Akt stworzenia w aktach wielu czyli sztuki komiczne, acz niekoniecznie…
CZĘŚĆ III
czyli pełnowartościowa – powiedzmy – sztuka szowinistyczna z feministycznym akcentem
O STWORZENIU KOBIET, CZYLI HISTORIA PEWNEJ MIŁOŚCI
Dramatis personae (in order of appearance):
Chór, skondensowany.
Narrator, postać mówiąca za często i za długo.
Osse, Orome, Lórien, Tulkas, bogowie, na scenie przejazdem.
Eru, nieco łatwowierny Wszechwiedzący.
Szerszeń, błonówka, pojawiając się nie wiadomo skąd, jako, że nikt jej jeszcze nie zmajsterkował (chyba, że po godzinach).
Melkor, postać w ogóle negatywna, w szczególe zaś tym bardziej.
Pajęczyca, wierząca i praktykująca.
Mandos, tradycjonalista.
Manwe, kochanek liryczny.
Varda, kochanka prozaiczna.
Polmos S.A., w roli muzy natchnienia.
Inni, inni.
Czas akcji: przed czasem.
Przestrzeń akcji: poza przestrzenią.
Parodos
Na scenie Chór, skondensowany w osobie Narratora.
Narrator:
Za górami, za lasami,
za trzecim zakrętem,
żył raz sobie Eru Stwórca
ze swym śrubokrętem.
Tworzył tedy rzeczy różne.
Liczba ich jest spora.
Wszystkie były dobre, czyste…
Może prócz Melkora.
Dlaczego się tak stanęło?
Na to Wam odpowie
„Pierwsze śliwki, robaczywki”
przysłowie ludowe.
Jednak wielki boski ojciec
nie stygł w swym zapale.
Bowiem Osse i Orome
wyszli wcale, wcale.
Osse i Orome wchodzą z lewej strony sceny, po czym wychodzą stroną prawą (wcale, wcale).
I tak w dziele tym stworzenia
Eru się rozhasał,
że naprędce się dorobił
Lóriena, Tulkasa.
Lórin i Tulkas, naprędce przemierzają z lewej do prawej scenę i znikają wśród odmętów czasu i przestrzeni.
Po czem usiadł boski ojciec,
zaczął się mazgaić.
Ze łzą w oku patrzył czule
na swych samurai.
Były tedy złote wieki,
czas chluby i chwały,
bogi zaś co wieczór z „Żywcem”
futbol oglądały…
Wtedy były te prywatki!
Ileż tam się działo!
No i komu, psia zaraza,
tak to przeszkadzało?
Schodzi ze sceny tupiąc donośnie, by zbudzić widzów.
Epeisodion I
Dumnie.
Eru:
Siedzi sobie na tronie wyjątkowo nie dłubiąc śrubokrętem.
Jakiż boski dzień dziś nastał!
Słowik zaiwania…
Nic nie było takie boskie…
Oprócz Maryjana.
Ale hola! Idzie Melkor,
wyrób mych rąk pierwszy.
Czuję to przez boską skórę:
Zaraz mi dzień spieprzy.
Narrator:
Melkor, nadmienić to trzeba,
cholernie się zmienił.
Wściekły, jakby rękę włożył
wprost w gniazdo szerszeni.
Porównanie to na wyrost
trochę zbudowałem.
Spytasz: „Owad! Ciąłeś Melka?”
Szerszeń:
Pojawia się niewiadomo skąd, a i niewiadomo jak.
„Nie, bowiem spieprzałem.
Melkor furiat, więc co żywe
odwłok w troki bierze.
Przy nim nawet Pajęczyca
odmawia pacierze”
Schodzi ze sceny.
Narrator:
Pan Zła nam się tu narodził…
Melkor:
Nadchodząc wreszcie, na uboczu, głosem Gargamela.
Bogów ja zniewolę!
Narrator:
…przy nim nawet Ozzy Osbourne
nosi aureolę.
Ale cicho już! Bogowie
siadli wśród akacji.
Czas najwyższy by podsłuchać
temat konwersacji.
Eru:
Melku, mój kochany synu,
witam Cię z radością.
Melkor raduje się, wszak mu per kochany nigdy nikt nie mówił.
Czemu weekend psuć miś zechciał
swoją obecnością?
Ot i radości koniec: szczypta zachwytu, łyk cierpienia.
Melkor:
Obu nas Twoi synowie
karmią łyżką dziegciu.
Nie szanują przykazania
czwartego z dziesięciu!
Eru:
Och, już czuję, iż me serce
zranione jak nożem.
Jakież słowa są mych synów?
Co jest ich powodem?
Melkor:
Dookoła gdzie się zoczysz,
wszędzie męskie ciała.
Mówią o Cię moi bracia,
żeś kawał pedała.
