|
Z ARCHIWUM TRPG(*)
Część piąta: Owca w wielkim mieście.
Ostatnie dni do najmilszych nie
należały. Dwójka agentów podróżowała w ciszy. Zwiewiórkiewicz
jak zawsze małomówny, był tym razem - jak nigdy - w całkiem
dobrym humorze, gdyż żadne zwierzaki nie szły jego śladem. Uejva
milczała ze zmęczenia. W końcu nikt nie może mówić i chichotać
bez przerwy. Nawet najbardziej wygadani w końcu się męczą.
Gdy oczom podróżnych ukazały się bramy Glaradii, stolicy
Everanii, przestało padać.
- Jak na złość - mruknął Andriej wyciskając wodę z mokrych
włosów. - W końcu miejsce, gdzie można się schować przed
deszczem, a akurat przestało padać...
- Eee tam, narzekasz - odparła wesoło Uejva kręcąc gwałtownie
głową na boki i rozbryzgując wodę z mokrej czupryny. - Nie ma
przecież nic lepszego niż ciepły wiosenny deszczyk.
- No fakt. Ale chciałbym zauważyć, że to nie był ciepły wiosenny
deszczyk. To była zimna jesienna ulewa trwająca cały dzień,
rozpoczęta gradobiciem, które zmieniło się w burzę z piorunami!
***
Pierwszą rzeczą, na jaką natknęli się w mieście, były stragany
wędrownych kupców i miejscowych sprzedawców oraz namioty
kuglarzy i ludzi prezentujących różne dziwadła. Panował okropny
harmider. Handlarze przekrzykiwali się nawzajem, hałasując
niemiłosiernie i zachwalając głośno swoje dobra i usługi. Agenta
Z denerwowało to wszystko i jak najszybciej chciał wydostać się
z tłumu. Agentka Flaak wprost przeciwnie - z ciekawością
oglądała stragany i zaglądała do namiotów ciągnąc za sobą
Zwiewiórkiewicza, którego powoli zaczynała zalewać krew.
Wszystkie krzyki zlewały sie w jedną wielką papkę, z której od
czasu do czasu dało się wyróżnić poszczególne zdania.
- Czarne żarówki firmy Darky&bLE! Za jedyne 6,66!
- Yoghurty Danona od Dagona!
- Żywy kameleon! Przybiera nawet kolor kwiecistej chusty!
- Skóry dzików i jeleni! Lśniące poroża!
- Bazyliszki! Wypchane bazyle zupełnie jak żywe!
Agenci mijali kolorowe namioty, w których zobaczyć można było
takie atrakcje jak "13latki! 13latki tańczące tańce egzotyczne!"
czy też "Jedyne w swoim rodzaju klony - JaQ i jaQb!" oraz wiele
innych osobliwości, w tym smoka-narkomana ciągle palącego
trawkę, który chętnie dzielił się jointami ze wszystkimi, którzy
nie bali sie do niego podejść.
W pewnym momencie Uejva zatrzymała się przed dużym namiotem, z
którego nie dochodziły żadne okrzyki. Nie było też żadnego
afiszu, tylko obrazek przedstawiający jednorożca.
- Andriej! Wejdźmy do środka!
- Pogięło cię?
- Muuuusimy wejść do środka!
- Musimy znaleźć maga Xajarle i Lwa Attywę, a nie...
- Proooooszę! Tak bardzo, bardzo ładnie.
- Nie mamy czasu, przecież wiesz.
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Odwróciła się tyłem do
Zwiewiorkiewicza i zaczęła głośno pociągać nosem.
- Ej, tylko nie płacz... No dobrze już, dobrze... Ale pamiętaj:
niczego nie dotykaj.
- Dzieeeeki! - zawołała wesoło Uejva. - Wiedziałam, że się
zgodzisz!
- Znowu mnie nabrała - mruknął do siebie Zwiewiórkiewicz, po
czym wszedł do namiotu za agentką.
W środku jednak nie było jednorożca. Przynajmniej żywego. To, co
zobaczyli, było ostatnią rzeczą, jakiej mogli się spodziewać.
Wszędzie stały białe stoliki i krzesełka oraz nieduże
odpowiednio przystrojone drewniane koniki imitujące jednorożce,
za barem bogato ustrojonym kwiatami stał mężczyzna w białej
peruce i uśmiechał się sztucznie, a pomiędzy tym wszystkim
przemykały zgrabne kelnerki w białych ciuszkach i ze sztucznymi
rogami przymocowanymi do opasek na czołach. Andriej rozglądał
się zdegustowany, a Uejva była wniebowzięta. Wtem podbiegł do
nich właściciel lokalu, jegomość ze sztucznym i nieszczerym
uśmieszkiem.
- Witajcie w kawiarni "Jednorożec" - rzekł nie przestając się
uśmiechać. - Mają państwo szczęście! Przygotowaliśmy specjalną
nagrodę dla naszego setnego gościa! Kto z państwa wszedł
pierwszy?
- Ja... - odparła niepewnie agentka.
- A więc to pan jest naszym klientem nr 100! Proszę za mną! -
ucieszył się mężczyzna o sztucznym uśmiechu i zaczął ciągnąć za
sobą Andrieja, któremu jedna z kelnerek już zdążyła założyć
wieniec z kwiatów na szyję.
Uejva stała w szoku patrząc, jak wyprowadzają Zwiewiórkiewicza
do osobnego namiotu. Najpierw jej oczy zrobiły się wielkie jak
spodki ze zdumienia, ale po chwili wróciły do normalnych
rozmiarów, aby następnie przybrać kształt wąskich szparek.
Dziewczyna zaczerwieniła się z zazdrości, zacisnęła pięści i
już, już miała pobiec za nimi, ale odwróciła się na pięcie i
wyszła z namiotu mamrocząc coś pod nosem.
W tym czasie agent Z został zaprowadzony do namiotu dla
specjalnych gości i uraczony wyszukanymi potrawami na koszt
firmy. Wprawdzie irytowały go wszechobecne kwiatki i sztuczne
jednorożce wielkości kota, ale doszedł do wniosku, że skoro
dają, to nie będzie narzekał i zje. Po godzinie przypomniał
sobie o Uejvie. Wstał od stołu i szybkim krokiem udał się do
głównej sali. Tak jak przypuszczał, dziewczyny nie było. Zapytał
kelnerki, czy jej nie widziała. Miła brunetka odparła, że
blondynka, o którą pyta, wyszła jakiś czas temu. Zwiewiórkiewicz
przeraził się jeszcze bardziej niż wtedy, gdy agentkę porwała
Banda Zboków - teraz poszła gdzieś sama i mogła zaszkodzić
komukolwiek, a nie tylko bandytom. Podziękował właścicielowi za
gościnę i wyszedł. Rozejrzał się bezradnie. Uejva mogła być
wszędzie.
***
Starzec zakaszlał. Wytarł nos i zakaszlał znowu. Tym razem opluł
szklana kulę. Wytarł ja rękawem i postanowił z nudów pozaglądać
w szklane kule miejscowych wróżek i wróżbitów. Wprawdzie nie
widział tego, co widzieli w nich wszelakiej płci wróżbiarze, ale
widział za to twarze ich klientek i to było najlepsze w tej
zabawie. Kobiety najczęściej robiły tak śmiesznie zdumione i
zaciekawione miny, że podglądacz nie mógł się powstrzymać i
głośno rechotał. Na szczęście nikt tego nie słyszał, gdyż
mieszkał sam w opuszczonej wieży. Tym razem było tak samo, śmiał
się głośno, coraz głośniej z każdą kolejną kulą, którą
podglądał. Aż nagle zamarł.
- Nie może być... - wyszeptał i pobiegł po zakurzoną księgę
potykając sie po drodze o swojego kota.
***
Panna Flaak wyszła od wróżki niezadowolona. Okazało się, że
wróżka Gokrija to wcale nie jest kobieta, a mężczyzna podający
się za kobietę. Jakby tego było mało, kazał Uejvie zwracać się
do siebie per "mamo". Nazywał się Gorky, ale uparł się, że jest
dumnym przedstawicielem płci pięknej, więc Uejva musiała ustąpić
i postanowiła nawet w myślach uważać go za miłą straszą panią.
"Starucha" przepowiedziała jej, że założy rodzinę i wraz z
czwórką dzieci osiądzie na wsi, aby uprawiać w spokoju rzepę.
Miała problemy z ustaleniem tożsamości przyszłego męża. Gdy
Uejva odmówiła zapłaty za nie satysfakcjonującą ją przepowiednię,
wróżka o trudnej do określenia płci pocieszyła ją, że to nie
musi się sprawdzić, bo wszystko zależy od wyboru, jakiego dokona
w najbliższej przyszłości.
