A JA SZUKAM DALEJ...

 

O tym, że jestem namiętnym kinomanem już pisałem wielokrotnie. Jak więc nietrudno się domyślić, filmy w telewizji oglądam również chętnie. Chociaż w zasadzie źle się wyraziłem. Nie tyle "oglądam", co raczej "chciałbym oglądać".

 

Dlaczego tak? No cóż, polskie stacje telewizyjne, które są dostępne za pośrednictwem sieci kablowych (a więc nie licząc wszelkich HBO, HBO2 czy kilku kanałów CANAL+) są zdecydowanie rozczarowujące. Rzeknie ktoś, że to przecież nic nowego. Ano fakt. W zasadzie zawsze tak było, że któraś ze stacji ze dwa razy do roku kupowała jakiś względnie nowy i w swoim czasie święcący triumfy w kinach film, głośno ten fakt reklamowała, jakby od tego właśnie jednego filmu jej los zależał, a potem znów na kilka miesięcy była posucha. Nic się w tej materii nie zmieniło i nic się nie zmieni. Nadzieje zaś, że będzie lepiej, raczej należy włożyć między bajki.

 

Czyżbym więc tym artykułem chciał dać upust swojemu żalowi na taki stan rzeczy, a zarazem bezsilności względem biedy telewizji? Niezupełnie. Do napisaniu bowiem tego tekstu skłoniło mnie niedawno zauważone hasło wyemitowane po migawkach kilku filmów w TVN, które brzmiało (cytuję z pamięci): "nadal twierdzisz, że w telewizji nic nie ma?". No cóż, w mojej głowie ułożyła się odpowiedź, iż "nadal twierdzę, że w telewizji nic NOWEGO nie ma". To jednak szczegół. Później bowiem, zaraz po tym pytaniu, pojawiło się na ekranie następne (również z pamięci): "czy może nie wiesz, gdzie szukać?". To już natomiast dało mi trochę do myślenia.

 

Istotnie, często polski przeciętny telewidz, zjadłszy (lub nie) kolację i mający te kilka godzin wieczorem dla siebie nie wie, gdzie szukać. Mało tego, zazwyczaj nie wie też, czego właściwie szukać. Nie wie, bo i skąd ma wiedzieć? Tą elementarną funkcję, to jest informacyjną, starają się pełnić programy telewizyjne. Cóż jednak z tego, skoro krótkie streszczenia czy recenzyjki filmów w nich zawarte na ogół albo nic o filmie zachęcającego nie mówią, albo wręcz są napisane niefachowo i niezgodnie z rzeczywistością. Ja, który staram się być na bieżąco ze światkiem filmowym i telewizyjnym, często łapię się na tym, że o wielu filmach zwyczajnie nie słyszałem lub słyszałem niewiele. Z tego też powodu na wiele interesujących pozycji nie zwracam uwagi, choć powinienem. Powód jest prosty. Każdy niemal program TV skupi się na tym, by po raz siódmy zapełnić pół strony recenzją i zamieścić sporawą fotografię Milli Jovovich z Brucem Willisem, gdy emitowany będzie "Piąty Element", krytycy wystosują się z zachwytami na drugie pół, kiedy pójdzie "Nóż w wodzie" Polańskiego. Broń Boże, niczego tym filmom nie ujmuję, jednak reklamowanie ich jako absolutnej rewelacji w taki sposób, jakby po raz pierwszy i ostatni miały być dane telewidzowi do obejrzenia z wielkiej łaski danej stacji zwyczajnie zakrawa o kpinę. I wtedy dzieje się owa rzecz smutna, o której już pisałem wyżej, mianowicie niezauważone przemykają filmy naprawdę dobre.

