Liga Niezwykłych Gentlemanów

 

Każdy mężczyzna zapewne doskonale pamięta czasy swojego dzieciństwa. Czasy, kiedy wszystko było możliwe, kiedy fantazja wręcz namacalnie przeplatała się z rzeczywistością. Ja dodatkowo miałem to szczęście, że mój dziadek potrafił doskonale opowiadać wszelkie historie. Nasłuchałem się wtedy niesamowitych opowieści, które chłonąłem niczym gąbka. W ten sposób moje młode serce wypełniły losy pierwszych białych odkrywców Afryki, historia kapitana Nemo i jego niezwykłego statku, Nautiliusa, opowieści o ludziach niewidzialnych albo nieśmiertelnych. Z czasem jednak, w miarę, jak dorastałem, ulatywało to ze mnie, choć pasja do fantazjowania pozostała. Kiedy jednak usłyszałem o Lidze Niezwykłych Gentlemanów, wszystko stanęło mi przed oczami jak żywe.

 

Dlaczego? Wystarczy posłuchać - jest rok 1899, schyłek XIX wieku i epoki przemysłowej. Niezwykle dynamiczny i widowiskowy początek wprowadza nas w historię, której głównym bohaterem jest tajemniczy mężczyzna skrywający twarz za metalową maską, określający się jako Fantom. On i jego ludzie, dokonując zuchwałych napadów to w Wielkiej Brytanii, to w Niemczech, próbują skłócić mocarstwa przeciw sobie. Następnym celem ataku Fantoma ma być Wenecja, a ściślej mówiąc głowy państw zebrane na międzynarodowej konferencji. Rząd Jej Królewskiej Mości, zaniepokojony sytuacją, w najwyższej tajemnicy powołuje do życia tytułową Ligę Niezwykłych Gentlemanów, którzy mają powstrzymać szaleńca. Na jej czele staje Brytyjczyk, Alan Quatermain (Sean Connery), legendarny odkrywca kopalni króla Salomona. Szybko dołączają do niego kapitan Nemo, dysponujący swoim niesamowitym okrętem podwodnym, Rodney Skinner - niewidzialny człowiek, Mina Harker (doskonale w tej roli Peta Wilson, znana szerzej z serialowej Nikity) - wampirzyca, ofiara Drakuli, członek amerykańskiego wywiadu, agent Sawyer (Shane West) oraz Dorian Gray (Stuart Townsend) - nieśmiertelny. Nieco później udaje im się skłonić do współpracy doktora Henry'ego Jekylla, alias Mr. Hyde'a. Czyż nie brzmi to zachęcająco?

 

Brzmi, niestety, bardzo zachęcająco. "Niestety" jednak, ponieważ film jest co najwyżej przeciętny. Owszem, początkowo jest wcale interesująco, a doskonałe efekty specjalne dodatkowo rozbudzają zainteresowanie, ale szybko okazuje się, że mamy do czynienia z filmem prymitywnym. Oczywiście nie oczekiwałem, że historia, w której głównymi postaciami będą najbardziej niezwykłe osobistości z pogranicza fantazji okaże się czymś szczególnie wyrafinowanym, ale Ligą... po prostu się rozczarowałem. Rozczarowałem, ponieważ poza efektami specjalnymi ten film nie ma do zaoferowania nic, co wymaga choć odrobiny pomyślunku u twórców, zaś słowo "intryga" ma chyba zbyt skomplikowane znaczenie dla autora scenariusza, który wcześniej, a i to tylko w chwilach szczególnego geniuszu, popełnił może jedną czy dwie książki dla dzieci.

