Żywiołaki

 

Zastanawiało cię kiedyś, dlaczego to właśnie tobie wiatr zdmuchnie czapkę z głowy, podczas gdy inni przejdą spokojnie? Dziwiło, co jest takiego fascynującego w samotnym, chybotliwym płomieniu świecy, że można się weń wpatrywać całą noc? Ciekawiło cię choć raz, czemu wściekły deszcz bije o szyby twojego samochodu, gdy wyjeżdżasz z domu, a tymczasem ktoś mieszkający kilometr dalej oznajmia ci, że u niego nie padało? Czemu cała grupa ludzi może przejść spokojnie przez ścieżkę w lesie, podczas gdy ty idąc z najwyższą uwagą i tak nie unikniesz potknięcia? Nie? A powinno. Bo to nie są przypadki...

 

Natura żyje własnym życiem. Przyroda istniała setki milionów lat przed naszym pojawieniem się, wydając na świat niezliczone ilości gatunków roślin i zwierząt. My jesteśmy tylko jednym z nich. Zaledwie od kilkunastu tysięcy lat tworzymy zorganizowane społeczności, z trudem radzimy sobie sami ze sobą. Mimo tego bezczelnie uzurpujemy sobie prawo do władania wszystkim, co istnieje, choć do stworzenia świata nie przyłożyliśmy nawet ręki. Co raz zachłanniej wyrywamy naturze jej tereny. Ona jednak wie, jak się bronić. Dysponuje siłami, których nie potrafimy ogarnąć umysłem. To, że są dla nas niepojęte, nie znaczy, że nie istnieją.

 

Żywiołaki, bo o nich mowa, frapowały już starożytnych. Ludzie nie mieli wtedy pojęcia o atomowej strukturze świata. Najpopularniejsza wówczas teoria głosiła, że świat składa się z cząsteczek czterech podstawowych żywiołów - powietrza, wody, ognia i ziemi. Wraz z tym twierdzeniem szybko narodziły się mity o istotach, które były z nimi związane. Oczywiście nie nazywano ich w tamtych czasach żywiołakami. Najczęściej były to mniejsze lub większe bóstwa, które odpowiedzialne były za dany żywioł, miały nad nim władzę. Tak było chociażby z greckim Posejdonem (czy jego rzymskim odpowiednikiem - Neptunem), który wraz z małżonką Amfitrytą władał morzami, tak było z Zeusem, który władał niebem ciskając zeń gromy (my, Słowianie, mieliśmy swojego Peruna), tak też było z Demeter (bogini urodzaju i plonowania to przecież, w gruncie rzeczy, przedstawicielka ziemi). W późniejszym czasie we wierzeniach ludzkich pojawiały się rozmaite, na ogół nadprzyrodzone istoty opiekuńcze, które sprawowały pieczę nad konkretnymi lasami, jeziorami, łąkami itd. W ten sposób narodziły się dziesiątki stworzeń, od nordyckiego trolla i greckiej nimfy, przez słowiańską rusałkę, ruskiego leszego (powtarzając za A. Sapkowskim, "w Polsce (...) znany jest jako borowy, borowik lub boruta, także jako dziad leśny albo leśne licho"), szkockiego kelpie, a na celtyckim elfie i także ruskiej kikmorze kończąc. Niektóre z tych istot stanowią wyraźny przykład bóstw opiekuńczych, które czasem dawały się na różne sposoby przebłagać (choćby nimfy czy rusałki). Inne zaś stanowiły personifikację ludzkich lęków przed potęgą przyrody (trolle, zrodzeni z kamienia "synowie ziemi", straszliwa kikmora - wiedźma żyjąca na bagnach). Ludzie bowiem bali się sił, które drzemią w naturze, a swoim lękom, jak to często bywa, starali się nadać materialny wymiar. Wiele setek lat później autorzy fantasy również wykorzystali ten strach, tworząc wizje walczących o przyrodę elfów czy będących ucieleśnieniem sił natury centaurów (poniekąd również zaczerpniętych z mitologii). Jednym z najwspanialszych przykładów takich istot jest tolkienowski ent - potężny pasterz drzew, opiekun i obrońca lasu.

