Disgaea od zawsze bawiła się konwencją, ale niestety w swojej zabawie – i w swojej ilości wersji, sequeli, konwersji – zagubiła się rynkowo. Gracze byli oczarowani pierwszą odsłoną. Oczarowani jej zwariowanym systemem, tak bardzo odmiennym od poprzednich dzieł gatunku taktycznego RPG, oczarowani jej klimatem, tak bardzo odmiennym od smutnych opowieści z tego gatunku zalewających pierwsze PlayStation, oczarowani wreszcie radosną oprawą.
Znudzili się przy sequelach, których czasami nie rozumieli, a które czasami były po prostu zbyt do siebie podobne. I dodatkowo były innymi historiami, i jakoś utrwaliło się, że gorszymi. Ale pierwsza odsłona Disgaei pozostała kultowa w świadomości mas. NISA, producent, wpadł wreszcie na genialny pomysł – stworzenia bezpośredniego sequela do pierwszej odsłony, z tymi samymi bohaterami. I tym dokładnie jest Disgaea D2.
Te same potwory, ten sam system, te same problemy, ci sami bohaterowie – zagrano na nostalgii w każdy możliwy sposób, wywalając sporo mechanik i zmian z części czwartej, którą uważam za grę lepszą, ładniejszą, ciekawszą. Nie zmienia to faktu, że D2 to dobra odsłona – zabawna, campowa, durnowata, bardzo growa – która jest dokładnie tym, czym chce być. Wirtualnym placem chorych zabaw w turach.
Jeżeli nie słyszeliście o poprzednikach, to są to bardzo skomplikowane taktyczne RPG w turach, gdzie rządzi system polegający na podziale na klasy, rzucaniu w siebie innymi postaciami, pokonywaniu ogromnych przeszkód terenowych i levelowaniu wszystkiego we wszystko (na wszystkim i przez wszystkich!). Paradoksalnie – pomimo, że można levelować przedmioty, postaci, klasy, nawet w pewien sposób walutę – to jest to jeden z rzadkich przypadków, gdzie nie zepsuto game designu przez grind. Zasady są klarowne, główny wątek zbalansowany, a levelowanie wszystkiego i zabawa w nieskończoność stworzone są… no właśnie dla ludzi, którzy chcą się bawić w nieskończoność.
I na tym głównie polega Disgaea – o ile seria stara się być parodią gatunku, stara się być zabawna i stara się pokazać stary, dobry koncept, że ci źli i demoniczni nie są wcale gorsi od tych pięknych, anielskich, to przede wszystkim jest bardzo dobrą, bardzo wciągającą i bardzo rozbudowaną grą wideo.
Walki w turach zawsze mi się podobały. Zawsze kochałem taktyczne RPG-i właśnie za ich warstwę taktyczną i w dobie, gdy artyści tacy jak Yasumi Matsuno muszą korzystać z Kickstartera, miło jest widzieć firmę, która wciąż rozwija swoje serie taktyczne po swojemu, nie żebrząc o łaskę Zachodu.
Bo klimat tej serii można lubić lub nie – mnie generalnie potrafi przemęczyć w dłuższych dawkach, ale nie dla klimatu w nią gram. System jest solą, chlebem, mlekiem oraz miodem tej gry – to nim się bawimy. To z niego się radujemy. To on przewyższa swoją jakością co najmniej wątpliwy dla naszego kręgu kulturowego projekt postaci i humor. W grach RPG zawsze ważniejszy jest system niż oprawa – ważniejsza jest fabuła niż grafika – ważniejsza jest muzyka i opisy niż realistyczna fizyka. I D2 wie, gdzie ma swoje priorytety.
Disgaea D2 jest w pewien sposób sporym krokiem w tył dla serii – ale tak naprawdę zapowiedziano, że od teraz będą dwie serie. Poza tym jest krokiem do łatwiejszych, bardziej przyswajalnych reguł, prostszej historii i oprawy (trochę zbyt festyniarskiej, niestety), krokiem, który powinno uczynić więcej serii, które nie rozumieją pewnej zasady.
Że perfekcja to moment, gdy nie można nic odebrać, a nie nic dodać.
Tytuł: | Disgaea D2 |
---|---|
Producent: | Nippon Ichi Software |
Wydawca: | NIS America |
Rok: | 2013 |
Platformy: | PS3 |
Ocena: | 4 |
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz