WIELCY BRACIA?



Rozmaitych wizji przyszłości ludzkości w literaturze spod znaku implantów i blastera jest cała masa. Jedne wybiegają w przyszłość zaledwie parę lat, inne opisują człowieka i jego świat z wyprzedzeniem na kilka tysięcy lat. Zdarza się, że czasem z dnia na dzień science-fiction staje się rzeczywistością. Książki, których akcja dzieje się w roku 10 000 raczej trudno zweryfikować pod kątem słuszności wizji przyszłości, ale to, co zawarte jest w niektórych, obejmujących, powiedzmy, kilka następnych dziesięcioleci, często jest wielce prawdopodobne.
Często z konceptem przyszłości ludzkości wiąże się perspektywa kontroli wszystkiego i wszystkich. W filmach lansuje się zazwyczaj albo obraz świata zniszczonego wojnami, zdewastowanego, zdegradowanego za naszą sprawą lub po potężnym katakliźmie, albo odwrotnie - świata na pozór doskonałego, tak jednak dalece stechnicyzowanego, iż wręcz sterylnego, w którym każde odstępstwo od ściśle określonej normy jest natychmiast zauważane przez odpowiednio przeszkolone jednostki czy też maszyny, wszyscy są ślepo posłuszni władzom itd. Do której przyszłości nam bliżej? Nie wiem. Ostatnie konflikty wcale nie oddalają wizji ludzkości pogrążonej w mroku i chaosie z powodu wojen na skalę światową z wykorzystaniem wszystkiego, czym kto będzie dysponował, z walizeczkami z przyciskami wiadomego koloru włącznie. Obecnie jednak przychylam się powoli do tego drugiego z opisanych przeze mnie obrazów - absolutnej kontroli.
Czytałem sobie niedawno gazetę i w nowinkach telekomunikacyjnych znalazłem coś ciekawego. Francuski Alcatel wystąpił na rynek z propozycją tzw. Anioła Stróża. Jest to forma monitoringu za pomocą telefonu komórkowego. Za jego pomocą rodzice będą mogli kontrolować, gdzie w danej chwili znajduje się ich pociecha. Przykładowo jeśli dziecko wraca ze szkoły, system ma wytyczoną trasę. Jeśli co kilka minut dziecko nie zaliczy określonych checkpointów, komórka wysyła sygnał ostrzegawczy do rodzica. Rodzice mogą obserwować, gdzie aktualnie jest ich dziecko, ponieważ na ich komórkach wyświetlana jest mapka z pozycją dziecka, odświeżana co trzy minuty. Tyle z teorii.
Uczciwie trzeba przyznać, że w praktyce podniosły się już głosy krytyki, tak ze strony rodziców, jak i samych dzieci, że o "nieco" starszych dzieciach, czyli powiedzmy w wieku przedpoborowym, nie wspomnę. Mówiono, że tak dalece posunięta kontrola nie jest potrzebna, dzieci skarżyły się, że będą śledzone przez własnych bliskich. Założę się jednak, że mimo wszystko Anioł Stróż znajdzie wśród rodziców wielu zwolenników. Zwłaszcza wśród tych, którzy wysyłają swoim dzieciom SMS-y ponaglające, gdy te spóźniają się o 10 minut ze szkoły...
Inna sprawa, która mnie poruszyła, to monitoring na ulicach. Absolutnie nie mam nic przeciwko, tym bardziej, że relacje pomiędzy ilością kamer w miastach a współczynnikiem popełnianych przestępstw są naprawdę godne uwagi. Nie mniej jednak jestem ciekaw, jak daleko to zajdzie. Monitoring w Polsce od dawna nie jest już czymś nadzwyczajnym, niezwykłym, niespotykanym. Nawet w tak małych miasteczkach jak moje (nieco ponad 20 tys. mieszkańców) również są kamery (i to już kilka lat), zainstalowane w strategicznych punktach. Tymczasem w Londynie, o ile dobrze zapamiętałem dane ze źródła, jest ich ponad... 300.
Pamiętam, jak w rozmaitych serwisach informacyjnych ludzie wypowiadali się na temat monitoringu na ulicach, gdy dopiero był on wprowadzany. Niektórym było głupio pojawić się na ulicy z kochanką, bo przyjaciółka żony, dyżurna na policji, zaraz się o tym dowie i owej żonie doniesie. Inni czuli się nieswojo, bo będąc uczciwymi obywatelami mają niekiedy wrażenie, jakby byli pospolitym menelstwem. W jednym ze sklepów odzieżowych w pewnym mieście europejskim kamery zostały zręcznie poukrywane, są zamaskowane np. w oczach manekinów, bo klienci skarżyli się na nieprzyjemną atmosferę podczas zakupów. A jednak, mimo głosów sprzeciwu, mimo oporów i zgrzytania zębami, kontrola obywateli postępuje. Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby miała niebawem nastąpić w którymś z bogatych krajów sytuacja z Wroga publicznego (rewelacyjny film z Willem Smithem), gdzie inwigilacja absolutna stała się faktem, a kamery i mikrofony znajdowały się dosłownie wszędzie. Tymczasem ludzka fascynacja podglądaniem wciąż rośnie. Gdy pojawiły się pierwsze programy z gatunku "zamkniemy was na jakiś czas i będziemy ciągle oglądać, a wy róbcie różne głupie rzeczy za pieniądze" oburzenie mas nie znało granic. Teraz to normalka, nawet zacofana medialnie Polska kilka takich wyprodukowała i wciąż produkuje, z czego Maciej Ślęsicki umie korzystać kręcąc rozmaite Showy. Teraz już zresztą nie wystarczy oglądanie ludzi w jakimś zamkniętym domku, teraz śledzi się rodziny i wpływa na ich losy...
Stojąc nieco na uboczu i znajdując co jakiś czas chwilkę na zastanowienie się nad pędzącym naprzód światem tylko się z lekka uśmiecham. Ciekawe, czy ludzie kiedykolwiek dojrzeją do tego, by umieli żyć w zgodzie i w pokoju bez wszechobecnego nadzoru i wymuszania dobrych stosunków siłą. Póki co jednak na to się nie zanosi. Pozostaje mi mieć nadzieję, że mój prawnuk nie będzie nosił pod skórą nadajnika i nie będzie dojrzewał w domu naszpikowanym kamerami i mikrofonami. Pozostaje mi mieć nadzieję, że jego życie nie będzie z góry ustalone, kontrolowane ku uciesze widzów, kto wie, czy bez jego woli lub też jej wbrew (vide Truman Show). Pozostaje mi tylko mieć nadzieję...




Autor: Equinoxe

email: equinoxe@vgry.net