NIEUSTRASZENI POGROMCY PASKUD WSZELAKICH #5

 
 

 

Iwan skierował swe kroki z powrotem do karczmy. Czuł się tak, jakby ktoś zrobił mu lewatywę mózgu. Przez całą drogę powrotną, kiedy starał się skupić na wydarzeniach ostatnich kilku godzin, w jego głowie pojawiały się tańczące gryzonie śpiewające "Di da di da di da du du...". Choć te stworzenia same w sobie mu nie przeszkadzały, to przeszkadzało mu to, że tańczą i śpiewają akurat w jego głowie. W końcu Iwan poddał się i nie starał się o tym myśleć, przyspieszył kroku mamrocąc coś o ryzyku zawodowym.

Krasnynos wszedł do, już opustoszałej, karczmy.
- Już wieczór, kobiety tutejszych chłopów mają chyba twarde wałki - powiedział do siebie Iwan i zaśmiał się w duchu.

Kathl'een za barem czyściła kufle po piwie, a Maniek był w takiej samej pozycji, w jakiej pozostawił go Iwan - spał z głową opartą o stół.
- Hej Kathl'een, co mi możesz powiedzieć o waszym sołtysie? - zapytał Iwan.
- A co? Zaprosił cię na kolację?
- No tak jakby.
- To stary dziwak, który ma zbyt dużo wolnego czasu. Pewnie rzucił na ciebie jakiś urok żebyś się stawił. Widzisz może jakieś zwierzęta, które robią coś nietypowego?
- Eeee no tak, kiedy sobie próbuję przypomnieć, co robiłem w zamku, to wyskakują takie małe gryzonie i zaczynają tańczyć i śpiewać - Iwan zaczął nucić melodyjkę i podskakiwać w górę i w dół.
- Ach, to jego ulubione zaklęcie - powiedziała Kathl'een patrząc z uśmiechem na pląsającego rycerza. - Te małe stworzenia to chomiki, one posiadają potężne właściwości magiczne.
- Uff, to dobrze, bo już myślałem, że na starość mi odbiło - powiedział z ulgą Iwan.
- Ale musisz wiedzieć, że lord Konstantynopolitańczykowianeczyktrzy nie zaprasza nikogo, jeśli nie ma w tym interesu. Zazwyczaj są to młodzi, przystojni chłopcy, więc uważaj na siebie - dodała Kathl'een mrugając porozumiewawczo.
- Eeeee chłopcy, powiadasz? - wcześniej wizja kolacji u "sołtysa" niezbyt mu się podobała, teraz myślał "cholera, w co ja się wpakowałem".
- Nie martw się, może lord zainteresuje się twoim giermkiem - Katl'een była na granicy wybuchnięcia śmiechem.
- Ha ha ha, baaardzo śmieszne. Nim nie zainteresowałyby się nawet głodne sępy - opowiedział niepocieszony Iwan.

 

Krasnynos postanowił iść spać, udał się do wynajętego na piętrze pokoju. Mańka nawet nie ruszał, bo nawet jakby chciał, to by go nie dobudził, a co dopiero wtargał na piętro. Nic mu nie będzie, co najwyżej rano powyjmuje sobie drzazgi z policzków.

Iwan wszedł do dwuosobowego pokoju. Wyposażenie było raczej spartańskie, ale jemu to nie przeszkadzało, grunt, że było łóżko. Zdejmując z siebie zbroję próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz spał w normalnym łóżku. Mały uśmiech przebiegł przez jego twarz, gdy przypomniał sobie, że było to miesiąc temu. No, ale ta księżniczka nie dała mu spać przez całą noc. "Ten pas cnoty, który mi dała na pamiątkę, może się przydać" powiedział do siebie w myślach Iwan. Pod zdjęciu rynsztunku nastąpiła toaleta wieczorna, Krasnynos zdjął koszulę i nagi od pasa w górę podszedł do lustra.
- Ju łant a pis of mi, pank? Ju łant pis of mi!? Kam on, majk maj dej - Iwan prężył muskuły i robił groźne miny. - A kto umarł, ten nie żyje - rzucił niedbale rycerz z chrypką i miną mega-twardziela. "No, nie wyszedłem z formy" radośnie powiedział w myślach Iwan.
- W sumie nie dziwię się sołtysowi, nawet nekrofil poleciałby na takie ciało - Krasnynos zawsze był skromny.

