|
KAPRYS LOSU - ROZDZIAŁ 2 (cz.2)
Księżyc powoli zanikał w nadchodzącym poranku. Przed drzwiami kuźni siedział kowal i nieruchomo spoglądał w przestrzeń. Mimo, iż jego oczy były otwarte, nie oglądał on bynajmniej najbliższego otoczenia, ani nie wyczekiwał z utęsknieniem na wschód słońca. Jego myśli wędrowały daleko w czasie i przestrzeni, przypominając sobie to, co już się wydarzyło. Od czasu do czasu, przez jego kamienną twarz przewijał się cień, czasem powieki opadały, by zaraz się podnieść z powrotem. Gdyby ktoś spędził przy nim całą noc, usłyszałby nieraz chrzęst zaciskanych pięści, bądź szarpany oddech. Wytrawny obserwator dostrzegłby też krople potu sunące po nieruchomej twarzy i opadające cicho w czeluść nocy.
Mefis jednak nie przejmował się tym co się działo wokół niego. Nie interesowała go teraźniejszość. Spoglądał daleko w przeszłość...
- Nie tak, nie tak - karcący głos zabrzmiał po raz kolejny. - Musisz sparować cios tak aby móc od razu zadać kolejny. Bez zbędnych ruchów. Bez litości.
- Ale ja nie umiem - zapiszczał inny głos i dało się słyszeć chlipanie. - Czy naprawdę muszę to robić?
- Musisz - zabrzmiał głos szorstko. - Tego od ciebie wymagamy i tego musisz się nauczyć. Nieważne, czy będziesz musiał ćwiczyć to tydzień, czy miesiąc. Ważny jest efekt. Przyswoisz sobie w końcu te ruchy i w przyszłości nie będzie to dla ciebie problemem. Więcej, dzięki temu możesz przeżyć.
- Ale to jest wstrętne - głos przebił się przez zasmarkany nos.
- Wszystko to, co jest potrzebne do przeżycia, nie jest wstrętne - powiedział inny głos, równie szorstki, ale ciepły. - Nigdy nie wiesz kiedy, o jakiej porze i w jakim miejscu będziesz musiał użyć zdobytych tu umiejętności, ale pamiętaj jedno - nic z tego co się uczysz, nie jest na darmo. Pamiętaj. Przyjdzie dzień, że wspomnisz moje słowa i podziękujesz mi. Rozumiesz?
- Tak, tato...
Obraz przeszłości. Obraz prawdy. Obraz historii, która w swej dobroci pozwoliła mu stać się tym, kim był dzisiaj. Kowalem. Teraz ta sama historia żąda od niego, by porzucił swoje zajęcie i na powrót stał się tym kim był wcześniej...
- Krew i łzy... - rzekł. - Pamiętaj. To one wyznaczają zwycięzcę.
- Pot i strach.. - odparł. - To one cechują przegranego. Pamiętam.
To co było stawało się teraz coraz wyraźniejsze. Coraz bardziej widoczne stawało się przesłanie. Tego co było i tego co jest.. I tak musiało się stać. Bo nie da się uciec od historii...
- Dlaczego?
- Bo tak być musi?
- Ale dlaczego?
- Nie mnie sądzić...
Krew na rękach. Zbrukane sumienie szepczące szalone myśli. Ale tylko szepczące. Uwięzione, w niemal pozbawionej moralności, klatce, bezsilne i słabe. Przewiązane łańcuchem wpojonych zasad i braku litości.
Każdy łańcuch ma jednak słabsze ogniwo...
- Nie możesz! Należysz do nas! Słyszysz? Jesteś nasz i póki my nie pozwolimy ci odejść, nigdzie się stąd nie ruszysz. I nie obchodzą mnie twoje wątpliwości, twoje słabości. Nie masz ich. Ubzdurałeś coś sobie. Litość? To słowo jest tak samo obce dla mnie, jak i dla ciebie i nie wypieraj się tego, bo to prawda.
- Ale...
- Co? Spierasz się jeszcze. Daliśmy ci wszystko. Daliśmy ci schronienie, jedzenie, wodę, odziewek. Narzekasz może na wynagrodzenie? Nie wierzę. Nie możesz na nic narzekać. Nie ma takiej możliwości.
