|
WŁADCY NOTATNIKÓW
Masz babo placek, czyli niespłacone długi.
Eqino obudził się w ciepłym miejscu z olbrzymim bólem głowy. Nagle stwierdził trzeźwo, źe skoro czuje ból, to znaczy, źe źyje. Otworzył zmęczone oczy i zobaczył znajomą twarz kanciarza i iluzjonisty.
- GhanD!
- Tak, to ja młody przyjacielu - powiedział starzec. - Było z tobą kiepsko, najlepsi znachorzy Valkirii nie dawali rady. Sir Torpeda zaproponował nawet wiercenie czaszki. Na szczęście znaleźliśmy lepsze rozwiązanie...
- Jakie?
- Twój towarzysz, Bazyl, jest odporny na wszelkie rodzaje wirusów i trucizn. Zaaplikowaliśmy mu wąglika i wszeszczepiliśmy jego szpik kostny tobie.
- Będę musiał mu bardzo podziękować.
- Niestety, jeszcze się nie obudził - GhanD pokazał na swój złamany, źelazny kostur. - Musisz jak na razie wypoczywać, za dwie godziny odbędzie się narada co zrobić z notatnikiem.
Po dwóch tak nudnych godzinach, źe trzeba było je pominąć, rada składająca się z pięciu przedstawicieli kaźdej rasy powoli rozkręcała się w ogrodach hippisów. Na wielkim tronie siedział Sir Torpeda, jeden z władców tej krainy.
Eqi z zadowoleniem zobaczył swych towarzyszy: Longiego, Everanta, Gwintora i
Lunili. Zobaczył nawet dawnego kumpla, krasnoluda Baro. Byli też tam
królowie z królestw o dziwnych nazwach. Bazyla nigdzie nie było. Drzwi ogrodów otworzyły się i weszła dwójka elfów. Jednocześnie szurali butami, jednocześnie dyszeli i jednocześnie przepraszali za korki na głównej.
- Kto to? - spytał Eqi GhanDa.
- To Lorien i Zieziór, Elfy Godne - odpowiedział pytany. - Mają małe problemy z osobowością. Myślą, źe są jednym i...
- Bo jesteśmy jednym - odpowiedziały elfy idealnym chórem.
- Czy moźemy zaczynać? - spytał dostojnie Sir Torpeda. - O osiemnastej mam fryzjera i...
- NIE BEZE MNIE! - usłyszeli krzyk zza bramy.
Do ogrodu medytacji wpadła dziwna kobieta ubrana w strój w biało-czarne paski z numerem więziennym. Na rękach nosiła kajdany.
- Witamy szanowną Falkę - powiedział Torp. - Siadaj i nie przeszkadzaj! Widać więzienie Stanowe to dla ciebie za mało.
Falka uśmiechnęła się, zapewne myślała, źe to komplement. Torp chrząknął.
- A więc, współ-mieszkańcy Valkirii, stoimy przed pewnym problemem. Otóź domniemamy, źe Jedyny Notatnik został odnaleziony.
- Iiii...? - spytał krasnolud Baro.
- No cóź... Naleźał do Smugglera - odpowiedział.
Na dźwięk tego imienia Baro zakrztusił się lemoniadą. Miejsce, gdzie byli, zakrył na chwilę cień przelatującego sterowca.
- Tak, Smugglera - nawijał Torp. - Sądzimy równieź, źe jeśli odzyska
Notatnik, czasy mroku i średniowiecza powrócą.
- Skąd wiadomo, źe to Jedyny Notatnik? - spytał jeden z ludzkich królów.
- Jest wiele symboli, jakie moźe odczytać mędrzec, Jarlu z
Polanek Lorien - wtrącił GhanD. - Eqi, notatnik!
Eqino posłusznie oddał notatnik czarodziejowi. GhanD uniósł go tak, by wszyscy widzieli.
- Jest tu logo Mordowni, tytanowa okładka, numery top modelek i inskrypcja: ”Jeśli znaleziony, zadzwoń pod (0 71) 3436167 i poproś Smugglera”
- W TAKIM RAZIE TRZEBA GO ZNISZCZYĆ!! - zawołał Baro wyciągając topór.
