![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
PCHŁA KARCZEMNA (COTUS YARGDARUS)
Podczas wędrówki po gościńcach i bezdrożach fantastycznych światów, wielokroć noc zastaje bohaterów z dala od miejsc, gdzie można dobrze zjeść czy nawet się wymyć. Wtedy trzeba pogodzić się z niewygodą i znaleźć sobie jakąś ustronną polankę, na której będzie można zażyć odpoczynku, najlepiej przy błogo szemrzącym do ucha strumyku w pobliżu. Taki jednak nocleg niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwa, w postaci stworów, które wynurzając się ze swoich kryjówek ruszają na żer. Nocny popas w plenerze jest więc okupiony rezygnacją z części snu w celu "odstania" swojej warty. Ale nawet gdy jeden z towarzyszy niedoli czuwa, to czasami nie dane jest bohaterowi usnąć. Takie prozaiczne rzeczy jak twardość i nierówność gruntu, na którym przychodzi odpocząć to jeszcze nic. Nic to, że wszędobylskie szyszki i patyki ugniatają najsłabsze miejsca zmęczonego ciała. Do wędrujących po twarzy rzesz owadów także można się przyzwyczaić. Po kilku godzinnej męczarni nie słychać nawet nagłych wrzasków puszczyka, dopadającego jakiejś nieostrożnej myszy. A i upiorne mordodarcie słowików - doprawdy nie wiem, co ci trubadurzy widzą w nim pięknego - przestaje docierać... Wtedy przewracając się na drugi bok machinalnie wracamy pamięcią do nocy spędzonych w przytulnych, suchych gospodach, na wypełnionym pachnącym sianem siennikach, gdzie jedyną przeszkodą w przeniesieniu się na łono boga snu może być pochrapywanie dobiegające z sąsiedniego pokoju. A i to niegłośne. Nie ma tam ani szyszek, ani słowików, ani chłodu czy wiatru, ani żadnych bestii...
No może niezupełnie. W najgłębszych, najciemniejszych i najbardziej niedostępnych ostępach siennika, gdzie diabeł, gdyby nie bał się tam zapuszczać, mówiłby "dobranoc", a wrony, gdyby tylko się tam zmieściły, zawracałyby w locie, znajduje się kolonia. Kolonia małych, rozwydrzonych i krwiożerczych owadów. Pcheł. Tak niewinnie nazwanych przez poetę mendami...
Jak już pisałem pchły karczemne żyją w tzw. koloniach. Łatwy stąd wniosek, że są stworzeniami stadnymi. Jedna ich grupa, (tj. zasiedlająca jeden tylko siennik) może liczyć od kilkunastu do kilkudziesięciu, a nawet kilkuset osobników tworzących jedną rodzinę. Szybkość ich rozmnażania i zdolność do pokonywania dużych odległości sprawia, że bardzo szybko zasiedlają one inne posłania znajdujące się pod tym samym dachem. Jednak skądś musiały wziąć się pierwsze ich egzemplarze. Oddajmy głos uczonym.
Znany i ceniony autorytet w tej dziedzinie, elf Rogvitell Solith w swoim dziele naukowym noszącym wiele mówiący tytuł "O robakach, insektach i innych paskudach, nie wyłączając krasnoludów" pisze:
Jednak bliżej prawdy jest zapewne nieznany autor dzieła "Mikrokosmossum", który nie zasłynął nigdzie swoją antypatią do krasnoludów. Pisze on, że "pchły, zawsze istnieją na świecie, a to za sprawą bogów wszechmocnych, którzy chcieli pokazać ogrom swej łaski poprzez sprawowanie pieczy nad istotami tak nędznymi jak pchła właśnie. Jednak za sprawą podłych nekromantów, to liche i mizerne insektum stało się krwi rządną bestyją, atakującą bez wyjątku: prawych i nieprawych, starych i młodych (...)."
Trudno dociec, który z uczonych miał rację. Faktem niezbitym pozostaje, że pchła istnieje od dawna. Do karczm, zajazdów i gospód dostaje się łatwo, zwłaszcza, jeżeli znajduje się tam także pijalnia, gdzie za miedziaki, spragniony może napić się niewybrednych trunków. Do takich miejsc ściągają różnorakie lumpy i żebracy, którzy czasami, za równie nędzne pieniądze spędzają tam noc. Tacy to właśnie są źródłem tej plagi.
Pchła przeskakuje z odzieży takiego osobnika, zasiedla pryczę czy inne miejsce spoczynku podróżnych i tam się rozmnaża. Jeżeli chodzi o sposób rozmnażania, to tutaj także nie ma zgody wśród uczonych. Większość z nich uważa, że lęgną się one z mieszaniny starego siana, kurzu i potu humanoidów. Jednak uznany autorytet profesor Wizdymonir Obwrig w XVI tomie swojego dzieła "Zoologyja" wysuwa przypuszczenie, że menda, dzięki wchłonięciu odpowiedniej ilości krwi, jest w stanie składać jaja z których po niedługim czasie wylegają się młode.
