ŻYCIE SAURONA

 
 

 

 Słońce wschodziło od strony Mordoru, oświetlając czarne, połyskliwe szaty dziewięciu dzielnych jeźdźców... Galopowali oni romantycznie przez stepy Rohanu, ich peleryny powiewały na silnym wietrze, a w uszach szumiała im trawa równin rohańskich.... Nagle Czarnoksiężnik z Angmaru, jadący niby kaczka przewodząca kluczem lecących za nią kaczek, gwałtownie zatrzymał swego rumaka, powodując zderzenie wszystkich Nazguli i w skutku - utworzenie sterty koni i Upiorów Pierścienia na rohańskiej trawie.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzasnął Khamul otrzepujący się z ziemi i pyłków kwiatów.
- Coś słyszałem.... - odpowiedział tajemniczym głosem, oglądając się powoli dookoła.
- Wiesz, ja też sporo słyszę, ale to chyba nie powód, żeby narażać nas na paćkanie się w trawie!!! - odparł drugi w kolejności Upiór, a reszta zdawała się go popierać, jęcząc przeraźliwie z bólu.
- Ale to inne konie!! Cały oddział koni! Poczekajcie chwilę - Czarnoksiężnik nachylił się nad ziemią, nasłuchując - 35 koni!
- To niemożliwe! Ja słyszę 33! - powiedział pewnie siebie Khamul, znów otrzepując się z ziemi i pyłków kwiatowych po zakończeniu czynności nasłuchujących.
- Nie sprzeczaj się! 35!
- 33!
- Załóż się!! - Czarnoksiężnik powiedział głosem obrażonej 8-latki.
- Dobrze! Zakładam się o twoją porcje dzisiejszego obiadku!!
- A ja o twoją! Hahaha!
- Chłopcy! Ponad 30 koni! Toż to armia! Zginiemy!!!!!! - jeden z Nazguli piszczał, bynajmniej nie posępnie.
- Przyjaciele, nie dajmy się panice! Ustawmy się w szyku bojowym!!! - Zarządził Czarnoksiężnik dosiadając konia, robiąc z nim potrójne salto i wskakując przed swoich towarzyszy, którzy po swoich potrójnych saltach ustawili się w kształcie litery V.
- A jak będą bardzo uzbrojeni? Przecież nie poradzimy sobie!! - począł krzyczeć tchórzliwy Nazgul z końca szyku bojowego.
- Eeee... To stoimy nieruchomo i udajemy pomnik przyrody! - krzyknął Czarnoksiężnik, a Upiory go poparły piszcząc przerażająco. - Tylko nie piszcie tak głośno...

Po 10 min tętent kopyt dudnił coraz mocniej w uszach przerażonych Nazguli... Wiatr wiał im w oczy, które już potrafiły rozróżnić z dala sylwetki jeźdźców na koniach. Z każdą chwilą oddział był bliżej pagórka, na którym dumnie stało dziewięciu Czarnych Jeźdźców. Gdy Rohirrimowie wreszcie dotarli, ich przywódca odezwał się:
- A co to ma być, na Helma?! Czy któryś z was widział to już wcześniej? - zwrócił się do swoich wojowników.
- Spójrz, tam jest kamienna tabliczka z jakimś napisem! - zauważył jeden z jeźdźców, po czym zbliżył się do kopyt jednego z rumaków, przy których ustawiono napis.
- I co tam przeczytałeś? - spytał przywódca.
- "To tylko zwykły i bezwartościowy pomnik przyrody. Odjedź jak najprędzej i nie zawracaj sobie głowy dziewięcioma figurkami. Do widzenia!" - przeczytał, a jeźdźcy poczęli się uważniej przyglądać nieruchomym Nazgulom.
- A czym jest pomnik przyrody? - przywódca spytał, jakby sam siebie. - Hmm, a co tam! Nawet ładnie to tu wygląda! Wracajmy do zamku, albowiem zgłodniałem! - zarządził, a inni jeźdźcy zawrócili swe konie.

Lecz nagle usłyszeli cichy pisk... Był to jeden z Nazguli, ucieszony z powodzenia swego podstępu z użyciem kamiennej tabliczki. Pisk w końcu zamienił się w delikatny, kobiecy śmiech. Jeźdźcy Rohanu natychmiast zawrócili i okrążyli pomnik przyrody.
- Toż to brzmi jak niewiasta! - wrzasnął przywódca.
- Eee... Hihihi... Tak, panie... Jesteśmy białogłowy z...... eeee... Lorien? - Czarnoksiężnik przemówił wysokim głosem, wykorzystując skojarzenie Rohirrima.
- Ach! Czcigodne elfki z kraju Pani Galadrieli! - Przywódca zsiadł z rumaka i zdjął hełm. Oczom Nazguli ukazał się młody mężczyzna z długimi, jasnymi lokami, lekko przybrudzonymi
krwią, potem i ziemią. - Jestem Eomer z Rohanu! Krewny króla Theodena i przywódca tego wspaniałego oddziału! - przedstawił się i pokłonił nisko.
- Och! A ja jestem.... eee... Eneraida.... Maradavitzanka z Loth Lorien, a to są moje służki, pokłońcie się, dziewczyny! - Czarnoksiężnik krzyknął do skołowanych i jeszcze niezorientowanych w sytuacji Nazguli, które jednak kulturalnie się pokłoniły.
- Pani! To dla nas ogromny zaszczyt! Rzadko kiedy mamy okazję spotkać na ziemiach rohańskich tak wspaniałych gości! Pani, czy zrobiłabyś nam tą przyjemność i ukazała swe lica, chowające się pod czarną szatą?? - spytał Eomer z nadzieją.
- Och nie!! - wrzasnął Czarnoksiężnik - Nie możemy, bo.....
- Bo odbywamy podróż duchową, jaśnie panie - dokończył Khamul - nie możemy pokazywać swych twarzy żadnemu mężczyźnie przez 2 miesiące. Zostały nam jeszcze 2 tygodnie. Właśnie wracamy z podróży do naszego rodzinnego lasu...
- Och, pierwszy raz słyszę o takim zwyczaju wśród elfów... Bardzo ciekawe.... To może zaszczycą swą obecnością króla Theodena? Proszę udać się z nami na zamek!
- Ależ nie możemy.. Bardzo byśmy chciały przyjąć to wspaniałe zaproszenie, jednakże obowiązki wzywają. Poza tym przed królem Rohanu chciałybyśmy się pokazać w lepszych szatach i odkrytymi twarzami. Także wybacz nam, drogi Eomerze, ale nie możemy skorzystać z twojej propozycji... - powiedział Czarnoksiężnik, dumny w głębi serca ze swojej świetnej gry aktorskiej.
- To wielka szkoda dla nas wszystkich... Pani, wasze rumaki są naprawdę piękne! Żaden Rohirrim by się ich nie powstydził. Z czyjej to stadniny pochodzą? - spytał Eomer, poklepując posępnego zwierzaka po pysku.
- Ze stadniny? Eee, no.. pochodzą ze stadniny Keleborna - odparł pospiesznie.
- To wspaniałe zwierzęta. My, którzy wielbią konie, jesteśmy zachwyceni!
- Hehe, fajnie... To znaczy, panie, bardzo nam schlebiają twe słowa. Hihihi - Czarnoksiężnik zalotnie zakrył delikatną rączką w rękawicy z ćwiekami usta.
- Przepraszam, o dzielny Eomerze, ile macie koni w tymże oddziale? - wtrącił ni stąd, ni zowąd, Khamul.
- 154 konie, a na każdym uzbrojony po zęby wojownik, a co? - zapytał młodzieniec z szerokim uśmiechem na ustach.
- ...nic.... - dreszcz strachu przeleciał po plecach Upiorów Pierścienia.
- Skąd Rohan ma na to fundusze?! - spytał z przerażeniem Czarnoksiężnik.
- No cóż, w całym Śródziemiu sprzedajemy szczotki do włosów z włosia końskiego... Pani, sama wiesz, jak elfom zależy na doskonałej fryzurze. 75% produkcji wykupują elfy z Mrocznej Puszczy... Dzięki temu nasze królestwo już niedługo będzie największą potęgą ekonomiczną Śródziemia! - powiedział dumnie Eomer, a inni jeźdźcy dumnie klaskali, ocierając łzy wzruszenia.
- A no tak, o czymś takim nie pomyśleliśmy.... - zamyślił się pierwszy Nazgul.
- Nie pomyślałyście chyba, prawda drogie panie? - spytał podejrzliwie przywódca oddziału.
- Ach, tak, oczywiście! Nie pomyślałyśmy! Wybacz, panie, odbywam kuracje hormonalną, czasem się mylę... - odparł błyskotliwie.
- Aha..... Eee... To musi być niezwykłe przeżycie.. - Eomer drapał się po głowie zakłopotany.
- Drogi Eomerze, czy mógłbyś nam powiedzieć, jak najszybciej trafić do krainy Shire? - spytał z radością w głosie Czarnoksiężnik.
- Przecież zdążacie do Lorien, to w przeciwna stronę!
- No tak, ale jak już powrócimy do lasu, to zamierzamy odbyć kolejną podróż duchową do Shire - Czarnoksiężnik dalej wciskał kit.
- Aha, rozumiem, moja droga.. - uśmiechnął się zalotnie do czarnego jeźdźca. - Tak więc najlepiej będzie jak przeprawicie się przez Isenę, przejeżdżając obok Isengardu.
- Och, hihi, toż to siedziba Sarumana! - zakrzyknął radośnie, a pozostałe Nazgule ucieszyły się niezmiernie.
- Tak, Biały Czarodziej mieszka w Orthanku, pięknej wieży. Odwiedźcie, go jeśli będziecie mogły, to wielki mędrzec!
- No bez przesady z tym mędrcem, ale nie martw się, na pewno go odwiedzimy! Eomerze, musimy ruszać w drogę! Czas już na nas. Wiedz, ze to było dla nas niezapomniane spotkanie. Będziemy wspominać twoją dobroć i rady. A tymczasem żegnaj! - odparł Czarnoksiężnik dramatycznie.
- Pani, ranisz me serce, albowiem zauroczyłaś mnie, a teraz mnie opuszczasz! Nie wiem jak zniosę swe marne życie bez twojego towarzystwa! Obiecaj mi, ze jeszcze przybędziesz do Rohanu i zobaczymy się ponownie! - Eomer krzyknął z rozrzewnieniem.
- Bądź tego pewien, mój wojowniku. Jeszcze tu przybędziemy! Hihihi - powiedział Czarnoksiężnik i Nazgule ruszyły, dalej przemierzając rohańskie stepy na swych czarnych rumakach jak klucz kaczek i ciesząc się, że udało im się uniknąć potyczki.
- Ach, wyglądają tak dostojnie... - Eomer rozmarzył się, a po chwili spojrzał na ziemię, na której stały konie przybyszów - Na Helma!! Co to za plugawe robale?! Toż to hańba dla Rohanu! Miłujące piękno elfki odwiedziły naszą ziemię, a z niej wylęga się obleśne robactwo! To pewnie wina tych orków! Panowie, jeźdźmy na zamek! Nie mogę już na to patrzeć!

I oddział Eomera w sile 154 koni ruszył w stronę zamku Theodena...

 

 

 

 

 

Autor: Nekko

email: nekko@interia.pl