Długa historia ludzkości to historia niezwykłych jednostek. Filozofowie, przewodnicy duchowi, wojownicy, wodzowie – było ich wielu, a każdy z nich w mniejszym lub większym stopniu przyczynił się do ukształtowania świata takim, jakim go znamy. Spośród nich nieliczni jednak stali się legendami jeszcze za swojego życia, nieliczni odmieniali bieg historii wszędzie tam, gdzie stanęła ich stopa; nielicznych okrzyknięto bogami, a jeszcze mniej w swoją boskość uwierzyło. Przed wiekami, w 356 r. p.n.e., narodził się w Pelli jeden z nich. Chłopcu, synowi króla macedońskiego, dano na imię Aleksander…
Trudno o bardziej niezwykłą postać historyczną. Aleksander, zwany Wielkim, nie przegrał żadnej wojny a tylko kilka bitew. W wieku dwudziestu pięciu lat podbił Egipt i został faraonem. Następnie uderzył na Persję, rozbijając jej armię w kilku spektakularnych bitwach i zajął najwspanialsze miasto ówczesnego świata, Babilon. Potężny władca nie poprzestał na tym. Wkrótce wyprawił się dalej na Wschód, do krain, o których krążyły tylko legendy, a które przed nim odwiedzili wyłącznie mityczni herosi. Po długich walkach Aleksander dopiął swego, obejmując panowanie nad Indiami. W końcu, po przebyciu 35 tysięcy mil, znużony i naciskany przez żołnierzy, powrócił do Babilonu w 323 roku p.n.e. Tam, po kilkudniowym pobycie, z niewyjaśnionych do dziś przyczyn zmarł, licząc zaledwie 33 lata. Nie wyznaczając następcy, pozostawił po sobie królestwo obejmujące cały znany ówcześnie świat…
Postać Aleksandra Wielkiego jest tyleż interesującym, co trudnym materiałem na film. Wielkie podboje, monumentalne, błyskotliwie stoczone bitwy, przeświadczenie o własnej boskości, skomplikowane życie osobiste – wszystko to nęci, ale także stanowi ogromne wyzwanie. Oliver Stone podjął je. Było też niemal pewne, że reżyser mający za sobą dzieła kontrowersyjne, by wspomnieć słynny Pluton (Platoon, 1986), Urodzonych morderców (Natural Born Killers, 1994), Evitę (1996) czy Skandalistę Larry’ego Flinta (The People vs. Larry Flynt, 1996), zabierając się za Aleksandra także z tego filmu uczyni obraz wyjątkowy, po którym podniosą się żywe dyskusje. I tak się stało.
Inaczej niż zwykle, najpierw wspomnę o bodaj jedynej poważnej wadzie Aleksandra. Jest to… czas trwania filmu. Aleksander, według dystrybutora, liczy sobie 175 minut i nie każdemu spędzenie trzech godzin w kinie odpowiada. Oddając honory Stone’owi i jego dziełu trzeba zaznaczyć, że film ogląda się bez większego znużenia, jednak koniec końców sprawia wrażenie nieco przeciągniętego. Tyle, że to naprawdę pierwszy i ostatni minus Aleksandra.
Cała reszta jest imponująca. Czuć, po prostu czuć rękę doświadczonego reżysera, który przeszedł już w życiu wiele artystycznych prób. Mimo szacunku, jakim darzę Olivera Stone’a, po miałkiej Troi Petersena obawiałem się, że Aleksander podzieli jej los i stanie się widowiskiem wypełnionym bezładną walką (co jak co, ale bitew stoczył Macedończyk bez liku) i nieprzekonywującymi dialogami. Na szczęście stało się zupełnie inaczej. W przeciwieństwie do Troi, która była rozwodnionym filmem o niczym, Aleksander jest naprawdę o Aleksandrze! Brzmi to kuriozalnie, ale w obliczu „perełek” takich jak Król Artur czy Troja ścisłe trzymanie się tematu jest we współczesnym kinie historycznym czymś naprawdę wyjątkowym, zaś do porządku dziennego przechodzą nie wnoszące niczego masowe młócki generowane przez coraz potężniejsze komputery.
