Demony słowiańskie

 

Cudze chwalimy, swego nie znamy. Większość z nas zachwyca się mitologią celtycką czy też skandynawską, z góry zakładając, że Polska własnej nie posiada, bądź nie jest ona godna uwagi. Biada ci, jeśli i ty tak myślisz. Czyżbyś zapomniał, że należymy do wielkiej słowiańskiej rodziny? A może po prostu, nie wiesz, kim Słowianie byli...

Szczerze mówiąc, wcale się nie dziwię, że nie wiesz, jak wyglądało życie naszych praojców. Mimo tego, że byli największą grupą etniczną, wywodząca się z ludów indoeuropejskich, nie zostawili nam po sobie zbyt wielu śladów, a przynajmniej nie bezpośrednich śladów...

Wierzenia Słowian oparte były na prawach natury, w związku, z czym możesz sobie wyobrazić, jak wielki był panteon bóstw. O nich opowiem innym razem, teraz zaś chcę cię zapoznać z ciemną strona wiary... Dowiesz się zarówno o pomniejszych demonach zaklinających dzieci, jak i bogach prawdziwie "przeklętych".



Na pierwszy plan demonologii wysuwają się duchy i dusze. Prasłowiańskie wyrazy duchb i dusa wiążą się zarówno z greckim theos - bóg jak i litewskim dvase - duch. Dlatego zakres tych pojęć jest tak szeroki; obok duszy - jaźni i duszy - oddechu, czyli sił życiowych istnieje widmo - dusza. Dusza jest obrazem człowieka za życia w odniesieniu do zmarłego nazywanego wprost marą, zmorą lub cieniem; obraz ten po śmierci odlatywać miał wraz z wiatrem, ale mógł tez powrócić, najeść się i napić, po czym znów odlecieć w zaświaty. Ich kult przejawiał się w modłach i ofiarach, a przede wszystkim w ucztach zadusznych, a zarazem po zgonie w stypie (zwanej też strawą, karminą bądź tryziną). Obrzęd ten odprawiano w różnych terminach po śmierci, np. po 40 dniach lub też w rocznicę śmierci. Zapisy polskie mówią o pozostawianiu miejsca przy stole dla nieboszczyka w czasie takiej strawy, która niekiedy odbywała się przy grobie.

Istnieje też inna, niechrześcijańska teoria o świecie pozagrobowym; gdzieś istnieć miała rzeka, przez którą dusze przewozi się łódką lub idą one same po moście lub kładce, czasem nawet w bród. Aby tą podróż ułatwić, po zgonie budowano kładkę przez potok, czasami z wycięciem śladu stopy; wrzucano do trumny grosz na zapłatę za przewóz. Powszechnie jednak nie występowała wśród Słowian jakaś konkretna kraina, do której udawały się dusze. Na dawnej Rusi nazywano ją nevedomaja strana, a niektórzy starożytni przypuszczali nawet, że Słowianie nie wierzą w życie po życiu.



Tak się przedstawia sprawa, jeśli mowa o zmarłych, którzy odeszli śmiercią naturalną. A przecież istniała sfera zajęta przez zjawy wrogie ludziom, jak wiedźmy, zmory i upiory. Istoty te związane były z tymi, którzy zmarli gwałtownie lub przedwcześnie. Demony te miały wiele cech wspólnych, jak czasowa niewidzialność (czapka niewidka), ciemne lub czerwone zabarwienie skóry, ognistość i skrzenie się, wzrost raczej drobny, stosowny dla duszy-widma człowieczego, gęste owłosienie, obfite brwi, wielka głowa i oczy, osobliwe zęby, brak pleców, nadmiar palców, kulawość, stopy zwierzęce lub ptasie. Często też widma zamieniają się w zwierzęta lub ptaki. Ich szkodliwość wobec człowieka jest ich rysem przeważającym, biorąc pod uwagę szeroki wachlarz możliwości; od sprowadzania chorób poprzez psoty aż do zupełnego udręczenia. Specjalnością demonów słowiańskich jest tu zagłaskanie lub załaskotanie na śmierć. Demony duszy gniotą, straszą jękami, płaczem i gwizdem, śmiechem, klaskaniem, jeżdżą na ludziach, wysysają krew i mleko, wyżerają wnętrzności, męczą kobiety ciężarne. Demony potrafią także zgubić człowieka swym tańcem.



Do grupy zjaw półdemonicznych należą wiedźmy i czarownice. Były one niezbędnym elementem życia, potrafiły leczyć i wróżyć. Gdy jednak chciały podjąć czar złośliwy dla życia, jawiły się jako półcielesne, nieuchwytne zjawy opuszczające ciało czarownicy i powodujące susze i grady, odejmujące mleko krowom, wcielające się w zwierzęta. Były one zwane wieszczycami.



Odmianą czarownicy jest strzyga zwana tez strzygoniem; jest to czarownica wysysająca krew. Jej męskim odpowiednikiem jest upiór, lub bardziej nam znany wampir. W języku polskim spotkamy się z terminem upir i upirzyca lub wąpirz - podejrzewano, że zapożyczyliśmy wampira od Słowian bałkańskich, gdyż tam istotnie zachowały się najobfitsze wierzenia o duchach zmarłych i żywych trupach pastwiących się nad żyjącymi aż do ich zabicia. Co ciekawe, w Polsce istnieją miejscowości zawdzięczające swą nazwę wampirom: Wąpiersk i Strzygi.

Upiory żywią się krwią i ciałem ludzkim, duszą ludzi, napastują własną rodzinę i krewnych, wchodzą w stosunek z żywymi kobietami. Łańcuch zgonów w rodzinie czy na wsi przypisywano wampirom. W konsekwencji dokonywano przed pochowaniem zwłok swoistego obrzędu: rzucano mak w trumnę i chowano ją pod głazami, czasem kaleczono nawet trupa przebijając mu głowę i ciało kołkiem osinowym lub wielkim gwoździem. Na Rusi natomiast składano upiorom ofiary, podobnie jak innym demonom.



Liczną grupę stanowiły demony wodne, czerpiące swe siły z wody. Do niej najczęściej należeli topielcy i żywiołaki wody. Topielce albo utopki wywodzą się z rzędu duchów ludzi utopionych i dzieci przeklętych przez matkę. W Rosji nosiły nazwę vodjanoj lub łobasta. Są to istoty pełne złości, celujące w chwytaniu i topieniu ludzi, czasami przyjmują postać ryby jak i dziecka nęcącego żywych do wody przy blasku księżyca. Składano im ofiary, najczęściej ze zwierząt, kupując je bez targowania się o cenę; w dawnej guberni archangielskiej ofiarowano cała gromadą konia demonowi wodnemu.

Na pograniczu bagien i lasów żyły pomniejsze istoty znane jako rusałki, urodziwe, nagie, z rozpuszczonymi włosami, przybrane w wianki. Tańczyły one przy nowiu na polanach, wabiąc ludzi i stawiając zagadki do rozwiązania. W zimie zamieszkiwały wody a lasy i polany od wiosny. Ich siostrzenicami były wiły, kobiety, które nie zdążyły jeszcze nacieszyć się życiem. Składano im ofiary pod drzewami, w jaskiniach lub na kamieniach. Były one ognistookie, czasem kozionogie, mogły przybierać postaci łabędzi, sokołów lub koni. Pomagały junakom, ponieważ były bardzo waleczne, z drugiej strony nikt nie mógł zbliżyć się do ich siedzib gdyż karały go chorobą.



Z kolei duchy leśne i zwierzęce nie należały już do świata zmarłych. Na ich czele stał władca zwierząt, leszy bądź lesovik, a po naszemu borowy, boruta, laskowiec. Przybierał on postać wilka, puchacza lub wichru, jego straż tworzyły niedźwiedzie. Koło niego pojawiała się też Baba Jaga, jako pani lasu, częściej jednak włada nim dziad (ded).

Najbardziej charakterystycznym demonem lasu był wilkołak, czyli wilkołactwo lub lykantropia. Pochodzenie tego mitu nie jest do końca ustalone. Prawdopodobnie wywodzi się wilkołactwo z obrzędów inicjacji młodzieży wojskowej. Drogą rytuału doprowadzano młodych wojowników do bezgranicznej agresywności. Narzucenie skóry drapieżnika miało przekształcać ich psychikę zwalniając z norm ludzkich. Związane jest to ze skandynawskim bersekr (niedźwiedzie skóry). Są także przypuszczenia, iż wilkołactwo i wilk łączą się w jakiś sposób z kultem zmarłych a w tym z kultem słowiańskiego Welesa. Po staropolsku nazywano je wilkołkami, obok obawy budziły one podziw, bano wymawiać się ich imienia, stąd powiedzenie "nie wywołuj wilka z lasu".



Przedostatnią grupę duchów stanowią duchy powietrza. Obok zwykłych żywiołaków odpowiedzialnych za zjawiska atmosferyczne, które dziwiły i przerażały człowieka, istniały także, wręcz baśniowe stwory, czyli smoki. Praojcowie nazywali je żmijami, choć w Polsce nazwę tą przypisuje się osobom walczącym ze smokami; ja przyjmę wersję Polską. Smoki mieszkały w czarnych chmurach lub jeziorach. Górale polscy i słowaccy umieszczają je - jako smoki - w jaskiniach i bagnach. Smoki nie były człekokształtne. Przeciwnie - swoje pochodzenia zawdzięczać miały prastarym żmijom, które wypuszczały nogi z pazurami i ogromne skrzydła. Chmury były także miejscem właściwym dla chmurników, ludzi - demonów. Walczyli oni z obcymi duchami, aby odpędzić grad lub sprowadzić korzystny deszcz.



Prawdziwym "złym" był Weles, zwany także Wołosem i Perun - bóg wojny. O Welesie źródła historyczne milczą, oprócz tego, że był panem zaświatów i odpowiedzialnym za magię. Wiemy na jego temat naprawdę niewiele. Perun natomiast był bogiem zarówno od dobra, jak i od zła. Wierzono, że zamieszkiwał najstarszy dąb w lesie. Był także bogiem wojny, wojownicy klęli się na swoje miecze i na Peruna. Trochę zatarł się jego obraz, gdyż, najdłużej czczony był w Kijowie i Nowogrodzie, gdzie, jak wiadomo, często przybywali Normanowie. Tak więc, poprzez wieki, zrósł się on z Thorem i tak też był postrzegany.



Trudno wyróżnić w mitologii słowiańskiej prawdziwe piekło, ponieważ tak naprawdę nie istniało nigdy coś takiego dla Słowian. O czarnym bogu dowiedzieli się oni od księży chrześcijańskich, którzy poniekąd sami stworzyli Pikułę, czarta i jego pikułs, piekło, co w zasadzie jest tylko spruszczonym słowem polskim.



Mam nadzieję, że choć trochę obudziłam w Tobie Słowianina.

 


Autor: Lorien

email: anneke_anneke@wp.pl