![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
GRANICE LUDZKICH MOŻLIWOŚCI
Człowiek zaczyna dbać o urodę gdy tylko odkryje, jaki wpływ ma ona na innych ludzi. Początki są skromne, bo póki jesteśmy młodzi w zasadzie natura załatwia połowę za nas: skóra jest przecież gładka i jędrna, pupa (u obu płci) i piersi (też u obu, ale w "nieco" jednak odmienny sposób) mają pożądany kształt, włosów nie trzeba farbować, wszystko gra. Raj. O malkontentach wiecznie doszukujących się wad w swoim wyglądzie i prawdziwych, nie pogodzonych z losem brzydalach nie mówię. Do pewnego momentu ten mechanizm nakręcany młodością jakoś działa. Gorzej, gdy pojawiają się pierwsze zmarszczki, tu i ówdzie błyskają siwe włosy, skóra wiotczeje, jakby spuszczono spod niej powietrze, a ogólna sylwetka flaczeje. Staje sobie wtedy taki delikwent czy delikwentka przed lustrem i zadaje sobie pytanie - co jest? Co to ma być? Czekaj, czekaj... coś jakby... starzenie się? Nie... to nie dla mnie... to niemożliwe...
Zdziwienie jest tym większe, że z mediów zewsząd wali w człowieka świat, w którym panuje kult młodości, świat zdominowany przez ludzi młodych, pięknych, świeżych i aktywnych. Prasa kierowana do gospodyń domowych, powiedzmy, dojrzałych, nie przedstawia kobiet po 30-tce czy 40-tce. Mimo tematyki wyraźnie nawiązującej do prowadzenia domu i ogólnie pojętego życia rodzinnego, w obecnych czasach właściwego właśnie powyższym grupom wiekowym, na okładkach i wszędzie w środku królują zdjęcia modelek góra dwudziestokilkuletnich. Marketing i psychologia. Ludzie chcą oglądać piękno, chcą oglądać młodość. Chcą czuć się młodo. A to już uruchamia ułudny mechanizm samonapędzający. Nie ma starzenia się, skoro nigdzie jej nie pokazują. Nie wypada być starym. Nie można być starym.
Pogoń człowieka za młodością trwa od tak dawna, że nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Już parę tysięcy lat temu paru ten czy ów niegłupi starożytny sprzedawał wywar z miodu, krwi byka, prącia jelenia i czego tam jeszcze twierdząc, że to środek na zachowanie młodości. Naiwni zawsze się znaleźli. Podobnie było w średniowieczu z tą tylko różnicą, że gdy pechowy nabywca orientował się, iż wywar nie działa, łatwiej było spłonąć nie tyle ze wstydu, co prędzej na stosie. Dopiero jednak w epoce skalpela i kremów-cudów podsuwanych przez cały pluton konsultantek tego czy innego giganta kosmetycznego sprawa nabrała rozmachu i wcale wyraźnych, zewnętrznych efektów. Zewnętrznych, bo, ostatecznie, zegara biologicznego przestawić się nie da. Przychodzi któryś tam dziesiąty rok życia i chlap. Koniec.
Dlaczego? Teorii jest wiele. Ta o zaprogramowanej genetycznie barierze mówi o tym, że człowiek żyje ile Pan Bóg dał i basta. 140 lat? Ne, pane, tak se ne da - jak mówią Czesi. Inna teoria głosi, że komórki, kopiując się w trakcie reprodukcji, przez lata robią to co raz gorzej, aż w końcu zupełnie wysiadają. To tak, jak z zapisem video - jak się zrobi kopię z oryginału to jest dobrze. Jak kopię z kopii - też dobrze, ale już nie tak doskonale; jak kopię z kopii kopii - oj, coś przebija; kopię z kopii kopii kopii... i tak dalej. W końcu któraś tam kopia jest już tak daleka od oryginału, że nie widać nic. Jeszcze następne twierdzenie dotyczące starzenia się zakłada, że człowiek, najprościej mówiąc, "utlenia" się, starzeje z każdym oddechem, także zależnie od już "utlenionej" diety (a więc np. smażone mięsko najbardziej wpływa na starzenie się, z czego wniosek płynie prosty - jeśli już nie wegetarianizm, to przynajmniej tatar). Najpewniej tajemnica starzenia się wiąże się po trochu z każdą z tych teorii. Naukowcy co jakiś czas odnoszą spektakularne sukcesy. Już parę lat temu mówiło się o grupie uczonych, którym udało się przedłużyć życie myszy doświadczalnych o 30 i więcej procent. W obliczu podobnych osiągnięć zastanowiło mnie ostatnio, co byłoby, gdyby podobna sztuczka udała się z człowiekiem? Obecnie w człowieku, na sztuczną protezę, można wymienić prawie wszystko, co także znacząco wpływa na naszą kondycję i możliwość przeżycia kilku lub kilkunastu lat więcej. Rodzi się pytanie, czy w sytuacji, gdy udało by się nie tylko zewnętrznie, ale i realnie zahamować starzenie się, gdyby odkryto sposób, by spowolnić ten proces i wydłużyć ludzkie życie do, powiedzmy, 150 lat, wówczas bylibyśmy na to gotowi?
