|
MIECZ BŁYSKAWIC
I.
Słońce wlewało się przez małe okno do pokoju. Ciemne kąty zostały
oświetlone, a cień uciekł w szczeliny ścian i podłogi. Za oknem piękna
pogoda zachęcała do wyjścia na dwór, a górskie szczyty górowały nad
wioską.
Z domów wychodzili ludzie i podziwiali nieskazitelne niebo. Sevan
zbudził się w jednym z tych domów, zrzucił koc ze swego łóżka i wstał.
Ubrał się i zszedł po schodach na dół. W pokoju na dole stół przygotowany
był do śniadania. Mężczyzna zasiadł przy stole i pożywił się. Posiłek
po nocy, bardzo go umocnił. Bo podczas tej nocy nawiedził go dziwny
sen, kompletnie niezrozumiały. Śniło mu się, że zbudził się w ciemnej
sali. Leżał w niej jakiś czas, gdy nagle z góry uderzył o ziemię piorun.
Błyskawica cały czas uderzała w ziemię, a zarazem rosła. W końcu była
tak szeroka, że mógłby się w niej zmieścić dorosły człowiek. Nagle
grom rozstąpił się u podstawy. A jego odnogi wystrzeliły wzdłuż podłoża
w osiem kierunków. Następnie dotarły do ścian sali i z ogromną szybkością
wdrapały się po nich aż po sam sufit. Dotarły w końcu do miejsca gdzie
błyskawica brała swoje źródło. Zderzyły się z nią, a wtedy po całym
sklepieniu przebiegł fioletowy pierścień rozświetlając całe wnętrze
hali. W miejscu zderzenia gromów, ukazała się dziura, z której wypłynęła
biała kula oślepiając Sevana. Wtedy zbudził się. Przez resztę nocy
rozmyślał nad snem, bowiem nie mógł już usnąć. Podczas śniadania również
się nad tym zastanawiał. W pewnym momencie wstał, podszedł do okna
i odsłonił zasłony. Podobnie uczynił z resztą okien. W tym świetle
można było ujrzeć jego prawdziwe oblicze. Sevan miał długie, brązowe
włosy i czarne oczy. One właśnie były szczególnie przenikliwe, jakby
chciały wyłowić każdą tajemnicę zawartą w człowieku. Ramiona miał
silne i mocne, podobnie nogi. Był silny i szybki. A poza tym był elfem.
Chociaż nie wiedział, że pochodzi z wysokiego rodu. Dawno temu jego
rodzice zginęli. Nie pamiętał nic z tego wydarzenia. Znał je tylko
z opowieści opiekunów. Później zadbał o niego dziadek, który po dziesięciu
latach opieki nad młodym elfem zmarł ze starości. Sevan był już samodzielny
i dorobił się małego majątku. Zamieszkał na uboczu, w wiosce w górach,
wynajął służącą i żył całkiem przyjemnie. Lecz dziś jego wygodne życie
miało się zakończyć. Miał rozpocząć życie wędrowca. Nie wiedział,
jakie będzie ciężkie.
Tymczasem na dworze postać w szarym ubraniu zmierzała do owego domu.
Wyglądała dość dziwnie w pełnym świetle słońca. Podeszła do drzwi
i zapukała trzykrotnie. Elf wiedział, kto to jest, bez zastanowienia
podszedł do drzwi i otworzył je.
- Wejdź - powiedział. Szara postać wsunęła się zostawiając mokre ślady
na podłodze. Zasiadła przy stole.
- Pokrzep się - rzekł z uśmiechem Sevan wskazując na jedzenie i wodę
- pewnie jesteś zmęczony.
- Nie dzięki - odrzekł drugi - zresztą nie po to tu przyszedłem. Zastanowiłeś
się?
- W zasadzie to się zgadzam.
Gość zdjął już szary płaszcz szary płaszcz i można było zobaczyć jak
wygląda. Był to wysoki mężczyzna w czarnych spodniach, brązowej koszuli
i w grubej, skórzanej kamizelce. Pod ubraniem nosił kolczugę, a na
plecach nosił miecz. Miał czarne włosy i lekki zarost, oraz bliznę
na lewym policzku.
- Musimy podjąć decyzję - rzekł brunet - zawiadomiłeś Nirena?
- Tak - odparł wędrowiec - zgodził się z chęcią.
- Świetnie. Dziś wyruszymy. Gdzie będzie Niren?
- Mówił, że będzie w Hasellen, w tawernie "Pod strzałą".
- Doskonale - rzekł Sevan - idź, więc, przygotuj się i przyjdź tu
za dwie godziny.
