|
MONIKA
- Boże, ale gorącz - mruknął Adam ocierając spocone czoło.
Był środek lata. Słońce przypiekało, jak mało kiedy, powietrze było
nieruchome, a tu i ówdzie leniwie latały natrętne muszki. Na jednej
z głównych ulic stały jeden za drugim ogródki piwne zwane po ludzku
"parasolkami".
- Muszą mieć niezłe obroty dzisiaj - rzekł chłopak i pogrzebał w kieszeni
spodni. Z ulgą wymacał w niej zimny metal - Chyba sam dam im trochę
zarobić - uśmiechnął się do siebie.
Dookoła miasto tonęło w promieniach słońca. Wszystko było przeraźliwie
jasne, tak więc szerokie, zielone parasolki zachęcały do siebie choćby
namiastką cienia. Adam przekroczył niski płotek i stanął w niewielkiej
kolejce. Wyciągnął drobne z kieszeni i podniósł wzrok.
- Kamila - uśmiechnął się chłopak. - Co ty tu robisz?
- Przyda się trochę na wakacje dorobić, nie? - odparła zapytana i
wyciągnęła plastikowy kubek. - Duże czy małe?
- Duże, duże - powiedział z aprobatą Adam.
Chłopak usiadł na jednej z nielicznych wolnych ławek. Pociągnął długi
łyk i zimnym kubkiem przejechał sobie po czole. "Wakacje", mruknął
do siebie, "co w nich takiego pięknego? Kasa się kończy... siedzę
na ławce i czuję, jak koszulka lepi mi się do pleców". Nagle słońce,
które raziło go lekko w oczy, przysłoniła jakaś postać. Adam spojrzał
na nią i uniósł brew z zainteresowaniem.
Przed nim stała niewysoka, ale zgrabna dziewczyna. Zarys jej ciała
był dobrze widoczny, bo ubrana była w lekką i przewiewną sukienkę,
która niewiele miała tajemnic przed słońcem. Śliczna, spokojna twarz...
drobne usta... i oczy. Tych oczu nie dane mu już było zapomnieć do
końca życia. Niesamowitej barwy, która przywodziła na myśl to ciepłe
morza, to czysty błękit bezchmurnego nieba... Porażały go swoją głębią,
jakimś niewypowiedzianym smutkiem, ale także przyciągały pięknem,
którego nie dane było opisać człowiekowi, choćby i miał on najbieglejszy
język.
- Mogę usiąść? - zapytała, a Adam otrząsnął się i wstał.
- Jasne. Siądź jeśli chcesz po tej stronie, mniej grzeje - zaproponował
i usiadł na przeciwnej ławce.
- Dzięki - uśmiechnęła się dziewczyna - Monika - przedstawiła się.
- Adam. "Mały", jeśli wolisz.
- Sympatyczne przezwisko.
- Powiedzmy - mruknął i wpatrzył się w dziewczynę.
Słońce igrało po jej złocistych włosach, upiętych w uroczego kucyka.
Jakiś czas siedzieli w ciszy.
- Zwróciłam na ciebie uwagę już jakiś czas temu - powiedziała po chwili
Monika - Często tu bywasz, prawda?
- Fakt, czasem wstąpię - odpowiedział Adam nieco zmieszany - Nie zauważyłem
cię tu wcześniej.
Monika uśmiechnęła się niewyraźnie do swoich myśli.
- Kiedyś częściej tu przychodziłam, teraz tylko raz na jakiś czas
zajrzę.
- No tak... - rzekł Adam, zaraz jednak poczuł, że wypadałoby przejąć
sprawę w swoje ręce - A czym to zwróciłem twoją uwagę?
- Ciężko powiedzieć mi samej, przecież cię nie znam - powiedziała
dziewczyna gładząc włosy - Wyglądasz mi po prostu na spoko gościa.
Adam roześmiał się.
- No, to faktycznie mnie nie znasz, skoro tak mówisz, ale dzięki,
miło słyszeć - powiedział.
Śmiech jednak szybko go opuścił. Od Moniki biła niesamowita powaga,
niemal przeraźliwa w jej wieku, a wyglądała mu na może z osiemnaście
lat, więc na co najwyżej rok więcej od niego.
- Mów, co chcesz, dziewczyny wiedzą swoje - powiedziała po kilku sekundach
pełnych napięcia - Potrafimy wyczuć, kto jest wporządku.
- Skoro tak mówisz - odparł Adam niepewnie.
Poczuł, jak robi mu się chłodno, a jego ręce zaczynają drżeć. Zdziwił
się bardzo, bo nigdy specjalnie nie denerwowały go takie rozmowy.
To przez jej spojrzenie. Drążyło go. Chciał coś powiedzieć, coś lekkiego,
banalnego, ale cały czas myślał tylko o jej spojrzeniu. O jej oczach.
Dziewczyna jednak w końcu spuściła z niego wzrok, a on sam poczuł
taką ulgę, jaką czuje pewnie pies wyprowadzony wreszcie na spacer.
- Sprawiasz... niesamowite wrażenie - powiedział wreszcie Adam.
- Niesamowite, mówisz - powtórzyła smakując słowo w myślach - Jak
mam to zrozumieć? Niesamowite, znaczy jakie? To niekoniecznie musi
być coś pozytywnego.
To pytanie zakłopotało go.
- Tak w zasadzie to nie wiem... twoje spojrzenie... Otacza cię jakaś
aura - powiedział Adam po chwili zastanowienia - Pewnie masz chłopaków
na palety, co? - wyskoczył nagle uśmiechając się i łykając piwa.
Kiedy denerwujące spojrzenie zelżało od razu poczuł się pewny siebie
jak zwykle.
- Nie powiedziałabym - odparła odwzajemniając uśmiech - Może kiedyś,
ale to już dawno.
Adam kiwnął jednemu z kolegów, który właśnie przeszedł niedaleko.
Zauważył przy tym, że Kamila i jej dwóch kolegów zza "baru" przygląda
mu się z zainteresowaniem. Nie zwrócił jednak na nich większej uwagi,
lecz spojrzał na Monikę.
- Czym się interesujesz?
- O tym może kiedy indziej - odpowiedziała. - Mogę ci zadać jedno
pytanie?
- Możesz, oczywiście, najwyżej nie odpowiem - rzekł beztrosko Adam
kryjąc się za swoim specyficznym poczuciem humoru, w rzeczywistości
jednak ciekawość zżerała go od środka. "Ciekawe, o co ona może zapytać?".
- Więc... więc czego oczekujesz od dziewczyny?
Adam osłupiał.
- Słucham?!
- Dobrze słyszałeś, widzę po twojej minie - zmrużyła oczy w uśmiechu
- Pytałam, czego oczekujesz od dziewczyny? Czego szukasz w tej, którą
chciałbyś, by była twoją jedyną?
"Mały" siedział zaszokowany. Nigdy wcześniej nie słyszał z ust dziewczyny
podobnego pytania! To znaczy może i słyszał, ale nigdy nie zadano
mu go tak bezpośrednio, tak prosto, tak... bezczelnie? W każdym jednak
razie - postanowił przyjąć wyzwanie.
- Więc tak - zaczął Adam by nie przedłużać ciszy, ciągle zastanawiając
się, co powiedzieć - Przede wszystkim ja nie potrafię z dziewczyną
chodzić. No, może niezupełnie... Potrafię, znaczy się, ale nie tak,
jak one tego oczekują. Wiesz - powiedział Mały znajdując w sobie resztki
pewności - ja nie lubię chodzić z dziewczyną tak, bo wypada mieć się
z kim pokazać. Ja nie potrafię być w tak płytkim związku, więc przede
wszystkim oczekuję przyjaźni, takiej pełnej znajomości, zaufania i
w ogóle - pomagał sobie gestykulując - To jest dla mnie najważniejsze:
być przyjacielem, dopiero później chłopakiem.
Skończył. Powtórzył sobie w myślach wszystko to, co przed chwilą powiedział
i doszedł do wniosku, że wybrnął z sytuacji całkiem nieźle. Zdziwił
się sam przed sobą wprawdzie, że był taki otwarty i szczery, ale w
tamtej chwili bardzo był z siebie dumny, że pokazał, na co go stać.
Oczekiwał nie wiadomo czego, jakiejś pochwały ze strony Moniki za
taką odpowiedź i nie zawiódł się. Wprawdzie nic nie usłyszał, ale
za to wypatrzył na jej kamiennej, choć ślicznej twarzy, jakby rysę
zwątpienia. To mu wystarczyło.
- Podobało się? - mruknął zaczepnie.
- Owszem, nie spodziewałam się takich zwierzeń - powiedziała dziewczyna.
Nagle do rozmowy dołączył się jeszcze trzeci głos.
- Sorry, że ci przerwę, stary - zachichotał - ale chyba mógłbyś już
iść.
Adam spojrzał, czyje to były słowa. Z szyderczym uśmieszkiem wpatrywał
się w niego jeden z barmanów.
- A czemu, jeśli można?
- Chyba dzisiejszy upał nie służy twojej głowie - odparł drugi, stojący
obok - No dalej, dość już dzisiaj tego piwka. Jeśli nie wyjdziesz
za chwilę to będziemy cię musieli wyprowadzić. Odstraszasz nam klientów.
- Ale o co wam chodzi, co? Siedzę sobie spokojnie i nic nie robię!
- No oczywiście, tylko sobie rozmawiasz - syknął pierwszy - Dopij
to piwo i spadaj.
Adam spojrzał ze zdziwieniem na Monikę, ale ona tylko potrząsnęła
głową i odparła:
- Faktycznie, ja też już zaraz idę, więc może pójdziesz? Po co robić
sobie kłopotów.
Chłopak wstał i wyciągnął okulary przeciwsłoneczne z kieszeni lekkiej,
rozpiętej koszuli.
- Nie wiem, o co im chodzi - mówił - Spotkamy się jeszcze?
- Z pewnością, możesz na to liczyć - rzekła kiwając mu na pożegnanie.
Poszedł. Od tamtego dnia nie widział jej przez następny tydzień, a
choć w jego głowie pozostawało ciągle jej wspomnienie, to jednak jego
świadomość już o niej zapomniała. Tymczasem ich kolejne spotkanie
miało miejsce na rynku.
Spieszył się wtedy do znajomego, tak więc myślał, że ich rozmowa
potrwa ledwo kilka minut. Mimo to spędził z Moniką na ławce ponad
dwie godziny i ani się obejrzał, a odezwała się jego komórka natarczywie
oznajmiając, że umówione spotkanie powinno wreszcie mieć miejsce.
Opuszczał ją z oporem, choć sam nie wiedział, dlaczego. Nie znał jej,
niewiele mówiła o sobie. Rozmawiali na tematy, których chęci poruszania
nigdy się u siebie nie dopatrywał, a na które wypowiadał się z tym
większą przyjemnością, im bardziej były one osobiste.
Trzeba otwarcie przyznać, że Adam się bał. Sam się sobie dziwił, że
nagle, nie wiadomo dlaczego, odsłania swoje wnętrze przed osobą, której
znał ledwo imię. Monika była bowiem bardzo tajemnicza. Zawsze chętnie
słuchała, udzielała rad, zadawała trudne pytania, które wymagały przemyślanych
odpowiedzi. Jemu jednak to odpowiadało. Była to specyficzna znajomość,
której podświadomie pragnął. Dość miał już w życiu doświadczeń z mało
rozgarniętymi laskami kochającymi się wielce w każdym członku lokalnej
drużyny siatkówki po kolei, tudzież w równie mało inteligentnych,
wyżelowanych dresiarzach, których jedynym atutem była kasa.