W zasadzie ten czy ów może powiedzieć, że przecież co za problem. Może też pytać, o jaką gotowość mi chodzi. Dłuższe życie to po prostu dłuższe życie, i tyle. Otóż jednak sprawa nie jest taka prosta. Oczywistym aspektem długowieczności rodzaju ludzkiego jest przeludnienie Ziemi, dlatego o tym nawet nie będę się rozwodził. Do rozważenia i przeanalizowania pozostaje wiele innych rzeczy, które, póki żyjemy dość krótko, wydają się być zupełnie nieistotne. By jednak zacząć jakiekolwiek deliberacje, trzeba najpierw postawić pytanie, w jaki sposób owo przedłużenie życia by się odbywało.
Pierwszy wariant, notabene obecnie najbardziej prawdopodobny i najpewniejszy, to taki, w którym wydłużeniu ulega nie tyle całe życie człowieka, co jego starość. Proces ten obserwujemy, w zasadzie, od początku historii, atoli dopiero w ostatnim stuleciu widać było wyraźne zmiany. Za sprawą nowoczesnej medycyny wzrosła średnia osiąganego przez ludzi wieku, choć zegar biologiczny człowieka nie zmienił się ani o drobinę. Zarówno ludzie żyjący w XIX wieku, jak i ci, których dojrzałość przypada na wiek XXI, zaczynają obserwować pierwsze objawy starzenia się mając, powiedzmy, lat 38, jednakże ci z XIX wieku umierają mając lat, przeciętnie, niespełna 60, zaś współcześnie, w bogatych krajach, liczba ta oscyluje wokół 80-tki. Pewne jest, że w najbliższej przyszłości proces ten będzie jeszcze jakiś czas postępował drogą w miarę naturalną, zaś osiągane rezultaty w zakresie dłuższego utrzymania kondycji i ogólnego zdrowia będą wyraźnie lepsze. Dzięki nauce prawdopodobnie pojawią się prawdziwe, realne i mierzalne możliwości przedłużania życia, dziś nam jeszcze nie znane. Należy jednak pamiętać, że wydłużeniu nie ulega całe ludzkie życie, a jedynie jego zmierzch.
W związku z tym wariantem rodzi się wiele kontrowersji. I nie mam tu na myśli jakichś problemów natury etycznej. Istniejące obecnie instytucje dopasowane są do określonej, nazwę to dość upiornie, "standardowej umieralności". Oznacza to, iż człowiek po prostu umiera mając lat mniej więcej 80. Swojego czasu głośno było w mediach na temat zmian systemu emerytalnego. W wyniku analiz specjaliści doszli do wniosku, że wraz z wiekiem zmniejszają się potrzeby człowieka i, w związku z tym, jego zapotrzebowanie na pieniądze również maleje. Zaproponowali tedy, żeby w początkowych latach emerytury wypłacano obywatelom więcej pieniędzy, z czasem zmniejszając wielkość tych wypłat. Postawiono po prostu założenie, że przeciętny człowiek dłużej niż te, przykładowo, 90 lat i tak nie pożyje, więc po co składować mu rezerwy gotówki na jakąś przesadnie odległą przyszłość? Cóż, nieco pokręcone, ale stosunkowo logiczne. Gdyby jednak, zgodnie z prognozami, życie ludzkie ulegało dalszemu wydłużeniu, wówczas, przy takim systemie emerytalnym, nie zreformowanym pod powyższym kątem, starcom po prostu nie starczałoby na życie! Zresztą przy normalnym systemie problem jest ten sam. Ostatecznie już teraz w naszym kraju emeryci dostają pieniądze bardzo skromne. Co będzie, jeśli życie ludzkie ulegnie przedłużeniu? Za co będziemy żyli w późnej starości? Bez chociażby częściowej aktywności zawodowej egzystencja będzie niemożliwa, ponieważ, gdyby zachować obecny system instytucji społecznych, w przyszłości zabraknie pieniędzy na utrzymanie osób starszych. Żyjący dłużej obywatele to poważne obciążenie dla rządu - dłużej wszak wypłacać trzeba wszelkie świadczenia, a skąd brać na nie pieniądze? To, że ludzie będą żyli dłużej wcale nie oznacza, że będą też mogli dłużej pracować - ostatecznie starość będzie dopadała ich mniej więcej w tym samym wieku, co nas, współczesnych, będąc jedynie mniej dotkliwa w swoich początkach i trwając dłużej.