Iwan dokończył toaletę (jak na prawdziwego rycerza-twardziela przystało, nie obyło się bez kąpieli z bąbelkami), powdzięczył się trochę przed lustrem i położył się spać.

 

Dzień wstał piękny, jak to zwykle wstaje w czerwcowe poranki. Iwan przebudził się w doskonałym humorze.
- Ku[BEEP!]a, znowu pada. Ja pier[BEEP!]le, ile można? Zbroja mi zardzewieje, a co gorsza, fryzura się zepsuje - poszukiwacz przygód zawsze zauważał same plusy.
- Ile może padać do ciężkiej cholery?! - rycerz zakrzyczał przez otwarte okno.

W tej samej chwili potężny grzmot przetoczył się nad wioską sprawiając, że wszystko aż się zatrzęsło.
- Spokojnie. Rety, nawet zapytać się nie wolno?

Iwan ubrał się i zszedł na dół. Tam, o dziwo już przebudzony, Maniek pałaszował śniadanie. Dla trojga. Iwan jedząc śniadanie musiał wysłuchać, co śniło się Manfredowi. Pierwszy sen był o jedzeniu, drugi też, trzeci, i tu niespodzianka, o robieniu jedzenia. Z powodu deszczu do obiadu obaj poszukiwacze przygód siedzieli w karczmie. Maniek przez cały czas snuł wywody na temat wyższości dzika w sosie pieczarkowym nad faszerowaną kaczką. Iwan z ulgą przyjął porę obiadu, miał nadzieję, że Manfred zatka się jedzeniem. Mylił się. Maniek jadł i mówił jednocześnie, co sprawiało, że resztki potrawy lądowały w promieniu pół metra od niego. Po obiedzie obaj udali się na sjestę. Maniek oczywiście zabrał ze sobą trochę jedzenia, co by podczas tego całego odpoczywania nie zgłodniał. Manfred jadł i mówił o kulinarnych specjałach, nie zważając na to, że czyszczący zbroję Iwan w ogóle go nie słucha. W końcu nadeszła 17:30 [nie pytajcie mnie, jak oni używają zegarów słonecznych w pochmurny dzień ;) - dop. Idanow], więc panowie wyruszyli do zamku lorda Konstantynopolitańczykowianeczyktrzy.

 

Deszcz przestał padać, ale ciężkie chmury wisiały nad okolicą. Podczas drogi do zamku Iwan kilkakrotnie stawał przed dylematem "czy uwalniać Mańka z tych pnączy", ale za każdym razem dochodził do wniosku "a nuż sołtysa pociągają otyli gamonie" i uwalniał swego giermka. U celu swej wędrówki, tj. u wrót zamku, powitała ich Neleen.
- Witajcie panowie, jeśli pozwolicie, zaprowadzę was do Lorda - czarna wydekoltowana i idealnie przylegająca suknia sprawiła, że obaj śmiałkowie poszliby za nią wszędzie. Gdy kobieta odwróciła się, poszukiwacze zauważyli, że z tyłu suknia miała jeszcze większe wcięcie.

Neleen prowadziła ich zawiłymi korytarzami zamku, raz po raz któryś z nich potykał się o stopnie, bo nie patrzył pod nogi tylko na... Ekhm, po prostu na co innego. Po przemierzeniu setek schodów cała trójka trafiła przed szerokie wrota.
- Lord czeka na panów za tymi drzwiami - powiedziała Neleen i rozpłynęła się w mroku korytarza zanim któryś z mężczyzn zareagował.

