Tycho zbity z tropu chwilę cedził przez mózg jego pytanie. - CO?! Facet, gdzieś ty był? U nas nie polu... a zresztą, choroba jasna, mniejsza z tym. Szkoda, że nie widziałeś miny tego pajaca, jak dowiedział się, że idziemy na policję (a siedział w dziupli i nawet mu się nie śniło, że w tym mieście policji już nie ma), potem zaczęli taka bitwę, że Ace o mało nie wyleciała, ale na koniec zmieniła taktykę, aż facet zmiękł do granic. Zresztą, co tu się dziwić... Patryk nagle jakby się ocknął - Słuchaj, wiem, że jestem już po dwóch, ale nie wciśniesz mi, że patrol w ogóle nie zauważył kradzieży broni. To najśmieszniejszy kit, jaki w życiu słyszałem. - spojrzał pytająco na Tycha
- Ta, i masz rację. Gdyby nie miała na koniec ambicji zwinięcia broni wartownikowi... - Tycho zrobił pauzę, żeby zwiększyć niepewność towarzysza, i z ironicznym uśmieszkiem dodał - pewnie Braciszkowie nadal by żyli. - rzucił pustą butelką w czającego się nieopodal szczura. Spudłował. Zwierzak uciekł, spłoszony brzękiem tłukącego się szkła.
- Bractwo się nie dowiedziało?
- No dowiedziało się, a jakże. Braciszki to nie durnie. Chociaż Ace miała na ten temat własną teorię. - roześmiał się cicho, kręcąc głową - Wiesz, chyba będą już dobre - poszturchał kije podparte nad ogniem, które robiły za prowizoryczny rożen. Potem dołożył jeszcze jedną gałąź. Kilka iskier poszło w noc i rozniósł się obłędny zapach ciepłego, pieczonego żarcia - W bazie ich strażnicy powitali nas seriami z minigunów. Pieprzone chamy. - zatopił zęby w chrupiącej kolacji, ale natychmiast wycofał się, parząc sobie usta - Wiesz co było w niej najdziwniejsze? - spojrzał na przeżuwającego Patryka, któremu widocznie gorąco nie odbierało apetytu - Ta sprzeczność. Z jednej strony, potrafiła zabić niewinnego człowieka dla raiderów czy Deckera. Chociaż jacykolwiek wrogowie Deckera to według niej nie byli "niewinni ludzie". Jego kolejne kontrakty były dla niej najważniejsze. Cholernie mi się to nie podobało. Szanowała go. Naprawdę. Wydaje mi się nawet, że gdyby kontrakt na Darkwatera przyszedł nie od Gizma, ale z piwnicy Maltańskiego... Ona wykonałaby to zadanie. Chociaż nie wiem, bo przewidzieć się jej nigdy nie dało.
- Więc jakie miała słabe strony? Bo mówisz, że pod pewnym względem musiała być twarda. A gdzie ten kontrast?
Tycho sprawdził czy iguana dostatecznie wystygła, po czym oderwał jej kawałek - Wiesz, przecież... przecież to kobieta, a nie maszyna do zabijania czy coś! Cały czas nosiła przy sobie mały, wyschnięty chwast. Wiesz, kwiatek. Rozbrajała, gdy oddając swego ulubionego Blade Runnera Ianowi... - Patryk uniósł brwi - Oh, nazywała tak pistolet .223. Przerzuciła się na strzelbę laserową. Kiepski wybór. - Tycho skwasił się
- Czemu kiepski? To podobno niezgorszy wymiatacz? Chyba, że się nigdy nie bawiło energetyczną, to co innego.
- Nie, nie. Strzelała z tego świetnie, ale... W końcu strzelba jest za ciężka. Przynajmniej dla niej (tylko spróbuj takiej coś powiedzieć). To słabiak był - Tycho starał się powstrzymać napływający uśmiech, który nie miał wyjść jak czuły, ale... chyba właśnie taki był
- To co było dalej z tym Bractwem? - podczas gdy Tycho był w połowie późnej kolacji, Patryk powoli kończył swoją. Może dlatego, że mniej gadał.
- Czekaliśmy przed bazą. Po dobrym kwadransie dłubania w zamku, włączyła swego stealtha i zeszła powoli na dół. Zaraz była z powrotem, ranna aż sam widok bolał. Bez psa. Bracia urządzili im ciepłe powitanie na wstępie.
Twarz Patryka rozjaśnił szeroki uśmiech - Wialiście aż się kurzyło.
- No, nie całkiem - uśmiech okazał się zaraźliwy - Jak Bracia zabili Dogmeata... - spoważniał - Załamała się. A potem dostała furii. Dała słowo tej poszatkowanej kałuży futra, że wróci tam i ich wyprzątnie. - westchnął ciężko - Schodziliśmy tam, zabijaliśmy jednego i ledwo żywi wracaliśmy. Ace nie odzywała się ani słowem. Miała zaciśnięte zęby i mokre oczy. Bałem się, że nie wytrzyma. Gniew dodawał jej sił, gniew i chęć zemsty. Po jako takim opanowaniu pierwszego poziomu wjechaliśmy na ostatni i zniżaliśmy się po jednym. Tam już było łatwiej. Mniej paladynów, więc mniej minigunów, czyli lżejsze życie. Na pierwszym poziomie zostały jedne drzwi, z którymi nasz as nie mógł sobie poradzić. Przyłożyła ucho do drzwi. Monotonny szum włączonych komputerów. Byli tam. Nie było słychać ani słowa, ale wiedziała, że tam byli. W końcu power armor nie jest bezszelestny. Uśmiechnęła się dziko. Tak szaleńczo, że spojrzałem na nią z obawą, czy nie zaczyna wariować. Ostatni raz widziałem ten uśmiech, gdy latała po Glow, śmiejąc się i powtarzając cicho "my mind is glowing!". Nagle odepchnęła się od drzwi i nie zmieniając wyrazu twarzy skierowała się do wyjścia. Wiedziałem już, że nie ustąpi. Teraz to była JEJ baza, a za drzwiami siedzieli intruzi. Mówiła mi, że musi tylko trochę się poduczyć. Musiała na pustynię, do swojej szkoły.