 

Wszelako żywiołaki w postaci, o jakiej mówimy obecnie w fantastyce, to nie bóstwa opiekuńcze mniej lub bardziej przypominające człowieka. Przyjęty w środowiskach fantasy stereotyp żywiołaka to niewyraźny, humanoidalny kształt złożony z któregoś z czterech żywiołów. W przypadku żywiołaka powietrza sprawa bywa trudniejsza, bowiem tego na ogół w ogóle nie widać, a jeśli tak, to jest to tylko bardzo nieostry kontur. Ich wielkość jest różna, waha się od wzrostu bliskiego człowiekowi do prawdziwie monstrualnych rozmiarów, sięgających kilkunastu metrów wysokości. Żywiołak ma też najczęściej zdolność dzielenia się, a więc zmieniania się z jednej, wielkiej istoty w kilka mniejszych. Żywiołak może zresztą przybierać dowolną formę, właściwą żywiołowi, z którego się wywodzi, a co za tym idzie, pozostać praktycznie nierozpoznawalnym.

 

W RPG żywiołaki pozostają elementem cokolwiek niewykorzystanym. Większość MG obawia się wcielać je do swoich scenariuszy, rzucając je przeciwko graczom co najwyżej epizodycznie, w postaci obrońców jakiegoś maga-elementalisty. A szkoda, gdyż w żywiołakach drzemie spory potencjał, którym warto się zainteresować. Przy ich udziale można się przecież pokusić o naprawdę niezłą sesję grozy. Żywiołak jest bowiem bestią o tyle wdzięczną, iż można ją wykorzystywać nie tylko w realiach fantasy, ale także w systemach współczesnych, a nawet przyszłościowych. Moim zdaniem jest przeciwnikiem idealnym na klimatyczną sesję w Zew Cthulhu, a w czasach współczesnych żywiołak daje większe pole do popisu. O ile skutecznie zamydlisz im oczy, gracze myślący dzisiejszymi kategoriami raczej nieprędko wpadną na koncept żywiołaka, z reguły będą najpierw szukali innych, racjonalnych wyjaśnień, a to dlatego, iż istota takowa będzie im się wydawała dość nierealna, nawet jak na grę, będą ją szufladkowali tylko do fantasy.

 

Żywiołak to prawdziwa potęga. Między bajki należy włożyć wszelkie historie o "walkach z żywiołakiem", albowiem czegoś takiego jak stricte walka nie może mieć miejsca - jego nie można zranić! Jest to po prostu niemożliwe. Jak bowiem zranić istotę, która składa się z wody albo z powietrza? Ponadto żywiołaki mają zdumiewającą zdolność regeneracji swojej formy i czerpania siły z otoczenia. Żywiołak złożony z cieczy przyciąga do siebie wszelkie jej cząsteczki (z tego konceptu skorzystali twórcy cyborga T1000 powstałego z płynnych metali w Terminatorze II), żywiołak ziemi, o ile znajduje się bezpośrednio na ziemi, "pobiera" ją dla swoich potrzeb, żywiołak ognia niejako "przejmuje" na siebie szalejący dookoła niego pożar. Z istotami tymi można jedynie walczyć sprytem i próbując na nie działać innym żywiołem. I tak żywiołaki ziemi muszą mieć stałą więź ze swoim "budulcem", czyli, krótko mówiąc, nie mogą wchodzić do budynków; żywiołaki wody są wrażliwe na bardzo niskie temperatury i silne podmuchy wiatru, które "rozpraszają" ich strukturę; na wiatr czułe są też żywiołaki ognia. Najtrudniejsza przeprawa jest z żywiołakiem powietrza, z tym bowiem najtrudniej cokolwiek zrobić. W zasadzie jedyne, co jest możliwe w jego przypadku to zamknięcie go w dużym, szczelnym pomieszczeniu (ale mało prawdopodobne jest, by człowiek był w stanie umknąć przed nim z takiego wnętrza; również mało prawdopodobne wydaje mi się, by wnętrze owo było na tyle szczelne i mocne, by żywiołak się zeń nie wydostał stosunkowo szybko). Wietrzną istotę można jednak... spalić. Tak, tak. Ogień bowiem, paląc się, zużywa ogromne ilości tlenu. W ten sposób żywiołak zostaje poważnie osłabiony i musi umknąć. Aby jednak tego dokonać również trzeba go wcześniej gdzieś zamknąć co, jak już pisałem, nie jest proste. No i pozostaje problem, jak bardzo wściekły będzie przepędzony żywiołak, gdy już wróci...

