Z ARCHIWUM TRPG(*)

 

  Część szósta: Home, sweet home

 

  Zwiewiórkiewicz zły wchodził po schodach do wieży. Uejva obiecała, że nie wejdzie do środka, że poczeka, a jednak wlazła. W końcu doszedł na szczyt schodów, gdzie zza drzwi dobiegły go piski i dźwięk bitego szkła. Szybkim ruchem wyciągnął zza pazuchy swój łom i wparował do pomieszczenia. To, co zobaczył, nie zdziwiło go, chociaż sądząc po odgłosach spodziewał się zobaczyć coś innego.

Naprzeciwko wejścia, przy stole, siedział starzec wycierający ręcznikiem kota. Kot był umazany owsianką. Obok resztki jadła z podłogi wycierała Uejva. Na widok Andrieja uśmiechnęła się.
- Może chcesz owsianki? Oczywiście nie tej z podłogi, ta jest moja.
- Miło mi pana poznać - odezwał się starzec pokazując w uśmiechu szczękę, w której brakowało trzech przednich zębów. - Jestem Xajarle, mag. Wiem, że mnie szukaliście, wiem, dlaczego mnie szukaliście i wiem, że na pewno nie dostaniesz podwyżki.
Andriej skrzywił wargi w u śmiechu.
- A ja wiem, że nie masz zębów.
- O zęby pytaj jej... I rada na przyszłość: nie zamieniaj kotów w jednorożce, bo kobiety się wściekają.
Agent odruchowo spojrzał na dziewczynę, która z nienawiścią w oczach celowała w kota widelcem. Kot dla odmiany, patrzył na Zwiewiórkiewicza z miłością. Chyba polubił agenta od pierwszego wejrzenia.
- Możemy zaczynać? - odezwał się niespodziewanie mag. - Mamy kilka rzeczy do omówienia.

 

 

***

 

Agent Zwiewiórkiewicz i agentka Flaak szli dziarskim krokiem w kierunku groty, którą zaznaczył im na mapie mieszkający w wieży starzec. Andriej zastanawiał się, co miał na myśli Xajarle mówiąc, że nie będzie tłumaczył jak działa Lew Attywa, bo gdy tylko go znajdą, będą wiedzieli co z nim zrobić. Uejva, dla osmiany, zastanawiała się, jak daleko stąd znajduje się sławna na całą Everanię farma jednorożców, o której wspomniał mimochodem Xajarle. Zatopieni we własnych myślach agenci TRPG powoli zbliżali się do jaskini, w której ukryty był Lew Attywa.

 

 

***

 

Przy wejściu do jaskini stała drewniana budka, w której siedziało dziwne, włochate, dwugłowe coś. Gdy zobaczyło agentów, jedna z głów uśmiechnęła się niemiło, a druga nie zwróciła na nich uwagi zajęta studiowaniem rycin przedstawiających ludzi płci obojga w różnych niedwuznacznych sytuacjach.
- Cześć, jestem Kris - odparł stwór. - Należę do OWF.
- OWF? A co to takiego? - zapytała Uejva.
- Organizacja Włochatych Facetów - stwór wypiął dumnie pierś pokazując swoje owłosienie i odznakę organizacji.
- To ciekawe, a wpuścisz nas do środka? - zapytał Zwiewiórkiewicz oglądając uważnie duże wrota prowadzące do jaskini. W tym czasie Agentka Flaak zaciekawiona patrzyła na neon migający nad wejściem. Napis głosił Lew Attywa.
- Nie - istota z dwiema głowami ułożyła się wygodnie na stołku. Otworzyła dwie puszki piwa - jedną dla siebie, drugą też dla siebie - położyła nogi na blacie biurka, przy którym siedziała i spojrzała na agenta. - Chcesz czegoś jeszcze?
- Tak, chciałbym wejść do środka - agent wyjął łom i patrzył na stwora mierząc wzrokiem raz jedną, raz drugą jego twarz.

W tak zwanym międzyczasie Uejva znalazła sobie odpowiedniej długości kij i stukała nim w neon w celu... Stukała w neon tak właściwie bez celu, zastanawiając się, czy wybuchnie. Po chwili znudziła się i niecierpliwie zaczęła spoglądać jak przebiega rozmowa Andrieja z Krisem.
- Myslisz, że mnie zastraszysz tym łomem? - członek OWF parsknął śmiechem.
- Nie mam najmniejszego zamiaru cię zastraszyć.
- Ej, Andriej, pośpiesz się! Nie chce mi się tutaj stać już!
Agent westchnął.
- Znajdź sobie jakieś zajęcie! A ty... Na czym skończyliśmy?