 

Iwan pchnął ciężkie drzwi, z wnętrza komnaty uderzyła w nich złowieszcza muzyka. Ktoś grał na organach. Pomieszczenie było słabo oświetlone, pośrodku był stół zastawiony jedzeniem. Oprócz niego i krzeseł nie było innych sprzętów. Iwan i Maniek nie zauważyli swego gospodarza, doszli do wniosku, że musi być w pomieszczeniu, z którego dobiega muzyka. Krasnynos delikatnie uchylił drzwi, złowieszcza muzyka uderzyła w jeszcze bardziej złowieszczy ton.
- Sefie, spierda[BEEEP!]my! - wykrzyknął spanikowany Maniek, lecz Iwan przytrzymał go i wskazał na olbrzymie organy stojące po przeciwnej stronie pokoju. Widok był zdumiewający, przy instrumencie siedział mężczyzna i w natchnieniu wygrywał muzykę, która tak przestraszyła Mańka. Uwagę przeciągało nie to, co robił, lecz to, jak wyglądał. Włosy miał nastroszone tak, jakby trafił go piorun, a przy organach siedział... kompletnie nagi. Mężczyzna nagle przestał grać.
- Wejdźcie moi panowie, nie stójcie tak w drzwiach, bo robicie przeciąg - Iwan i Maniek podeszli bliżej starając się nie patrzeć na dziwaka, który wstał. - Witajcie w moim skromnym domu, jestem lord Konstantynopolitańczykowianeczyktrzy.
- Witam waszą lordowską mość, ja jestem Iwan Krasnynos, poszukiwacz przygód i najemny pogromca paskud wszelakich, a oto mój giermek Manfred Sprzedżłoba - rycerz kurtuazyjnie przedstawił siebie oraz towarzysza.
- Przecież wiem kim jesteście, bierzecie mnie za jakiegoś wsiowego kretyna, czy co? - Iwan i Maniek oniemieli. - Hahahah, żartuje moi panowie, rozluźnijcie się trochę. Przejdźmy do jadalni, proszę - obaj śmiałkowie byli zbyt zszokowani, żeby cokolwiek odpowiedzieć, przeszli tylko do drugiej komnaty i zasiedli do stołu. Iwan wreszcie otrząsnął się i zadał pytanie.
- Jeśli wasza lordowska mość pozwoli, mam pytanie. Czy moglibyśmy...?
- NIE K[BEEP!]A! Ja pier[BEEP!]le! Nie możecie mnie w skrócie nazywać ch[BEEP!]j! Zrozumiano!?! Nikt nie będzie mnie tytułował per ch[BEEP!]j, fersztejen? Kto wam powiedział, że tak na mnie mówiła moja matka?! Gadać! Osobiście wbije skur[BEEP!]na na nienaostrzony pal! - Maniek pisnął i najzwyklej zemdlał, a Krasnynos, o dziwo, odezwał się.
- Czy moglibyśmy... zwracać się do pana w skrócie lordzie "Konstantynie"? - mamrocząc dokończył zdanie Iwan.
- ... - zapadła grobowa cisza, Konstantyn nie odezwał się. Właśnie powiedział dwóm nieznajomym, że matka nazywała go ch[BEEP!]j. To mu się nie podoba.
- ... - Iwan nawet nie śmiał odezwać się. Właśnie jakiś szaleniec wydarł się na niego za to, że matka mówiła na niego ch[BEEP!]j. To mu się bardzo nie podoba.
- Bzyzyzysyf - Maniek wciąż nieprzytomny postanowił się odezwać. Nieświadom tego, co się dzieje wokół, był bardzo zadowolony.

 

Czy Iwan i Maniek trafią na pal? Czy on naprawdę będzie nienaostrzony? Czego chce od nich zdziwaczały Lord? Jaką rolę w tym wszystkim spełnią chomiki? Dlaczego kromka chleba zawsze upada masłem do ziemi? Odpowiedzi na niektóre z tych pytań szukajcie za miesiąc :)
 

 

 

 

 

Autor: Idanow

email: dexthor@wp.pl