Teraz Flaak stała na ulicy zastanawiając się, gdzie pójść.
Ciągle była zła na Andrieja, że to nie ona została specjalnym
gościem w takiej miłej kawiarni. Po chwili wahania ruszyła w
lewo ciągle rozpamiętując wróżbę Gorky'ego.
- Takie coś to i ja potrafię przepowiedzieć - mruczała pod
nosem. - Na przykład: będę miała hodowlę jednorożców, ale to się
nie musi sprawdzić, bo zależy do mojego wyboru. Phi, straciłam
tylko czas...
Nagle, wiedziona jakimś przeczuciem, odwróciła się szybko.
Zobaczyła, że za rogiem znikło coś białego. Ciekawość była
silniejsza od ostrożności, której Uejva nie miała zbyt dużo -
dziewczyna udała się w tamtą stronę. Jednak nic nie znalazła.
Znowu jednak zauważyła kątem oka coś białego w oddali. Coś, co
skryło się za kolejnym zakrętem. Nie namyślając się długo, ba!
nie namyślając się wcale, pobiegła w tamtym kierunku, oddalając
się od centrum miasta coraz bardziej.
***
Zwiewiórkiewicz był zły. Zamiast szukać maga Xajarla, szukał
Uejvy. Najbardziej denerwowało go to, że nie mógł jej niegdzie
znaleźć i nie miał pomysłu, gdzie może jej szukać. Pytał
przechodniów o blondynkę z szalikiem do ziemi, ale nikt jej nie
widział. Zaczynał się martwić, co też go denerwowało. Uejva
irytowała go mocno ostatnio, więc powinien się cieszyć, że nie
ma jej w pobliżu. Jednak tak nie było. W końcu pracowali razem
już od kilku lat, czuł się odpowiedzialny. I ta odpowiedzialność
denerwowała go najbardziej. Nie dość, że musiał być
odpowiedzialny za samego siebie, to jeszcze musiał odpowiadać za
najbardziej nieodpowiedzialną osobę jaką znał. A jakby tego było
mało, jakiś bezdomny pies ciągle biegał jego śladem śliniąc się
niepokojąco.
***
Agentka UF zgubiła się w gąszczu uliczek, jednak nie przejęła
się tym. Rzadko się czymkolwiek przejmowała. Dziwna biała rzecz
przestała się pokazywać, więc dziewczyna szła sobie przed
siebie. Gdy skręciła w kolejną uliczkę, zamarła. Kilka kroków
przed nią stał jednorożec. Pokiwał głową, zarżał i powoli się
oddalił. Gdy zobaczył, że dziewczyna stoi, zawrócił, znów zarżał
i ruszył w swoją stronę. Uejva uśmiechnęła się i zrobiła
najgłupszą, najbardziej oczywistą i najprostszą do przewidzenia
rzecz - poszła za stworzeniem.
***
Andriej usiadł zrezygnowany na studni. Słońce chyliło się ku
zachodowi, a on nie wiedział co robić. Patrzył tępo przed
siebie, na szczyt wieży wystającej ponad budynkami.
- Wygląda jak maszt - mruknął do siebie. - Jak jakiś nadajnik...
Nadajnik radiowy... Radio... Radio!
***
Jednorożec znów zniknął za kolejnym zakrętem. To zaczynało być
denerwujące. Nawet nie było jak go pogłaskać, bo ciągle trzymał
się kilka metrów z przodu i nie dawał się dogonić. Skręciła za
rogatym konikiem i niespodziewanie usłyszała Zwiewiórkiewicza.
- Uejva! Gdzie jesteś?! Odbiór!
Szybko przeszukała kieszenie płaszczyka, aby znaleźć
krótkofalówkę. Złość na agenta minęła, od kiedy zaczęła
denerwować się na jednorożca, toteż odezwała się wesoło.
- Cześć Andriej! Gdzie jesteś?
- Pytanie powinno brzmieć: gdzie TY jesteś. Pół dnia cię szukam!
- A byłam u wróżki, a później szłam za takim fajnym
jednorożcem...
- Za czym?!?
- ... a teraz stoję pod taką wysoką i chudą wieżą, a ten
jednorożec czeka na mnie w drzwiach.
- Nie wchodź do środka, zaraz tam będę!
- Oki, pa.
Uejva wyłączyła krótkofalówkę, schowała ją do kieszeni i weszła
do wieży.
(*) - Tajna Radziecka Partia Grzybiarzy ;D
Autor: Falka
|
|
|
|