Nie. Ona była inna. Rozmowa z nią dawała mu jakąś niepojętą satysfakcję,
dziwną przyjemność płynącą nie wiadomo z czego. Tęsknił do niej już
w chwili, kiedy zamieniał z nią pierwsze słowo, a uczucie to rosło
tym bardziej, że nie wiedział nigdy, kiedy znowu ją zobaczy. Z czasem
jednak sytuacja nieco się poprawiła. Bardzo rzadko, ale jednak, zaczęli
się umawiać. Najczęściej w parku lub w innych, spokojnych miejscach,
gdzie mało kto mógł im przeszkodzić.
***
Zbliżała się sobota, to jest trzynasty sierpnia. Dla Adama był to
dzień bardzo znaczący, wtedy bowiem planował z kilkoma kumplami urządzić
wspólne, to jest swoje i znajomego urodziny, które wypadały w dość
bliskim odstępie czasu. Nie miała to być jednak kolejna szalona impreza,
a jedynie cicha noc poświęcona na popijaniu powoli piwa i oglądanie
kilku nowszych filmów. Mały zastanawiał się, czy nie zaprosić na ten
wieczór przypadkiem Moniki. Wydawała mu się idealna do tego towarzystwa,
a kumple też zamierzali przyprowadzić swoje bliższe lub dalsze znajome.
Z tą właśnie myślą szedł Adam przez park na umówione kilka dni wcześniej
spotkanie. Z daleka już dostrzegł Monikę siedzącą na ich stałej ławce.
- Cześć! - wykrzyknął radośnie siadając obok niej.
- Hej - odparła dziewczyna - Widzę, że humor dzisiaj niezły.
- Rzeczywiście, nawet lepiej niż zwykle, a przecież i tak na co dzień
nie jest źle - powiedział Adam i przeciągnął się na ławce.
Czuł się szczęśliwy: słońce grzało, ale nie przypiekało; wiał lekki
wiatr; siedział obok dziewczyny, którą uwielbiał.
- Planujesz coś na sobotę? - zapytał Adam.
- W tym tygodniu? - odpowiedziała pytaniem - Nie, w tym nie.
- To świetnie! Nie miałabyś ochoty wpaść na moje urodziny?
Monika była wyraźnie zakłopotana.
- Słuchaj... nie odbierz tego źle, ale nie mam zbytnio ochoty... imprezy
mnie nie bawią.
- Domyślałem się. Nie zapraszam cię jednak na imprezę - kontynuował
Adam - Miałem na myśli raczej spokojny wieczór w gronie kilku znajomych
i z paroma dobrymi filmami.
- Nie wiem... - wykręcała się Monika - nie znamy się jeszcze za dobrze...
W ogóle to nic tak nie planowałam, ale być może będę zajęta.
Mały spojrzał na Monikę rozczarowany.
- Jeśli nie chcesz: nie ma sprawy, wystarczy powiedzieć.
- Nie o to chodzi, naprawdę bym chciała... - zająknęła się - Po prostu...
wierz mi, gdybym przyszła, to tych urodzin nie zaliczyłbyś do udanych.
- Dlaczego? - chłopak nie dawał za wygraną - Będzie świetnie, zobaczysz.
Jeśli chcesz, przyjdź z koleżanką.
- Tu naprawdę nie o to chodzi - rzekła Monika, smutek odmalował się
na jej twarzy - Jeszcze jest za wcześnie.
- Za wcześnie? Ale na co?
- Nieważne... muszę już iść, wybacz.
Adam zaklął w duchu. "Delikatniej, stary, delikatniej, byłeś zbyt
nachalny!".
- Przepraszam, przesadziłem - rzekł ze skruchą - Naprawdę przepraszam,
ale bardzo chciałem, byś przyszła.
- Wiem. To moja wina, ale teraz tego nie zrozumiesz.
- Dlaczego? Skąd wiesz? Spróbuj mi wyjaśnić...
- Nie! - wykrzyknęła Monika stanowczo, a w jej głosie pojawił się
ton, którego jeszcze u niej nie słyszał - Już mówiłam: jeszcze nie
pora. A teraz naprawdę: muszę już iść.
- Jeśli zmienisz zdanie, to poszukaj mnie na Długiej, pierwszy dom
od strony miasta. Taki dość duży.
Adam wbił wzrok w ziemię. "Palant, głupi buc", obrzucał się wyzwiskami.
"Po co waliłeś tak prosto z mostu?!".
Zaraz jednak opanował się. "Może chociaż odprowadzę ją do domu" -
pojawiła się w jego głowie myśl. Wstał, otrzepał spodnie i ruszył
szybkim krokiem w kierunku, w którym odeszła Monika. Przeszedł kilkadziesiąt
kroków i nagle spostrzegł ze zdumieniem, że nie widzi jej na ścieżce.
Wytężył wzrok, ale nie dostrzegł na dróżce żadnego ruchu. "Gdzie ona
poszła?" - zastanawiał się. Przebiegł jeszcze jakiś kawałek gdy znów
się zatrzymał. Rozejrzał się i dostrzegł, że na lewo prowadzi jeszcze
jedna ścieżka. "Może tu skręciła" - pomyślał. Postanowił jednak, że
lepiej już będzie, jeśli zawróci do miasta. "Co mi z tego, że dojdę
do niej w połowie drogi?".
- Mały! - ryknął z okna Kamil ponaglając nadchodzącego Adama - Dawaj,
dawaj, już się browar chłodzi!
Gdy Adam wszedł do domu pierwsze kroki skierował ku lodówce swojego
gospodarza.
- No, to popieram - pokiwał głową z uznaniem na widok pięćdziesięciu
piw, które wypełniły niemal cały dół lodówki.
Kamil, jak przystało na gospodarza, w dodatku dość zamożnego, zatroszczył
się o godziwe zaopatrzenie na wieczór.
- Wiesz, myślę, że wystarczy - rzekł Kamil, którego znajomi nazywali
"Żabą" - Jak na osiem osób to chyba w sam raz.
- W zupełności - potwierdził Adam.
Niebawem zaczęli się schodzić znajomi. Jak to jednak bywa, nie wypadało
przyjść z pustymi rękoma, dlatego też urodzinowy stół po wizycie jednego
z kumpli wzbogacił się jeszcze o kilka co bardziej znaczących w procenty
napojów.
- Hej, hej - śmiał się Adam - Ponoć miała to być spokojna impreza!
Mimo wszystko jednak było dość spokojnie. Alkohol lał się z umiarem,
więc humor poprawiał się stopniowo, by osiągnąć swoje apogeum w okolicach
północy, może trochę później. Koło drugiej wszyscy poczuli się jednak
dość senni, a z racji tego, że mieszkanie Kamila mnogie było w pokoje,
wobec tego dwie pary znalazły dla siebie przytulny kącik.
Dla Adama nie oznaczało to nic dobrego, bo w tej chwili został sam.
Dwóch najlepszych kumpli siedziało właśnie ze swoimi dziewczynami,
gospodarz uparcie przed monitorem "rozgryzał" nową piłkę nożną; siódmy
znajomy, o nieco słabszym "potencjale", przysnął z głową na stole,
a jego dziewczyna, zniesmaczona, postanowiła iść do domu.
Mały stracił nagle cały humor. Zamknął drzwi od pokoju na zamek i
rzucił się w otchłań swoich niewesołych myśli. Siedział ponury samotnie
wpatrując się w ciemności pokoju. Zastanawiał się, czy Monika by przyszła,
gdyby rozmowa potoczyła się inaczej, mniej bezpośrednio. Siedział
tak w ciszy przerywanej tylko czasem dźwiękami rozgrywanych "meczów".
Naraz poczuł, że sam też robi się senny. Głowa zaczęła mu opadać na
pierś, a myśli krążyły wokół poduszki. Przez głowę przemknęła mu jeszcze
myśl: "szkoda, że nie przyszła. Byłoby wspaniale...".
Adam otworzył oczy. Początkowo niewyraźnie, lecz z każdą chwilą co
raz lepiej, widział przed sobą zarys sylwetki siedzącej na drugim
końcu rogówki. Przetarł oczy i usiadł. Na tyle, na ile pozwalało to
ocenić skąpe światło w pokoju, siedziała przed nim dziewczyna.
- Cześć, Adi - odezwała się postać.
Mały nie miał wątpliwości. To była Monika.
- Więc jednak przyszłaś? - wyszeptał Adam - Czemu tak późno?
- Wcześniej nie mogłam, a teraz też przypadkiem... Po prostu przechodziłam
niedaleko i pomyślałam, że wpadnę - powiedziała dziewczyna.
- I dobrze zrobiłaś - pokiwał głową Adam i skrzywił się lekko. Poczuł,
że piwo i inne, niestety mniej już szlachetne trunki, ciągle krążą
w jego żyłach - A reszta co, jak...
- Wszyscy śpią - przerwała chłopakowi Monika. - Przyszłam już jakiś
czas temu, ale nie mogłam cię obudzić, tak słodko spałeś.
Dziewczyna poprawiła się nieco na miejscu. Teraz widział ją wyraźniej
- wątły blask księżyca sączący się przez okno padał na jej jak zwykle
spokojną twarz. Gdy tak się w nią wpatrywał wydawała mu się niby anioł;
otaczała ją delikatna, blada poświata, a jej włosy lśniły subtelnie.
- Znów zasnąłeś? - zapytała Monika.
- Nie, nie... - oprzytomniał Adam.
Spojrzał odważnie dziewczynie w oczy.
- Jesteś... piękna - powiedział po chwili.
To wszystko, na co w tej chwili było go stać.
Monika uśmiechnęła się lekko bez cienia zakłopotania i odwzajemniła
spojrzenie.
Trwało to chwilę, po czym Adam spuścił głowę.
- Jesteś chyba jedyną osobą na świecie, której nie mogę spojrzeć dłużej
w oczy - zaśmiał się Adam - Jak ty to robisz?
Monika wzruszyła tylko ramionami i spojrzała na niego niewinnie.
***
Mały przetarł oczy. Obudził go jakiś dźwięk... Starał się pozbierać
myśli. Niewiele pamiętał z nocnych rozmów. Był niemal nieprzytomny,
co nie dziwne zważywszy na to, że wcześniejsze noce też nie należały
do przespanych choćby w połowie. Przypomniał sobie, że Monika opowiadała
mu po raz pierwszy o swojej przeszłości. "Szkoda, że niewiele z tego
zapamiętałem" - rzekł do siebie Adam. Głębiej zapadły mu w pamięć
jedynie wzmianki o chłopaku Moniki, który ją opuścił, a którego kochała.
"Nie powinienem był się do niej przysuwać" - stwierdził po chwili
Mały przypomniawszy sobie nagle chwilę, gdy próbował zbliżyć się trochę
do dziewczyny. "Niepotrzebnie ją do siebie zrażam!" - skarcił się
w myślach.
- Adam, śpisz? - dotarło do Małego pytanie zza drzwi poprzedzone mało
delikatnym puknięciem w szybę.
- Nie, już nie - odparł Adam i poklepał się po twarzy na rozbudzenie
- Już wstaję.
- Chcesz to jeszcze leż, ale otwórz drzwi, bo chcę posprzątać trochę
ławę - powiedział Kamil i złapał za klamkę.
Adam podniósł się. Chwilę walczył, by utrzymać pion, po czym podszedł
do drzwi i przekręcił zamek. Kamil wszedł do pokoju z dużym, foliowym
workiem i zabrał się za sprzątanie ze stołu.
- Dzięki, że wpuściłeś Monikę - rzekł Adam kładąc się spowrotem na
kanapę.
- Nie ma sprawy - kiwnął ręką Kamil - Ale chwilę później już bym jej
nie otworzył, bo zaczynało mnie mulić. Długo u ciebie była?
- Ja wiem, nie - próbował ocenić Adam - A przynajmniej nie tak długo,
jak bym chciał.
- No, no, radzę ci się tym tak przy wszystkich nie chwalić - zaśmiał
się Żaba, a jego śmiech, choć w niczym nie przypominający rechotu,
jak mogłoby sugerować przezwisko, rozbrzmiał echem po mało zapełnionym
meblami pokoju.
- A to czemu?
- Wiesz, różnie jest z ludźmi - skwitował Kamil wrzucając do worka
puszkę - Po co mają gadać. W końcu to... specyficzna laska.
- Niech sobie gadają, mam to gdzieś - rzekł Adam beztrosko - Ona jest...
niesamowita, wiesz?
Kamil spojrzał ze zdziwieniem na Małego.
- Ładnie tobą zakręciła, jak widzę - mruknął po chwili - W ogóle zawsze
z ciebie nie mogłem: tu jedna, tam druga, a po drodze jeszcze trzecia.
Jak ty to robisz?
- Raczej jak one to robią - uśmiechnął się Adam - Ja nigdy o to nie
zabiegam. Po prostu przechodzą przez moją głowę jak burza i już -
wywrócił oczami - Ale mówię ci: Monika jest inna.
- Mówisz? - mruknął Kamil z powątpiewaniem - Jak dla mnie taka sobie.
Przeciętna z urody, charakter też taki sobie...
- Chyba nie wiesz, co mówisz! - obruszył się Adam - To kroczący cud
natury!
Żaba machnął tylko ręką.
- Dobra, dobra, jak tam sobie myślisz. Są gusta i guściki.
- Na serio, powinieneś ją lepiej poznać, a od razu zmienisz zdanie
- upierał się przy swoim Mały - A teraz, jeśli można, chętnie bym
się jeszcze zdrzemnął.
- Dobra, śpij, ale jeszcze z górą dwie godziny, potem musicie się
zmywać.
- Wystarczy - powiedział Adam ziewając i nakrył się kocem.
Reszta dnia minęła Adamowi dość szybko. Gdy przyszedł do domu było
trochę po południu. Poczekał godzinę na obiad, który przez panujący
upał i burzę w żołądku zjadł z poważnymi oporami, po czym położył
się spać. Gdy się obudził koło osiemnastej mama powiedziała mu tylko,
że "dzwonił jakiś kolega, ale się nie przedstawił". Adam domyślił
się, że to był Sławek, któremu ten winny był dwie płyty. "Jutro do
niego pójdę" - obiecywał sobie Mały. "Póki co chyba wyskoczę do miasta.
Może kogoś spotkam? A nuż Monikę?".
Jak Adam postanowił, tak też zrobił, ale błądząc prawie dwie godziny
po mieście nie spotkał nikogo znajomego. Zniechęcony, wrócił w końcu
do domu pogrążony w swoich myślach. Często przewijał się w nich temat
Moniki.
Później, w trakcie rozwijania się znajomości, zastanawiał się, co
właściwie o niej wie. No właśnie, co wiedział? Z takich zasadniczych,
podstawowych informacji prawie nic - tylko imię. Nie mógł pojąć, dlaczego
ta dziewczyna była tak tajemnicza. Wprawdzie wychodził z założenia,
że jeśli będzie chciała, to i tak mu powie coś o sobie, ale dziwił
się, dlaczego Monika nie chce zdradzić nazwiska, nie mówi, gdzie mieszka,
mało wspomina o tym, co robi na co dzień, a jedynie ogólnikowo rzuca
wydarzeniami z przeszłości. "Pewnie życie jej nie rozpieszcza" - powiedział
do siebie Adam i westchnął.
Może to właśnie, między innymi, tak bardzo go w niej interesowało?
To, że nie wiedział o niej prawie nic. To, że każda z nią rozmowa
była absolutnie inna od tych, jakie przychodziło mu toczyć z dziewczynami.
Monika nie mówiła o kosmetykach, nie plotkowała o znajomych, nie porównywała
swojego tyłka do tyłka Britney Spears... Rozmawiał z nią o życiu,
jego sensie, problemach; rozważał z nią kwestie wiary, czy istnieje
życie po śmierci, a może wieczna pustka... Pracował przy niej nad
swoją osobowością i to najbardziej go cieszyło. Gdy z nią rozmawiał
czuł się niesamowicie - starał się objąć rozumem wspaniałość tej dziewczyny,
tej drobnej postaci, która tyle miała w sobie mądrości. Monika była
tą jedną z nielicznych osób, która sprawiała, że Adam czuł się przy
niej nagle kimś prostym, mało znaczącym i wręcz głupim. To jednak
było w niej pociągające...
- Musi się udać, musi - mamrotał Adam drżącymi rękoma grzebiąc w
plecaku.
Zdarzyło się bowiem, że idąc parkiem do znajomego wypatrzył na ławce
Monikę. "Chyba się nie obrazi za głupie zdjęcie?" - zastanowił się
Mały przez chwilkę, ale gdy wymacał pośród bałaganu aparat podekscytowanie
wzięło górę. Sprawdziwszy stan baterii, Adam zaczął się skradać powolnym
krokiem. Zszedł ze schodów i, starając się iść za drzewami, powoli
podchodził swoją "ofiarę". Ocenił uważnie sytuację - dziewczyna pochłonięta
była w lekturze jakiejś książki. Jednym, długim susem Adam wyskoczył
zza grubego pnia drzewa i, po okrzyku "uśmiech!", błysnął flesz.
- Co ty robisz?! - krzyknęła Monika.
- Daj spokój, to tylko zdjęcie - odparł Adam chowając aparat do pokrowca.
- Dlaczego to zrobiłeś, Adam, przecież mówiłam ci, że nie lubię zdjęć.
- Właśnie, dlaczego nie lubisz zdjęć? - odpowiedział pytaniem na pytanie
chłopak.
- Nie jestem fotogeniczna.
- Daj spokój, jesteś śliczna i tak też wychodzisz na zdjęciach.
- A dużo ci jeszcze zostało filmu? - zapytała dziewczyna.
Adam spojrzał na aparat.
- Z dziesięć zdjęć.
Monika zamyśliła się na chwilę, po czym westchnęła.
- Szkoda, że to zrobiłeś.
- Eee tam, co w tym złego? - machnął ręką chłopak. - Mówię Ci, wyjdziesz
ślicznie.
- Żeby wszystko było takie proste - mruknęła cicho Monika, ale tego
Adam nie słyszał.
Adam ucichł. Musiał znaleźć jakiś sposób na to, by rozładować napięcie.
"Mam!" - wykrzyknął w duszy. "Zaproszę ją do kina!".
- Co byś powiedziała, gdybym zaprosił Cię do kina?
- A kiedy byś chciał?
- Może pojutrze? Oczywiście wieczorem.
- Będę zajęta, wybacz - odparła.
- No to może dzień później? Albo jutro? - wymieniał Adam widząc niezdecydowanie
na twarzy dziewczyny - No, nie bądź zła za to zdjęcie, jeśli chcesz
tak bardzo to każę go nie wywoływać.
Monika mrugnęła oczami ze zdziwieniem.
- Naprawdę? Zrobisz to?
- Jeśli tak bardzo ci zależy...
- Jesteś kochany! - wykrzyknęła wstając - W takim razie kiedy? Pojutrze,
mówisz?
- Ty przewrotna bestyjko! - zaśmiał się chłopak - Dobrze, pojutrze,
dwudziesta pierwsza.
- Więc jesteśmy umówieni. A teraz muszę już iść.
- Już??? Myślałem, że pogadamy chociaż przez chwilę.
- Coś mi wypadło, przyszłam tylko na chwilkę ci o tym powiedzieć.
- Skoro musisz... szkoda.
- Też żałuję, ale nie mogę zostać. Pa - rzekła Monika odchodząc i
posłała Adamowi całusa.
- Może chociaż odprowadzę cię do domu?
- N-nie, nie idę do domu, muszę gdzieś zajrzeć, a to już niedaleko,
nie opłaca się nawet.
- Jak wolisz. Narazie.
- Pa.
Poszła. Adam stał przez chwilę wpatrzony w ławkę, na której siedziała.
Mimo, że myśl o kinie zaświtała mu w głowie dopiero przed kilkoma
minutami, to już miał w głowie gotowy plan na wieczór za dwa dni.
"Może jeszcze przed kinem ją gdzieś złapię? Wyciągnę do jakiegoś pubu
na wieczór... a po kinie też może się uda".
Wtem nad głową Małego rozświetliła się żarówka.
"Dowiem się, gdzie mieszka!" - wpadł nagle na pomysł chłopak. Puścił
się biegiem w kierunku, w którym odeszła dziewczyna. Niebawem też
ujrzał ją samą. Szła powoli nie oglądając się na nic, ze wzrokiem
utkwionym w niewielkiej książeczce. "Jakoś mi się wierzyć nie chce,
że idzie teraz tylko gdzieś sobie zajrzeć" - pomyślał.
Początkowo Adam zachowywał daleko posuniętą ostrożność. Poruszał się
skokami pomiędzy to drzewem, to samochodem; to przy jakiejś bramie,
to po drugiej stronie ulicy blisko kilku osób. Z czasem jednak zauważył,
że nie ma się czego obawiać. Monika musiała często chodzić tą drogą
bo tylko raz podniosła spojrzenie znad książki. Adam szedł więc pewnie
i spokojnie kilkanaście metrów za nią. Spojrzał na zegarek - dochodziła
siedemnasta. "Chwila!" - wykrzyknął Adam wracając do "śledzenia".
"Gdzie ona jest?!".
Kiedy bowiem chłopak spojrzał na powrót na ulicę nie dostrzegł już
dziewczyny. Przyspieszył nieco kroku ciekawy, czy Monika być może
skręciła w uliczkę za rogiem. Tam jednak jej nie było. "Wobec tego
musiała wejść do tego domu" - domyślił się Adam. Omiótł budynek spojrzeniem.
Była to stara kamienica, jakich wiele było w mieście, ta jednak była
bardzo dobrze utrzymana i tym się wyróżniała spośród innych. Jasny,
podchodzący pod pomarańcz tynk wydawał się być idealny w obliczu upalnego
lata.
Adam podszedł do drzwi. Przejrzał listę lokatorów na rozlatującym
się domofonie i pokręcił głową nieoczekiwanie dla samego siebie wybuchając
śmiechem. Bo niby skąd miał wiedzieć, która pozycja to właśnie to,
która go interesuje? Monika nigdy nie powiedziała mu, jakie nosi nazwisko.
Rozweselony swoją głupotą ruszył do domu. "Przynajmniej wiem, w którym
domu mieszka" - podsumował. Nie wiedział, że Monika obserwowała go
w tej chwili z okna.