Tymczasem batalistyka w Aleksandrze nie jest nawet na drugim planie – to zaledwie tło (tło jednak znakomite, o czym dalej). Aleksander swoją formą przypomina znakomitego Bravehearta – to przede wszystkim opowieść o wielkim człowieku, o jego pasji, o wielkim marzeniu i niezłomnej determinacji w dążeniu do jego realizacji. Widz jest świadkiem nie licznych bitew i drogi podbojów Aleksandra, ale jego relacji z żądną władzy, przekonaną o jego boskim pochodzeniu matką (Jolie), z despotycznym, prymitywnym ojcem (Kilmer), z długoletnim przyjacielem i kochankiem, Hefajstionem (Leto). Stone’owi udała się też rzecz niesłychana – w sposób niesamowicie intrygujący i barwny ukazał biseksualizm ówczesnych Greków, który dla wielu twórców jest tematem tabu. Sceny, w których Hefajstion i Aleksander deklarują sobie nawzajem miłość czy też gdy Aleksander, zachęcony przez żołnierzy i przyjaciół, całuje eunucha, który dla niego tańczył wypadają bardzo przekonująco. Stone, świadom kontrowersji, jakie wywoła, zdecydował się ukazać odmienność zwyczajów seksualnych starożytnych, przez co obraz (nie wspominając o samych bohaterach) zyskał znaczną głębię i pełniejszy, historyczny rys.
Plusem Aleksandra jest jego klimat. Po pierwsze dlatego, że jest to ujmująca opowieść o skomplikowanym człowieku, jego pragnieniach i lękach, po drugie, gdyż Stone po prostu ożywił antyk z całym jego urokiem. Aleksander to piękna Macedonia, to wystawna, pełna przepychu Persja (powalający na kolana Babilon ze słynną bramą Ishtar i legendarną Wieżą Babel!), to pustkowia między Europą i Azją i bogate, egzotyczne Indie. Film Stone’a dosłownie karmi zmysły, ukazując miniony świat w dniach jego potęgi i chwały, pełen dawno zapomnianych barw. Całości wizji dopełnia muzyka Vangelisa, która, choć nigdy nie wychodzi na pierwszy plan, obecna jest w filmie cały czas, uwodząc swoim pięknem. Czuć też, że jest to ścieżka dźwiękowa zupełnie inna, niż w większości obrazów – grająca na granicy zmysłu, harmonijna i zachwycająca mnogością dźwięków, współtworząc klimat Aleksandra snuje jakby osobną opowieść.
Znakomity scenariusz Aleksandra byłby jednak wielkim niewypałem, gdyby nie aktorzy. Praktycznie cała obsada, którą skompletował Stone, wypadła doskonale. Osobne brawa należą się Angelinie Jolie, która przypomniała wreszcie, że jest znakomitą aktorką. Jolie utkwiła mi w pamięci przede wszystkim jako rewelacyjna Gia Maria Carangi w poruszającym filmie biograficznym Michaela Cristofera (Gia, 1998) i od czasu obejrzenia tamtego filmu czekałem na jej wielki powrót. Aleksander jest właśnie tym powrotem. Grająca Olimpias, matkę Aleksandra, Jolie zaprezentowała prawdziwy kunszt. Uwagę zwraca przede wszystkim głosem – rewelacyjny, urzekający akcent imitujący egzotyczny język bohaterki sprawia, że sceny z udziałem Jolie mają w sobie autentyczny klimat, a charakterystyczna, twarda wymowa mile łechce ucho. Bogata mimika i wręcz demonicznie zmysłowa twarz aktorki wraz z perfekcyjną charakteryzacją idealnie kreują złożoną Olimpias, pozostawiając ją długo w pamięci.
Poza Jolie w Aleksandrze można zobaczyć jeszcze wspomnianych wcześniej Vala Kilmera oraz Jareda Leto (obaj bardzo dobrzy, zwłaszcza Kilmer w nietypowej dla siebie roli), sir Anthony’ego Hopkinsa jako narratora, Ptolemeusza, a także, w roli Aleksandra, Colina Farrella. Ten ostatni budzi jednak mieszane uczucia – z jednej strony naprawdę niezła gra, z drugiej strony jego twarz jakby nie pasuje do postaci Aleksandra. Farrell to przede wszystkim „ładny chłopiec” i tak się go, niestety, postrzega w filmie. O wiele lepszym zagraniem ze strony reżysera byłoby obsadzenie w roli Macedończyka aktora nieznanego, nieopatrzonego, za to o bardziej surowych rysach. Choć grze Farrella trudno cokolwiek zarzucić, jego twarz i mimika niekiedy irytuje. Na szczęście dla filmu nie jest to rażące, ot, raz na jakiś czas twarz Farrella wydaje się nie pasować do postaci, którą odgrywa. Patrząc na kinowego Aleksandra nietrudno o wrażenie, że w Hollywood brakuje młodych, zdolnych aktorów, którzy nie wyglądaliby jednocześnie jak partnerzy dla lalek Barbie.
