"DZIECKO ROSEMARY"

Ir Lewin

 

 

Ekmh! Mówią że w sztuce pisania najtrudniejsze jest pierwsze zdanie. Ja już mam je za sobą :) i mogę przejść do zdań kolejnych. W mojej osiedlowej bibliotece najwięcej czasu spędzam przy półce opatrzonej jakże wiele mówiącym napisem "horror". Znajduje się tam plus-minus 50 pozycji. Większość z nich nie wywarła na mnie większego wrażenia. Były jednak wyjątki. Pewnego dnia bowiem sięgnąłem po legendę horroru. Po niepozorną książeczkę zagubioną gdzieś pomiędzy dziełami Kinga. Po "Dziecko Rosemary" Ira Lewina. I o ile Większość horrorów jakie czytałem wywoływały u mnie co najwyżej obrzydzenie lub lekki strach, Dziecko okazało się dziełem wyjątkowym. Pod każdym względem.

 

Od razu uprzedzam że podejdę do powieści na z góry określony sposób. Specjaliści twierdzą że "Dziecko..." może być odbierane jako horror (i tak ja je przyjmuję) albo jako opis zaburzeń psychicznych (tak przyjął je Roman Polański który powieść tą zekranizował). Recenzja ta zakłada obranie pierwszego punktu widzenia, w przypadku innego byłaby zupełnie inna...

Powieść jest niezwykle dobrze przemyślana. Kiedy czytałem ją raz jeszcze przygotowując się do napisania recenzji, ze zdumieniem odkrywałem że każdy, na początku z pozoru nieistotny szczegół miał znaczenie dla intrygi. Kiedy główna bohaterka będzie na skraju rozwiązania zagadki jaka ma miejsce w jej otoczeniu, sami możemy dojść do rozwiązania szybciej niż ona. Wystarczy skojarzyć fakty podsuwane nam przez autora. Z kolei na końcu książki, kiedy cała historia wydawać by się mogła nieprawdopodobna, wystarczy spojrzeć kilka rozdziałów do tyłu aby okazało się że WSZYSTKO miało sens. Jednym słowem majstersztyk.

 

Książka ta w żaden sposób (może poza okładką) nie pokazuje swojego charakteru przez bardzo długi czas. Praktycznie do ostatnich 30 stron. Ot po prostu poznajemy historię młodego małżeństwa które szuka mieszkania. Historia ani oryginalna ani ciekawa. Jednak z każdym rozdziałem, z każdą stroną w czytelniku narasta uczucie "coś jest nie tak". Z każdą minutą potęguje się schizofreniczny nastrój. Już bowiem na samym początku powieści okazuje się że nowy dom Rosemary i Guy'a nie jest domem normalnym. Ma historię... I to historię przerażającą. Dawni mieszkańcy to kanibale, sataniści, samobójcy. Czyżby to wszystko przypadek? Może...

 

W poprzednim akapicie ukazałem mniej wiecej 10% fabuły. I na tym koniec. "Dziecko..." Jest horrorem tak specyficznym, że każde dodatkowe zdanie zepsułoby czytelnikowi przyjemność lektury, i pozbawiłoby go esencji horroru - strachu... No właśnie. O ile początek wywoływał u mnie znudzenie, środek książki lekki strach, to ostatnie rozdziały... Pot wystąpił mi na czoło, ręce drżały z emocji a natarczywa myśl kazała rzucić książką przez pokój i nie czytać dalej. Ja jednak czytałem, a z każdą sekundą strach narastał. Aż do finału, który bynajmniej happy endem nie był.

 

Zachęcam i Ciebie, czytelniku do poczucia tego samego. Zapewniam że "Dziecko Rosemary" pozostanie na długo w Twojej pamięci.



Autor: Przemysław "Duch X" Pietrzkiewicz
email: xghost@op.pl