Nadszedł oczekiwany wieczór. Adam pół dnia zastanawiał się nad tym,
jak ma zachować się w kinie. Myliłby się bowiem ten, kto uważałby,
że chłopak zapraszający dziewczynę do kina idzie oglądać film! Owszem,
film to miły dodatek, ale przecież tak naprawdę liczy się absolutnie
co innego. I tu pojawiał się dylemat - czy zachować spokój, starać
się opanować, czy może... no właśnie. Zakazany owoc zawsze smakuje
lepiej od tego, którego zdobycie nie stanowi żadnego problemu, a właśnie
z owym rajskim owocem kojarzyła się Adamowi Monika. Kiedy tak przywoływał
z pamięci wszystkie chwile, jakie z nią spędził doszedł do wniosku,
że nawet jej nigdy nie dotknął. To oczywiście tylko wzmogło jego pożądanie.
Seans minął jednak Adamowi szybko i bez specjalnych rozterek. Monika
przyszła do kina kilka minut przed rozpoczęciem filmu, ale niemal
do ostatniej chwili siedziała w toalecie zjawiając się w momencie,
kiedy na sali zgasły już światła. Adam tymczasem postanowił sobie,
że zachowa spokój. Zdawał sobie sprawę z tego, że Monika to dziewczyna
nieprzeciętna, z którą nie można tanio pogrywać. Chwilę przed tym,
jak pojawiła się Monika zagadnęła Adama jego niedawno rozpoczęta znajomość,
z którą jednak nie chciał mieć zbyt wiele wspólnego.
- Koło ciebie jest wolne? - zapytała dziewczyna.
- Zuza, cześć! - odrzekł Adam na widok znajomej z udawanym entuzjazmem
- Właściwie to zaraz ktoś powinien przyjść.
- Gdyby jednak ten ktoś nie przyszedł to siedzę z tyłu - powiedziała
Zuza i mrugnęła porozumiewawczo.
- Dobra, będę pamiętał - mruknął Adam uśmiechając się mdło i ciesząc
się w duchu, że rozmowa nie potrwała dłużej.
Na tym jednak dla Małego kontakt z Zuzą tego wieczoru się nie skończył,
choć, na szczęście, nie przyszło mu już toczyć z nią rozmów. Gdy już
po filmie Adam wychodził z Moniką z kina na końcu wielkiego tłumu,
Zuza rzuciła mu niemiłe spojrzenie. Chciała także coś powiedzieć,
ale jej koleżanki popchnęły ją ku wyjściu.
- Znasz tamtą dziewczynę? - spytała Monika - Wyglądało na to, że ona
ciebie tak.
- Tak, znam, nudziara, jakich mało - westchnął Adam przypominając
sobie początek wakacji, kiedy to poznał Zuzę na jednej z imprez -
Nie znając cię w ogóle jest w stanie po pięciu minutach zacząć ci
opowiadać swój życiorys.
Monika zachichotała cicho.
- Może po prostu jest otwarta dziewczyna?
- Nie żartuj - obruszył się Adam - A te jej "prawdziwe" historie...
nie masz pojęcia, ile ona już przeżyła!
- W takim razie rzeczywiście ci współczuję znajomości.
- Naprawdę, masz czego, jak rzadko kiedy - kiwnął głową Adam.
Przeszli kawałek w kierunku miasta. Ulica była prawie pusta, bo większość
mieszkańców bawiła się właśnie na rynku, gdzie lokalne radio zorganizowało
akcję charytatywną. Tylko gdzieniegdzie przechodziły grupki młodych
ludzi, dla których disco-polo proponowane na rynku nie stanowiło specjalnej
atrakcji.
- Okej, będę już szła - powiedziała w końcu Monika. - Dzięki za wieczór,
film mi się bardzo podobał.
- Nie ma sprawy, przyjemność leży po mojej stronie... Może dzisiaj
uda mi się odprowadzić cię do domu? - zapytał chłopak, ale bez specjalnej
nadziei.
Niestety, Monika go nie zaskoczyła odpowiedzią. Adam poczuł, jak wzbiera
w nim napięcie. Poczuł, że musi uwolnić to wszystko, co go dręczyło
przez cały czas. Pokręcił tylko głową, ale zebrał się w sobie i zapytał:
- Monia, nie obraź się, ale dlaczego jesteś taka tajemnicza?
Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę.
- Nie udawaj zaskoczonej, proszę - skrzywił się Adam. Nie wiem, kim...
- Adam zająknął się.
"O Jezu, wszystko spieprzę!!!" - pomyślał i zdrętwiał, zaraz jednak
odzyskał głos. Niestety (a może na szczęście?) takim już był człowiekiem,
że musiał powiedzieć to, co pomyślał. Więc mówił...
- Nie wiem, kim dla ciebie jestem - powtórzył - ale ja wiem, kim ty
jesteś dla mnie - rzekł. A jesteś... jesteś kimś wyjątkowym... takiej
dziewczyny jak ty jeszcze nie spotkałem...
Monika nadal patrzyła na niego bez słowa, ale wyraz jej twarzy zmienił
się. Już nie było na nim zdziwienia, pojawił się natomiast smutek
i coś na kształt bólu.
Adam nie potrafił tego wyrazu dokładniej opisać gdy kilka godzin potem
znalazł się w domu. W tamtej jednak chwili zmieszał się. Nigdy wcześniej
nie widział twarzy tak wymownej, tak bogatej w wyrazy i... ślicznej.
Każdy najmniejszy ruch jej brwi, ust, zmiana napięcia skóry na policzkach
- wszystko to zauważał i dostrzegał w tym niewypowiedziane piękno.
- Widzisz, Monia... staram się być spokojny, delikatny... tłumię się
w sobie, staram się dla ciebie być kimś zupełnie innym, niż jestem...
ale wiem, do czego to prowadzi. Ty też musisz to wiedzieć! - wykrztusił
z wysiłkiem Adam - Przecież nie zapraszam cię do kina, bo lubię filmy
z Georgem Clooneyem, nie spotykam się z tobą w parku, bo lubię oglądać
zieleń... nie zapraszam cię na urodziny, bo chcę mieć jeszcze jedną
osobę do piwa...
- Więc po co się ze mną spotykasz? - odpowiedziała spokojnie Monika.
Adam zatoczył się jakby do głowy nagle uderzyło mu mocne wino.
- Jak to po co... - wyszeptał ze zdumieniem.
- No po co? Jeśli nie po to, by obejrzeć film, podziwiać zieleń czy
żebym pomogła ci przy piwie, to po co?
Chłopak nabrał powietrza, otworzył usta... i nic. Nie wydobył się
z nich żaden dźwięk.
- Powiedz - rzekła.
Adam oparł się na biodrach, ale stał z głową spuszczoną ku ziemi.
- Powiedz - powtórzyła, ale teraz w jej głosie słychać było jakby
prośbę.
Chłopak pokręcił znów głową i zaśmiał się z lekka.
- No powiedz!! - wykrzyknęła, ale w jej krzyku nie pobrzmiewał gniew.
Powietrze przecięło wołanie przepełnione nie złością, lecz błaganiem
i rozpaczą.
Tego jednak Adam nie wychwycił. Zbyt był zamroczonym tym, co w sobie
odkrył.
- Nie powiesz, prawda?
Adam spojrzał na nią bystro spod grzywy włosów.
- Niby co mam ci powiedzieć? - syknął - To raczej ty powinnaś mi powiedzieć
coś...
- Na przykład co? - przerwała.
- Cokolwiek!!! - wybuchnął niespodziewanie chłopak - Nie wiem, cokolwiek!
Nie znam nawet twojego nazwiska, zasranego nazwiska!!
- Ty mi swojego nie musiałeś podawać, mi takie coś nie przeszkadza.
- A mi tak!! - krzyczał Adam chodząc dookoła - nic o tobie nie wiem,
kompletnie nic! Znam cię już ponad miesiąc, a jedyne, co mi powiedziałaś,
to imię! Czy proszę o wiele?!
Cholera, wiem, że to nie takie istotne, ale chciałbym wiedzieć o tobie
coś więcej... Nie wiem... choćby gdzie mieszkasz, gdzie się uczysz,
czym się interesujesz, czy masz brata, a może siostrę, a może masz
tylko małego kudłatego pieska! Ja ci o takich rzeczach opowiadałem!
Nie ufasz mi?! Chyba nie zrobiłem do tej pory nic złego, nie?! Staram
się być jakimś zasranym ideałem, próbuję nie myśleć zbytnio o tobie,
choć to przecież niemożliwe! Nie wiem, co cię kiedyś spotkało... Co
sprawia, że jesteś taka... Świetnie mi się z tobą rozmawia, ale czasami
nie mam ochoty na filozofię a po prostu na zwykłą dziewczynę!!
Adam spojrzał na Monikę ponownie: stała obezwładniając go swoim spokojem.
Nagle zauważył, że po jej jakby skamieniałym policzku popłynęła łza.
"O Boże, co ja narobiłem?!".
- Monia...
- Powiedziałeś, co chciałeś - odpowiedziała dziewczyna spokojnie ocierając
łzę - Wybacz, muszę iść.
- Ale ja... - rzekł niezdarnie Adam próbując złapać Monikę za rękę.
Ta jednak odskoczyła zdumiewająco szybko i rzekła zdławionym głosem:
- Nie waż się więcej tego robić! Nie dotykaj mnie!
- Ja... przepraszam...
- Wiem, Adam... to ja... to nie... To nie takie proste, jak bym chciała.
- Ale o co chodzi? - spytał Adam skołowany do reszty - Co nie jest
takie proste? Dlaczego jesteś taka ostrożna? Czego się boisz?
- Za dużo pytań - mruknęła dziewczyna - Obiecuję, że kiedyś wszystko
będzie dla ciebie jasne, ale trochę musisz jeszcze wytrzymać. Moja
przeszłość to... to bardzo przykra sprawa. Nie mogę o tym opowiadać,
ot tak - dodała z przygnębieniem - Naprawdę, muszę już iść. Na razie.
Adam stał z rękoma zwieszonymi po bokach. Nie wiedział, co zrobić.
Nie chciało mu się iść do domu, nie chciał też stać w tym miejscu.
Chodzić po mieście też nie miał ochoty. "Wiedziałem, spieprzę wszystko,
spieprzę!!" - wykrzyknął wściekle gdy był już pewien, że Monika go
nie usłyszy. "Kurwa!" - przeklął soczyście kopiąc w znak drogowy.
"Po co mi to było?! No po jasną cholerę?!".
W tym momencie poczuł, że musi jeszcze raz zobaczyć Monikę tego wieczoru.
Wiedział, że musi z nią jeszcze porozmawiać. Przeprosić ją, choćby
powiedzieć tylko to jedno słowo, ale musiał.
Puścił się biegiem w kierunku domu, który odwiedził dwa dni wcześniej.
Biegł ile sił, starając się przy tym trzymać się ulic, których Monika
możliwie nie wybrałaby.
Wreszcie dopadł do żółtej kamienicy. Rozejrzał się dzikim wzrokiem
po ulicy, nikogo jednak nie dostrzegł prócz jednego staruszka siedzącego
w oknie na drugim piętrze kamienicy. Adam zastanowił się, czy Monika
mogła dojść do domu przed nim ale szybko wykluczył tą możliwość. Biegł
tak, że teraz brakowało mu już tchu, w dodatku w dużej mierze wybierał
skróty między głównymi ulicami.