Tak, jak na osobne oklaski na tle obsady zasługuje Angelina Jolie, tak i batalistyce należy poświęcić kilka słów w oderwaniu. Przede wszystkim jest jej niewiele, w każdym razie o wiele mniej, niż można by się spodziewać. Jednocześnie jedna z bitew, którą można obejrzeć w Aleksandrze to chyba najwspanialszy pokaz batalistyki, jaki dało kino od początku swojego istnienia. Niech schowa się Władca Pierścieni – choć Dwie Wieże i Powrót Króla są imponujące, „komputerowość” scen bitewnych razi, podobnie jak ultrarewolucyjne zdjęcia i megalomańskie sposoby jej przedstawiania. W Aleksandrze bitwa jest zdecydowania bardziej kameralna – Stone wyraźnie preferuje „ciasne” ujęcia, w których widać tylko małe grupki walczących na śmierć i życie (także i w tym film przypomina zatem Braveheart). Bitwa przedstawiona jest więc bardziej tradycyjnie, ale z pewnością także o wiele bardziej przekonująco – zamiast operatorskiej wirtuozerii i wszechobecnego komputera mamy po prostu kawał dobrej, surowej batalistyki. Komputerowe efekty specjalne oczywiście są, ale mniej nachalne – gdy widz oczami orła (według legendy towarzyszącemu Aleksandrowi od narodzin aż do śmierci, co także pokazano w filmie) ogląda zapylone pole bitwy, widzi po prostu rozciągnięte na wielkim terenie formacje bojowe i niewiele więcej. Nie ma bujającej się na wszystkie strony, latającej jak u Jacksona kamery i za to Stone’owi chwała. Klimatu historycznej inscenizacji bitwy, a tym samym realizmu, dodają różne drobne smaczki, np. przedstawienie akcji w różnych miejscach bitwy osobno, ze stosownym komentarzem na ekranie („macedońskie lewe skrzydło”, „babilońskie centrum”, „macedońskie centrum”, „macedońskie prawe skrzydło” itd.). Starcia są bardzo brutalne – kończyny odpadają, czaszki pękają, krew bryzga obficie. Nie ma jednak epatowania przemocą, a reżyser w niczym nie przesadza – to tylko historia, tak kiedyś wyglądały bitwy…
Aleksander to film bardzo dobry. Stone’owi i jego zespołowi udała się rzecz bardzo trudna – w przekonujący sposób przedstawili historię i postać Aleksandra Wielkiego, człowieka, który odmienił oblicze świata na zawsze. Obraz Stone’a jest wyważony, inteligentny, piękny. Choć pozostawia pewien niedosyt (olbrzymia luka czasowa między bitwą z perskim królem Dariuszem a zajęciem Babilonu, ani słowa o węźle gordyjskim), mimo wszystko sprawia wrażenie, iż reżyser dobrze dokonał selekcji historycznego materiału, zaś nieścisłości, których można się dopatrzyć, nie psują mimo wszystko odbioru całości. Szacunek należy się Stone’owi za próbę ukazania Aleksandra jako człowieka o wielorakim usposobieniu – mamy pewnego swojej boskości megalomana, a jednocześnie wodza dzielącego ramię w ramię trudy ze swoimi żołnierzami, człowieka o wielkiej, niepojętej dla współczesnych wizji, który jednak wątpi i upada na duchu, uświadamiając sobie, że jest tyranem; mamy samotnego herosa widzącego w sobie spadkobiercę Achillesa, a zarazem mężczyznę o skomplikowanej, uczuciowej naturze, zdolnego do niezwykłej miłości, ale i szaleńczej furii. W Aleksandrze można po prostu zobaczyć Aleksandra Macedończyka takiego, jakim zapewne był naprawdę. Tego zaś właśnie, jako widz, oczekiwałem od filmu.