 

Jestem za ostry? Nie, nie sądzę. Rozmaite, mniej lub bardziej głupie błędy i niedociągnięcia po prostu rażą, a infantylizm i prostota jest zauważalna nawet dla wielbicieli czysto rozrywkowego kina. Są bowiem granice między tym, co fantastyczne, a tym, co sprawia, że film ogląda się jako absolutnie nierealny. Bycie fanem fantastyki to godzenie się na pewne nagięcie realiów, niejako otwarcie umysłu na inną, znacznie bogatszą rzeczywistość. Liga... jednak okazała się "zbyt fantastyczna". Zaprawdę, ciekawy byłem, dlaczegóż twórcy filmu uparli się na to, by członkiem zespołu był człowiek nieśmiertelny, skoro w zasadzie wszyscy tacy są? Agent Sawyer leci odkrytym kabrioletem (będącym celem dla rakiety) z wielką prędkością na ścianę, po czym w pełni sił wyczołguje się spod niego, by w oka mgnieniu uciec z budynku, w który uderza pocisk (choćby spier..., aż by się za nim kurzyło, eksplozja była tak potężna, że i tak zmiotło pół dzielnicy). Oczywiście nie zapomniano o jakże groźnych i poważnych obrażeniach - draśnięcie na skroni. Z kolei kapitan Nemo to drugi Rambo - okręt to ma on może nieziemski, ale człowiek z niego przecież zwyczajny. Mimo to niestraszne mu ciosy kreatury, przy której zielony, maksymalnie wnerwiony Hulk to rozkoszny bobas, i pełen ofiarności przyjmuje je na brodatą gębę, by przekonać się, jak to jest lecieć 12 metrów i rozbić się o betonową kolumnę. Następnie otrzepując się wstaje i nawołuje towarzysza, że trzeba się wycofać. W obliczu takich przegięć fakt, że na końcu filmu ktoś z zespołu umiera od przypadkowego ciosu nożem przyjąłem z radosnym, a jednocześnie zrezygnowanym brechtem.

 

Nie są to bynajmniej jedyne przykłady jawnego debilizmu filmu. Liga wykonuje zadania bez składu i ładu (niech mi ktoś wyjaśni, po jakiego diabła wysadzali ten budynek w centrum Wenecji???), byle wypełnić film w miarę regularnymi, malowniczymi rozpierduchami. Z każdą minutą jest co raz gorzej, a po akcji, kiedy Mr Hyde przesuwa jakąś "cudowną dźwignię" w tonącym po wybuchu trzech bomb Nautiliusie i nagle statek niemal pionowo wypływa spod wody, widz dysponujący odrobiną intelektu traci już zupełnie nadzieję. Historia jest prosta jak drut, natomiast próby jej komplikowania przywodzą na myśl niezręczne tłumaczenia naszych polityków przyłapanych na przekręcie. Jeśli ktoś jest czuły na akcję, wówczas film ratuje widowiskowość i naprawdę dobre, sprawnie zrealizowane efekty, ale nawet od filmu nastawionego typowo na zadymę oczekuje się chociaż pewnej logiki scenariusza. A w obliczu tak fatalnego, jak w Lidze..., nawet osoba jak zawsze świetnego Seana Connery'ego i naprawdę dobrej pani Wilson nie pomagą.

 

Obejrzeć więc, czy nie obejrzeć? Szczerze mówiąc nawet gdybym przed obejrzeniem filmu przeczytał swoją własną, dzisiejszą recenzję, i tak chciałbym go zobaczyć. Jego magia polega bowiem na ciekawym w założeniach pomyśle, wabiącym nazwisku Connery'ego i żerowaniu na fantazjach, które wielu z nas zostawiło już dawno temu gdzieś na drodze zwanej dorastaniem. O wszystkim trzeba też mieć własne zdanie, a ta recenzja jest zdaniem wyłącznie moim i twoje, czytelniku, może być inne. Tego też gorąco ci życzę, bo po co masz później żałować pieniędzy wydanych na kino...

 

Liga Niezwykłych Gentlemanów uzyskuje 2 gwiazdki na pięć możliwych.

 

 

 

Autor: Equinoxe

email: equinoxe@vgry.net