- Ciągnęła ją pustynia? Takie bezczynne, bezproduktywne szwendanie się po piasku i nic nierobienie? Jak ci się z tym żyło?
- Te, "bezproduktywne szwendanie"! - Tycho był szczerze rozbawiony - Powinieneś sam coś o tym wiedzieć. - wycelował w niego patykiem po iguanie
- Ej, daj spokój - Patryk śmiejąc się zrobił unik - Ja zarabiam na życie! Chodzę i...
- Tak, chodzisz i plotkujesz - Tycho miał świetny humor - wiem.
- Ja?! Przyganiał kocioł! Ja śpiewam.
- Tak, taaak. Wiem, wiem - porozumiewawczo kiwał głową. Kończąc już to ironizowanie, spytał - Co to właściwie znaczy, że jesteś Celtem? Przydomek artystyczny? - Tycho pociągnął nosem
- Nie wiem. Coś w tym stylu. Harold opowiadał mi kiedyś, co było przed wojną. Męczyłem go pytaniami aż miał mnie dziadek dość - roześmiał się - Mówił coś o bardach, śpiewających włóczęgach, może to stąd. Celtowie byli ludźmi mieszkającymi gdzieś w Europie.
- Przed wojną?
- Chyba jeszcze długo przed nią. - zastanowił się dłużej, patrząc w ogień - Jak myślisz, ile historii zabrała nam wojna?
- To chyba ty wiesz lepiej?
- Nie. Tego nie wie nawet Harold. - dłuższa cisza - Ah, ale co było z wami? Wróciliście tam jeszcze?
- Aa, do Bractwa? Tak. Po kilku dniach. Musieli nas słyszeć, bo znowu się schowali. Mmm, nie było łatwo ich odeprzeć. - grymas twarzy świadczył o nieprzyjemnych wspomnieniach - Ale zdołaliśmy.
- Cieszyła się pewnie?
- Jak dzieciak! Już jak otworzyła te drzwi. Jak taki dzieciak w dniu swoich urodzin. A masz ty blade pojęcie, czego oni tam nie składowali? Bo to był magazyn, tam gdzie siedzieli ci ostatni. Wszystko tam mieli, od power armor i ciężkich strzelb plazmowych, rakietnic, po małe pistolety. Zrobiliśmy zapasy na cały rok! Wzięliśmy pancerze Bractwa. Chociaż Ace wyglądała w tym za dużym trochę wdzianku zupełnie jak jej wrogowie, przynajmniej ta skorupa miała lepiej ją chronić. No i mogła już udźwignąć te ciężkie zabaweczki (co ostatecznie przekonało ją do nowej garderoby) Laser rzecz jasna poszedł w odstawkę, na korzyść plazmy i rakiet.
- Plazma lepsza?
- Tak, ale zasięg mniejszy.
- To zabawne.
- Co zabawne. - znowu nie wyszło mu pytanie
- Jakie miasto mogło wypuścić słabeusza, który nie jest w stanie udźwignąć większej strzelby?
- Po pierwsze, nie zapominaj, że energetyka jest dużo cięższa od odpowiedniej normalnej broni, po drugie, to rzecz gustu, ale nie wszystkie kobiety muszą być atletkami - tu widać było, że się jawnie nabija - a po trzecie... Kiedyś pytałem ją, skąd pochodzi. Powiedziała, że "stamtąd", wskazując jakiś (może nawet przypadkowy) kierunek. Czułem, że nie chce o tym opowiadać. Spytałem czy znam to miejsce. Wtedy posmutniała, aż chciałem cofnąć pytanie. Powiedziała, że przyszła od głupich ludzi, którzy zlecili jej pewne zadanie.
- Może to jakaś tubylcza wioska, do której woli się nie przyznawać? Na północy jest więcej dzikich. Poza tym, wcale nie musi wykonywać głupich zadań - dodał lekko Patryk - Pustynia jest szeroka i otwarta.
- Dała słowo. Nie znasz jej - uśmiechnął się
- Więc nie wiesz, skąd jest?
- Wydaje mi się, że wiem. Mam pewne podejrzenia. Widziałem, jak patrzyła na technikę Bractwa.
- Jak?
- Obojętnie. Jakby nie robiło to na niej najmniejszego wrażenia. I widziałem, jak obsługuje komputer. Ace jest chyba z któregoś Schronu.
- Ze Schronu? Więc to znaczy...
- Nie! - ostro przerwał Patrykowi zdenerwowany nagłą myślą. Szybko się uspokoił i dodał już łagodniej - To nic nie znaczy.
Celt tymczasem ziewnął, przeciągając się. Zaczął grzebać w wozie w poszukiwaniu koca. Tycho odwrócił się ku najciemniejszej stronie nocy i powiedział cicho. - Znajdę cię, Ace. Daję moje słowo.


AUTOR: Ran