Usiadł na schodzie i, łapiąc oddech, spojrzał w niebo. Gwiazdy świeciły
jasnym i czystym blaskiem, a księżyc przyglądał mu się ze zdziwieniem.
"I co się tak gapisz?" - rzekł do niego Mały przecierając czoło i
poprawiając koszulę na ramionach. "Już byś coś lepiej poradził a nie
tylko czekasz na gotowe przedstawienie".
Nagle Adam poczuł się przedziwnie. Miał wrażenie, jakby to on właśnie
był środkiem wszechświata. Miał wrażenie, że wszystko skoncentrowało
się dookoła niego - patrzył się na niego księżyc, ulica, pusta i martwa,
także wstrzymała się w oczekiwaniu; nawet wiatr ustał i papierki z
dziurawego kosza na rogu ulicy leżały na chodniku zastygłe.
Wszystkie te myśli i wiele innych wirowały wokół głowy Adama. W pewnym
momencie zorientował się jednak, że czeka już zastanawiająco długo.
Przez głowę przebiegła mu myśl, że być może Monika jednak dotarła
już do domu, ale jakoś nie wydawało mu się to prawdopodobne. Może
więc faktycznie tu nie mieszkała?
Jego rozmyślania przerwał głos.
- Czekasz na coś, młodzieńcze?
Adam otrząsnął się i wytrzeszczył oczy w niebo. "Księżyc"? - zapytał
sam siebie, a srebrny towarzysz nocy jakby przytaknął znikając na
chwilę za niewielkim obłoczkiem.
- Hej? - zawołał znowu głos - A może jesteś jakimś nowym sąsiadem?
W tym momencie Adam przypomniał sobie o staruszku w oknie.
- Nie, nie jestem. Właściwie to szukam kogoś - rzekł Adam wstając
i spoglądając w okno na drugim piętrze.
- Kogo? - zainteresował się dziadek - Może będę w stanie pomóc?
- Nie znam jej nazwiska... to młoda dziewczyna. W moim wieku, niewysoka,
jasne włosy, niebieskie oczy. Chyba tu mieszka.
Starszy człowiek zamyślił się na chwilę, ale po chwili pokręcił przecząco
głową.
- Nikt taki już tu nie mieszka.
- Już...?
- Mieszkała tu jeszcze rok temu dziewczyna o podobnym wyglądzie. Ale
się wyprowadzili. Znaczy się jej rodzice. Dobrzy to byli ludzie, nie
mogę powiedzieć, szkoda...
- A, przepraszam, a zagląda tu jeszcze? Może ma tu kogoś znajomego
albo rodzinę?
- Nie, od tamtego czasu jej nie widziałem, ale to...
- Dziękuję za pomoc, do widzenia - rzucił Adam i ruszył w miasto.
- Cóż, skoro ci się tak spieszy - rzekł staruszek i schował się wewnątrz
zamykając okno - Już i tak późno.
Adam zrobił jeszcze rundkę wokół rynku. Zabawa powoli dobiegała
końca, musiało więc być już blisko dwunastej, na kiedy to planowano
zakończenie imprezy. "Nie mieszka już tam" - zastanawiał się. "W takim
razie gdzie? I czemu tam zagląda? Może ma tam jakąś starą przyjaciółkę?"
- pytał sam siebie Adam, ale nie znał na te pytania odpowiedzi, jak
to zwykle bywa.
Na ten dzień miał już stanowczo za dużo wrażeń. Gdy przyszedł do domu
mieszkanie było puste i nie zastał nikogo. Poszedł więc do łazienki,
wziął zimny prysznic i zwalił się na łóżko. Chwilę wprawdzie jeszcze
rozmyślał o wydarzeniach, jakie miały miejsce, ale sen szybko ściągnął
w dół jego powieki. Spał jak kamień.
Nadszedł kolejny wieczór. Adam wracał od swojego znajomego. Był to
jeden z tych letnich wieczorów, który wyciągał na dwór każdego, niezależnie
od wieku. Wiał przyjemny, lekki wiatr; nie było gorąco, ponieważ do
południa padał deszcz.
Adam szedł spokojnym krokiem wdychając świeże powietrze. Z niewielkich
słuchawek wiszących przy kołnierzyku koszulki sączyła się jakaś muzyka,
ale Adam jej nie słuchał. W ogóle zapomniał, że walkman jest włączony.
Dawno nie był tak zamyślony. Dręczyło go wspomnienie poprzedniego
wieczoru, pragnął spotkać Monikę, jak najszybciej.
Dlaczego ona była taka? Co takiego się wydarzyło, że nie chciała o
tym mówić?
Przez głowę Adama przebiegały jeden za drugim rozmaite wnioski, które
wydawały mu się to mniej, to znowu bardziej prawdopodobne. Starał
się chłodno przeanalizować dotychczasowe spotkania. Kiedy tak przypominał
sobie chwile, które spędził w jej towarzystwie, w każdym przypadku
uderzała go nie tyle jej skrytość i tajemniczość, ale bardziej to,
że starała się unikać jego dotyku, bliższego kontaktu. "Może... może
ma przykre doświadczenia związane z chłopakami?" - pomyślał.
Ten pomysł wydał mu się dość prawdopodobny. Zaczął po cichu podejrzewać,
że Monika padła kiedyś ofiarą przemocy ze strony chłopaka, być może
bardzo jej bliskiego. "Pewnie dlatego teraz jest tak ostrożna" - podsumował
swoje rozważania Adam. "Nie dziwie się jej- zraziła się, więc trudno
będzie zapracować na jej zaufanie. A o sobie nie mówi bo się wstydzi
przeszłości, to jasne. Tylko jak ją przekonać, że może być ze mną
szczera?".
Tymczasem Adam zaczął znów myśleć o tym, by spotkać się z Moniką.
Marne miał jednak na to widoki - nie wiedział, gdzie mieszka, nie
znał jej nazwiska, nie mógł więc nawet spróbować jej poszukać. Dwa
razy już tego dnia zaglądał do parku ale nie zastał jej na jej ulubionej
ławce. Musiał liczyć na szczęśliwy traf. Gdzieś na ulicy. W nieznanej
mu godzinie. Dlatego chyba właśnie niemal cały czas spędził poza domem
nie licząc dwóch godzin rano, godziny, którą poświęcił na obiad i
około piętnastu minut, które zajęło mu poszukanie w bałaganie na biurku
baterii do walkmana.
Przechodził właśnie niedaleko dyskoteki. Od niechcenia obrzucił ją
spojrzeniem, ale nie zobaczył niczego niezwykłego. Na pozór.
Ot, jeden chłopak rzygał tuż przy drzwiach, drugi nieco dalej. W szeroko
otwartym wejściu widać było sylwetki dwóch bramkarzy na tle łagodnych,
mieszających się świateł, czerwonego i niebieskiego. Za rogiem budynku,
dość daleko od ulicy, stało kilku młodych facetów. Adam pewnie byłby
poszedł dalej gdyby nie niepewność. Musiał rozwiać swoje wątpliwości.
Chłopak przeszedł na drugą stronę ulicy. Teraz widział mniej więcej
wyraźnie - pięciu chłopaków w dresach i z łańcuchami zwieszającymi
się z karków grubszych, niż Adam był w pasie, stało dookoła jakiejś
dziewczyny. Czy to była... ona?!
Mały przykucnął lekko. Wykorzystując ciemność i drzewa podbiegł cicho,
po czym stanął po drugiej stronie wielkiego pnia i słuchał.
- Zabiję dziwkę! - ryknął gruby, zachrypły głos - Co ona sobie myśli?!
- Co ty, nie przesadzaj, stary - rzekł inny, cichszy i spokojniejszy
głos.
- Co kurwa nie przesadzaj, co?! Myśli, że może ze mnie chuja robić?!
Adam zmarszczył brwi. Co taka dziewczyna jak Monika mogła zrobić takim
typom?
- Nie pierdol, Szymy, on ma rację, trzeba jej coś zrobić, żeby se
zapamiętała! - przytaknął właścicielowi grubego głosu jakiś bez wątpienia
młody chłopak.
- Ktoś cię pytał?! To zamknij się, bo cię strzelę! - krzyknął zapewne
wspomniany "Szymy" (Adam nie był pewien), zaraz jednak zniżył ton.
- Rafał, będziesz się taką szmatą przejmował? No co ty, chodź już,
browar ci postawię.
Ten jednak nie dawał za wygraną.
- Ty mnie nie uspokajaj, dobra?! Ja już wiem, co jej zrobię - wycedził
Rafał cicho takim głosem, że ciarki przechodziły po plecach - kosę
jej wpierdolę miedzy żebra, to jej zrobię!!!
Adamowi pociemniało w oczach, a w głowie zawirowało. Gdyby nie był
w tej chwili oparty plecami o drzewo pewnie by się przewrócił.
- Jak chcesz, porąbańcu, ale mnie przy tym nie będzie! - zadeklarował
Szymon - Chcesz, żeby cię zamknęli za głupią dziwkę jakich milion
to droga wolna, tnij sobie ją, ja spadam!
- A spierdalaj, zasrańcu! Sam sobie poradzę!
- To sobie radź, na razie! - odkrzyknął Szymon i wsiadł do samochodu
stojącego przed dyskoteką, by ruszyć po chwili z piskiem opon.
Adam przestraszył się w duchu. "Co ja zrobię?!" - pomyślał. "Tamtych
czterech, nawet ten młody, pół życia spędzili na siłowni".
Wyjrzał na chwilę zza drzewa. Trzech szemrało coś niewyraźnie za plecami
wysokiego, potężnie zbudowanego chłopaka, pewnie Rafała, właściciela
owego grubego głosu, on sam zaś stał oparty rękoma o ścianę. Przed
nim, ponad o głowę niższa, stała Monika przywarłszy plecami do ściany.
Dziewczyna odważnie patrzyła mu w oczy, ale nie odzywała się ani słowem.
Adam wahał się. Miał dwa wyjścia - czekać aż wielkolud być może ochłonie,
albo... No właśnie, "albo". "A jeśli nie ochłonie?" - pytał się siebie
Adam w myślach. "Co wtedy? Rzucić się na niego i dostać za nią nożem
po brzuchu?".
Chłopakiem wstrząsnął dreszcz. Ostatecznie jednak zbierał się w sobie
i uśmiechał blado. "To najwspanialsza istota, jaką dane mi było poznać.
Za kogo dać się zabić, jeśli nie za nią?".
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie będzie lepiej, jeśli po cichu
opuści swoją "placówkę" i poprosi o pomoc bramkarzy, bardzo szybko
odegnał jednak tą myśl od siebie. "Jeśli mnie zobaczą, jak wychodzę
zza tego drzewa to ten wariat może spanikować i jeszcze ją zabije"
- pomyślał. "A zanim przekonam tych idiotów bramkarzy, że za rogiem
kilku gości chce zabić dziewczynę, oni pewnie już dawno to zrobią".
Mały wyjrzał znów; odezwał się chłopak z nożem:
- Uwierzycie?! Suka nic mi nawet nie powiedziała! - krzyknął do swoich
znajomych odwracając na chwilę wzrok od Moniki - I pewnie dalej nic
nie powie! - dodał znów utkwiwszy wzrok w dziewczynie.
Chwilę trwała cisza, w trakcie której napięcie rosło do niewyobrażalnego
poziomu. Adam pragnął, by stało się cokolwiek: spadła gałąź, liść;
by zawiał wiatr i poruszył workiem foliowym leżącym niedaleko, byleby
tylko coś się stało, coś ruszyło.