Trudno jest podważać jego słowa, ale czym, jeśli nie krwią właśnie, żywi się pchła karczemna? Czy potem, albo sianem? A może tylko część wchłoniętej krwi jest przetwarzana na jaja, a reszta służy za pokarm? Nie mi dociekać. Przyjrzyjmy się jednak bliżej naszemu obiektowi obserwacji. Co do budowy ciała mendy, uczeni są zgodni. Wszyscy piszą w wielkich swoich dziełach, że ma ona wzrost mikry. Profesor Wizdymonir szacuje nawet, że jej wielkość wynosi dwa do trzech wielkości ziarnek piasku z pustyni Lant-Sand. Ciało to wyposażone jest w trzy pary odnóży. Pierwsza para posiada specjalne szpony, które pozwalają im na rozszarpywanie naskórka i dostanie się do posoki. Jak łatwo zauważyć obalono mit o wampirzych zębach tego insekta. Szpony wszelako, powodują także irytujący swęd, który jest pierwszym symptomem stania się obiektem ataku pchły.
Druga para odnóży, wg uczonych nie służy do niczego więcej jak tylko do poruszania się, chociaż Solith zauważa tutaj także możliwość utrzymywania równowagi i sterowania podczas skoków. Oczywiście ze skokami silnie związana jest trzecia, ostatnia para odnóży. Są one nad wyraz rozrośnięte (mają dwa razy większą długość) i umięśnione. To właśnie dzięki nim - poprzez gwałtowne prostowanie - pchły mogą wykonywać swoje skoki.
Wbrew pozorom pozbycie się mendy nie jest takie proste. Najskuteczniejszym ponoć sposobem jest dokładne ostrzyżenie własnego ciała, następnie wyparzenie w gorącej wodzie i naniesienie na rozgrzaną skórę olejków aromatycznych. Zabieg ten jest wielce kosztowny, ale skuteczny. Półśrodki - w postaci okadzenia jałowcowym dymem, czy sama kąpiel - mogą nie poskutkować.
Istnieje pogłoska, która mówi, że pchły nie powodują swoją obecnością większych przykrości niż tylko swędzenie. Nie jest to prawdą. Mamy udokumentowane przypadki przenoszenia przez te insekty chorób zakaźnych takich jak czarny pomór, czy trąd. W łagodniejszych przypadkach może się to skończyć jedynie silnym podrażnieniem naskórka i rozległymi ranami ciała, spowodowanymi nieustannym drapaniem zaatakowanych części ciała. W podróży, nie leczone rany, mogą zacząć ropieć, co spowoduje puchnięcie i pieczenie. Wtedy pomóc może tylko kapłan, lub bardzo dobry medyk...
Na szczęście nie każdy kontakt z pchłą karczemną może skończyć się w taki sposób. Zresztą czasami po prostu nie ma wyboru...
Cieniutki sierp księżyca nie daje wiele światła. Pogrążona w mroku ulica ogranicza możliwość rozpoznania właściwej drogi, a organizm ostatnim wysiłkiem woli broni się, aby nie opaść na chłodna i twardą brukową kostkę. Oczy same się zamykają, a usta co rusz rozdziera potężne ziewnięcie. Wlokąc się tępo, noga za nogą, natrafiasz na jedyny oświetlony budynek w okolicy. Drewniana parterowa szopa, o dumnej nazwie "Gospoda za Grosze", sprawia ponure wrażenie, ale poprzez opadające powieki nie sposób dokładnie określić jej stanu. Przy tobie pojawia się gospodarz, który - wziąwszy od ciebie srebrną monetę - bez słowa prowadzi cię do nieoświetlonej izby. Rzucasz sakwy w kąt, opadasz na siennik. W twoje nozdrza uderza zapach starego potu i stęchlizny. Ale nie zwracasz na to uwagi, gdyż ciało twoje od razu się odpręża, w członkach czujesz przyjemne ciepło rozlewające się po ciele.
Oczy same ci się zamykają, oddech staje się równy i głęboki. Zasypiasz.
Miłych snów...
[Na koniec jeszcze coś ode mnie. Otóż, jak ustalili przyrodnicy elfów, pchły wykonują skoki 50-ciokrotnie przewyższające długość ich ciała. Jeśli ustalić, że przeciętny wzrost człowieka wynosi 180 centrymetrów, to, mając możliwości pchły, skakałby on na wysokość 90-ciu metrów... - dop. Equi]
Autor: BAZYL email: klon23gdh@poczta.onet.pl
|
||||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |