Avatar to film o…, no właśnie o czym?
Grubo ponad 200 milionów dolarów budżetu. Kampania reklamowa, obwieszczająca światu nadejście przełomu, nowej jakości w kinie. Wreszcie powrót na krzesło Jamesa Camerona, reżysera, który ponad dekadę po Titanicu, miał podarować przemysłowi kinowemu kolejną żyłę złota. Wszystko to sprawiło, że pokładano ogromne nadzieje w filmie Kanadyjczyka.
Dziś jesteśmy ponad miesiąc po światowej premierze filmu. Ja miałem okazję go zobaczyć w technologii 3D. Jest to o tyle ważne, że Cameron z nakręceniem Avatara czekał właśnie na pełne rozwinięcie się tej technologii.
Akcja filmu toczy się w roku 2154. Głównym bohaterem jest Jake Sully – w tej roli Sam Worthington – sparaliżowany od pasa w dół były żołnierz marines. Jake otrzymuje szansę wzięcia udziału w programie Avatar. Projekt prowadzony jest na Pandorze, księżycu jednego z gazowych gigantów w układzie Alfa Centauri. Pandorę zamieszkuje cywilizacja Na’Vi, humanoidalnych istot, skupiających swoją kulturę wokół natury. Rdzenni mieszkańcy Pandory mają około trzech metrów wzrostu i są silniejsi od ludzi, ich kości są w naturalny sposób wzmocnione włóknem węglowym. Mają niebieską, cętkowaną skórę, posiadają ogon i spiczaste uszy. Są połączeni z pokrywającym prawie całą Pandorę lasem. Współzależność ta ma swoją podstawę w Tsahaylu, jest to rodzaj fizycznego połączenia, które pozwala Na’Vi na porozumiewanie się z fauną oraz florą Pandory. To właśnie celem badania plemion Na’Vi jest prowadzony program Avatar.
Projektem kieruje dr Grace Augustine, grana przez Sigourney Weaver. Działania naukowców finansowane są przez firmę zainteresowaną eksploatacją Pandory – na księżycu występuje bezcenna na Ziemi ruda, Unobtainium. Jake, po przybyciu na Pandorę otrzymuje awatara, ciało stworzone z połączenia DNA ludzi i Na’Vi, który jest kierowany za pomocą – nazwijmy to – transferu świadomości, przez przypisanego do niego człowieka.
Bohater, w ciele awatara, w końcu wyrusza w głąb lasów Pandory, ma ochraniać naukowców zbierających próbki lokalnej roślinności. Zostaje zaatakowany przez sporych rozmiarów drapieżnika, musi ratować się ucieczką, przez co gubi się w lesie. Dochodzi wówczas do pierwszego spotkania Sully’ego z przedstawicielem rasy zamieszkującej księżyc. Bohater, nie potrafiący sobie poradzić w bezkresnym lesie, zostaje wyratowany przez Neytiri – w tej roli Zoe Saldana – córkę wodza lokalnego klanu Na’Vi. Neytiri prowadzi Jake’a do plemienia…
Były marines dostaje zadanie od przedstawiciela firmy kierującej ekspedycją na Pandorę. Ma zdobyć zaufanie poznanego plemienia Navi, by nakłonić je do zmiany miejsca zamieszkania. Osada znajduje się w ogromnym drzewie, a pod rośliną są największe na księżycu złoża Unobtainium. Równocześnie przywódca zbrojnego ramienia ekspedycji zleca Jake’owi zorientowanie się w sile militarnej plemienia oraz zbadanie budowy drzewa, które to plemię zamieszkuje. Sully, zmotywowany obietnicą odzyskania sprawnych nóg, przystaje na żądanie. Bohater, w ciele awatara, zaczyna infiltrację wioski. Z upływem czasu uczy się obyczajów Na’Vi, poznaje faunę i florę Pandory. Jake większość czasu spędza z Neytiri; wspólne wędrówki po lasach oraz rozmowy bardzo ich do siebie zbliżają. Bohater mający szpiegować Na’Vi zaczyna mieć wątpliwości co do słuszności swojego zadania. Po upływie trzech miesięcy cierpliwość szefów Sully’ego się wyczerpuje, firma postanawia siłą zmusić plemię do opuszczenia drzewa. Ciężki sprzęt wjeżdża na tereny klanu Neytiri, maszyny niszczą ważne dla kultury Na’Vi Drzewo Głosów.
