O filmie Watchmen – Strażnicy dowiedziałem się, jak o rzadko którym, z kinowego trailera przed innym seansem filmowym. Mimo iż stwierdzał on, że będzie to adaptacja najbardziej znanego komiksu o superbohaterach na świecie, ja o nim nigdy nie słyszałem. Generalnie jednak to, co zobaczyłem, zaintrygowało mnie i postanowiłem, że na tę ekranizację z pewnością się wybiorę – nieobciążony żadnymi nadziejami czy obawami, jakie zapewne towarzyszyły tym, którzy znali oryginał.
Mimo że w Polsce promocja tego filmu była raczej symboliczna i ograniczała się chyba tylko do wspomnianych wcześniej zapowiedzi kinowych, w sieci znaleźć można było całkiem sporą ilość materiałów. Co jakiś czas pojawiały się krótkie klipy, dłuższe trailery, opisy bohaterów, czy też nawet interaktywna zapowiedź.
Myślę, że sami twórcy nie wierzyli w marketingowe hasło nawiązujące do ogólnoświatowej znajomości komiksu i starali się jeszcze przed premierą różnymi sposobami przybliżyć widzowi jego uniwersum. Muszę przyznać, że wykonali dobrą robotę. Osoby, które nie czytały papierowej wersji, po obejrzeniu wszystkiego, co zostało im zaserwowane w sieci, wiedzieli o świecie filmu całkiem sporo. Zaznajomieni byli również z jego bohaterami.
Główna część historii opowiadanej na ekranie toczy się w latach osiemdziesiątych w świecie niezmiernie podobnym do naszego. Są jednak pewne różnice. Podstawową jest obecność samych superbohaterów. Część z nich to po prostu ludzie, którzy pewnego dnia postanowili założyć maskę i rozpocząć anonimową walkę ze złem. Według filmu pierwsi pojawili się w czasach przedwojennego wielkiego kryzysu, gdy zrozumieli, że policja sama nie może poradzić sobie z rosnącą przestępczością i bezprawiem. Część z nich posiada realne moce. Jednego z nich – Doktora Manhattana – przyrównuje się do Boga.
Samo pojawienie się herosów zmieniło wiele. Ameryka, między innymi z ich pomocą, nie przegrała wojny w Wietnamie. Prezydent Nixon został wybrany na trzecią kadencję. Zimna wojna doprowadziła na skraj wybuchu wojny atomowej. Rosjanie dozbroili się ogromną ilością broni jądrowej. Główną siłą Amerykanów jest Doktor Manhattan posiadający moce prekognicji, kształtowania materii, teleportacji i wydzielania siły podobnej do jądrowej.
Bohaterom było jednak daleko do ideału. Często zbyt brutalni, przekonani o swojej wyższości, wiele razy przekraczali granice, których przekraczać nie wolno. Dawali wykorzystywać się również do celów politycznych. Pod naciskiem społeczeństwa prezydent Nixon podpisał ustawę delegalizującą ich działania. Herosi odeszli na emeryturę lub zajęli się pracą dla rządu.
Główną osią fabuły jest rozwiązanie zagadki morderstwa jednego z byłych Strażników – Komedianta. Zadania tego podejmuje się ostatni aktywny członek grupy – nieprzewidywalny, brutalny, ale kierujący się zawsze wyznaczonymi przez siebie zasadami moralnymi, Rorschach (grany przez Jacka Earle’a Haleya).
Do akcji wciągani są kolejni bohaterowie: Nocny Puchacz (gra: Patrick Wilson), Jedwabna Zjawa (Malin Akerman), Ozymandiasz (Matthew Goode) i oczywiście Doktor Manhatan (Billy Crudup). Fabuła filmu rozwija się powoli. Teraźniejszość co chwilę przeplata się z przeszłością. Można powiedzieć, że blisko połowę ekranowego czasu zabiera przedstawianie kolejnych postaci i pokazywanie drogi, która doprowadziła ich do dnia dzisiejszego. Spora uwaga zwracana jest także na wzrost napięcia między mocarstwami – zbliżanie się bardzo prawdopodobnej zagłady nuklearnej.
Obraz często podpierany jest narracją, czasami dłuższymi monologami. Są również chwile, w których na ekranie nie dzieje się – można by rzec – nic. Mimo iż w produkcji znajdziemy kilka chwil dobrej i szybkiej akcji, film momentami jest nużący, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę jego długość – 162 minuty.
Strażnicy to obraz bardzo dwuznaczny moralnie. Nie ma w nim dobrych i złych bohaterów. Są tylko odcienie szarości. Szczególnie wyraźnie widać to w samym zakończeniu. Naprawdę jego odbiór u widza powoduje skrajnie ambiwalentne uczucia.
Produkcja posiada bardzo specyficzna ścieżkę dźwiękową. Nawiązuje ona w sposób bezpośredni do czasów pokazywanych akurat na ekranie. Często są nią po prostu charakterystyczne utwory z danej epoki, pasujące do danej sytuacji. Dzięki temu zabiegowi, szczególnie w momentach retrospekcji i nawiązań do historii (alternatywnej – ale analogicznej do naszej), film nabiera w odbiorze charakteru niemal dokumentalnego.
Do pracy nad Strażnikami zatrudniono w dużej części mniej znanych aktorów. Gdy widzimy ich twarze, nie kojarzą się nam one z kinowymi superbohaterami. Pozwoliło to w dużej mierze podkreślić na ekranie różnice pomiędzy zwyczajnymi ludźmi a tymi samymi, zdawać by się mogło, osobami z maskami na twarzach.