Z kolei alternatywa zakłada, że człowiek wolniej by się po prostu rozwijał; później osiągał by dojrzałość płciową, dany miał dłuższy okres tak zwanego "wieku dojrzałego", a więc od późniejszego momentu zaczynał się starzeć; natomiast sam okres starości trwałby również o ileś lat dłużej, później oddając nas w ręce śmierci. Byłoby to osiągalne dzięki modyfikacjom genetycznym organizmów ludzkich (o ile będą na to pozwalać, ale prędzej czy później będą, przynajmniej w tym zakresie). Zresztą, być może, uczonym w nieco już odleglejszej przyszłości uda się tak wpłynąć na ludzki zegar biologiczny, że życie ludzkie nie będzie się układało mniej więcej proporcjonalnie, jak obecnie - pierwsze dwadzieścia lat na dojrzewanie, drugie dwadzieścia (plus - minus) na życie dojrzałe i kolejne dwadzieścia (oraz ileś tam jeszcze) na zestarzenie się, a w konsekwencji śmierć - ale bardziej zacznie przypominać wzorcowe wypracowanie - 1/5 wstęp (czytaj - dojrzewanie), 3/5 życie dojrzałe i znów 1/5 to już starzenie się i starość. Wraz z rozwojem nauki czas przeznaczony na życie dojrzałe może się w przyszłości wydłużać, zmieniając powyższe proporcje.
Dłuższa aktywność zawodowa nie uwalnia jednak społeczeństwa od problemu, nazwijmy go tak, nadmiernej długowieczności. Celowo wcześniej wspomniałem tylko o samym tylko problemie utrzymania jednostek starych, pozostawiając resztę zagadnień do rozpatrzenia po wyjaśnieniu drugiego wariantu. W obliczu bowiem fizycznego opóźnienia procesu starzenia się, czy zdolni jesteśmy do dokonania tego samego na płaszczyźnie intelektualnej, emocjonalnej i społecznej?
Co przez to rozumiem - już wyjaśniam. Daliście kiedyś przeciętnemu staruszkowi do ręki telefon komórkowy? Uczyliście kogoś w wieku starszym obsługi komputera? A może, żeby nie szukać nazbyt skomplikowanych przykładów, wykładaliście, jakie funkcje ma nieco nowocześniejszy telewizor albo wieża? Na pewno któreś z Was próbowało. Ze skutkiem, w większości przypadków, oczywiście marnym. Dzieje się tak dlatego, ponieważ człowiek, z nielicznymi, chlubnymi wyjątkami, tylko do pewnego czasu posiada ciekawość nowych rzeczy. Po osiągnięciu pewnego pułapu wiekowego zazwyczaj pojawia się stan zadowolenia z posiadanych dóbr, osiągniętej sytuacji materialnej i zgromadzonego zasobu wiedzy. To naturalna kolej wypadków. Człowiek starszy nie skłania się ku nowościom, ponieważ, zazwyczaj, nawet go one nie interesują. Zadowala się po prostu tym, co ma. Związane jest to z wiekiem, gdyż właśnie wraz z wiekiem istota ludzka uczy się życia, przysposabia się w osiąganiu swoich celów i rozwija się. Gdy jednak człowiek osiąga wiek dojrzały proces ten ulega spowolnieniu, a gdy wchodzi w fazę starzenia się i okresu starczego - zostaje niemal całkowicie zahamowany. Postawa poznawcza, ciekawość wszystkiego, co nowe oraz zadawanie setek pytań właściwe jest dzieciom. O kimś spontanicznym, ciekawym, nazbyt w dojrzałym wieku ożywionym i wciąż poszukującym nowego powiada się, że jest to osoba dziecinna (jeśli jest to ktoś bogaty, wówczas ujmuje się toto ładniej i nazywa dość wszechstronnie ekscentryzmem). To właśnie z tego hamowania procesu poznawczego i "zdobywczego" (a więc osiągania co raz to nowych rzeczy) bierze się konflikt pokoleń - młodzi zawsze chcą być o krok przed starszymi, ich osiągnięcia im nie wystarczają, szukają czegoś nowego, nieznanego, jeszcze nie posiadanego i nie zbadanego. To właśnie stąd bierze się zdolność człowieka do tak dynamicznego rozwoju cywilizacyjnego - ponieważ każde następne pokolenie chce czegoś więcej, chce coś zrobić lepiej, dokładniej, wygodniej. Ojcu wystarcza obecny telewizor, syn chce nowy, z bajerami. Ot, taki przykład.