- Dobra - odrzekł podróżnik
- Mithainie?
- Słucham?
- Weź namiot.
Mithain z uśmiechem na twarzy wziął płaszcz, pożegnał się z przyjacielem,
i wyszedł z domu. Sevan powiedział mu o namiocie, ponieważ parę lat
temu był z Mithainem na obozie w górach. Gdy już mieli spać, stwierdzili
brak namiotu. Nieprzyjemne przygody po tym ich spotkały, więc elf
wolał się ubezpieczyć. Spojrzał na stół. Nie było na nim posiłku.
"Żarłok" - pomyślał, i poszedł na górę się przygotować.
Czekało go przez kilka następnych dni życie tułacza, więc miał zamiar
przygotować się bardzo porządnie.
Dwie godziny były zbyt krótkie tym razem, a czasem ciągną się tak
długo. W każdym razie pośpiech Sevana nic mu nie dał. Znów usłyszał
na dole trzykrotne stukanie do drzwi. Zbiegł po schodach i wpuścił
Mithaina do środka.
- Jesteś gotowy? - Zapytał gość - Nie mamy zbyt wiele czasu...
- Już prawie - odpowiedział elf
- Słyszałem, że w przełęczy stoczyła się lawina. Będziemy musieli
iść inną drogą. Wiesz, którą...
Sevan zaniepokoił się na te słowa. Wiedział, o jakiej drodze mówi
jego towarzysz, lecz wiedział także, że nie jest tam bezpiecznie.
Niestety, nie mieli innego wyboru. Wkrótce wyruszyli. Była godzina
jedenasta, gdy dotarli do wnętrza tunelu, o którym mówił Mithain.
Brunet wyciągnął tarczę. Starą, acz mocną. Weszli do środka. Ciemność,
jaka ich ogarnęła nawet dla elfiego wzroku była za gęsta. Podłoże
było suche, mimo iż była zima i śnieg powinien się tu wsypać i roztopić.
Mithain wziął jakąś pochodnię leżącą na ziemi i podpalił dwoma krzemieniami,
znalezionymi po drodze w górach. Teraz mieli nikłe źródło światła,
ale i tak bardzo im pomogło. W pewnym momencie drogi, ujrzeli przed
sobą schody. Wspięli się po nich. Na górze ujrzeli wrota.
- Te wrota prowadzą do sali Księżyca - rzekł Sevan - Tam niegdyś zaatakowało
nas dwóch trolli, ale byłem wtedy z ojcem i wujem...
- Cicho... - Ozwał się Mithain -Coś słyszałem...
Tym razem obaj to usłyszeli. Krzyk bojowy jakiegoś stworzenia. Kto
wie czy nie ostatni, chociaż to jest możliwe słysząc bitwę za drzwiami.
Oboje otworzyli drzwi kopniakiem z mieczami w rękach. Ujrzeli widok
przedziwny. Elfka napinała łuk w kierunku olbrzymiego pająka, a obok
krasnolud wycinał w pień coraz to nowe grupki orków. Elf podbiegł
od tyłu pająka, a jego towarzysz zaczął pomagać krasnoludowi, którego
szybko poznał. Sevan sprawnie wspiął się na odwłok pająka, i wbił
w nie ostrze miecza. Pająk szarpnął się i zrzucił bruneta ze swego
ciała. Ciepła posoka sączyła się z rany potwora. Łuczniczka skorzystała
z nieuwagi pająka i wystrzeliła strzałę prosto w jego oko. Potwór
upadł na ziemię z głuchym odgłosem. Jeszcze przez chwilę miotały go
drgawki, ale w końcu ustały. Tymczasem krasnolud z niesamowitą maestrią
ruchów wycinał coraz więcej orków. Czarnowłosy człowiek również sobie
nieźle radził. Z czasem wroga zabrakło, więc wszyscy mogli zająć się
swymi sprawami.
Elf wstał i popatrzył na pobojowisko; z pająka sączyła się jeszcze
krew, a orki leżały jeden na drugim. Z tyłu leżał jeszcze martwy troll
nabity strzałami i bez prawej ręki. Grupka wojowników zaczęła rozmowę.
- Nirenie, powiedz mi proszę, jak się tu u licha znalazłeś? - Zapytał
Sevan - przecież...
- ...miałem czekać w Hasellen. Wiem, wiem - odrzekł krasnolud, - Ale
po drodze spotkałem tą panienkę, a jak dotarliśmy do przełęczy okazało
się, że jest zasypana. Wtedy to podążyliśmy tą drogą, i w tej sali
te skurczybyki nas zaatakowały.
