W świecie globalnych zbrojeń, twardej polityki i balansowania na granicy praw stanowionych przez międzynarodowe traktaty, konflikt atomowy to tylko kwestia czasu. Korea Północna wyprowadza jądrowy atak na zdemilitaryzowaną strefę w granicach Korei Południowej. Niedługo potem wybuchowymi prezentami obdarowują się Indie i Pakistan. Chiny, korzystając z chwilowej niedyspozycji USA, wkraczają w granice Tajwanu. Obraz sytuacji na Bliskim Wschodzie nie może zaskoczyć nikogo. Reszta potoczyła się lawinowo…
A Polska?
III Rzeczpospolita, rządzona przez bardzo ambitnych i konserwatywnych polityków, od dawna szukała sposobności do zaatakowania Ukrainy i odzyskaniem Lwowa poprawienia wizerunku polityków, którym naród zawdzięcza nienajlepszą sytuację wewnętrzną kraju. Kto mógłby się spodziewać, że zaatakowany Kijów nie mogąc stanąć do równej walki postawi na siłę ataku chomikowaną od czasów Zimnej Wojny głowicą atomową?
Po dwóch latach od atomowej pożogi grupa zwiadowców opuszcza schron zbudowany w poniemieckich sztolniach Ślęży, które przed samą wojną przekształcone zostały w nowoczesny kompleks wojskowy. Kroki swoje kierują ku Wrocławiowi – aby ocenić zniszczenia, ocenić możliwość przeżycia na powierzchni i odszukać ślady ocalałych ludzi. Sęk w tym, że ocalonych zostało więcej niż można się było tego spodziewać, a miasto jest największą kolebką ocalałej cywilizacji, rządzoną przez autokratycznego Pana Jana, który przewidział pojawienie się Wyklętych
z bunkra spod Ślęży i kazał ich sprowadzić przed swoje oblicze.
Wizji postapokaliptycznej Polski nie ma zbyt wiele. Dlatego powieść Roberta J. Szmidta, wraz z tchnieniem radiacji, niesie powiew świeżości i przykuwa uwagę czytelnika. Trzymająca w napięciu fabuła, nieustającego stanu wojny, niepewność tego co czai się na spalonej ziemi poza zasięgiem wzroku, ograniczoność zasobów i brak szansy na przeżycie wszystkich, a także rozpaczliwa walka o odbudowę Polski i polskości – nawet za cenę bratobójczych wojen – sprawia, że dostajemy do rąk naprawdę solidną porcję science fiction.
Okładka prezentuje się bardzo zachęcająco. Skąpana w ciepłych barwach okładka, a na niej wrocławski rynek z unoszącym się nad ratuszem grzybem atomowym, znakomicie oddaje klimat tego, co znajdziemy w książce. Troszeczkę gorzej jeżeli chodzi o stronę edytorską. Zdarzają się błędy, literówki, błędy redakcji i korekty. To jednak nie przeszkadza tak bardzo, aby zniechęcić do dalszego zagłębiania się w powieści.
Apokalipsa…
jest znakomitą powieścią dla fanów prozy militarnej, postapokalipsy i fantastyki ogólnie. Przesączona humorem, z bardzo ludzko zarysowanymi postaciami i zwyczajnym realizmem jest książką, którą naprawdę warto przeczytać. Tym bardziej, że właśnie ona była inspiracją dla Andrzeja Ziemiańskiego, do napisania opowiadań w podobnym klimacie, jak choćby nagrodzony Zajdlem Autobahn nach Poznań
. Każdy szanujący się fan postapokalipsy powinien to znać!
Tytuł: | Apokalipsa według Pana Jana |
---|---|
Autor: | Robert J. Szmidt |
Wydawca: | Fabryka Słów |
Rok wydania: | 2008 |
Stron: | 400 |
Ocena: | 5- |
…
Coś czuję, że to przeczytam 🙂 Postapokalipsa a szczególnie postnuklear to moje ulubione klimaty…
🙂
Przeczytałem, i uważam, że to jedna z lepszych książek jakie miałem w rękach. Zwłaszcza spodobały mi się zwroty akcji oraz ta niepewność w zakwalifikowaniu pana Jana do tych „złych” charakterów czy tych „dobrych” 😀
POLECAM
kontynuacja
Książka jest rewelacyjna:) polecam ją nie tylko wielkim fanom tej tematyki, ale każdemu czytelnikowi niezależnie od wieku.
Mam tylko pytanie: czy przewidywana jest kontynuacja książki? W każdym razie autor zakończenie pozostawił otwarte….. miło byłoby dowiedzieć się o dalszych losach prawdziwej IV RP 😀