Współczesne powieści osadzone fabularnie w XIX wieku mają w sobie coś niezwykłego. Jakoś tak się przy tym złożyło, że to również okres szalenie zaniedbany w fantastyce…
Kategoria: Literatura fantastyczna i komiks
Literatura fantastyczna i komiks nie są obojętne żadnemu miłośnikowi gier fabularnych. Dlatego w tym dziale publikujemy recenzje książek fantastycznych wydanych w naszym kraju – zarówno rodzimych pisarzy, jak i zagranicznych. Jeśli chcesz poznać naszą opinię o jakimś tytule, szukasz książki na jesienne wieczory lub po prostu próbujesz się inspirować przed planowaną sesją, zajrzyj tutaj, a zapewne znajdziesz to, czego potrzebujesz.
Oprócz literatury swoje miejsce mają tu także komiksy. Jeśli więc jesteś miłośnikiem superbohaterów, masz ochotę sięgnąć po jakiś komiks, ale nie bardzo wiesz, od czego zacząć, zajrzyj do naszych recenzji.
Naturalnym uzupełnieniem tego działu, jest kącik filmów i seriali, gdzie nierzadko znajdują się recenzje ekranizacji opisywanych tutaj tytułów. A z racji tego, że coraz częściej komiksy i książki przenikają także do świata rozrywki elektronicznej, może warto także zajrzeć do działu z grami komputerowymi?
Szósty tom serii Gone został wydany w niedługi czas po debiucie w telewizji serialu Pod kopułą, zrealizowanego na podstawie powieści Stephena Kinga. Czy tego chcę, czy nie, ogólne podobieństwa tych dwóch historii wymuszają na mnie ich porównanie. Jednakże muszę stwierdzić, że w tej konfrontacji, powieść Michaela Granta wcale nie wypada gorzej.
Czasami zdarzają się takie recenzje, które pisze się zdecydowanie zbyt długo. Może to być podyktowane wielorakimi problemami – poczynając od absolutnego braku czasu na czytanie, poprzez problemy z komputerem czy dostępem do Internetu, na złej literaturze kończąc.
Na początku powiem wprost: otrzymując do recenzji kolejną książkę od Jaguara, nie spodziewałem się od niej niczego dobrego. W gruncie rzeczy poza Wielką Wojną Diabłów i książkami Johna Flanagana nie kojarzę żadnego tytułu, który mógłby uchodzić za swego rodzaju must have…
Grę Endera czytałem dawno temu – zafascynowała mnie tym, jak doskonale została napisana. Później napotkałem kilka niepochlebnych opinii o następnych książkach Carda w tej serii, po W przededniu sięgnąłem więc z ciężkim sercem, obawiając się, że nie dorówna niedoścignionej Grze Endera.
Poprzedni tom Pieśni Lodu i Ognia, zatytułowany Nawałnica mieczy. Krew i złoto nie pozostawiał czytelnika z jedną spokojną myślą. Po raz kolejny okazało się, że Martin nie zamierza oszczędzać swoich bohaterów, a wraz z nimi także i fanów cyklu. Cóż – to jednak minęło i trzeba zmierzyć się z kolejną częścią.
Jakieś trzy czy cztery lata temu wreszcie przeczytałam Grę Endera. Kiedy zaczynałam lekturę, nie podejrzewałam, że książka zrobi na mnie tak duże wrażenie.
Moja pierwsza styczność z magisterską trylogią zakończyła się pragnieniem poznania ciągu dalszego. Druga jeszcze to uczucie wzmogła, znakomicie rozwijając wątki i poszerzając świat. Trzecia i ostatnia… Cóż, tu mam pewien dylemat.
Na początku będzie (mam nadzieję) oczywistość: życie recenzenta jest trudne. Pół biedy, jeśli do recenzji dostanie coś, co jest oczywistym hitem albo kompletnym gniotem. Wtedy sprawa jest prosta. O wiele gorzej, jeśli dostaje on do swoich rąk produkt, będący typowym średniakiem, o którym na dobrą sprawę nic mądrego nie można napisać.
Był sobie zombie. Nie pamięta za wiele ze swojego poprzedniego życia, z wyjątkiem pierwszej litery imienia (R), ale nawet tego nie jest do końca pewien. Wraz z innymi zombie zamieszkuje opuszczone lotnisko, gdzie spędza czas na snuciu się i pojękiwaniu oraz próbie stworzenia rodziny z przypadkową zombie-żoną i zombie-dziećmi (chłopcem i dziewczynką).