Obawy, że wraz z wydłużeniem się ludzkiego życia sporo się zmieni są jak najbardziej uzasadnione, a możliwości dalszego biegu wydarzeń niespecjalnie zachęcające. Można założyć, że człowiekowi uda się proporcjonalnie przedłużyć całe swoje życie, nie tylko samą starość. Tyle, że wraz z tym nie będzie szło przecież w parze przedłużanie rosnących potrzeb; człowiek nie będzie chciał więcej i więcej, nie będzie rozwijał się ani starał osiągnąć co raz to kolejne, zamierzone cele. Nie będzie uczył się nowości, nie będzie w stanie przyswajać sobie nowej wiedzy. Jeśli wziąć pod uwagę potężne skoki w nauce, jakie dokonały się na przestrzeni ostatniego 50-ciolecia, są one nie do ogarnięcia przez pojedynczego człowieka. Nie sposób być na bieżąco ze wszystkim: dzieje się zbyt wiele i zmienia za dużo. Wiedza ucieka, a człowiek wciąż rozwija się dynamiczniej, nauka ciągle przyspiesza. Gdyby ludzie w przyszłości mieli żyć dłużej, wówczas ich życie ograniczałoby się do mało wartej egzystencji i, być może, rosnącej frustracji z indolencji wobec otoczenia. Świat będzie gonił do przodu, ale oni pozostaną w miejscu. I choć proces taki znany jest nam od setek lat, to jednak właśnie w przyszłości nastąpi jego eskalacja, wraz z przedłużeniem się ludzkiego życia. Teraz człowiek w zasadzie jeszcze nie orientuje się, gdy go to dopada, o ile nie żyje naprawdę długo, według naszych, współczesnych miar (czym dla ludzi z przyszłości będzie 90-tka na karku). Gdyby jednak nauka w przyszłości miała dać człowiekowi pewne 140 czy trochę więcej lat życia, wówczas odczułby to wyraźniej, ponieważ czas oddziaływania byłby dłuższy. Wypieranie starszych ludzi przez młodych nie odbywa się w strefie stricte fizycznie wiekowej - tu chodzi o podlegającą przemianom w czasie psychikę ludzką. Jeśli firma reklamowa szuka kogoś kreatywnego to z podejrzliwością potraktuje kandydata około czterdziestki, ponieważ jest on już w wieku, kiedy świeżość myśli, owa kreatywność właśnie, zanika. Nie bez powodu mówi się, iż starego drzewa się nie przesadza. Tak bowiem jest - człowiek wykształca z wiekiem swoje przyzwyczajenia, niezwykle trudno jest mu się w późniejszych etapach życia dopasowywać do zmieniającej rzeczywistości. Pędzący świat nie pozostawia mu jednak czasu do namysłu. Najpierw zdaje mu się, że to wszystko go nie dotyczy, że to nie jest mu potrzebne, staje jakby gdzieś z boku, później zaś co raz bardziej zostaje w tyle. Bardzo szybko może się okazać, iż przyjmowana początkowo z radością perspektywa życia znacznie dłuższego niż u przodków stanie się swoistym przekleństwem rodzaju ludzkiego.
Co będzie z tym związane - trudno przewidzieć. Interesującym jest, jak zmieni się model życia, a co za tym idzie - model cywilizacji. Pewne jest, że wzrosną dysproporcje między krajami wysoko rozwiniętymi, rozwijającymi się i krajami 3-go świata. Nie wyobrażam sobie, tak już gwoli dygresji, kiedy dla mieszkańców biedniejszych rejonów Afryki miałaby stać się dostępna technologia pozwalająca na przedłużanie życia. Sytuacje więc, gdy przeciętny Amerykanin czy Japończyk będą umierali w wieku 140 lat, zaś przeciętny Etiopczyk umrze mając lat 46, będą na porządku dziennym.