Zadał zamaszysty cios. Jednak w momencie zetknięcia notatnik błysnął, topór rozpadł się na kawałki, a Baro wylądował w fontannie 5 metrów dalej.
- To nie takie proste Baro, potomku Duriana Któregośtam - Sir Torpeda jako jedyny zachowywał powagę. - Notatnik trzeba wywalić do Odchłani Chaosu, którą inteligentni autorzy postawili pośrodku Mordowni.
- Musimy znaleźć kogoś, kto zaniesie go do Mordowni - powiedział GhanD. - Ale kto się podejmie?
- My moźemy - stwierdzili Lorien i Zieziór.
- Prędzej mnie fryzjer dorwie, niź zobaczę Notatnik w rękach elfa! - wrzasnął Baro wypluwając wodę.
- Coś powiedział kmiotku? - zapytała Luinil.
Wybuchła wrzawa. Zebrani przekrzykiwali się nawzajem, doszło do rękoczynów. GhanD uniósł oczy ku niebu, a Torp załamał ręce nad głupotą kolegów z wolnych plemion. Jedynym, który nie przyłączył się do mordobicia, był Equinoxe. Popatrzył na notatnik i zrozumiał, źe cokolwiek by nie zrobił, i tak zostanie Frajerem Roku. Postanowił uprzedzić fakty. Wstał i powiedział głośno:
- Ja poniosę Notatnik, chociaź nie znam drogi!
Wrzawa natychmiast uspokoiła się. Baro przestał walić głową jakiegoś elfa o drzewo. Lorien i Zieziór przestali robić „Double team up technik” Everantowi, a Falka przestała dusić Luinil łańcuchem od kajdanek.
- Ja cię poprowadzę, chociaź równieź jej nie znam - odpowiedział GhanD.
- To wielkie wyzwanie - rzekł Sir Torpeda - posyłamy Cię na pewną śmierć, ale to nic.
Longinus wstał i powiedział:
- Skoro ma umierać, niech nie umiera samotnie - tu podniósł swojego baseballa - masz mój kij!
- I moja snajperkę - powiedziała Lorien.
- I moje ingramy - dodał Zieziór.
- I mój topór! - podsumował Baro.
- Świetnie - ucieszył się Torp - od teraz jesteście "Parszy... tfu! "Druźyną Torpeda". Dołączy do was Everant, Gwintor,
Jarl i Falka.
- A Bazyl? - spytał Longi.
- Jeszcze kuruje pęknięta czaszkę, - tu wymownie spojrzał na czarodzieja - macie moje błogosławieństwo. Equinoxe, ho no tutaj.
Eqi posłusznie podszedł do tronu.
- Twoja misja jest beznadziejna.
- Wiem - odpowiedział.
- Musisz był twardy!
- No... będę.
- Jak bulterier!
- Będę.
- Jak wściekły byk!
- Będę!
- Jak Lezli Nilsen w Nagiej Broni!
- BĘDĘ!
- No, to wynocha i z Notatnikiem nie wracaj!
Na polanę weszła Falka, która korzystając z okazji zmieniła mundurek na strój komandosa. Była cała obwieszona uzbrojeniem,
miała CKMy, pistolety, noźe i granaty. Zrobiła krok do przodu... i padła na ziemię rozsypując naboje.
- Myślę - rzekł Sir Torpeda - źe wystarczy ci to - podał jej okrągły futerał.
- PATELNIA??!!
- Tak, naleźało do siostry stryja brata twojej sprzątaczki - wyjaśnił - jest cały pokryty runami. Został wyprodukowany przez Telemangoczyków. Smaźone na nim potrawy nigdy nie przywierają do powierzchni, a w walce zadaje 4k6 + 3Sił obraźeń.
- Dzięki!
- Oby ci dobrze słuźyła... A teraz: DRUŻYNA WYMARSZ!
- Poczekaj... – zaczął Jarl, – a co z Darkim? Jest wielkim mędrcem, może nam
pomoc.