Mandos:
Nadchodząc z Nikąd, wcina się w rolę Narratora.
Takie kłamstwa wredny Melkor
wciska ojcu, szelma.
Biedny Tatuś zaś mu wierzy…
Cholerna oferma.
Narrator:
Wówczas Eru, boski ojciec
bardzo się zasmucił,
że mu ktoś tak śmiał dziś niecnie
pedałem w twarz rzucić.
Rzecze tedy:
Eru:
Ja pedałem?!
Mówić tak nieładnie.
Zadam dziatkom mym ja bobu,
ukarzę przykładnie.
Źle im w naszym męskim gronie?
Tedy wyrok rzekę:
Spadnie na was wielka plaga!
Ja stworzę kobietę!!!
Nie usłucham jęków, pisków!
Wyroku nie zmienię!
Mandos:
Tym sposobem nad bogami
wnet zalegną cienie.
Kurtyna spada osłaniając aktorów przed gradem szminek, pilników i puderniczek.
Stasimon
Narrator:
Witaj ma śliczna Widowni!
Znów akt rozpoczynam.
Ciekawe, czy mi zapłacą
za to w nadgodzinach.
Uśmiecha się ironicznie dając Widowni znak, że było to pytanie retoryczne.
W naszym kraju przesąd tworzy
przedziwny scenariusz:
że jak kto uczciwie robi,
to już wolontariusz!
Ale dość materializmu!
Krąg sacrum nam ożył!
Sprawdźmy co porabia Eru,
a nuż wódkę tworzy?
Epeisodion II
Widowni – jak zwykle wielce rozbawionej – objawia się Eru, na ganku swego pałacu.
Siedzi, rzekłbyś, za prawdziwie polski stołem. Czyli chłepce wódkę.
Eru:
Och, tak siedzę sobie bosko,
przed boskim domostwem.
Słodką zemstą się upijam…
No i flaszką troszkę.
Zemstę warto bowiem mieszać
z polskim alkoholem.
Ów mariaż wnet owocuje
wprost boskim humorem.
Dwa powyższe akapity zasponsorowane zostały przez Polmos S.A.
Hola! Oto Manwe bieży
tutaj boskim szlakiem.
Pędzi niczym Radio Taxi
na biogazie jakiem.
Manwe pędzi, pędzi, wreszcie przypędza do Iluvatara.
Zza pleców wyłania mu się zaś Mandos, ponury tradycyjnie.
Jakież wiatry synalkowie
Was do mnie przywiodły?
Czy o boskie przebaczenie
odprawicie modły?
Manwe:
Niezupełnie, drogi ojcze.
Nadzwyczajnym trybem
dostaliśmy faks, co głosił,
że urządzasz bibę.
Eru:
Wzburzony.
O Wy ochlejpyski brzydkie!
O syny plugawe!
Wiecie, co Wam uczyniłem?!
Stworzyłem Wam babę!!!
Manwe:
Pobladły dość znacznie.
Cóże my Ci uczynilim?
Ojcze nas, łaskawco!
Że na nas spuściłeś plagę
i karę tak straszną?!
Eru:
Jak to za co? A u kogo
powstała idea,
by nic ojca nie szanować
i szukać w nim geja?!
Wszystko Melkor mi oznajmił!
Dochował wierności!
Co mi teraz odpowiecie
sępowie miłości?
Mandos:
A wszystko to, drogi Ojcze,
wierutne są kłamstwa!
Narrator:
Moment minął, na jaw wyszły
Melkora łajtajstwa.
Boski ojciec się zasmucił:
Eru:
Jakże ja się smucę!
Chyba zaraz się z rozpaczy
ze skały jakiej rzucę!
Narrator:
Byłby Pan słowa dotrzymał,
ale problem mały
przed tym czynem go powstrzymał:
nie stworzył On skały.
Z braku rekwizytu nie dochodzi do romantycznej sceny boskiego samobójstwa – a i nieśmiertelność byłaby PEWNĄ przeszkodą – toteż Eru stara się ratować, co się tylko da.
Eru:
Synu drogi, ratuj wolność,
każda panna harda.
Rusz więc rzyć stąd – och, za późno!
Już lezie tu Varda!
Wchodzi Varda.
Manwe:
Witaj pani! Jam jest Manw…
Varda:
Mało lirycznie jakoś.
Dobra, dobra stary, jak cię zwał, tak cię zwał. No co tak na mnie patrzysz, kobiety nie widziałeś? Przydałbyś się na co! Nic byś nie robił, tylko rządził tym światem, rządził, rządził. A kto śmieci wyniesie? Kto wytrzepie dywan? Ja poświęcam tobie najlepsze lata mojej nieśmier…
Narrator:
Wchodzi między wódkę a zakąskę, czyli Manwe i Varde, przerywając tym samym powyższy monolog…
Widzi więc moja Widowni,
sztuka to tragiczna.