Zastanawiające jest to, czy, mimo początkowego wybuchu entuzjazmu wynikłego z wyraźnego zwycięstwa człowieka nad naturą, sytuacja szybko nie ulegnie zmianie. Według mnie po tym, jak uda się nam ustabilizować proces przedłużania życia, przyjdzie czas na właściwe zastanowienie się nad jego sensem. W sytuacji bowiem, kiedy życie człowieka dzięki genetyce stanie się dłuższe, dłuższy też będzie czas, w którym będzie dokonywała się rotacja pokoleń. Innymi słowy czas pomiędzy okresem dojrzewania jednego pokolenia a drugiego wydłuży się. Do czego to będzie prowadziło - konkluzji jest kilka. Być może, na skutek ograniczenia przestrzeni życiowej, proces usamodzielniania się ludzi będzie przebiegał wolniej, częstsze będzie zjawisko, kiedy pod jednym dachem będą mieszkały dwa, nawet trzy pokolenia. Możliwe też jest, że sprawa przybierze inny kierunek i ludzie wiekowi (w dość dosłownym tego słowa znaczeniu) znacznie liczniej niż obecnie będą przebywali w domach spokojnej starości, których również będzie więcej (o ile znajdzie się dobry sposób na ich finansowanie). Przede wszystkim jednak, według mnie, zmniejszy się dynamika rozwoju cywilizacyjnego, związana z częstotliwością "odtwarzania się" "zasobów" ludzi młodych, a co za tym idzie - jednostek twórczych i postępowych. Tempo postępu naukowego, choć nadal wysokie, nie będzie nacechowane takim przyspieszeniem, jakie było udziałem cywilizacji pregenetycznych (tak przyjąłem nazywać człowieka sprzed epoki, kiedy modyfikacje genetyczne staną się powszechną rzeczywistością). Ulegną zmianie modele konsumpcji, ponieważ rynek dóbr przeznaczonych dla ludzi młodych potencjalnie zmniejszy się. Mimo wzrastającej liczby ludności, proporcjonalnie niewiele zmieni się liczba ludzi młodych - większość ludności nowoczesnych krajów stanowić będą obywatele starzy, będziemy mieli do czynienia z masowym zjawiskiem starzenia się społeczeństw. W związku z późniejszym usamodzielnianiem się człowieka, może nastąpić powrót do, chociażby częściowego, patriarchatu, gdzie słowo sędziwej głowy rodziny może mieć największe znaczenie; takie też tendencje, przypuszczalnie, właściwe będą polityce - władza w większości spocznie w rękach ludzi bardzo dojrzałych, by nie rzec - starych.
Czy tak będzie na pewno - nie wiem. Być może wiele z moich prognoz sprawdzi się, może sprawdzi się część, a może nie trafiłem z niczym. Po prostu popuściłem wodzy wyobraźni, fantazjując na temat przyszłości, zarazem starając się ukierunkować swoje myśli na tory jak najbardziej realne, wpisać je w to, co wiadomo powszechnie o człowieku. Losy człowiecze są nie mniej jednak materią tak zaskakującą i często nieodgadnioną, że specjaliści uważają, iż niekiedy trudno przewidzieć, co stanie się zaledwie za rok. Nie zmienia to jednak faktu, iż czasem ciekawie jest podjąć te, jakże zagadkowe, myśli - dokąd zmierzamy? Co nas czeka w najbliższym czasie? Czy dożyjemy kolejnych, epokowych odkryć i jak wpłyną one na świat, który znamy? Nie jestem specjalistą od psychologii, historii, socjologii czy jakiejkolwiek dziedziny nauki. Nie uważam się za genialnego wizjonera czy jednostkę obdarzoną szczególną przenikliwością. Jestem po prostu istotą obdarzoną świadomością, rozumem, czuciem i ciekawością życia - jedną z wielu, ale zarazem jedyną, absolutnie wyjątkową w swoim rodzaju. Jestem istotą świadomą potęgi swojego gatunku, ciekawą przyszłości, na którą jeszcze nigdy wcześniej nie miał on takiego wpływu, jaki ma dziś.
Autor: Equinoxe email: equinoxe@vgry.net
|
||||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |