|
TERMINATOR III: BUNT MASZYN
Pierwsza część spodobała się widzom, pozostawiła jednak po sobie spory niedosyt. Pojawiła się w połowie lat 80-tych, w czasach, gdy nowoczesne efekty specjalne dopiero raczkowały. Wykreowane jednak przez Lindę Hamilton i Arnolda Schwarzeneggera role zapadły kinomanom głęboko w pamięć. Kilka lat później pojawiła się część druga. Powrócił rewelacyjny Arnie jako T-800, tym razem w pozytywnej roli, Sarah Connor (powtórnie Hamilton, naprawdę perfekcyjna gra) z przerażonej dziewczyny stała się dojrzałą i silną kobietą. Do tria tych silnych postaci dołączył fenomenalny Jason Patrick, grający morderczego, niepokonanego T-1000. Terminator II: Dzień Sądu, nakręcony przez Jamesa Camerona, odniósł oszałamiający sukces kasowy, postać cyborga grana przez Schwarzeneggera zyskała miliony fanów, zaś sam film ugruntował Terminatora jako zjawisko wręcz kultowe (słynne w historii kina "I'll be back" wypowiada właśnie Terminator). Przez wielu uważany za najlepszy film, jaki widzieli, Terminator II był (i jest) jednym z nielicznych obrazów, o którym można było powiedzieć, że lepszy być nie mógł. Był rok 1991...
Rok 2003 (Wy tam już chyba niedaleko Sylwestra, a ja jeszcze na wakacjach... :). Kilka dni temu obejrzałem Terminatora III: Bunt Maszyn (tyt. oryg. Terminator - Rise of the Machines) w reżyserii Johna Mostowa. Choć pełen obaw, mimo wszystko czekałem na ten film. Dla mnie część druga naprawdę była filmem doskonałym, a historia w nim opowiedziana po prostu piękna. Człowiek ma chyba to do siebie, że najbardziej utożsamia się w filmach, gdzie słabsi bohaterowie, zwyczajni ludzie, zmagają się z czymś, co przerasta ich siły. Przykładem takich bohaterów byli właśnie Sarah Connor i jej 13-toletni syn, John Connor, którzy we dwójkę nie mieli szans przeciwko T-1000. W ich obronie stanął jednak silny sojusznik - Terminator, model identyczny, który przed laty chciał zgładzić Sarah. Tak się jednak składało, iż nawet potężny Terminator, z którym szans nie miał by praktycznie żaden człowiek, nie był niepokonany w obliczu T-1000 - najnowocześniejszej, perfekcyjnej maszyny do zabijania z dalekiej przyszłości. I za każdym razem, kiedy oglądam TII zawsze czuję coś jakby wzruszenie, kiedy patrzę na T-800 - potężnego, niezłomnego, pozbawionego emocji cyborga, który poświęci wszystko, by ratować Johna Connora, choć, będąc przestarzałym technologicznie, w otwartej walce muszącego przegrać z T-1000. Zawsze też z jednakową przyjemnością wsłuchuję się w końcowe słowa Terminatora, gdy poważnie uszkodzony, na awaryjnym zasilaniu stoi nad kadzią z rozgrzanym metalem: "teraz już wiem, dlaczego wy, ludzie, płaczecie. Ale ja się tego nie nauczę...".
Tyle jednak wspomnień, czas na konkrety. Jak już napisałem, czekałem na film pełen obaw. Muszę zaznaczyć, że największa z nich się nie sprawdziła. Bałem się przeładowania najnowszego Terminatora komputerowymi efektami specjalnymi, okazało się jednak, że nie jest tak źle. Generalnie jednak rzecz biorąc trzecia część filmu mnie rozczarowała. Będąc zagorzałym fanem obu poprzednich części, ceniłem je głównie ze względu na niezwykłą fabułę, będącą wspaniałym połączeniem pełnego akcji kina science-fiction z filmem, któremu nie brak dramaturgii i głębii. W części trzeciej tego po prostu zabrakło. Podobnie jak wcześniej, jest masa świetnej akcji, ale to już nie ten sam klimat, który swoje apogeum osiągnął właśnie w części drugiej. W trójce nie mamy niczego nowego - oś filmu jest niemal identyczna, jak w poprzedniej części - dwoje uciekających ludzi, przestarzały Terminator i najnowocześniejszy wynalazek SkyNET-u (dla niekumatych - potężnego imperium zbrojeniowego przejętego przez inteligentne maszyny), T-x (w tej roli raczej słaba Kristanna Loken) depczący im po piętach. NIC nowego. Mało tego - legendarny Terminator stał się zwykłym, by nie rzec "szeregowym", przepełnionym zadymami filmem science-fiction. Wprawdzie akcja, jak wspominałem, stoi na wyśmienitym poziomie (sceny z pędzącym środkiem miasta dźwigiem są naprawdę pierwsza klasa), a efekty budzą podziw, ale brakuje już tego CZEGOŚ, co tak przykuwało do drugiej części. Jak to ze znajomym podsumowaliśmy po seansie TIII - "wiesz co? Obejrzałbym sobie jeszcze raz dwójkę".
Gra aktorów jest bardzo skrajna. Arnoldowi niczego nie można zarzucić, nienajgorzej też radzi sobie Nick Stahl jako już dwudziestokilkuletni John Connor. Z kolei aktorki do roli T-x chyba gorzej nie można było dobrać. Taka słodka buźka kompletnie nie pasowała mi do roli morderczej maszyny-zabójcy. Sama uroda jako taka mi, rzecz jasna, nie przeszkadzała (to nawet logiczne, że cyborg, jako sztuczny twór imitujący człowieka, powinien być jak najpiękniejszy), ale miałem wrażenie, że ta aktorka poza urodą niczym innym nie dysponuje. Reżyser chwalił się, że bardzo długo szukał kogoś odpowiedniego do roli T-x i Kristannę Loken wybrał spośród tysięcy (!) innych kandydatek z całej Ameryki. No cóż, dla mnie strzał kompletnie nietrafiony. W grze Loken zabrakło mi klimatu "maszyny"; była za bardzo ludzka. Droga pani, mechaniczne ruchy ramion to nie wszystko, czego potrzeba, by zagrać cyborga. To cała otoczka w postaci mimiki, gry ciała, operowania mową (jak słusznie wypowiadał się A. Schwarzenegger jeszcze przed nakręceniem części pierwszej filmu, podczas dyskusji o tym, jaki powinien być Terminator: "aktor grający go musi odpowiednio grać głosem. Żaden dźwięk nie może być nawet o ton niższy ani wyższy od przeciętnego, trzeba odpowiednio zmodyfikować akcent"). Tego, niestety, w wykonaniu Kristanny Loken nie uświadczyłem.
Jeszcze jedno mam za złe twórcom nowego Terminatora. Podobnie jak wielu filmowców obecnie, tak i ekipa od TIII uznała, zgodnie z panującą modą, że film powinien być zabawniejszy od poprzednich części. Niestety, humor z Buntu Maszyn za bardzo nie przypadł mi do gustu. Ponurakiem nie jestem, ale nie lubię, gdy film na siłę nasyca się zabawnymi tekstami, kiedy w ogóle mu to nie pasuje.
Z przykrością muszę więc na koniec stwierdzić, że Terminator III to film po prostu... słaby. Dla mnie jest słaby. Jeśli ktoś nie oglądał poprzednich części albo po prostu nie był ich entuzjastą wówczas, zapewne, część trzecia również będzie filmem, który obejrzą ot tak, bez wielkich emocji, jako dobre kino akcji. Już po nakręceniu filmu denerwował mnie przesadny entuzjazm i brak skromności u ekipy realizatorskiej, a w szczególności u reżysera: "zanim zabrałem się za film przejrzałem setki amatorskich stron poświęconych Terminatorowi", "dobraliśmy najlepszych aktorów", "ten film jest świetny, myślę, że spodoba się wszystkim tym, którzy tak pokochali poprzednie części". Niestety, panie Mostow, grubo się pan mylisz. Dla mnie i dla wielu wielbicieli serii część druga nadal pozostaje tą najlepszą.
W pięciogwiazdkowej skali Terminator III: Bunt Maszyn otrzymuje 3.
Autor: Equinoxe email:
equinoxe@vgry.net
|
|
|
|