 

Większość graczy traktuje żywiołaka jak zwykłego wroga, a to błąd. Przede wszystkim musisz silnie uświadomić graczom, iż to, co stanęło im na drodze, to nie coś, z czym pójdzie im gładko. Żywiołak jest strażnikiem przyrody, jest kwintesencją jej potęgi, materializującą się tylko wtedy, kiedy jest to absolutnie konieczne. To nie jest zwyczajny przeciwnik. To jest gniew natury i tak też powinni go postrzegać gracze. Dlatego przed jakimkolwiek zetknięciem ich z żywiołakiem najpierw zadbaj dobrze o powody, dla których się on pojawił. Niech gracze czują, że człowiek zakłóca co raz bardziej równowagę naturalną, że gniew natury w danej okolicy nie objawił się ot tak. Dobrze byłoby też, gdyby dany rodzaj żywiołaka powiązany był z miejscem wystąpienia. We wgryzających się co raz głębiej w ziemię kopalniach może zjawić się żywiołak ziemi, miasto zbudowane między innymi na niegdysiejszej, świętej polanie zechce zniszczyć żywiołak ognia (wyobrażasz sobie ile paniki w kamienno-drewnianym mieście wzbudzą wieści o tajemniczej, pojawiającej się znikąd, płonącej postaci, podpalającej wszystko, czego się dotknie?), położony w pobliżu wielkiego jeziora, gdzieś w sercu lasu obóz drwali może nawiedzić żywiołak wody. Z wykorzystaniem żywiołaka powietrza są największe problemy - jego proponuję używać jako strażnika świątyń poświęconych naturze. Jest po prostu stosunkowo za trudny w prowadzeniu, ale jako obrońca świętych miejsc sprawdza się doskonale (np. dookoła świątyni powietrze jest nieruchome, żaden liść na drzewie nawet nie drgnie, a tymczasem po przekroczeniu progu budynku potężne podmuchy wiatru zwalają graczy z nóg, nie pozwalając wejść dalej). Inna sprawa, iż można też go przedstawiać jako wyjątkowo silną wichurę, szalejącą już od kilku dni w okolicy, niszczącą domy i raniącą bądź zabijającą ludzi.

 

Katastrofy, które zdarzają się czasem człowiekowi, wywołane są przez samą naturę, wadliwe urządzenia, błędy człowieka lub nieszczęśliwe wypadki. Gdyby jednak pokusić się o sesję, a może nawet całą kampanię, gdzie gracze do czynienia mieliby z żywiołakami, wówczas gniew natury mógłby być bardziej widoczny. Zaskakujące trzęsienia ziemi w miejscach, w których ich jeszcze nigdy nie było, do tego niszczące jakby konkretne budynki (co zdarza się naprawdę - niejednokrotnie z trzech stojących obok siebie konstrukcji dwie skrajne pozostaną bez szwanku, zaś środkowa zostaje kompletnie zniszczona mimo, że wszystkie trzy były zbudowane podobnie i na tym samym podłożu - dlaczego by nie przypisać tego żywiołakom?); co raz częstsze pożary nowoczesnych biurowców, których przyczyny są irracjonalne, nie do ustalenia; powodzie, potężne ulewy, szalejące wiatry obalające drzewa... Wszystkiego tego mogą dokonać ogarnięte furią żywiołaki. Proponuję jednak znacznie mniejszą skalę (ratowanie całego świata nie jest wbrew pozorom takie proste, a gracze często o wiele lepiej się bawią, gdy muszą się martwić tylko o mały region i, najlepiej, samych siebie).

 

Wyżej pisałem o sesjach grozy. Istotnie, z żywiołakami można się pokusić o takową. Człowiek najbardziej boi się tego, czego w zasadzie nie widzi, co musi sobie tylko wyobrazić. Dlatego też nie przeciwstawiaj graczom żywiołaka twarzą w twarz. O wiele bardziej będą się bać, jeśli zrozumieją, że ten przeciwnik wcale nie zamierza walczyć z nimi otwarcie, ale będzie wykorzystywał swoje panowanie nad materią. Potrafi przecież dowolnie kształtować, przemieszczać i wykorzystywać żywioł, z którego powstał. To zaś daje mu niesamowitą wręcz przewagę, a tobie, Mistrzu, pozwala na stworzenie atmosfery niepewności, w jakiej postaci pojawi się jeszcze zagrożenie. Wyobraź sobie górników pod ziemią, którzy donoszą, że czują w podziemiach czyjąś obecność; opowiadają, jak ziemia przemieszcza się, tunele walą mimo umocnień, jak ściany korytarzy zmieniają kształty. Wyobraź sobie graczy penetrujących ciemne tunele. Ostatni z nich nieustannie czuje na sobie czyjeś spojrzenie, ma wrażenie, że kark owiewa mu czyjś oddech. Odwraca się, jednak nikogo nie widzi. Przez tunel niesie się krzyk. Ktoś zobaczył gdzieś na ścianie jasne, zmrużone groźnie oczy, które sekundę później znikły. W głębinach rośnie stężenie halucynogennego gazu, omamy to więc, czy jawa? Kilka minut później świadkowie nie wierzą własnym oczom: ze ściany w korytarzu wyciągają się jakby wielkie ręce i wciągają ich kolegę...