- Dość pieprzenia. Koniec z tobą, szmato! - burknął gruby głos.
"Dobra, trudno, mam przesrane" - westchnął Adam i wyskoczył zza drzewa.
- Zostaw ją! - wykrzyknął niepewnie.
Czterech chłopaków w dresach odwróciło się w jego stronę i patrzyło
na niego z osłupieniem.
- A co tobie?! - zapytał najwyższy, stojący nieco za pozostałymi trzema,
chowając tym samym nóż za plecy.
- Chcę tylko powiedzieć, żebyś nie robił jej krzywdy - wyrzucił z
siebie Adam usiłując opanować drżenie dłoni.
Trzej dresiarze postąpili kilka kroków w jego kierunku, a Rafał wyszedł
zza ich pleców. Monika, wyczuwając okazję do ratunku, zaczęła bezszelestnie
przesuwać się w kierunku ulicy.
- A ty co tu?! Też chcesz po ryju?!
- Nie chcę kłopotów... Proszę tylko, żebyś nie robił nic... tej dziewczynie.
Monika nadal skradała się ku ulicy.
- Co się wpierdalasz, co?! - odezwał się jeden z trzech chłopaków
dotychczas się nie udzielający, najniższy ze wszystkich. - Jemu też
trzeba mordę obić - wyskrzeczał do pozostałych.
Adam postąpił tymczasem krok do przodu wiedząc, że prowokując daje
Monice więcej czasu, a sam w razie potrzeby powinien zdążyć uciec.
Zdecydował też, że powinien przyjąć pewien sposób myślenia.
- Po prostu ją zostawcie, okej? - rzekł, tym razem już spokojnie -
Nie znam jej, może i to szmata i dziwka, ale po co robić sobie przez
nią kłopotów? Jak zrobiła coś głupiego- dobra, trudno, takie już są
dupy. Nóż to trochę przesada.
Trzech dresów spojrzało po sobie. Rafał jednak wybuchnął śmiechem.
- A tobie co tak zależy? Nie masz co robić wieczorami, musisz bronić
cudzych dziwek?
Mały czuł się niewyraźnie w obliczu takich wypowiedzi pod adresem
Moniki, ale w tej chwili nie mógł sobie pozwolić na kulturalne wywody.
Nurtowało go jednak, co taka dziewczyna jak ona miała wspólnego z
takim marginesem, jak oni.
- Co, teraz głuchy?! - przypomniał o sobie gruby głos - Nie masz co
robić, pytam? - kontynuował wymachując rękoma.
Monika była już prawie przy krawędzi ulicy.
- Stary, może faktycznie... po co w końcu... - mruczał coś niewyraźnie
jeden z chłopaków.
Innym razem Adam zapewne wybuchnąłby śmiechem na widok wyrazu twarzy
prymitywa, którego szczytowym osiągnięciem życiowym było, w najlepszym
przypadku, noszenie majtek na dobrej stronie, teraz jednak zastanawiał
się, jaka będzie reakcja człowieka, który jeszcze niedawno stał z
nożem w ręku i zamierzał zamordować niewinną dziewczynę.
- Nie pierdol głupot! - wykrzyknął Rafał i obejrzał się obojętnie
na znajomego, zaraz jednak wlepił w Małego, niższego od niego o głowę,
groźne, choć nieco mętne spojrzenie. Przez chwilę patrzyli sobie w
oczy choć z każdą sekundą Adam czuł, że to nie był dobry pomysł.
- Ty skurwysynu! - eksplodował nagle wściekłością Rafał rzucając się
na Adama i opluwając się przy tym. Tego jednak on nie widział.
Zerwał się do biegu, zanim jeszcze dresiarz dokończył wyraz. Rafał
puścił się za nim, ale pościg nie trwał długo; po chwili zatrzymał
się nie mogąc się równać z Adamem zarówno szybkością, jak i, tym bardziej,
trzeźwością. Rzucił więc kilka wyzwisk i okładając ze złością jednego
ze swoich kolegów wszedł do dyskoteki. Tymczasem Adam dopadł rogu
budynku stojącego po drugiej stronie ulicy i, ciągle biegnąc, obejrzał
się. "No, nawet żyję!" - pomyślał i przebiegł jeszcze kawałek w kierunku
centrum miasta.
Nagle roześmiał się, był to jednak śmiech nerwowy i desperacki. Chwilę
nie mógł się opanować, wreszcie jednak uspokoił się i usiadł na niewielkim
hydrancie. "O jasna cholera, ale się bałem" - wyszeptał. Jego ciało,
wcześniej bardzo napięte, nagle rozluźniło się; ręce opadły mu i zwieszały
się po bokach sięgając chodnika, a on sam pochylił się do przodu.
Spokój i cisza, które panowały w tej chwili, wręcz drażniły go; wydawały
mu się czymś nieprawdopodobnym przy strachu, który przeżył nie dawniej,
jak trzy minuty wcześniej.
Z niewielkiego baru mieszczącego się kilka budynków dalej wyszło dwóch
policjantów i wsiadło do radiowozu.
"Boże, jakie ten świat ma sens?" - pomyślał Adam. "Przecież to takie
głupie - tu dwóch gliniarzy zamawia sobie po pieprzonym hamburgerze,
a dwie ulice dalej czterech psycholi zabiłoby dziewczynę. Albo mnie"
- dodał i przeszedł go dreszcz. Czuł dotkliwe zimno. "To chyba z tych
nerwów" - mruknął cicho czując, że opanowują go drgawki.
Wstał by się trochę rozruszać. Zrobił kilka kroków, pomachał rękoma
gdy nagle zdał sobie sprawę z tego, że całkowicie zapomniał o Monice.
Zanim jednak na poważne zaczął się nad tym zastanawiać usłyszał zza
siebie pytanie:
- Nic ci nie jest?
Poznał ten głos od razu, a jego brzmienie sprawiło, że całkiem się
uspokoił, a dreszcze ustały.
- Nie, nic, a tobie? - odpowiedział spoglądając w cudowne oczy Moniki.
- Wszystko w porządku - odpowiedziała dziewczyna.
Na twarz Adama wstąpił wyraz ulgi, zaraz jednak zniknął ustępując
miejsca uwadze.
- Czego oni od ciebie chcieli?
- Niczego, nic. Proszę, nie mówmy o tym - odparła Monika lekko i ruszyła
powoli.
Chłopak zmrużył podejrzliwie oczy.
- Nic? - zapytał - Wiem, że teraz można dostać za to, że idziesz nie
po tej stronie chodnika, ale... To ma związek z twoją przeszłością?
W umyśle Adama zrodziło się bowiem nagłe podejrzenie, że być może
Monika nie od zawsze była takim ideałem, jak teraz, a sytuacja, której
był uczestnikiem, to ciągnący się za nią cień przeszłości.
Dziewczyna w odpowiedzi zatrzymała się i poważnie spojrzała Adamowi
w oczy co sprawiło, że język zamarł mu w ustach.
- Naprawdę nic - zaprzeczyła stanowczo, aczkolwiek dodając po chwili
łagodnie - nie przypominaj mi już proszę o tym wydarzeniu, chcę o
tym zapomnieć jak najszybciej, dobrze?
- Jasne, nie ma problemu - odparł Adam topiąc się pod spojrzeniem
Moniki i uznając jej słowa za święte. Został w jego duszy wprawdzie
cień nieufności, pewne nie wiadomo na czym oparte uczucie, że coś
jest nie tak, zarazem jednak nie potrafił wątpić w szczerość tej dziewczyny,
za którą oddałby życie.
- Gdzie idziesz? - zapytał - Do domu?
Monika zawahała się przez chwilę, zaraz jednak odparła:
- Odprowadź mnie na Górewicza.
- Z chęcią, mam bardzo po drodze. W zasadzie to mieszkam na tej ulicy
- poprawił się chłopak. Zaczął zaraz przy tym w duchu wyliczać sobie
nazwiska wszystkich ludzi, jakich wiązał ze swoją ulicą starając się
jednocześnie skojarzyć któreś z nich z Moniką. Na próżno jednak.
Po krótkim spacerze dotarli na miejsce. Niedaleko nich, na ławce,
siedziało kilku drobnych pijaczków podśpiewując sobie z cicha, każdy
zresztą co innego.
- A dokładniej to gdzie mieszkasz? - odezwał się Adam.
- Idę na drugą stronę ulicy - odparła Monika wymijająco.
Ulica Góreckiego była bowiem przedzielona szerokim pasem zieleni z
ławkami po każdej stronie stojącymi pod dwoma rzędami nieco nierówno
posadzonych drzewek.
Adam zaczął już lubić tajemniczość tej dziewczyny. W dużej mierze,
to właśnie ona sprawiała, że Monika tak bardzo go pociągała, ale,
z drugiej strony, jakże ciekawiej byłoby, gdyby wiedział o niej choć
trochę, troszeczkę więcej... Nagle przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego
dnia.
- Monika...
- Tak?
- Ja... chciałbym cię przeprosić za wczoraj... znaczy za wczorajszy
wieczór.
Monika tylko spojrzała na niego z niedowierzaniem, po czym wyciągnęła
ręce by go ucałować, zaraz jednak cofnęła je i splotła palce za plecami.
- Nie masz za co mnie przepraszać, a tym bardziej po tym, co dziś
zrobiłeś - rzekła - To tylko i wyłącznie moja wina.
- Nieprawda, za bardzo na ciebie naciskałem - powiedział z przekonaniem
Adam - Z tobą jednak tak nie można, jesteś... jesteś po prostu inna,
wyjątkowa... i tak też trzeba z tobą postępować- wyjątkowo.
Dziewczyna tylko westchnęła, a w jej oczach pojawił się znany Adamowi
smutek.
- Monia, coś...
- Nie jestem żadnym wyjątkiem - nie pozwoliła chłopakowi dokończyć
- Po prostu... ja muszę taka być.
- Nie rozumiem...
- Zrozumiesz, kiedyś ci opowiem, obiecuję. Tak bym chciała, żeby było
inaczej, ale... Boże - mówiła właściwie do siebie - dlaczego nie poznałam
cię wcześniej?
Adam stał nie wiedząc, co ma uczynić. Chciał coś powiedzieć, ale bał
się nawet odezwać; Monika po raz pierwszy wydała mu się inna- była
piękna, oszałamiająco piękna, ale też w pewien sposób... napawająca
niepokojem. Ona tymczasem chyba spostrzegła to zakłopotanie.
- Idź już do domu - powiedziała - Musisz odpocząć.
- Wszystko w porządku? - odezwał się z trudem Adam.
- Nie, ale i tak mi nie pomożesz... nie w tej chwili.
- Dobrze, skoro tak... pa.
- Do jutra.
- Spotkamy się? - zapytał z nadzieją w głosie tak wyraźną, że jemu
samemu zrobiło się głupio.
- Na pewno.
- To na razie...
- Cześć...
Adam odwrócił się i ruszył środkiem ulicy do domu. Nie oglądał się
nawet za Moniką - nie czuł już tej wdzierającej się w umysł ciekawości.
Pragnął jednak poznać ją lepiej, znów zastanawiał się, jak wyglądają
jej matka czy ojciec; interesowało go, czy ma siostrę (cóż to by było,
gdyby okazała się równie piękna!), co lubi jadać, gdzie częściej bywa...