- Darki zdradził nas. Pragnie Notatnika dla siebie by zawładnąć światem –
odpowiedział GhanD wyraźnie przybity
- Skąd wiesz?
- Powiedział mi.
***
- Pragnę Notatnika dla siebie, by móc zawładnąć światem – powiedział chrapliwie Darki tego dnia, kiedy GhanD odwiedził Legoland.
- Jesteś obłąkany – stwierdził GhanD.
- Nie, jestem realistą. Pomyśl tylko – położył rękę na ramieniu zielonego mędrca
- Darki i GhanD, dwóch bestmasterów, moglibyśmy się podzielić władzą.
- Nigdy! Notatnik ma tylko jednego władcę, tego w wieży AR.
- Zawsze byłeś głupcem, teraz giń!
Darki odpalił pocisk energii negatywnej. GhanD zablokował kosturem i posłał mu
kulę ognia. Tamten teleportował się w powietrze i z jego ust wyleciał ogień.
Zielony tułacz zasłonił się tarczą psychiczną i wypalił kwasową strzałę. Darki
odbił ją dłonią, jakby odpędzał komara, zrewanżował się piorunem kulistym. GhanD
odbił Znakiem Heliotropu, jednocześnie przyzywając demona. Walka trwała
dwadzieścia minut, po niej obydwaj mędrcy byli zdyszani i żaden nie mógł wstać z
podłogi.
- Wygrałem... uf... zamknę cię na dachu, dopóki mi nie powiesz... gdzie... jest... notatnik.
- Na dachu? – spytał GhanD. – Więźniów zazwyczaj zamyka się w lochu.
- Hi hi hi... to mój plan! – Darki zaśmiał się jak dumny z siebie psychol. –
Jakby próbowali Cię odbić, czekałoby ich rozczarowanie. A teraz: leć!
„Naprawdę mu odbiło” – pomyślał GhanD Zielony, kiedy z prędkością rakiety z
leciał na dach.
***
- Naprawdę nie rozumiem, jak ktoś tak mądry jak Darki, nie przewidział, że
skorzystam z zaklęcia teleportacji...
Zamilkł wiedząc, że wszyscy śpią.
- WSTAWAĆ!
- Co? ...gdzie? Aaaa, ty... – Sir Torpeda otworzył ciężkie powieki. – Wyruszajcie
na tą wyprawę, bo nudno się robi. I niech Bosh będzie z wami...
Kiedy oddział podekscytowanych wojowników opuścił Valkiriie, Sir Torpeda zapytał Lunili:
- Jak myślisz, czy maja jakieś szanse?
Powiadają, źe od tamtego czasu Lunili zawsze na widok starego władcy wybuchała długim i histerycznym śmiechem.
***
Nikt jednak nie mógł przypuszczać, źe wśród elfów znajduje się kapuś, który tylko po skończeniu narady złapał za komórkę.
- Tu tajny numer Mordowni, Smuggler przy telefonie - odpowiedział głos.
- Indianie wkroczyli na wojenną ścieźkę - rzekł szpieg czytając księgę z szyframi.
Smuggler rozejrzał się.
- Tu nie ma Indian...
- Sępy krąźą nad zwłokami, powtarzam, sępy krąźą nad zwłokami - czytał podekscytowany szpieg.
Smuggler spojrzał tępo w powietrze.
- Widzę kilka mew, ale...
- Mastodont uciekł z klatki, ceny spadają, bandyci napadają na monopolowy...
Władca ciemności spojrzał na słuchawkę.
- Jaja se robisz ?
Ogniem i mieczem - czyli walka o sławę
Tak oto rozpoczęła się długa, epicka wyprawa. Podróźowali na północ, w kierunku Mordowni. Nikt dokładnie nie wiedział, czemu Torp nie dał im dziesięciotysięcznej armii, a kaźdy podejrzewał, źe drugi wie. Podróźowali w dzień, a w nocy urządzali gorące kolacje. Współpraca szła gładko. Longi lub
Jarl szli do pobliskiej wiochy i kradli bydło, GhanD rozpalał ognisko, a Falka smaźyła. Piątego dnia podróźy dotarli do rozwidlenia Klimatycznej Granicy Hollywood. Na prawo: bagniste, mroczne puszcze, na lewo: wysokie, śnieźne, góry.
