wstepniak
zapowiedzi
RPG po sieci

. 
screen tygodnia
galerie

.. sol. do Fallouta 2

Gry fabularne
Tolkien corner

***

   Słońce właśnie wstało, gdy się obudził. Podniósł się z łóżka, szybko założył ubranie i wyszedł z pokoju. Zapowiadał się ładny dzień. W łazience odbył poranną toaletę. W radiu właśnie odgrywali kolejny przebój sprzed kilku lat. Zjadł śniadanie i wyszedł. Nie wiedział, gdzie zawędruje...

***

   Ocknął się w szpitalu. Przynajmniej zdawało mu się, że był to szpital. Nie było tu okien, a jedynym źródłem światła była bijąca czerwonym światłem lampa podwieszona do sufitu. Dopiero teraz zauważył na ścianie charakterystyczny znak: trójskrzydłowy ,czarny "wiatrak" w żółtym kole. Pod znakiem przytwierdzona była do ściany tabliczka z napisem: Radioactive safe (zabezpieczone przed promieniowaniem). Był skonsternowany: co to za szpital w którym nie ma okien a na ścianach widnieją znaki z filmów katastroficznych. Tak pogrążony w myślach przeleżał dłuższy czas.

***

   Ciężkie ołowiane drzwi skrzypnęły. Patrzył na to z niemałym zaciekawieniem. Zza drzwi wychyliła się ludzka sylwetka. Teraz widział ją wyraźnie: wysoki chudy mężczyzna w dziwnym uniformie pewnym krokiem przekroczył drzwi.
-Witam-powiedział
-???
-Rozumiem że jest pan zdziwiony całą tą sytuacją ale mowy panu chyba jeszcze nie odebrało, co? Proszę odpowiedzieć! Te szorstkie słowa podziałały na niego jak zimny prysznic. Nie takiego przyjęcia spodziewał się jako jak mu się zdawało, pacjent szpitala.
-Co...-teraz zdał sobie sprawę, jak długo z nikim nie rozmawiał. Język stanął mu w gardle kołkiem i z trudem mógł mówić.
-Zdziwiony? Od czterech miesięcy pan tu leży. Ocknął się pan ze śpiączki dopiero kilka dni temu. Mówiłem im, że niepotrzebnie zajmuje pan łóżko, ale powiedzieli, że każdy, kto żyje się przyda.
-Jak to? Więc to nie jest szpital?
-No proszę, wiedziałem że tak będzie. Cholera, za każdym razem to samo. Nigdy nic nie wiecie. Naprawdę nic pan nie pamięta?
-Nie.
-Mogłem się tego spodziewać. No więc cztery miesiące temu ONI zaatakowali. Nie było ich wielu, ale zaatakowali nas naszą własną bronią. Przechwycili sterowanie nad naszymi rakietami. 20000 głowic. Na początku myśleliśmy, że to czerwoni z Korei lub Chin. Ale szybko nadeszła wiadomość, że ich rakiety też same wystrzeliły. Nowy Jork, Waszyngton, LA, SF, Paryż, Berlin, Pekin, Madryt. Kolejno nadchodziły wiadomości o zniszczeniach. Szybko zbiegliśmy do schronu pod miastem. Akurat byłem na przepustce. A niech ich diabli, akurat miałem przepustkę!!! Zabrzmiało to groteskowo. Właśnie dowiedział się, że ktoś zniszczył świat który pamiętał, a ten idiota w dziwnym kostiumie martwi się, że miał przepustkę. Nie zdążył jeszcze dobrze zebrać myśli, gdy tamten zaczął znowu:
-Zniszczyli wszystko, nic tam na górze nie zostało, no, może tylko 5.900.000.000 istnień. W tej chwili już tych istnień nie ma. Wyparowały. Tam była też moja rodzina. Przynajmniej nie cierpieli. Zmienili się w pył w ułamku sekundy. Ale dość o mnie. Jak powiedziałem, to jest schron. Jesteśmy kilometr pod ziemią. Zapasów mamy na 3 lata. Jest tu nas pół tysiąca, głównie wojskowych. Ja jestem porucznikiem. Pan jako cywil musi podporządkować się naszym rozkazom, byśmy w miarę bezkonfliktowo mogli przeżyć swoje.
-Przeżyć...?
Ten wyraz zawierał w sobie treść opasłych tomów. Przecież nie ma po co żyć. Zamknięci w puszcze z betonu i stali pod powierzchnią, po której obecnie nawet chodzić nie można. Wszyscy bliscy, wszyscy których znał i kochał, zostali na górze. Zostali i zginęli. Po co więc się męczyć. W tym momencie przyszła mu do głowy szaleńcza myśl. Zauważył już wcześniej, że ów dziwny człowiek ma za pasem pistolet. W tej chwili rzucił się na nieznajomego, wyrwał mu pistolet i przyłożył sobie do skroni. Już miał strzelić, gdy usłyszał, jak dziwny w jego oczach człowiek mruknął pod nosem coś równie dziwnego, jak on sam: <<>> W tym momencie wróciły mu zmysły. Odrzucił pistolet. Było mu niesłychanie głupio.
-Nie pan pierwszy chciał to zrobić. Wielu przed panem wyczyniało przede mną podobne rzeczy. Głupio panu, prawda? Przecież tak najłatwiej. Trach i już po wszystkim. Nie ma zmartwień, nie ma żalu. Nie ma nic... -Nie, to nie tak. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Ja... ja bardzo przepraszam, ja nie chciałem...
-Nie musi się pan przede mną tłumaczyć. Jest pan dorosły. Zrobi pan jak zechce, choć mniemam, że już więcej nie targnie się pan na swoje życie.
-I ja tak myślę
-Sądzę że wystarczy na dzisiaj. Wrócę jutro.
-Proszę poczekać, to, co pan wtedy powiedział... co to było?
-Tutaj jest niezwykle nudno, trzeba coś robić, żeby nie zwariować. Chwytamy się różnych zajęć. Ja zacząłem bawić się w poetę. Marnie spisuję się w tej roli. Ale to nie ważne. Istotne jest to, że tych kilka marnych słów ocaliło czyjeś życie. Dobranoc. I jeszcze jedna dobra rada, proszę nie otwierać drzwi, dopóki nie przyjdę i sam ich nie otworzę. To ustrzeże pana od niebezpieczeństwa, o ile takie zaistnieje. I tak został sam, ponownie sam. Wiedział nadal bardzo mało. Tego dnia poznał jednak smak wstydu. Wstydu bardzo szczególnego. Wstydził się przed samym sobą, że chciał w taki sposób znaleźć rozwiązanie swoich problemów. I odwiódł go od tego jakiś nieznany mu wcześniej porucznik. Nie wiedział, co przyniesie następny dzień, a jednak umiał podtrzymać na duchu nie tylko samego siebie, ale i innych. Niezwykłe, kogo można spotkać w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Z tym kłębem myśli w głowie zasnął.