 

Wiele inspiracji do przeprowadzenia sesji z żywiołakiem można znaleźć w filmach. Jeśli chodzi o żywiołaka ognia to polecam Ognisty podmuch z Kurtem Russelem w roli głównej. Wprawdzie w filmie tym nie ma teoretycznie mowy o jakiejś nadnaturalnej istocie, ale za to sam ogień został ukazany jako obdarzony świadomością i swoistą inteligencją byt, a to obraz bardzo daleki od powszechnego wizerunku zwykłego pożaru. Ogień jest w tym filmie bohaterem, budzi respekt i podziw. Jeden z bohaterów mówi: "aby walczyć z ogniem nie wystarczy przeszkolenie. Ogień trzeba rozumieć i szanować". Ognisty podmuch wyróżnił się wg widzów, ale także wg członków Amerykańskiej Akademii Filmowej fenomenalnymi efektami dźwiękowymi, które dodatkowo podkreśliły charakter ognia jako czegoś niesamowitego, jako żyjącego, żarłocznego, ale rozumnego i niepojętego dla człowieka bytu. Syczał, zawodził, pomrukiwał, ryczał; groził, pomstował pokonywany, drzemał przyczajony, atakował z furią. Może to być dla ciebie wskazówka, jak przedstawić ogień w swoich sesjach, jak przekazać graczom, że to, z czym mają do czynienia, to nie zwykły pożar, lecz nienaturalne, upiorne w swojej potędze i żądzy zniszczenia zjawisko, które nie zdarza się często. Żywiołak ognia może być postacią bardzo ulotną, pojawiającą się tylko to tu, to tam. Niech jest tylko pretekstem do fali paranormalnych zdarzeń.

 

Z kolei inny scenariusz zrodził się w mojej głowie już kilka lat temu, kiedy po raz pierwszy obejrzałem Głębię Jamesa Camerona. Jest w tym filmie fenomenalna scena, w której gruby "wąż" powstały z morskiej wody wędruje przez stację głębinową, przyglądając się śpiącej załodze. Później ma miejsce sytuacja, jak "wąż" ten zmienia kształt swojej "głowy", formując ją w twarze podnieconych zjawiskiem ludzi. Jakby bawiąc się z nimi, naśladuje ich, gdy robią grymasy. W tym wspaniałym filmie podmorska cywilizacja panująca nad wodą jest przyjazna człowiekowi. Co jednak działoby się, gdyby w stacji gdzieś na dnie oceanu pojawił się taki sam byt, lecz byłby on wysłannikiem natury próbującej resztką sił bronić swojego ostatniego, dziewiczego terytorium? Początkowo wywołujący zaskoczenie, a następnie zainteresowanie ekipy, zachowujący się neutralnie, z czasem stawałby się co raz bardziej wrogi. Już widzę oczyma wyobraźni graczy w panice zamykających za sobą wodoszczelne wrota, oddzielające sektory stacji. Kiedy już oddychają z ulgą sądząc, że przynajmniej na jakiś czas bedą bezpieczni, gdzieś z głębi korytarza dochodzi do ich uszu powolne, przerażające swoją monotonią i konsekwencją kapanie. Oni wiedzą, że to nie zwyczajny przeciek. Wiedzą, że TO chce się do nich dostać...

 

Nasze otoczenie pełne jest sił, o których nie mamy najmniejszego pojęcia. Nasza wiedza jest jeszcze w wielu dziedzinach bardzo uboga. Przyroda to jeden wielki, pradawny organizm, o złożoności i tajemnicach niemożliwych do ogarnięcia. My, w swojej pysze, często próbujemy się mu przeciwstawić. Zapominamy, że naturze winni jesteśmy szacunek; zapominamy o pokorze wobec jej niesamowitej potęgi. Wszystko jednak na tym świecie ma swoje granice. Dlatego nie dziwmy się, gdy pewnego razu dotrze do nas, że podjęła ona z nami prawdziwą walkę...


 

Tekst powstał pod wpływem inspiracji opowiadaniem Witolda "Szamana" Siekierzyńskiego, Istota wiatru.

 

 

 

Autor: Equinoxe

email: equinoxe@vgry.net