GhanD zarządził postój na rozmyślanie nad wyborem rozsądnej drogi.
- Idźmy na prawo - zaproponował Baro do palącego skręta czarodzieja - znam podziemia Korii jak własną kieszeń, spędzałem tam kiedyś kaźde wakacje.
- Pójdę tam, jak nie będzie innej drogi - odrzekł czarodziej - nawet nie wiesz co tam się zalęgło od czasu, gdy krasnoludy zbudowały przedział dla niepalących.
Korzystając z postoju, Falka polerowała patelnię, a Dawid uczył txtwrierów tekundo.
- To naprawdę proste - powiedział jednym kopniakiem powalając sędziwy dąb.
- Ja wolę pozostać przy wbijaniu noźa w plecy...
- KRYĆ SIĘ! WRÓG!
Nad opustoszałą polanką przeleciał helikopter bojowy. Był calutko czarny, z wyjątkiem loga pomarańczowej mordki Garfielda.
- To zwiadowcy Nieprzyjaciela - stwierdził trzeźwo GhanD wychylając głowę z jaskini - teraz musimy iść górami.
Druźyna przyjęła to z entuzjazmem cmentarzyska. Jednak okazało się, źe w schroniskach są płatne toalety i musieli zawrócić. "Dam głowę, źe to robota Darkiego" myślał GhanD. Zawrócili prawie bezproblemowo i dotarli do bram Korii. Był to niegdyś płatny tunel wybudowany przez krasnoludów, ich królestwo i podstawa zarobku. Przed sobą zobaczyli wymalowane na litej skale potęźne wrota, wyglądające lekko na graffiti.
- Co jest na nich napisane ? - spytał Gwintor
- To staroźytny slang młodzieźowy, tu jest napisane: "Powiedz hasło, i wejdź".
- Co to znaczy?
- Że jeśli jesteś przyjacielem, to powinieneś znać hasło. Nie martwcie się, zaraz się tym zajmę.
Czarodziej podłączył laptopa do wrót i rozpoczął łamanie dostępu. Reszta nudziła się, jak zwykle.
Z nudy podziwiali pobliskie bagno. Czarodziej zaklął, najwyraźniej nic się nie udało. Eqi dostał olśnienia.
- Jak jest "hasło" w tym języku?
- "Pasłord", czemu pytasz? - zapytał GhanD
Wrota otworzyły się, skrzypiąc niemiłosiernie. Mag skrzywił się.
- To ja miałem powiedzieć...
Nagle coś się wydarzyło. Z bagna wyskoczyła gumowa macka i chwyciła txtwritera.
Gumowe macki oplotły go, i potwór powoli wciągał Equina do bagna. Reszta rzuciła
się z pomocą, jednak nikt nie mógł przebić gumy.
- FALKA! CO Z TOBĄ!? WALCZ! – wrzeszczał Longinus siekając zaciekle.
Falka leżała na ziemi, pochlipując cicho. Miała fobię przed gumowymi potworami.
Kiedy cała sytuacja wyglądała na beznadziejną, nadciągnęła nieoczekiwana pomoc.
Z głuszy wylazł jakiś wojownik. Posiadał pomalowany na srebro miecz i białe
włosy. Wyjął spray i potraktował potwora zieloną farbą firmy „Aard”. Następnie
skoczył jak zapaśnik i wjechał potworowi w wielkie oko. Reszta drużyny,
wykorzystując sytuację, wycofała się. Świeżo wyzwolony Equinoxe popatrzył po raz
ostatni na dziwnego szaleńca (który gryzł macki potwora zębami) i zatrzasnął
głośno drzwi.
Mroczne tunele Korii przypominały istny labirynt. Były pełne ulic, objazdów i
niedziałających telefonów ratunkowych. GhanD przywiązał flarę do końca laski i
ruszył przodem.