Jaką klątwę rzuci Manwe?!
Dramatyczna pauza.
Manwe:
Jaka ona śliczna…
Narrator:
Lyrycznie y poetycznie.
Prawdę mówi powiedzenie:
Serce to nie sługa.
Jest one swym własnym sterem,
z nim słodka żegluga.
Oczu się nie słucha wcale,
rozumu nie słucha.
W ogóle jak pień jest głuche…
Tylko pary szuka.
Tak i szuka Manwe boski
mariażu narodzin.
Rzecze tedy poetycznie:
Manwe:
Będziesz ze mną chodzić?
Narrator:
Serce Vardzie podskoczyło,
do samej tchawicy.
Lirycznego kozła fikło
w biuście tej dziewicy.
Tak jej się ciepło zrobiło,
miło na podołku.
Odpowiada romantycznie:
Varda:
OK [oł-kej] mój Amorku…
Mój misiaczku, mój potworku!
Będę twoją żabcią!
Sierotką będę Marysią,
a ty moim Gapciem.
Narrator:
Amor strzałą ich ugodził
w samo miejsce miętkie.
Miłość im zabuzowała,
splotły się ich ręce.
Ręce się splatają.
Innych także taki zaszczyt
kopnął w centrum zadka:
Mandosa oblubienicą
jest Vaire – Tkaczka.
Wchodzi Vaire i obściskuje Mandosa – z wzajemnością.
Uczucie też połączyło
Este i Lórina.
Yavannę zaś kocha Aule,
bo ładna dziewczyna.
Bieda także jest każdemu
kto zaczepi Vanę.
Orome mu moc przypieprzy
swym Valarómanem.
Rzecze także mężny Tulkas:
All I need is love [czyt. lowe]
Pojął więc za żonę Nesse.
Tulkas:
Uśmiechając się lubieżnie.
Ciało ma wzorowe!
Narrator:
Jeden tylko Melkor, szuja,
sobie w kącie szlocha.
Szloch dochodzi zza sceny.
Bowiem żadna z boskich dziewic
nie chciała go kochać.
W szczególności Melka Varda
niecnie odtrąciła.
Dwakroć po twarzy trzasnęła
i obsobaczyła.
Eru:
Przerywając wreszcie Narratorowi.
Smutku dość już! Niechaj mazgaj
czyni swoje: beczy!
Nam dziś czas jest, by świętować!
Kaca się uleczy.
Wina, wina, wina dajcie!
Trzeźwym rzekę: biada!
Miłość wszak to jest rzecz wielka
i wypić wypada!
Narrator:
Rzewnie.
Wzruszyło mnie wielce boskie
do picia natchnienie.
Myślałbyś: Bóg wszystkich ludzi.
A polskie korzenie!
Eru:
Prawdę mówisz! Niechaj tedy
zwyczajem pradawnym
rzeknę sobie: „Ea love!”
Wszyscy się kochajmy!!!
W tle rozbrzmiewa polonez ze stosownej sceny Pana Tadeusza, bogowie kroczą mężnie koło nadobnych boginek, w ostatnią parę zaś Eru, z braku lepszego asortymentu bierze Narratora.
Wszyscy:
Ku sobie, w rytm muzyki, lirycznie.
A wszystko to, bo Ciebie kocham
i nie wiem, jak bez Ciebie mógłbym żyć.
Choć pokażę Ci czym moja miłość jest, dla Ciebie zabiję się.
Schodzą ze sceny, Wielce Szanowna Publiczność zaś wykazuje się taktem nagradzając aktorów.
Bilonem, jeśli łaska.
Eksodos
Narrator:
Wielka w niebie była radość
i wielkie „amore”.
I wesela, i hulanki.
Cielesne swawole….
Rzekł po wszystkim Eru ojciec:
„Kobieta mi wyszła!
Kiedy będę stwarzał ludzi,
to je wykorzystam.
Chociaż jest to diabli zamysł,
w mym boskim warsztacie
koncepcyje przeinaczę.”
Wynik oglądacie.
Kobieta to wszak żywiołów
wielka plątanina.
W środku: ying, yang, anioł, diabeł.
A jedna dziewczyna!
Tedy, drogi mój mężczyzno
wyciągaj już wnioski:
Panna, jaka by nie była,
to przecież dar boski.
Autor zastrzega, że wbrew powyższym herezjom do płci nadobnej ma stosunek jak najbardziej pozytywny. Czego dowieść jest gotów dowolnej pannie o dowolnej porze.
I koniec.
niezłe
przeczytałem i szczerze mówiąc bardzo mi sie podoba (pomijając wykorzystanie pewnego kawałka piosenki…)