 

Cóż z tego, iż TVP1 czy TVP2 nie noszą miana telewizji komercyjnych, skoro ot tychże, dla szarego telewidza, niczym się nie różnią, a częstokroć okazują się być jeszcze gorsze, jak na ironię o wiele wyraźniej działające na zasadach komercji? I to nie komercji, w której chodzi o dostarczenie klientowi jak największego wyboru towarów i sprzedania mu ich, co, w założeniach, takie znowu złe nie jest, ale tej, kiedy komercją próbuje się manipulować gustami nabywcy, w tym przypadku widza?

 

Przykre jest to, że filmy tak interesujące, jak chociażby emitowane w lutym w TVP1 "Pi" czy "CUBE" nie dość, że traktowane są po macoszemu (czytaj - jeśli coś kiedyś nie było kasowe, to w TV też o jego emisji głośno nie powiedzą), nadawane są dodatkowo w godzinach dość późnych, bo gdzieś koło 00:01 w nocy. Rozumiałbym, jeśli kierowano by się przy tym jakąś niezwykłą brutalnością czy przeładowaniem filmu erotyzmem ocierającym się o pornografię (vide marcowa "Szamanka", ze skądinąd ciekawą grą Iwony Petry), ale jest przecież tak, że "dzieła", gdzie krew bryzga na co najmniej półtora metra wzwyż (niżej to ujma dla reżysera...), a wszelakie "k***y" świstają częściej niż kule, puszczane są o godzinach bardzo przystępnych, w okolicach 20:00 czy 21:00 (nie zapomnę przypadku TV4 i "Najemników" z Dolphem Lundgrenem, który to film dodatkowo oznaczono durnym "żółtym trójkącikiem", a zatem "pod przyzwoleniem rodziców" - chyba pod przyzwoleniem rodziców patologicznych). Niekiedy więc, wracając do godzin późnych, jest to spore utrudnienie. Spać przecież kiedyś trzeba, a nie zawsze istnieje możliwość nagrania filmu na video.

 

Druga zaś rzecz to wiek filmów, którym (sam się złapałem) ludzie często się sugerują. Na ogół dość słuszną jest następująca zasada: "TV nie stać na nowe i dobre filmy, więc zapycha czas antenowy starymi, oklepanymi, a jeśli coś jest nowe i ma rok lub dwa, to jest to pozbawiony ambicji, nic nie warty shit, który stacja kupiła za grosze". Co podkreślam: ta zasada jest słuszna NA OGÓŁ. Nauczyłem się jednak, iż warto czasem zaryzykować i zamiast czegoś, co już raz się widziało, a co się podobało, przełączyć na inny kanał, by "dać szansę" filmowi nieznanemu, o którym nic nie było słychać. Pamiętam, że w ten sposób złowiłem kiedyś "Lepiej niż w książce" (tak brzmiał tytuł w przełożeniu na polski, nie wiem, jaki film nosi w oryginale). I do dziś czekam na wyemitowanie tego filmu ponownie, bo mnie po prostu zachwycił, a korzystając z okazji szczerze go polecam. To thriller o czwórce młodych ludzi uwikłanych w morderstwo. To zdanie brzmi oklepanie, ale naprawdę, naprawdę warto go zobaczyć (niezły wzór na zamotany scenariusz na sesję).

 

Co więc już na zakończenie? Chyba tylko to, że TVN postawił przede mną, widzem, całkiem słuszne pytania. Nie, nie uważam już, że w telewizji nic nie ma. Nie drażni mnie nawet to, że nie ma w niej nic nowego, a smutnym żartem stają się słowa: "nie widziałeś w kinie? Za sześć lat zobaczysz w telewizji". Rzeczywiście bowiem, spece od reklamy w TVN mają rację - po prostu trzeba umieć szukać. I warto się, na tym polu, wyzbyć wszelkich uprzedzeń, jak na każdym innym. Wtedy może się okazać, że telewizja ma do zaoferowania znacznie więcej, niż się wydaje. Jak najwięcej wyłapanych rodzynków życzy -

 

 

 

Autor: Equinoxe

email: equinoxe@vgry.net