- Przy odrobinie szczęścia – powiedział Baro – natkniemy się na ekspedycję
mającą na celu oczyszczenie tunelów z kosztowności...
- CICHO! – Longinus rozejrzał się.
- Nie ładnie tak się...
- Cicho powiedziałem, coś słyszałem – zrymował.
Wszyscy nadstawili uszu. W istocie, coś było słychać, jakiś dziwny dźwięk, jakby
muzyka mówiona.
- Fajne – kiwała głową do rytmu Falka.
- Nie podoba nam się to... – zachórowali Zieziór i Lorien.
- Czytałem kiedyś o plemionach dzikich ludzi, zwanych skaytami... – zaczął
Everant.
- Nie wywołuj skayta z lasu – rzekł trochę bez sensu GhanD. – Proponuję
ruszać dalej.
Szli dosyć długo, wszyscy mieli ciarki. Wydawało się, że w
ciemnych korytarzach coś czyha. Coś, co wywoływało hałas wrotek. Drużyna doszła
do wielkiej sali, zapewne skarbca, teraz pustego i obrabowanego. Na podłodze
leżało pełno kościotrupów i połamanej broni, oznaki walki. Na środku sali stał
grób z wygrawerowanym napisem:
BAŚKA, CÓRKA BAŃKI
Baro zachlipał cicho. Ghand rzekł:
- A więc nie żyje, trudno, zonk, ciekawe, co się tutaj wydarzyło.
- Może to pomoże – powiedział Jarl podnosząc niechlujny pamiętnik z rąk
kościotrupa.
- Hmmmm... – zastanowił się GhanD czytając. – Mnóstwo błędów ortograficznych... hmmm... bardzo trudny do odczytania, ale spróbuję: „30 lótego,
ftorek”, co zapewne znaczy 30 lutego (???), wtorek... ”znależlisimy żłoto,
prawdziwe bonny”, pewnie chodzi o bony wciskane frajerom, tu dalej: „Basike
zabili skejci, ekierkom w tfasz, miendzy oczy”. Biedna Baśka, musiała umrzeć
straszliwą śmiercią. Fuj, guma. Zobaczmy ostatni wpis, pisany inna ręką, to
widać... ”Nie mamy gdzie uciec, zablokowali windy. Nasz koniec jest bliski.
Słyszę ich, zbliżają się... rap.... rap... słyszę go".
- Rap? – spytała Falka. – Czy to nie to, co słyszeliśmy?
- Wynośmy się... – zaproponował Longi, patrząc na windę.
- Popieram – poparł Eqi.
Wcisnęli zielony guzik i czekali na windę, która jechała wolno od 30 piętra.
- Najważniejsze, to nie czynić hała...
W tym samym momencie Gwintor podniósł monetę spod nóg stojącej zbroi, a ta
zawaliła się, czyniąc jazgot, na następną, ta na następną, jak domino. Kiedy
wszystkie piętnaście zbroi leżało na ziemi, GhanD krzyknął:
- NAJGŁUPSZY Z GWINTÓW! Powinienem cię...
Nie zdąrzył nic powiedzieć. Z jednego z szybów wypadły dwie postacie na
deskach....
***
Skayci – albo hiphopowice. Wielu uważa, że skayci to gatunek pokrewny korkom, bo
się z nimi szwendają. Jest to absolutna nieprawda. Korki to humanoidalne walenie
w trampkach, a skayci z grubsza przypominają ludzi. Noszą workowate jeansy i
jeszcze obszerniejsze bluzy z kapturami. Cechują ich czarne okulary i
zamiłowanie do dziwnej muzyki. Ich język był prawdopodobnie kiedyś językiem
polskim, jednak wulgaryzmy i bełkoty wypaczyły go, i nie widać dziś
podobieństwa. Skayci, jak każda rasa, stworzyły własną kulturę, taką jak tańce
nogami i jazda na desce, jednak szybko wyskakujące noże z ich kieszeni
zniechęciły badaczy. Jedyne stosunki, jakie utrzymują z innymi rasami, to handel
zielem fajkowym ich produkcji, najlepszym na kontynencie. W paleniu i hodowaniu
ziela przebiją nawet hobbitów. Niewiele widuje się kobiet-skaytow, a to dlatego,
że noszą brody i nieogolone ręce, są częstokroć mylone z mężczyznami. Ze
współczesnych badań należy dodać, że skayci noszą smyczy z kluczami na
szyjach, o kolorze ich plemienia. Te z nich, które przeszły na stronę Smugglera,
noszą kolor pomarańczowy.