Rozmyślał, jakie ma zainteresowania - może to tylko typowa dziewczyna?
Może lubi pooglądać MTV, raz w tygodniu albo ze dwa pojeździć konno,
przejrzeć katalog z kosmetykami, podzwonić do kilku koleżanek i, w
końcu, przegadać wieczór przy piwie w jakimś miłym barze?
Nie!
"Ona nie mogła być równie trywialna!" - powiedział Adam, gdy już znalazł
się we własnym pokoju. "Kto wie, czy nie skleja modeli samolotów?
I taką już w życiu spotkałem, a i ona nie była najdziwniejsza spośród
całej reszty. No bo co z Andżeliką, tą drobną dziewczyną z taką wprawą
majstrującą przy motorze Żaby? Co z Asią - zapamiętałą pisarką opowiadań,
i dłuższych, i krótszych? Kto wie, czym Monia się zajmuje" - pomyślał.
"W ogóle, co to za dziewczyna!".
Rzeczywiście, gdy tak Mały zaczął rozmyślać nad Moniką nie mógł jej
porównać z jakąkolwiek dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkał. Żadna
nie była do tej pory tak tajemnicza, słodka, tak diabelnie interesująca.
Wydawała mu się przy tym duchem, jakby istotą nie z tego świata gdy
tak pojawiała się na ulicy i zmierzała do nikąd. "Zachwycająca" -
podsumował rozmyślania i zasnął w ubraniu nie tykając kolacji czekającej
na jego powrót na stoliku.
***
Adam obudził się rześki i wypoczęty. Ponieważ w domu już nikogo nie
było rychło rozbrzmiały w nim rytmy Boba Marleya i w ogóle reggae
(według Małego była to idealna muzyka na lato oraz, nie przebierając,
także na inne pory roku). Znając jego upodobania do podkręcania wartości
podpisanej jako "volume" do maksimum sąsiedzi musieli już chyba znać
na pamięć słowa każdej piosenki.
Adam szybko ubrał się, zjadł lekkie śniadanie i, opłukawszy twarz
z resztek snu zimną wodą, wybiegł z domu. Przypomniał sobie bowiem
rozmowę ze znajomym właścicielem jednego z kiosków, który mówił, że
zostały już tylko cztery egzemplarze ulubionej gazety. Teraz więc
szybkim krokiem połykał główną ulicę miasta zastanawiając się, dlaczego
nie poprosił znajomego o zachowanie jednego numeru dla niego. Nagle
usłyszał mocny i wyraźny głos:
- Hej, Adi, już ludzi nie poznajesz?!
Adam obejrzał się. Z drugiej strony ulicy szedł ku niemu Żaba.
- Cześć - odezwał się Adam ściskając rękę przyjaciela.
- No witam, witam - odparł Kamil. Co tak wcześnie na nogach?
- Mogę spytać o to samo - rzekł z przewrotnym uśmiechem Adam - Ja,
póki co, wyskoczyłem po gazetę.
- Ja też, a matka męczyła mnie jeszcze, żebym kupił jej jakieś ziemniaki
czy inne jajka - mruknął Żaba znudzony - Aaa - ożywił się nagle -
ta twoja Monika o ciebie pytała!
Adam zrobił wielkie oczy.
- Monika? Ciebie?
- A mnie. Była u mnie z kilka razy...
"No jasne" - zaśmiał się w duchu Adam szczerze rozbawiony. "Robi mi
sceny płaczu, gdy ją spytam o jej adres, a sama wyciąga mój od Żaby.
Bo niby skąd by wczoraj wzięła pomysł, żeby ją odprowadzić na Górewicza?".
Żaba tymczasem kontynuował.
- Wiesz, może faktycznie się myliłem, ona rzeczywiście ma coś w sobie
- powiedział robiąc minę złodzieja, który grzebiąc komuś w kieszeni
pyta o pogodę - Ja też miałem z nią wieczór do dyspozycji i trochę
czasu i... no, można się do niej przekonać.
Adam zachmurzył się teraz wbijając ręce w kieszenie, Kamil miał bowiem
opinię niezrównanego podrywacza. Mały poczuł się wręcz zagrożony choć,
co prawda, i do niego dziewczyny lgnęły.
- Nie, no, nie przejmuj się, jest twoja - pokiwał głową Żaba odgadując
myśli przyjaciela. Jest fajna, ale to jedna z wielu - rzekł spoglądając
na Adama dumnym wzrokiem - Ale fakt, Kusza może zawrócić w głowie.
- Kusza? - zapytał Adam zdziwiony.
- No, Kusza - odparł Kamil nie całkiem wiedząc, o co chodzi - "Kuszyńska",
tak ma na nazwisko.
- To ty nie mówisz o Monice?! - wykrzyknął Adam nie do końca sensownie,
a z pewnością nie dla kogokolwiek poza nim samym.
Żaba zmarszczył czoło w jemu właściwy sposób i zaczął się zastanawiać,
na jakąż to wczoraj gigantyczną imprezę Adam go nie wkręcił. Zaraz
jednak począł w duchu dziękować przyjacielowi za tą nieświadomą przysługę,
bo nieźle doprawdy musiało się dziać, skoro Adam miał rankiem takiego
"muła".
W tym sęk jednak, że Adam nie miał muła.
- Myślałem, że mówimy o kimś innym! - rzekł próbując wyjaśniać, na
próżno zresztą. Myśl o wielkiej balandze nie opuszczała już jednak
Żabowego umysłu.
- Ja w każdym razie mówiłem o Kuszyńskiej. Też Monice, jak by ktoś
pytał - rzekł Żaba z przekąsem.
- Jezu, przecież wiem - odezwał się Adam łapiąc się za głowę - Dobra,
mniejsza z tym. Kiedyś ci wyjaśnię dokładniej, zresztą może dziś do
ciebie wejdę. A na razie śmigam po gazetę. Na razie.
- Na razie - odparł Żaba, pod nosem dodając jeszcze: "słaby ma łeb,
oj słaby!".
Adam tymczasem zmierzał ku kioskowi krokiem jeszcze szybszym niż
wcześniej. "Kusza, dobre! Nie miałbym do kogo nawijać!" - skwitował
rozmowę przechodząc przez ulicę przecinającą deptak. Zaraz jednak
stanął jak wryty. "Co jest?!" - zaszumiało mu w głowie, "przecież
mówimy o Kuszyńskiej, tak? W takim razie kto był u mnie wtedy?!" -
zapytał sam siebie Adam. "Niezłe jaja" - rzekł po chwili na głos,
znów przenosząc rozważania w głąb siebie.
"Nie, musieliśmy się teraz podwójnie pomylić" - stwierdził po namyśle.
"Najpierw gra imion: pomyliły się dziewczyny nam obu, a później jeszcze
Żaba pomotał i podpiął Kuszyńską pod tą osobę, co nie trzeba".
Z wolna ruszył dalej. Rozmyślał powoli nad rozmową z Kamilem i starał
się przeanalizować każde jej słowo, nikle też pojawiało się w jego
głowie wspomnienie sierpniowej soboty. Coś mu nie pasowało, coś zaczęło
go dręczyć. "Muszę z nią pogadać" - zadecydował przechodząc przez
kolejną ulicę. Po drodze kiwnął znajomemu i, po przejściu jeszcze
kilkudziesięciu metrów, znalazł się wreszcie przed swoim kioskiem.
Sprzedawca podał mu już gazetę bez słów a Adam zapłacił pasowne. Po
przejrzeniu jednak "spisu streści" i rzuceniu okiem na niektóre artykuły
westchnął rozczarowany. "Schodzą na psy" - burknął porównując zawartość
z ceną widoczną na okładce. Zwinął gazetę w rulon i skręcił w boczną
ulicę. Idąc i zastanawiając się nad następnymi numerami pisma, które
kupował już od kilku lat, nagle poczuł niezrozumiały niepokój. Serce
mu waliło, a mięśnie pod skórą delikatnie drżały. Nie rozumiał, co
się dzieje, ale szybko wypatrzył coś, co go przeraziło, choć nie wiedział
dlaczego: kilkadziesiąt metrów od niego ulicą szła Monika. Szła zaczytana
w swojej nieodłącznej książeczce.
Nie widząc jeszcze dokładnie, ale już czując, co się stanie, Adam
zaczął biec.
Najpierw zrobił jeden niemrawy krok, później drugi. Wreszcie, jakby
poczuwszy jakiś impuls, puścił kupioną gazetę i rzucił się gwałtownie
ku Monice. Wydawało mu się, że czas jakby z każdym jego susem zwalniał
bieg - ludzie odwracali się za nim powoli, dwójka dzieci podskakiwała
niczym astronauci na księżycu...
Wybiegł zza rogu ulicy...
Niemal instynktownie spojrzał kątem oka w lewą stronę - zobaczył nadjeżdżający
samochód. "Skąd o tym wiedziałem?!" - przemknęła myśl tak szybko,
jak piorun przecina niebo.
I nie myślał już o niczym więcej.
Świat toczył się dalej.
Samochód nadal jechał.
On wciąż biegł.
"Monika!!" - wyrwało się z jego płuc, a miał przy tym wrażenie, że
krzyk ten ma taką moc, że zatrzyma samochód.
Nie zatrzymał.
Monika podniosła wzrok znad książki i spostrzegła samochód. Nagłe
przerażenie odmalowało się na jej twarzy, a powietrze wypełnił jej
krzyk, pełen bólu i skargi na świat: Adam, nie!!!
Już wtargnął na jezdnię.
Zaraz, już za ułamek sekundy...
Pisk opon przeciął powietrze nieznośną nutą.
Adam rzucił się; widział, jak jego ręce zbliżają się do sukienki Moniki...
jeszcze tylko odrobinę, jeszcze centymetr...
Słyszał ponad wszystkim warkot silnika tylko tego jednego samochodu,
który wydawał mu się rykiem bezlitosnej bestii.
"Co jest, kur...?!?!" - błysnęło w jego głowie, kiedy nagle poczuł
przerażającą siłę uderzenia. Tak gładkie i wdzięczne kształty auta
stały się nagle twardym pancerzem i morderczym taranem.
Z jego ust wytoczył się zduszony jęk.
Ciało bezwładnie przetoczyło się po masce samochodu.
Przez rozbitą szybę w jego twarz wpatrywał się sparaliżowany strachem
kierowca.
Głuchy odgłos giętej blachy...
Drugie uderzenie. O asfalt.
***
Otworzył oczy. Ona mu kazała.
Ona stała nad nim.
Ta sama, a jakże odmieniona. Jej oblicze tchnęło smutkiem, ale i spokojem
i łagodnością. Wokół niej drgała delikatna poświata, światło niepodobne
do żadnego innego- tak jasne, niemal oślepiające, a zarazem miękkie
i ciepłe, jakby mleczne.
- Niebo? - wykrztusił Adam.
Nie czuł bowiem bólu, a dookoła panowała cisza. Krew z rozbitej głowy
zlepiła mu włosy na czole.
Rozejrzał się. Spostrzegł, że leży przed jakimś samochodem, pochylonym
jeszcze lekko od hamowania. W powietrzu unosił się błękitny dymek
po spalonych oponach. Na chodnikach pełno było ludzi, wszyscy jednak
zastygli i wpatrywali się w niego nieruchomymi oczyma. Kilka centymetrów
od chodnika tkwił zawieszony w przestrzeni gołąb, a z jego skrzydła
wystawało jedno z piór, które zaraz miał zgubić.