Post scriptum – Aleksander zebrał w Ameryce ostre cięgi od krytyków i zrobił spektakularną klapę w kinach. Proponuję nie zwracać na to uwagi, tylko wyrobić sobie o filmie zdanie samemu. Radzę nie podzielać ślepo zdania widzów zza oceanu, którzy za film historyczny uznali Gladiatora…
Tytuł: | Aleksander |
---|---|
Reżyseria: | Oliver Stone |
Obsada: | Colin Farrell, Angelina Jolie, Jared Leto, Val Kilmer, sir Anthony Hopkins |
Rok: | 2004 |
Czas: | 175 minut |
Ocena: | 5 |
W ramach autokomentarza…
… dodam jeszcze tylko, że żałosne jest, jak ludzie odbierają ten film jeśli chodzi o wątki biseksualne. Kulturowo jesteśmy chyba ciągle „sto lat za murzynami”, bo w kinie non stop wybuchały śmiechy albo słychać było jęki i pomruki niechęci, nierzadko rozmaite obelgi.
Pocieszające jest, że chyba nie jest z nami tak znowu źle, bo najbardziej na biseksualizm Aleksandra oburzyła się Ameryka – podobno światła ostoja liberalizmu.
Gorzej, niż żałosne…
KAZEK
moja polonistka (ok.75lat) wygląda jak świnia zaciąga po wieśniaczemu twierdzi że film był zły bo nie było scen homoseksualnych
to nie ja…
jestem oburzony potraktowaniem pani Kazek-Tomzy to nie ja to pisałem!!!!!!!!!!
KAZEK
kto śmie się pode mnie podszywać???
rzuff
Film jest spoko ale Colin Farell się nie nadaje!Lepszy byłby Brad Pitt czy chociażby Russel Crowe
…
Tja, bo albo „Troja” albo „Gladiator”…
Ludzie, czy wy się tylko Hollywood karmicie?
A mnie się też podobało!
Po kilku błędach w pokazywaniu militariów i sztuki wojennej starożytności w Gladiatorze i biegunce tychże w Troi, nareszcie ktoś posłuchał historyków i archeologów a nie speców od marketingu! Brawo!
Porażka
Film był po prostu beznadziejny. Pomijając totalną nudę warto wspomnieć o tym, że film omijał ważne historyczne fakty, dotyczące Alexandra Macedońskiego (np. fakt, że w podróżach żył jak szeregowcy i przecięcie węzła gordyjskiego).
ogólnie fajny
nie wiem czemu większość krytykow tak się czepiała. jedyne, co warto bylo wykasować to pogawędki Ptolemeusza, zastąpić Farella kimś bardziej przypominającym aleksandra ( Macedończyk był niski i nie taki śliczniutki 😉 ) z wyglądu i charakteru ( jakieś ambicje, dzikie pomysły i początki paranoi to ten król miał, fajnie byloby je zagrać…) i dodać wątek z Diogenesem – wbrew pozorom spotkanie z cynikiem wszechczasów, choc krótkie, zrobiło na Aleksandrze wrażenie…
ogólnie fajny:):):):)
no bardzo fajny film,podobają mi sie poszczególne sceny z bitw:)
zajebisty
film zajebisty najbardziej podobala mi sie gra jareda Leto:*
boski
Film cudowny moim zdaniem! Poprostu 'boski’ tak jak aleksander. Colin Farrell nadaje się świetnie do roli Aleksandra Wielkiego! Moim zdaniem wszystkie szczegoly w filmie sa swietne. Cudowna obsada filmowa. Poprostu bokski film!
;****
Colin Farrell ;*** w tym filmie on był taki sliczniutkiii.
🙂
ten film jest najlepszy na świecie
Cuud
Moim zdaniem ten film jest najlepszy!Fakt ominęto węzeł Gordyjski ale z tym film trawłby jakieś ok.40 min. więcej a wtedy byście jenczeli że za nudny i za długi.Colin Ferrell był w nim boski .Aleksander nie był taki wysoki i przystojny.Angelina Jolie świetnie zagrała matke Aleksandra.Ptolemeteusz swoimi opowiadaniami wprowadza nas do życia Aleksandra.Moja ocena dla tego filmu to:więcej niż 100!