Wzrok Uejvy przykuł nieduży kamień. Był szary, wielkości jej pięści, przyciągał wzrok i aż prosił się, aby go podnieść... I rzucić...
- Słuchaj dziwaku - Kris miał już dość jegomościa w prochowcu - daj mi spokój. Nie wejdziesz do środka, ani ty, ani ona. A jeśli myślisz, że jednak wam się to uda, to się grubo mylisz.

"Weź mnie... Weź mnie" - kusił kamień - "te litery aż się proszą o bliskie spotkanie ze mną..." Uejva przełknęła ślinę. Wahała się chwilę, ale w końcu jej twarzy pojawił się szelmowski usmiech.

Dwugłowy wyjął dużyy miecz, który chował pod biurkiem i ruszył w stronę Zwiewiórkiewicza. Agent zgarnął z czoła loczki i patrzył złowrogo na dziwoląga. Nagle obaj usłyszeli brzęk i ujrzeli snop iskier.
- Co żeś zrobiła głupia dziewucho! - obie głowy zwróciły się w stronę agentki, która rozbila neon kamienień, a teraz stała zdezorientowana. Korzystając z okazji, agent zamachnął się łomem i szybkimi ciosami ogłuszył Krisa. Na koniec jeszcze Uejva kopnęła go kilka razy aby poprawić sobie humor, mrucząc pod nosem, że nie jest głupia. Na koniec zamknęli ogłuszone paskudztwo w jego budce i weszli do jaskini.

 

 

***

 

W środku było ciemno. Zwiewiórkiewicz szedł przodem oświetlając sobie drogę latarką. Z tyłu, tuż za nim, wlokła się agentka narzekając ciągle, że nic nie widzi. Andriej po raz kolejny zaczął się zastanawiać, dlaczego ktoś taki jak ona w ogóle przeszedł przez terning dla przyszłych agentów. W końcu doszli do wielkiej sali, na środku której stał podest oświetlany przez snop światła nieznanego pochodzenia. Z nieznanych źródeł dochodziły do nich dźwięki cyrkowej muzyki. Na podeście coś błyszczało.
- Znaleźliśmy Lwa Attywę! Znaleźliśmy Lwa Attywę! Zaraz wrócimy do domu! - zaczęła się cieszyć Uejwa, ale po chwili mina jej zrzedła. - A ja nawet nie zdążyłam zobaczyć prawdziwego jednorożca...
- Cicho tam z tyłu - odparł Zwiewiórkiewicz i ruszył ostrożnie w stronę podestu. Dotarłszy w końcu do celu, zamarł i zaczął kląć paskudnie.
- Flaak, chodź no zobacz jak wygląda Lew Attywa - wycedził po chwili.
Dziewczyna podeszła do niego, przyjrzała się uważnie artefaktowi i zaczęła zanosić się śmiechem.
- Buehehehehe... Lew Attywa to zwykła gruszka do lewatywy! Beueueue!
- Śmiej się, śmiej... Nie pamiętasz już, jak wrócimy do domu? Trzeba tego użyć.
- Dobra, ty pierwszy.
- Panie mają pierwszeństwo.
- Ale ja tu zostaję.
- Co?
- Nic, nie umiem tego obsługiwać, musisz mi pokazać.
Zwiewiórkiewicz popatrzył nieufnie na Uejvę i zaczął tłumaczyć.
- No więc wypinasz się, wkładasz tą gruszkę do... no wiesz... i.. eee... To ty nie wiesz na czym polega lewatywa?
- Wiem, wiem, ale muszę sobie zapisać - dziewczyna wyjęła z kieszeni kawałek papieru i zaczęła pisać. - Ja się odwrócę, a ty rób lewatywkę.
Agent prychnął, zamknął oczy i nacisnął gruszkę. Nie poczuł nic w tylnych częściach swego ciała, tylko jakiś świst w uszach i gdy otworzył oczy, zorientował się, że stoi w szafie.

 Uejva nawet nie zauważyła, że Andriej zniknął. Gdy się odwróciła, jego już nie było. Na podłodze leżał tylko Lew Attywa.
- No to jazda - mruknęła i użyła gruchy.