Czas zatrzymał się, zamarł w oczekiwaniu.
- Czy ja umarłem? - zapytał ją nie mogąc się podnieść.
- Nie, będziesz żył - usłyszał odpowiedź.
Nagle Adam przypomniał sobie ułamki sekund przed uderzeniem, które
pozbawiło go przytomności. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Monika
przytknęła palec do swoich ust i przyklękła obok niego.
- Powiedz to - wyszeptała pochylając się nad nim.
Adam zmarszczył brwi.
- Wiesz, co mam na myśli.
Chłopak wahał się.
- Powiedz, zanim dowiesz się prawdy.
- Jak... - jęknął - to znaczy...
- Nie mogę cię okłamywać i nie zrobiłam tego ani razu - powiedziała
Monika cicho - ale jeśli tylko powiesz te dwa słowa, dokona się mój
los, a ty poznasz prawdę.
Adam zamknął oczy. Nic nie rozumiał. Czuł, jak pustkę, którą miał
w głowie, powoli wypełniała ona. Najpierw tylko na granicy odczuwania,
z czasem jednak co raz bardziej ogarniała jego umysł. Nagle poczuł
ten sam przebłysk, to samo uczucie, które nawiedziło go, gdy wracał
z nią z kina. To, co w sobie wtedy odkrył. To uczucie wypełniało go,
rosło w siłę, nie pozwalało mu myśleć o czymkolwiek innym. Miał wrażenie,
że przetacza się przez niego gigantyczna fala, której żadna część
jego świadomości nie mogła się oprzeć. Usłyszał ponownie:
- Powiedz to.
I już się nie wahał.
- Monika - rzekł słabym głosem - Ja... kocham Cię.
Kiedy mówił te słowa z każdą chwilą narastała jasność wokół niej i
w niej samej. Gdy zaś skończył światło z jej drobnego ciała eksplodowało
z mocą, a on zamknął oczy. Usłyszał wtedy głos:
- Spójrz!
I spojrzał.
Spojrzał na jej twarz, choć jej blask go oślepiał. Wyrażała czystą
radość, czyste szczęście... Było to oblicze, którego nie zapomniał
już nigdy. Nie mógł pojąć, w czym bierze udział. Nagle spostrzegł,
że Monika nie stoi, lecz delikatnie unosi się nad ziemią.
Zrozumiał.
Nabrał powietrza, by się roześmiać, ale nagle zaniósł się płaczem.
- Więc tak...?
- Niestety - powiedziała ona - Przykro mi.
- Jak to możliwe? Nie mogę uwierzyć! - kręcił głową Adam. - Jak sprawiłaś,
że się nie zorientowałem?
- Ty to sprawiłeś, Adamie. Swoją wiarą. Swoim pragnieniem.
Zamyślił się. W jego głowie rozbrzmiały dziesiątki głosów naraz, przesuwały
mu się przeróżne obrazy. Nagle to wszystko nabierało nowego znaczenia.
Nie wiedział dlaczego, ale najpierw przypomniał sobie pierwsze rozmowy.
"...- Nie zauważyłem cię tu wcześniej.
- Kiedyś częściej tu przychodziłam, teraz tylko raz na jakiś czas
zajrzę...
...- Pewnie masz chłopaków na palety, co?
- Może kiedyś, ale to już dawno..."
Później jego umysł przebił niczym włócznia szyderczy wyraz twarzy
barmana i jego słowa.
- Nie mogę uwierzyć - sapnął Adam - To niemożliwe!
- A jednak - odpowiedziała - "Tych urodzin nie zaliczyłbyś do udanych...",
pamiętasz?
- N-no tak, ale...
I Adam znów zapadł się we wspomnienia. Przypomniał sobie, jak Monika
reagowała na otoczenie, jej zachowanie. W głowie dudniły mu słowa
starszego człowieka z okna żółtej kamienicy.
- Znaczy się- jej rodzice? - powtórzył Adam, ale zauważył, że Monika
patrzy na niego pytająco.
Wpadł na nowy pomysł.
- A ci faceci, którzy chcieli cię zabić? - zapytał z desperacją w
głosie - Przecież oni cię widzieli!
- Nie, nie widzieli mnie i nie mnie chcieli zabić.
- Jak to nie?!
- Nie mnie - wyjaśniała spokojnie - Oni rozmawiali o kimś całkowicie
innym.
- I tak dobrze to wyszło?!
Odpowiedziało mu milczenie, będące jeszcze wyrazistszą odpowiedzią
niż jakiekolwiek przekonywania.
Adam pokręcił głową nie mogąc tego wszystkiego ogarnąć. Naraz pomyślał
też, że tych czterech mogło rzeczywiście zamordować jakąś biedną dziewczynę,
a on mógł przecież zawiadomić policję... z drugiej jednak strony -
co powiedziałby gliniarzom? Że słyszał jakąś rozmowę?
- Nadal niedowierzasz? - ciągnęła Monika - A drzwi od pokoju? Na urodzinach?
W głowie Adama stanęła sytuacja, jak dziś:
"...- Adam, śpisz?
Pukanie w szybę.
- Nie, już nie. Już wstaję.
- Chcesz to jeszcze leż, ale otwórz drzwi, bo chcę posprzątać trochę
ławę..."
- To jeszcze nie dowód! Nie pamiętam twojego wyjścia, równie dobrze
mogłem wtedy zamknąć drzwi i też nie pamiętam! - odparł Adam próbując
się podnieść.
- Wciąż się zapierasz? Dlaczego nie chcesz uwierzyć?
- Jak to "dlaczego"?! Jak mogłem... pokochać...
Monika uniosła się jakby odrobinę wyżej nad ziemię.
- Nie, w życiu w to nie uwierzę! - odezwał się Adam.
- Nie zmuszę cię - wzruszyła ramionami.
Mały spojrzał na nią z najwyższym zdumieniem.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Nie mogłam - odparła, a na jej twarz na chwilę wrócił smutek - Gdybym
ci powiedziała nie byłoby najmniejszej szansy na to, że coś do mnie
poczujesz.
- Skąd wiesz?
- Proszę, nie rozśmieszaj mnie - rzekła tonem lekkiej irytacji - Próbowałam
mówić wielu przed tobą. Próbowałam... i co? Nic z tego nie wychodziło!
Owszem, darzyli mnie współczuciem, starali się odkrywać fakty z mojego
życia, na swój sposób pomóc mi... Powiedz sam, szczerze, czy gdybyś
wiedział to zakochałbyś się we mnie?
- Nie wiem... - rzekł Adam zrezygnowany - Chyba nie...
- Widzisz! A ja nie mogłam... stracić ciebie.
- Dlaczego? Co przez to rozumiesz?
- Masz wiarę - odpowiedziała - wierzysz w rzeczy, które inni odrzucają
w przedbiegach.
- Wierzę? Przecież przekonujesz mnie...
- To nic - machnęła świetlistą ręką - naturalne, że nie możesz tego
pojąć od razu, ale ważne, że w ogóle dopuściłeś tą myśl do siebie.
- Czy ja wiem - westchnął chłopak - Na dobre skojarzyłem cokolwiek
wtedy, przed uderzeniem, gdy moje ręce... Gdy się ocknąłem to już
tego nie byłem pewien.
Adam poczuł, że zaczyna słabnąć.
- Dlaczego... dlaczego ktoś musiał cię pokochać?
Monika westchnęła, a jej twarz wyrażała głęboki ból.
- Jak w ogóle umarłaś?
- Popełniłam samobójstwo. Skoczyłam z mostu z tym pamiętnikiem - powiedziała,
a na jej dłoni nagle pojawiła się niewielka książeczka - Dlatego zawsze,
kiedy się objawiam, to z nim. Podobno tylko go znaleziono...
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Dziś sama żałuję - odparła powoli - Nie pamiętam już prawie swojego
życia. Widzisz... po śmierci, jeśli twoja dusza nie zazna spokoju,
zaczynasz ją tracić na rzecz ciemności. Bardzo szybko. Dlatego tak
ważny jest czas, który jest ci dany, by odnaleźć spokój. I ty mi w
tym pomogłeś.
- Jak? - powiedział Adam cicho.
- Ciążyło na mnie przeznaczenie - odparła zamykając oczy, po czym
ciągnęła - Byłam za życia bardzo... po prostu bawiłam się chłopakami,
żadnego nie traktowałam poważnie. Ale jeden naprawdę mi się spodobał.
To był typ, za którego dziś nic bym nie dała, ale wtedy oczarował
mnie... Nie wiedziałam, że w tym samym czasie ktoś się we mnie kochał.
Jakiś chłopak, dziś już z trudem pamiętam jego imię... Kochał mnie.
Ale ja byłam ślepa, a kiedy tamten, na którym mi zależało, zostawił
mnie i zrobił ze mnie...
W każdym razie wtedy poszłam na most i przeklinałam cały świat. Mówiłam,
że nikt mnie nigdy nie kochał...
- A to było kłamstwo.
Monika przytaknęła ruchem głowy.
- Kiedy umarłam usłyszałam jedynie głos, który z mocą oznajmił, że
dusza moja będzie pozostawiona między żywymi aż po dzień, kiedy będzie
mi dane usłyszeć "kocham cię", albo też wcześniej ciemność mnie pochłonie.
- Więc to już koniec?
- Tak, to już koniec - oznajmiła Monika uroczyście.
Adamowi zakręciło się w głowie.
- Monia, ja... mówiłaś, że nie umrę...
- I nie umrzesz. Zaraz cię zmorzy, ale się ockniesz, a dookoła będzie
wielki chaos - odparła z uśmiechem.
Mały poczuł ulgę, ale nagle poczuł się oszukany.
- Ja naprawdę cię kocham.
Spojrzała na niego, a z jej oczu lał się blask.
- W takim razie jeszcze się kiedyś spotkamy. I nie będzie już między
nami tajemnic. Żadnych.
Adam uśmiechnął się z trudem.
- A co jest tam?
- Sama nie wiem, jeszcze tam nie byłam - opowiedziała unosząc się
powoli - A teraz żegnaj. Muszę już odejść.
- Proszę, zaczekaj...
- Nie mogę - pokręciła głową - Będę na ciebie czekać. Żegnaj.
- Żegnaj... - odpowiedział już szeptem.
Poczuł, jak ziemia się pod nim zapada. Na jego oczy, choć otwarte,
spadał jakby pył, by po chwili zasłonić mu świat. Przestał odczuwać
cokolwiek.
- Nie!!! - dotarł do niego męski głos. - Jakie żegnaj, młodzieńcze?
Walcz, walcz!!!
Adam otworzył oczy i zobaczył, że dookoła pełno jest ludzi, a przy
nim stoi jakiś starszy człowiek z siwą czupryną i w okrągłych okularach.
Poruszył się i poczuł przeszywający ból ramienia, pleców i w ogóle
wszystkiego.
- Przepraszam - odezwał się po chwili - To nie było do pana.
- Ciągle majaczysz - oceniły usta pod siwymi wąsami - Ale wyjdziesz
z tego. Będzie dobrze. Będzie dobrze, chłopcze.
Mały go nie słuchał. Szukał wzrokiem Moniki.
Szukał...
Uwierzył.
Autor: Equinoxe
email: equinoxe@vgry.net
|
|
|
|