Najjaśniejszy Panie!
Zgodnie z poleceniem piszę, aby zameldować iż przybył. Już od kilku tygodni w okolicy było słychać o młodym rybałcie z psem, który podróżuje od gospody do gospody i zabawia ludzi śpiewem. Mało kto przypuszcza, że jest to Will, młody zwiadowca, który w przebraniu ma zadanie dostać się na zamek Macindaw i wywiedzieć ile prawdy jest w historii o czarnoksiężniku żyjącym w tamtejszym lesie.
Sam wiem tyle, ile pisałem w moim raporcie dla Korpusu Zwiadowców – to stara bajka, o niejakim Malkallamie, osobniku, który jakoby parał się czarną magią, na zgubę swoją i tutejszych możnych. To on był pono odpowiedzialny za chorobę, która spadła na ród lorda Syrona. Ongiś przepędzony, teraz rzekomo powrócił, a powrotowi temu towarzyszyć ma dziwna niemoc, która spadła na Syrona. Podobno w lesie dzieją się niesamowite rzeczy – tajemnicze głosy i zjawy, ktoś nawet widział samego czarownika!
Tako gadają ludzie. Jeśli chcesz znać moje zdanie, Panie, to magia nie istnieje. Kuglarskie sztuczki, mamienie prostych ludzi – ot i wszystko. Ale choroba lorda to już nie przelewki. Jego syn, Orman, nie jest dobrym zarządcą i władcą. Więcej czasu spędza w księgach i pismach, niż na pilnowaniu porządku w hrabstwie. Wielkie to szczęście, że w porę zjawił się Keren, bratanek Syrona. To młody i ambitny człowiek, żołnierze go lubią, więc udaje mu się utrzymywać porządek. Gdyby nie on, przygraniczne lenno już dawno padłoby łupem Skottów. Ci tylko czekają na chwilę naszej nieuwagi, aby wkroczyć w granice Araluenu.
Do Willa, młodego jeszcze, ale doświadczonego zwiadowcy, mam zaufanie tak, jak i cały Korpus. Zresztą znacie go Panie lepiej ode mnie i pewno sami wiecie, na co go stać. Młodość, niepozorność to atuty, dzięki którym rozwiąże ludziom języki, dowie się, co i jak. A do roli rybałta pasuje jak mało kto – znać że nie jest śpiewakiem pierwszej próby, ale ma wystarczająco dużo talentu, aby jego gra na lutni spodobała się prostym ludziom i żołnierzom. Więcej nie trzeba.
Ja zadania tego podjąć się nie mogę, bo każdy mnie tutaj zna, a Wasza Wysokość wie, jak ludzie reagują na zwiadowcę – niemal jak na samego czarnoksiężnika. Zresztą mój czarodziejski
nos mówi mi, że w tej historii nic nie jest takie oczywiste, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Chłopak ma rozejrzeć się na zamku i w lesie, a także rozpytać wśród ludzi. Ale i tak przydałaby mu się pomoc kogoś, komu mógłby zaufać. Halt mówi, że ma jakiś pomysł, lecz nie pytałem go o szczegóły. Sam wolę zaś trzymać się z daleka od całej sprawy i samego śpiewaka, żeby nie budzić niczyjej czujności.
To wszystko. Resztę zadania będą nadzorowali Halt i Crowley, więc od nich będą kolejne raporty. Ja tylko melduję, że dotarł, jako miałem donieść. Teraz wszystko spoczywa w rękach Willa.
Wiadomość posyłam przez umyślnego, dobrze wie, co robić, aby nie wpadła w niepowołane ręce. Zwyczajowe ukłony i życzenia długiego życia Waszej Wysokości.
Tytuł: | Czarnoksiężnik z Północy |
---|---|
Cykl: | Zwiadowcy, tom 5 |
Autor: | John Flanagan |
Wydawca: | Jaguar |
Rok: | 2010 |
Stron: | 388 |
Ocena: | 4+ |
Uwielbiam takie recenzje. 🙂
Good job!
Bazyl, znakomita recenzja 🙂 Jestem zachwycony!
Tylko, że Will nie grał na lutni, jego instrument nosił inną nazwę, aczkolwiek to tylko szczegół ;p
😀
To była mandola. Wszyscy mówili na nią lutnia, a Will poprawiał. Tekst pisany z perspektywy kogoś kto się nie zna, też powinien mówić o lutni – to zamierzone 🙂