 

 

***

 


- Wrócą? - zapytał Ściemniacz. - Nie chciałbym stracić naszych najlepszych agentów... Don Torpedos nadzieje mnie na poroże jak się dowie...
- Jeżeli ten Lew ma taką moc, jak to wynika z tych notatek, to przy jego pomocy jakoś wrócą... Powinni w każdym razie.
- No ale nie trzeba było ich siłą...
- Gdybym im powiedziała, że nie wiem jak ich ściągnąć z powrotem, nie zgodziliby się. A my musimy dostać ten artefakt. Zresztą, są najlepsi, a to zobowiązuje. Chodźmy na kawę. I niech ktoś zabierze tę szafę, przez jakiś czas nikt do niej nie wejdzie.
- I nie wyjdzie... - mruknął Sekretarz wychodząc z pokoju. Nagle się odwrócił. W szafie coś zaszurało i wypadł z niej agent Zwiewiórkiewicz.
- Co jest? Jakim cudem? - Ajsiru nie wierzyła własnym oczom.
- Misja wykonana - oznajmił ponuro Andriej. - Znaleźliśmy Lwa Attywę, sprawdziliśmy czy działa i jesteśmy z powrotem.
- Jesteśmy? - zapytał Ściemniacz zaglądając do szafy. - A panna Flaak gdzie?
- Zaraz powinna wrócić.
Jak na zawołanie w szafie błysnęło. Jednak Uejvy nigdzie nie było. Na podłodze leżał tylko pognieciony skrawek papieru.
- "Drogi Andrieju - czytała Ajsiru, któa podniosła papier z ziemi - przekaż wszystkim, że ja tu zostaję. Muszę zobaczyć tę farmę jednorożców, o któej wspominał Xajarle. Pozdrów pana Ściemniacza i Don Torpedosa. Papatki, Uejva."
- Jaką farmę? - zapytał zdezorientowany Ściemniacz.
- A czy to ważne? - ucieszył się Zwiewiórkiewicz. - Przynajmniej bez niej jesteśmy bezpieczni!
"Czego nie można powiedzieć o mieszkańcach Everanii" pomyślał, ale zaraz odpędził od siebie tę myśl.

 

 

***

 

Don Torpedos siedział przy biurku słuchając raportu Zwiewiórkiewicza. Był wielce niepocieszony z dwóch powodów: po pierwsze, Lwa Attywę można było użyć raz na 50 lat, a czas w Everanii płynął kapkę inaczej - raz szybciej, raz wolniej i wręcz niemożliwe było ustalenie, kiedy będzie można znów go użyć. Po drugie stracił jednego ze swoich ludzi, co nie zdażyło się nigdy wcześniej. Uejva została uznana za zaginioną w akcji, co okryło chańbą Andrieja, który za karę miał wyruszyć na "specjalną misję" na Syberii.

Gdy zdegradowany agent już miał opuścić gabinet swojego przełożonego, coś błysnęło i na blacie biurka pojawiła się Uejva. Była cała usmalona i pokryta sadzą. Gdy zorientowała się, gdzie jest, obdarzyła wszystkich słowiańskim uśmiechem.
- Witajcie!
- Co ty tu robisz? - zapytał inteligentnie Zwiewiórkiewicz. - A co z twoimi jednorożcami?
- Jednorożce to głupie zwierzaki, uciekały wszystkie przede mną...
- Ciekawe czemu... - powiedział do siebie Don Torpedos uśmiechając się zbereźnie. - Ekhm... Jak to się stało, agentko Flaak, że wróciłaś?
- Em.. tego... - dziewczyna się zmieszała i spuściła wzrok.- To było niechcący...
- Co żeś zrobiła?!? - przeraził się Zwiewiórkiewicz.
- Nic... Znaczy się... No to niechcący było... Je naprawdę... To samo wybuchło...
- Co wybuchło?!? - teraz dla odmiany przeraził się Don Torpedos. - Wszystko...

Zwiewiórkiewicz zemdlał, a szef TRPG osłupiał całkowicie. Dziewczyna poprawiła włosy, uśmiechnęła się zalotnie do CzWP(**) i wyszła z pokoju. Po chwili do uszu Don Torpedosa dotarł krótki pisk i łomot. Na korytarzu, tuż za zakretem, były schody...

 
 
 
(*) - Tajna Radziecka Partia Grzybiarzy ;D
(**) - Człowiek z Wieeelkim Porożem ;D

 

 

 

 

 

Autor: Falka

email: kate33@wp.pl