- Hm, mieliście szczęście, niewątpliwie - rzekł przyjaciel elfa
- Aha, poznajcie Nessę - odezwał się znów krasnolud, wskazując na
łuczniczkę - spotkałem ją w górach.
- Będziesz podróżować z nami? - Zapytał elf
- Jasne. Bardzo chętnie - odparła
Nessa była niewiele niższa od Sevana. Miała podobnie jak on kasztanowe
włosy i jasną twarz. Jej oczy były bystre, przebiegłe. Ubrana była
w lekkie, jasne ubranie, na plecach nosiła kołczan. Do cholewy buta
miała przytroczony sztylet, a na szyi nosiła naszyjnik z jakimś znakiem
na środku.
Mała drużyna wyszła z sali, wspięła się po schodach i opuściła tunel.
Była godzina szesnasta, gdy dotarli do grodu Hasellen. Tam odnaleźli
tawernę "Pod strzałą". Weszli do środka zamówili kufel piwa
i dwa kieliszki wina. Rozmawiali o swoich sprawach, gdy nagle z drugiego
kąta karczmy dobiegły ich sprośne słowa. Spojrzeli w tamtą stronę.
Dwóch ludzi, pijanych zresztą, kłóciło się w jakiejś sprawie. Jeden
z również nie bardzo trzeźwych ludzi uspokajał ich. Na nic się zdały
jego starania. Jeden z awanturników porwał stołek i zamachnął się
z całej siły na drugiego. Nie trafił, ale stołek wypadł mu z rąk i
poleciał w stronę jakiejś zakapturzonej postaci sączącej wino ze szklanki.
Człowiek pod kapturem, mruknął coś pod nosem, wyciągnął rękę w stronę
rzuconego przedmiotu zatrzymując go. Po chwili jednak krzesełko upadło
na podłogę. Wszystko to działo się tak szybko, że mało kto dostrzegł,
co się stało w ciągu tych ostatnich dwóch sekund. Sevan, Mithain,
Niren i Nessa, wstali, wynajęli u karczmarza cztery pokoje, i poszli
udać się na spoczynek. Zanim weszli po schodach na górę, zobaczyli
jeszcze jak tajemnicza postać w kapturze wstała, i udała się za nimi
do ich pokoju.
- Czego waćpan chcesz? - Zaczął krasnolud grubiańsko
- Pragnę waszej pomocy - rzekł nieznajomy głosem nadzwyczaj spokojnym,
- dokąd podróżujecie?
- Idziemy na wschód do Janohaave - rzekł elf - celu podróży nie wyjawię.
Nie mam do ciebie jeszcze zaufania.
- Nie dziwię się. Ale ja mogę wam wyjawić mój cel. Otóż jak wieść
niesie na południe stąd, znajduje się krypta, pełna jak zwykle liszów,
mumii, zombiech i szkieletów. Poszukuję kogoś takiego jak wy do oczyszczenia
tego grobowca. Później udam się z wami do Jaanohave. Przyda wam się
pomoc magiczna? - Zapytał zakapturzony
- Musimy o tym porozmawiać - powiedział elf - daj nam czas do ranka
- Dobrze - odparł mag
- Ale wcześniej ukaż swą twarz i wyjaw swe imię, bo z chodzącą tajemnicą
łazić po grobach nie będę! - Wtrącił się krasnolud
- Hm...
Nieznajomy zrzucił płaszcz i przedstawił się
- Nazywam się Mytherain
Po zrzuceniu płaszcza, mag wyglądał wspaniale. Nosił drogie szaty,
za pasem miecz. Na plecach tarcza, a jego włosy, jasne i błyszczące
opadały mu na twarz. Sięgały mu one do ramion. Miał długą brodę i
wąsy. Jego oczy lśniły błękitem a twarz była dobroduszna i wesoła.
Czarodziej wyszedł z pokoju zabierając płaszcz i życząc dobrej nocy.
Drużyna rozeszła się do pokoi i wkrótce usnęła na miękkich łożach.
Rankiem wszyscy wyspani zeszli na śniadanie. Tam naradzili się, co
do czarodzieja i wszyscy się zgodzili prócz Nirena. Wkrótce Mytherain
zszedł na dół i zjadł śniadanie. Powiedzieli mu o wyniku narady. On
ucieszył się bardzo a wkrótce taka drużyna ruszyła do Janohaave.
Autor: Denethor
email: Namiestnik_gondoru@op.pl
|
|
|
|