jest braxatem - przebiegłą, silną i wytrzymałą bestią... chociaż z przebiegłością - i myśleniem w ogóle - ma pewien problem. Otóż jego osobowość wskutek tragicznych przeżyć doznała podziału na dwie części - pierwsza z nich, aktywna przez 95% czasu, to brutalny barbarzyńca, który jednak nie jest nawet do końca świadomy swojego istnienia, a co dopiero mówić o myśleniu w jego wykonaniu (całe szczęście, że jego instynkt walki nie wyłącza się razem z mózgiem). Druga natomiast - to wrażliwy na piękno i cierpienie bliźnich romantyk i pacyfista (widzieliście kiedyś braxata wąchającego na łące stokrotki?), a przy tym potężny analityczny umysł. Niestety, ta część osobowości Guora jest aktywna tylko w bardzo rzadkich przypadkach i najczęściej drużyna zdana jest jedynie na jego mięśnie, chociaż te są przynajmniej niezawodne i zawsze się do czegoś przydadzą. Z drugiej strony, nikt długo by nie wytrzymał w obecności kogoś, kto nie potrafi wymówić swojego imienia albo próbuje podrapać się po grzbiecie wymachując szablą na lewo i prawo.

Guor, jak na braxata przystało, jest wielki, tęgi i okryty brunatną sierścią z akcentami czerni bliżej pleców. Jego szeroką głowę zdobi para okazałych rogów, których ich właściciel bardzo sprawnie używa w walce - o ile nie zapomni, że je ma.


 

W takim oto składzie, drużyna przeskakuje między niezliczonymi światami, rzucana w odmęty chaosu przez nikczemny Kamień Lol. Kto wie, może któregoś razu zostaną uwolnieni spod jego jarzma i zostawieni w spokoju... ale czy na pewno nie będzie im tego brakować?



Wpadliśmy, pomyślał Sughna.
O nie, tylko nie kolejne owady!, pomyślał Vivalzart.
Na me usta ciśnie się pieśń rozpaczy, pomyślała Fynyanne.
..., pomyślał Guor.

 

Można by przysiąc, że słyszało się pochodzący od Kamienia Lol złowieszczy śmiech.
 

 

 

 

Autor: Muchołapka

Rysunki: j/w ^_-

email: bftrdaos@tenbit.pl

 


_____________________________
* Braxat - wielki, rogaty, włochaty i umięśniony, a przy tym nawet trochę inteligentny (a przynajmniej nominalnie) stwór, zamieszkujący puszcze lub wzgórza.
** Aasimar - lub "pomniejszy anioł", stworzenie niebiańskie.