„Max Bzdety” – czyli Dodatek Ł, przełożył: Mal’Ganish
***
Jeden z napastników przeskoczył nad grobem, przejechał Everantowi po stopie i
zeskoczył z deski z krzywym nożem, prosto na Falkę. Ostatnie, co zobaczył, to
błysk patelni. Drugi uciekł.
- Sprowadzą posiłki – zawołali Zieziór i Lorien dobijając leżącego, – zablokujcie
wrota!
Longinus i Jarl zastawili wrota grobem, halabardami, deskami i innym sprzętem,
jaki udało się znaleźć. W porę zdążyli się uchylić przed serią z pepeszy z
drugiej strony. Jarl wyjrzał przez jedną z dziurek w drzwiach.
- Mają Tony Hawka – stwierdził trzeźwo.
- Co robimy? – zapytał Gwintor bliski paniki.
- Opróżniać kieszenie! Załatwimy to jak ludzie cywilizowani – zaproponował Everant.
Na ziemi wylądowały różnorakie monety. Ever liczył, podczas gdy napastnicy
taranowali wrota.
- Dwadzieścia pięć srebrnych groszy, guma do żucia i garść żetonów. Nie
wystarczy nawet na złamany miecz, a co dopiero na okup. Nie ma bata, trzeba
walczyć.
Equinoxe spojrzał z sentymentem na swój Miecz Ciemności. Gwintor i Everant
podnieśli gazrurki. Zieziór sprawdził i załadował uzi. Lorien wypolerowała lufę
snajperki. Falka czytała w skupieniu podręcznik „Wiedźmińskie znaki w weekend”.
Longinus napluł w ręce i mocno złapał baseballa, pospiesznie sklejonego w
Valkirii. Jarl zagrał na harfie jakąś pieśń bojową. Wszyscy czekali. Winda
niemiłosiernie długo jechała. Wrota pękły i w tym momencie wysypała się z nich
banda wrogów. GhanD wykrzyczał zaklęcie, koniec jego laski eksplodował
fioletowym światłem i fala uderzeniowa zwaliła pierwszy szereg deskarzy. Jarl
włączył niebieski miecz świetlny firmy Osram i pozbawił pierwszego przeciwnika
głowy. Zieziór i GhanD byli jedynymi z tylnej linii, reszta rzuciła się w bój.
Falka z pieśnią bojową dobijała rannych, ale trzeba oddać jej honor - załatwiła wodza
wrogów. Kiedy olbrzymi skayt w dresie Championa miał zadać jej cios, ona
skrzyżowała ręce w geście „pardonu”. Nieświadomie złożyła znak i odpaliła w
twarz wroga młodą kałamarnicę, która udusiła go. Miecz Ciemności Eqino działał
nie gorzej niż reszta wspaniałego oręża, dla przykładu, wchłaniał dusze
poległych i przemieniał co niektórych w galaretę. Reszta walczyła równie
dzielnie, a szala zwycięstwa przechyliła się w stronę bohaterów. Longinus zmusił
do ucieczki ostatni oddział przeciwników i wtedy do sali wpadł Tony Hawk. Jadąc na
desce, uniknął ciosu Jarla, uderzył łańcuchem Lorien i pociągnął Gwintora z
piąchy. Wiedzieli, że nie mają szans. Już mieli rzucić się w wir walki i umrzeć
z honorem, gdy drzwi windy otworzyły się. Drużyna nie czekając na dalszy tok
wydarzeń uciekła i zostawiła oniemiałego mistrza deski.
- Co dalej? – spytał krasnolud Baro.