Po której stronie konfliktu stanie Jake Sully? Jak potoczą się losy jego miłości do Neytiri? Wreszcie, do czego doprowadzą toczące się walki? To pytania, na które, niestety, odpowiedzieć łatwo. O wiele za łatwo, by fabuła filmu trzymała widownię w napięciu. Wyręczają ją w tym efekty specjalne – magia obrazu, od którego trudno odwrócić wzrok.
Film Camerona hitem kasowym już został, według szacowań zyski z dystrybucji Avatara mogą sięgnąć nawet czterech miliardów dolarów. Dla porównania, dotychczas pierwszy na liście najbardziej dochodowych produkcji Titanic zarobił 1,8 miliarda dolarów. Ale czy film, oprócz zepchnięcia z pozycji lidera Titanica, zapisze się na kartach historii kinematografii czymś jeszcze?
Dzieło miało przynieść światu nową jakość technologiczną w dziedzinie wizualizacji. Ekspertem od strony technicznej nie jestem, ale na pewno mogę powiedzieć, że Avatar przykuwa uwagę widza od pierwszej do ostatniej minuty. Film wykonany w całości w technice 3D, efektami trójwymiarowymi w stylu lecących w naszym kierunku pocisków naszpikowany nie jest, jednak widok przyrody Pandory rekompensuje nam to w pełni. Głębia, przestrzenność obrazu jest jak dotąd chyba niespotykana. Widok lewitujących w powietrzu gór Hallelujah Mountains jest naprawdę imponujący.
Nie mniej efektowne są sceny walk powietrznych lub podróż z bohaterami przez lasy Pandory. Choć wkradł się w film element, jak dla mnie kiczowaty – przedstawienie więzi Na’Vi z naturą. Tsahaylu, bo o niej mowa, została przedstawiona jako rodzaj fizycznego połączenia. Otóż wszyscy Na’Vi mają warkoczyki, na końcach których znajdują się swego rodzaju zakończenia nerwowe, którymi to sczepiają się z takimi samymi organami roślin czy zwierząt. Moim zdaniem mogło to być przedstawione w lepszy sposób, np. jako coś w rodzaju telepatii, połączenia nie fizycznego, a psychicznego. Ale takie może być tylko moje odczucie i na pewno nie wpływa to na ocenę całości dzieła. Z całą pewnością Avatar od strony wizualnej wygląda imponująco, ale czy jest to przełom na miarę zapowiedzi? Tego w stanie powiedzieć nie jestem.
Od strony aktorskiej film też nie wypadł najlepiej. Avatar jest filmem takim, w którym to nie świat przedstawiony jest tłem dla aktorów, tylko postaci są czymś drugoplanowym przy krajobrazach Pandory. Jednak wyjątek od reguły znajdzie się i tu. Neytiri, córka wodza plemienia Na’Vi, została zagrana bardzo ciekawie. O ile Na’Vi zostali wygenerowani komputerowo, to jednak ich ruchy są odwzorowywane na podstawie gestów i mimiki aktorów. Odtwórczyni roli córki wodza plemienia, tchnęła w komputerowy twór życie o wiele lepszej jakości niż zrobili to pozostali aktorzy. I dlatego właśnie, moim zdaniem, Zoe Saldana zasługuje na nominację do Oscara. Jest jedyną postacią, która potrafi skupić na sobie nasz wzrok, błądzący gdzieś wśród lasów Pandory. Neytiri jest też kolejną, po Ellen Ripley z Obcych czy Sarze Connor z Terminatora, silną postacią kobiecą u Camerona.
