KAPRYS LOSU (ROZDZIAŁ 3 CZ.3)

 

   Przeszukanie jeszcze raz całego pomieszczenia zajęło im niecałą godzinę i mimo, że oboje starali się być dokładni, nie znaleźli niczego, co pomogło by im w dalszych poszukiwaniach. Ściany były mocne i nawet opukiwanie ich nie przyniosło żadnych rezultatów. Nie było nigdzie żadnej dźwnigni, czy przycisku, którzy uruchamiałby mechanizm otwierający tajemne przejście. W porozrzucanych rzeczach znalezionych w różnych miejscach nic nie przykuło ich uwagi, ani nie naprowadziło na trop artefaktu. W końcu zrezygnowani przystanęli przy granitowym podeście.
   - Nic? - stwierdził raczej, niż zapytał kowal.
   - Zaczynam wątpić w to wszystko - westchnęła łuczniczka.
   - Tak szybko? - uśmiechnął się Mefis. - Przecież dopiero co zaczęliśmy szukać. To by było zbyt proste, gdyby wszystko się skończyło w tej wieży. Torden wiedział co robi wysyłając nas tutaj. Nie trudził by się na darmo, mieszając w to wszystko mnie. Coś tu jest. Czuję to, ale nie wiem co.
   - Może przez ten smród? - mruknęła Deala.
   Mefis spojrzał na łuczniczkę w skupieniu.
   - Może jednak coś znajdziemy - powiedział po chwili namysłu.
   - Jak to?
   - Jeszcze nie odgadłaś? Przecież sama przed chwilą stwierdziłaś, że coś tu śmierdzi. Jak dotąd nie znaleźliśmy niczego co mogło by wydzielać taki zapach. A niewątpliwie tak śmierdzi jedzenie albo...
   - ...trupy - dokończyła Deala. - Tylko gdzie one są.
   - I właśnie tego musimy się dowiedzieć. Grunt, że jednak coś tu jest. Problem tylko, gdzie to jest.
   - A jeśli tu są magiczne drzwi? W końcu światła są magiczne. A ta ciemność, która też była jakaś dziwna?
   - No to mielibyśmy pecha. Czy na pewno wszystko przeszukaliśmy dokładnie?
   - Jedyną rzeczą niezbadaną jest ten kawał granitu, ale nie ma tu niczego co mogłoby nam pomoć.
   - Rzeczywiście - mruknął Mefis, oglądając dokładnie podstawę.
   - I co teraz?
   - Jak to co? - uśmiechnął się kowal. - Teraz zejdziemy na dół. Dam głowę, że tam coś znajdziemy.
   - Oby to była prawda - westchnęła Deala i ruszyła w stronę schodów.

    Tylko dzięki wrodzonemu refleksowi i odrobinie szczęścia łuczniczka uniknęła długiego ostrza noża, który zmierzał w jej stronę, gdy tylko pojawiła się na dolnym piętrze. Błyskawicznie zeskoczyła z kilku ostatnich stopni, założyła w locie strzałę i jeszcze zanim jej stopy dotknęły ziemi posłała ją w kierunku skąd nadleciał nóż. Ta jednak zadźwięczała o kamienną ścianę. Deala nie przejęła się tym jednak i od razu przygotowała się do kolejnego strzału. Nie mogła jednak wypatrzeć przeciwnika. Nie słyszała też żadnych dźwięków, które mogłyby jej pomóc.
    - Dobry jest - zaklęła w duchu.
    Ostrożnie zrobiła krok do przodu nasłuchując uważnie. Nic się jednak nie wydarzyło. Kolejny krok zamiast natchnąć ją opymizmem, przeciwnie, spowodował, że zaczęła się naprawdę bać.
    Nagle zrobiła minimalny unik, ułamek sekundy przed tym, jak zakrzwiony miecz spadł na miejsce w którym była jej głowa. Zdążył jednak zahaczyć ją minimalnie i ściąć kosmyk włosów. Nie udało mu się opaść powonie, gdyż w tej samej chwili jego właściciel jęknął i osunął się na ziemię charcząc i rzężąc.
    Obok pojawił się Mefis.
    - Dzięki - wykrztusiła Deala.
    - Miecz mi się ześlizgnął z dłoni - wzruszył ramionami kowal. - Gdybym go uderzył jak zamierzałem, nic by mu się nie stało. A tak.. miał chłopak pecha.
    - Kto to?
    - Nie wiem - odparł Mefis, pomagając łuczniczce wstać. - Ale z pewnością nikt tutejszy. Chociaż nie bardzo rozumiem dlaczego mnie tak zlekceważył. Musiał wiedzieć, że jest nas dwoje.
    - A jeśli nie?
    - Wtedy to już nic nie rozumiem - wzruszył ramionami kowal.
    - Pozwolcie panie, zatem, że was oświecę - odezwał się nagle głos z wejściowego korytarza.
    Deala błyskawicznie skierowała strzałę w tamtą stronę, ale Mefis tylko wytężył wzrok.
   - Pokaż się - powiedział z lekkim rozbawieniem, a łuczniczka zdziwiona obróciła głowę w jego stronę.
    Zrazu usłyszeli tylko cichu, lecz pewny krok, który przypominał śmiałą, skradającą się postać. Za nim, w idealnym czasie zsynchronizowanym na efekt, pojawiło się rondo kapelusza i długi, ciemnozielony płaszcz. Z jednego z rękawów wystawał nóż ze śladami świeżej krwi. W tej samej chwili, zza postaci, wyłoniła się głowa wilczura z lekko odsłoniętymi kłami. Przybysz zatrzymał się, a nasunięty kapelusz i przyciemnione światło doskonale maskowało jego tożsamość. Deala nabrała powietrza w płuca, ale w tej samej chwili, nieznajomy spokojnie wyrzucił z siebie słowa, tonem, który brzmiał niemal jak usprawiedliwienie.
    - Tak właściwie to on wyczuł tych dwóch - wskazał na węszącego wokół psa.
    - Ty jesteś... - zaczął Mefis.
    - Jason - powiedział przybysz i skłonił się dwornie, zamiatając posadzkę kapeluszem.
    - Byłeś w... - podjął na nowo kowal.
    - Gospodzie - usmiechnął się niewinnie Jason, zakładając kapelusz, który tym razem nie zasłonił jego twarzy - i przyznaję - dodał, widząc, że Mefis zamierza zacząć kolejny wątek. - że do moich uszu dotarło co nieco informacji, przypadkowo, ale nie na darmo, jak dało się właśnie zauważyć.
    - Tak, ale... - tym razem Deala postanowiła wtrącić swoje trzy grosze.
    - Moje powody nie są może te same, co wasze, przyznaję - uśmiechnął się Jason. - Nie zmienia to faktu, że mogę się chyba przydać i że wszyscy możemy wynieść z tej wyprawy jakieś korzyści. Czyż nie tak?
    - Owszem, lecz... - podjął kowal.
    - Wiem, wiem - przerwał mu znowu Jason. - Tajemniczość wyprawy, sekrety, legendy. Czegoż ja miałbym tu szukać? Nie obawiajcie się. Nie interesuje mnie władza nad światem, ani tajemne moce, ani nic takiego. Chciałem po prostu zaoferować wam swoje usługi. To wszystko.
    - I tyle? - tym razem Mefisowi udało się sformułować całe zdanie.
    - Oczywiście - głos Jasona przypominał opadający puch.
   Mefis popatrzył na niego przez chwilę, jakby się zastanawiał.
   - Przecież jesteś... hmm... nie masz najlepszych kontaktów z prawem - powiedział w końcu.
   - Aaa, o to chodzi - machnął ręką złodziej. - Nie martwcie się. Wam nic nie grodzi, tak samo jak waszej misji. Zresztą to ja najwięcej ryzykuję, bo nawet nie wiem, czy nie ryzykuję na darmo.
   Deala parsknęła, a mefis usmiechnął się kpiąco, ale Jason jakby się tym nie przejął.
   - Każde z was na końcu tej podróży ma nadzieję znaleźć spełnienie innego celu, nieprawdaż? Zarówno ty, mocarny kowalu, jak i ty, piękna łuczniczko. Taki cel mam i ja.
   - Skąd pewność, że chcemy byś nam towarzyszył? - zapytał kowal.
   Jason uśmiechnął się bezczelnie.
   - Ktoś musi opiekować się psem, który was ochrania.

 

 

 

Autor: Ruichi

email: ruichi@vgry.net