***

   Rano (jak mógł przypuszczać) obudziło go stukanie w drzwi. Był wciąż bardzo słaby, więc z trudem zwlekł się z łóżka. Stuki nasilały się. Podszedł do drzwi. Zaczął nasłuchiwać. Stopniowo odgłos uderzeń przerodził się w istną kakofonię dźwięków. "Co to może być"- pomyślał. Tak stojąc przy drzwiach spędził wiele godzin. Porucznik nie przyszedł. Może coś mu się stało. A jeśli potrzebuje pomocy. Nie, nie wolno mu wychodzić. Porucznik zakazał. Do tej pory słyszał w głowie jego słowa: "To ustrzeże pana od niebezpieczeństwa...". Był osaczony przez własne myśli. Co robić. A jeśli za drzwiami są ONI. Jeśli on jest jedynym żywym człowiekiem w promieniu wielu kilometrów. A może porucznik nie istnieje i nigdy nie istniał. Może to wszystko to tylko wytwór jego wyobraźni. Może go tu wcale nie ma. A jeśli to jest tylko jakaś mara. Tak miotając się w myślach, niemal oszalał. Zapewne tak by się stało. Ale jego zmagania z samym sobą przerwała cisza. Oto hałasy ustały. Koszmarna cisza, ujawniająca wszystkie szmery, oddech i bicie serca. Zdawało mu się nawet, że słyszy swoje myśli wędrujące po zakrętach jego umysłu. Nagle potężny huk przerwał ciszę. Drzwi rozpadły się na kawałki. A w nich stanęło 4-metrowe monstrum. Teraz zrozumiał o czym mówił porucznik. By nie stać się czymś takim. By nie zezwierzęceć. By pozostać człowiekiem. Do końca człowiekiem. Nagle wszystko zgasło...

***

   Ocknął się pod jakąś ścianą. Przed nim majaczyło kilka postaci, niewyraźnych, rozmytych, a jednak ludzkich. Teraz widział wyraźnie, to ludzie w jakichś dziwnych, hermetycznych skafandrach.
-Halo, słyszy mnie pan?- z głośnika wydobył się głos, nadwyraz ludzki
-Czy ONI tu są?
-Jacy oni, to fala uderzeniowa. Odrzuciła pana na kilka kilometrów. Chińczycy nas zaatakowali. Mamy wojnę.
-A więc to był tylko sen?- mruknął do siebie-nieważne, wiem, za co umieram, w końcu jestem człowiekiem... I zgasł, kolejne istnienie zgasło równie nagle jak się pojawiło.

KONIEC

 

    Gry fabularne         Pożegnanie
    Z  pamiętnika
         weterana

           Słońce
    Kwiatki z sesji
              Zło
     Strony o RPG