Pod względem fabuły Avatar także prezentuje się jedynie przyzwoicie. Oglądając go, mamy wrażenie, że to wszystko już było, że gdzieś już widzieliśmy to, co przedstawia nam reżyser. Od filmu dobrego wymagać powinniśmy tego by, po wyjściu z sali kinowej, rozmyślać jeszcze o losach bohaterów, o scenie finałowej. Avatar nie daje nam tej satysfakcji. Poseansowe rozmowy o filmie toczą się raczej wokół tego, czy widzieliśmy te unoszące się w powietrzu góry, ten las, te zwierzęta. Nikt nie rozmawia o tym, jak postąpił bohater, jak inaczej mogła zakończyć się opowieść, nie rozmawia, bo tak naprawdę nie ma o czym. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że Avatar przypomina film przyrodniczy, który oglądamy żeby popatrzeć na egzotyczne zwierzęta i roślinność, a to czy jedna ryba zje drugą ma już drugorzędne znaczenie. Na pewno fabuła nie sięga dna, ale, jak napisałem, prezentuje się co najwyżej przyzwoicie.
Z tego co napisałem wynikać by mogło, że jedyne co przyniósł nam ze sobą Avatar, to kolejny poziom w dziedzinie wizualizacji. Jednak, jak zawsze, możemy się doszukiwać jakiegoś ukrytego sensu, czegoś, co chciał nam przekazać reżyser. Kiedy pod koniec seansu zastanowiłem się o czym film właśnie oglądam, przyszła mi do głowy interpretacja, która propagowałaby ostatnio bardzo modny trend. Otóż, Avatar nawoływać by miał do ochrony środowiska naturalnego. Inną, dość odważną próbą interpretacji jest skupienie się wokół uczucia łączącego Jake’a i Neytiri. Ukazanie Sully’ego jako bohatera romantycznego. Oto niepełnosprawny weteran zostaje rzucony w wir wojny pomiędzy dwiema rasami. Ludzi, do których należy oraz Na’Vi. Walcząc z wrogiem może zdobyć chwałę oraz zostać nagrodzonym, tak jak tego pragnie najbardziej, operacją nóg. Przeznaczanie sprawia, że bohater zakochuje się w przedstawicielce wrogiej rasy. Musi wybierać: lojalność wobec ludzi, żołnierski obowiązek wykonania rozkazu i powrót do pełnosprawności przeciw uczuciu i walce za wyższe ideały. Oczywiście robienie z postaci tak płytko przedstawionej jak Jake Sully bohatera romantycznego wydaje się trochę komiczne, jednak wydaje mi się, że do końca chybionym pomysłem wcale być nie musi.
O czym filmem jest Avatar? Czy ma on nam coś przekazać? Po moich przemyśleniach dochodzę do wniosku, że Avatara powinniśmy chyba wspominać jako dzieło o niczym. Tak, o niczym, piszę to z całkowitą świadomością. Po prostu myślę, że lepiej wspominać film, jako ucztę dla oczu niż nieudolną próbę przekazania nam czegokolwiek.
Tytuł: | Avatar |
---|---|
Reżyseria: | James Cameron |
Scenariusz: | James Cameron |
Obsada: | Sam Worthington, Zoe Saldana, Sigourney Weaver, Stephen Lang, Michelle Rodriguez, Giovanni Ribisi |
Rok: | 2009 |
Czas: | 162 minuty |
Ocena: | 4+ |
Fajnie się oglądało…
Ale wg. mnie to Avatar opowiada o przerośniętych smerfach. Owszem fajne efekty… Ale fabuła? Hmm…
Smerfy + Pocahontas + Planeta kosmitów = AVATAR
…czy jakoś tak 😛
Powiadam wam
Prawdziwy morał z „Avatara” płynie taki: „Chcesz żeby cię lubili? Musisz mieć większą wiwernę niż pozostali! Joł!”
No fajnie..
Recenzja jest wszyscy się cieszą tylko czemu prawie cztery miesiące po premierze kinowej? Dziwny system tu panuje, ale ma to i dobre strony; skoro tak to poproszę o recenzję filmu „Dobry, Zły i Brzydki”. Też niedawno w kinach leciał…
avatar
to jest najlepszy film a ten kto tak nie myyśli niech spada!