- Musimy %@$$# przebić się przez ten $%% &^ korytarz, pognać tym ^%$#% mostem i
*^%$ tym ***** i *&^#$%$^ skaytów- powiedział Jarl.
- Co on powiedział?
- Powiedział – odparł czarodziej, – że musimy przebić się przez korytarz, pognać
mostem i załatwić skaytów czekających na zewnątrz.
- Oki.
Dojechali windą na najwyższe piętro i jak szaleńcy pognali korytarzami. Liczni
skayci strzelali do nich z karabinów snajperskich. Lorien odpowiedziała
celniejszą salwą. Gdy tak gnali, nagle coś gdzieś z tyłu zarżało. Wszyscy
stanęli osłupieni, a za nimi pojawił się różowy kształt.
- Co to jest? – spytał z przerażeniem Equinoxe.
- Przeciwnik, z jakim nie możecie się mierzyć! Uciekamy!! – oczy GhanD wyrażały
maksymalne przerażenie.
Pobiegli korytarzami, aż dotarli do bezdennej przepaści. Most był zerwany, ale
na szczęście dało się przejść po starym akwedukcie, który niegdyś sprowadzał
wodę do toalet. Zagrali w marynarza i przechodzili pojedynczo, bo cud
architektury wyglądał na dawno nie konserwowany. Ostatni przechodził GhanD, a
kiedy był w połowie, kształt ich dogonił. Była to bestia straszliwa wielce,
promieniała różowo-fioletowym blaskiem, a sama wyglądała jak różowy kucyk z
wielkimi niebieskimi oczami, wesołym ogonkiem i tęczowym amuletem na szyi.
Obrzydliwie słodki widok konika powodował mdłości. GhanD obejrzał się i
zatrzymał. Nie wiedział kompletnie co robić. Jeśli ucieknie, wyjdzie na tchórza,
a jak będzie walczył - zginie. Wybrał trzecią metodę, wziął głęboki wdech i
krzyknął:
- Odejdź piekielna kreaturo, wynocha!
Kucyk wesoło zamerdał ogonkiem i skierował się w ku nowemu przyjacielowi.
Czarownik nie dawał za wygraną.
- Ja, GhanD, prezes Klubu Młodego Arcymaga, nie pozwalam ci przejść!!
- GhanD, uciekaj stamtąd! – wrzasnął ktoś z drużyny, która znajdowała się obecnie na bezpiecznych
pozycjach.
Różowy konik wlazł na akwedukt i w podskokach niebezpiecznie szybko się zbliżał.
- Zaklinam Cię na wszystko co dobre! NIE PRZEJDZIESZ!
Konik był już tylko trzy metry od czarodzieja. Ghand zrozumiał, że ma tylko
jedną szansą.
- NIE PRZEJDZIESZ!!! – powtórzył z całej siły uderzając laską w podłoże.
Dla starego akweduktu to było zbyt wiele. Konstrukcja zatrzęsła się i załamała
zrzucając piszczącego demona w bezdenną przepaść. Zadowolony z siebie mag
odwrócił się na pięcie i... nie zauważył, że akwedukt zawalił się również z
drugiej strony. Nie zdołał utrzymać równowagi i upadł, resztką sił chwycił się
krawędzi i z błaganiem w oczach spojrzał na drużynę.
- Wracajcie głupcy! – wydyszał.
- Co on powiedział? – spytał stojący dalej Eqi.
- Powiedział: ”Uciekajcie głupcy” – rzekł Longinus. - Spełnijmy jego ostatnią
prośbę.
Nie oglądając się za siebie, wszyscy pobiegli do światła w tunelu, oznaczonego
wielkim napisem „EXIT”.
„Szkoda czarodzieja, poległ tuż przy wyjściu.
Przynajmniej będzie wątek dramatyczny do moich ballad” pomyślał Jarl, gdy tylko
wyszli na chłodne powietrze, w jakiś leśnych terenach.
[C.D.N.]
Autor: Mal'Ganish email:
malganish@orionpc.com.pl
|
|
|
|