- Mimo to chcę odejść. Tak po prostu.
- ...
- Nie bij go więcej i pozwól tu. A ty... zostań.
Czasem zdarza się cud. Pojawia się ktoś komu ufasz i kto chce ci pomóc, choć dla ciebie i dla niego nie jest to łatwe. A ty mu dziękujesz. Błogosławisz go u wszystkich bogów, których znasz i serce łopocze ci w piersi ze szczęścia.
- Ostatni raz?
- Tak. Później jesteś wolny i idziesz dokąd chcesz. Odchodzisz. Zapominamy o tobie, a ty zapominasz o nas.
- Tak po prostu? Jedno zadanie za moją wolność?
- Nikt cię nie zmusza.
- A haczyk?
- W naszym zawodzie nie ma haczyków. Są tylko popełniane błędy i brak umiejętności i przygotowania.
- Przypadek?
- Masz dwa dni na wykonanie zadania. Żegnam.
Czasem człowiek przygotowywany jest całe życie do wykonania jednego, jedynego zadania. I zdarza się, że poza haczykiem, przypadkiem, zbiegiem okoliczności i setką innych przypadków, pojawia się zdrada...
- To on! Łapcie go, zanim ucieknie! Zabijcie go! Wypatroszcie!
- Tam pobiegł. Strzelaj!
- Niech go szlag. Szybki jest, ledwo go musnąłem. Ale juchy trochę straci, pies.
- Mieliśmy go zabić.
- Trudno, ważne że Tar Elb jest bezpieczny.
- Tak, dostaliśmy dobre informacje.
Zdarza się, że człowiek jest tak zdesperowany, że nie patrzy na swój ból i cierpienie, tylko stara się za wszelką cenę zrobić to, co musi. Zdarza się też, że pomaga mu w tym los i roztropność, żeby nigdy nie zostawiać roboty na ostatnią chwilę...
- Kim jesteś?
- Czy to ważne? Widzisz, są w życiu takie momenty kiedy wiesz, że musisz coś zrobić, inaczej nie wybaczysz sobie tego do końca życia. I wtedy jesteś gotów postawić wszystko na jedną kartę, chociaż przeciwnicy mają w ręku spore atuty.
- Przepraszam, ale nie rozumiem.
- Nie musisz. Żegnam.
Bywa, że kiedy uda ci się wykonać zadanie, nagle, wszyscy ci, którzy byli przeciwko tobie, zmieniają swój front. Bywa też, że wy wiesz dlaczego i wcale nie musisz się z tym zgadzać.
- Psie...
- Ja pies? Czołgasz się przede mną na kolanach i skamlesz o litość, choć jeszcze niedawno gryzłeś i szczekałeś. I to mnie nazywasz psem?
- Zabicie mnie nic ci nie da. Poza tym rada nie daruje ci tego i poleci twoja głowa. Takie sprawy pomiędzy członkami gildii powinny być jawnie rozpatrywane, a nie... Zdechniesz. Zdechniesz na mękach jak mnie zabijesz!
- Zapomniałeś o jednym.
- ???
- Nie jestem już członkiem gildii...
Udaje ci się zamknąć pewien rozdział. Wkraczasz w kolejny, ale jednak pewne elementy tego co minęło, wciąż dają o sobie znać i będą wplątane w to co przed tobą...
- Nie szukaj słów. Ja wiem.
- Ja...
- Wybrałeś to, co uważasz, że jest słuszne. Nie mi teraz decydować o tym, czy wybrałeś słusznie. Mam nadzieję, że przyszłość to pokaże.
- Do zobaczenia, ojcze.
- Żegnaj.
Czasem bierzesz słowa za nieistotne i dopiero później przekonujesz się, jaką mają moc. Wtedy jednak zazwyczaj jest już za późno...
Pierwsze promienie słońca wychyliły się zza horyzontu. Mefis siedział nieruchomo i wspominał to, co już nigdy nie powróci. Tymczasem powoli do niego dochodziło, że los znowu sobie z niego zadrwił. Na podjęcie decyzji dano mu dwa dni.
(cdn...)
Autor: Ruichi email:
ruichi@vgry.net
|
|
|
|