Film Watchmen okraszony jest sporą ilością dobrej jakości efektów specjalnych. Przykładem tego może być chociażby sama wirtualnie tworzona postać Doktora Manhattana. Efekty widać także w ujęciach przedstawiających sam mroczny świat, ulice, miasta.
Strażnicy to dobry film. Jego jedyną wadą jest momentami zbyt duże zwalnianie akcji oraz, czasami, patetyczne monologi postaci. Zdecydowanie jednak polecam zapoznanie się z tą pozycją. Opowiada ona ciekawą historię z zaskakującym zakończeniem. Warto obejrzeć go również dlatego, że rzadko kiedy możemy mieć do czynienia z superprodukcją zawierającą tak dwuznaczne moralnie treści, czy też dosyć specyficzny obraz superbohaterów.
Tytuł: | Watchmen – Strażnicy [Watchmen] |
---|---|
Reżyseria: | Zack Snyder |
Scenariusz: | David Hayter, na podstawie komiksu Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa |
Obsada: | Malin Akerman, Billy Crudup, Matthew Goode, Jackie Earle Haley, Jeffrey Dean Morgan, Patrick Wilson, Carla Gugino |
Rok: | 2009 |
Czas: | 162 minuty |
Ocena: | 4+ |
omb
Jezu jaka słaba recenzja, widac że nie zadałeś sobie trudu z czytaniem komiksu. Brakuje w tej recce wyłapywania tych smaczków które ktos kto czytał komiks lub jest zagłębiony w popkulturę rozpozna.
…
Uważasz więc, że recenzja jest tylko dlatego słaba, że nie czytałem komiksu? Czyli, że jest tym czym ma być – recenzją filmu, a nie analizą porównawczą dwóch dzieł? Czy może masz jakieś inne uwagi?
Ej, ej
Ale akurat przy recenzji filmu opartego na komiksie wypada znać komiks.
To chyba oczywiste.
lol
Oczywiste? Myślisz że ilu spośród widzów filmu zna komiks? 5%? 10%?
A może osoby nie znające komiksu nie mają prawa iść na film? Bez przesady…
III
Ja nie znałem komiksu jeszcze miesiąc temu, ale po zobaczeniu reklam i pozytywnych komentarzach przeczytałem. Nie jest tego bardzo dużo, a że sie film dobrze zapowiadał chciałem go zrozumieć w całości.
Gdybym nie widział wcześniej anime, być może oceniłbym Dragonball’a, aż na 3/10 bo „jest to proste amerrykańskie kino dla nastolatków”, ale chyba KAŻDY (z wyjątkiem osób upośledzonych) kto widział anime przyzna, że nie jest to po prostu cienki film. Jest to poszarpanie praw autorskich i niemal świętokradztwo.
Tak więc znajomość pierwotnego źródła przeważnie wpływa na ocene.
Wyobraźcie sobie, że oceniacie filmy historyczne z zielonym pojęciem o historii. OO
Zobaczylibyście na filmie XII wiecznych germańskich konnych z armatami na plecach, a w recenzji napisalibyście, że Niemcy już wtedy wykazywali się smykałką do techniki.
lol 2
Ja kreskówki Dragonball nie oceniłbym na 2/3, więc film oceniony na 3, to sukces…
Powiedz mi jednak o co Ci chodzi? Zarzucasz coś recenzji – czy po prostu wymyślasz przykłady z recenzji filmu historycznego, które nijak się nie mają do recenzji filmu tu opisywanego?
Bo póki co widzę jeden zarzut – autor recenzji nie zna komiksu, o czym napisał już we wstępie. Kontrargument jest taki, że komiks miał w Polsce nakład może ze 2 tysiące egzemplarzy (to i tak dużo), zaś w małym kinie jest 200 miejsc i 3 seanse dziennie, czyli osoby znające komiks mogłyby być obsłużone w jednym małym kinie w 3 dni. A co z resztą? Bo to jest recenzja adresowana także do tej reszty…
Której części różnicy między recenzją „dzieła”, a analizą porównawczą „dzieł” nie możesz zrozumieć?
saf
„Bo póki co widzę jeden zarzut – autor recenzji nie zna komiksu, o czym napisał już we wstępie.”
Ja nie przedstawiłem żadnego zarzutu do recenzji/autora – jedynie bronię tezy, że do recenzji czegoś opartego na czymś, trzeba znać to coś.
„Której części różnicy między recenzją „dzieła”, a analizą porównawczą „dzieł” nie możesz zrozumieć?”
Nie powinno się oceniać dzieła, bez znajomości genezy jego powstania.
„Ja kreskówki Dragonball nie oceniłbym na 2/3, więc film oceniony na 3, to sukces…”
Wow… jestem z ciebie dumny -_-’
Hmm…
Za PWN: recenzja – nie ma nic o znajomości tego, czego wymagasz. Jedyne co TRZEBA znać, to dzieło, które się ocenia.
Mogę zgodzić się z zarzutem, że warto znać komiks, że recenzja bez tego może nie być w pełni wartościowa dla fanów komiksu, ale co z tego? Powtarzam z uporem godnym lepszej sprawy – fanów jest niewielu. I pewnie dlatego najgłośniej krzyczą…
Geneza to okoliczności powstania, komiks jest pierwowzorem a nie genezą. Nie powinno się używać słów, których się nie rozumie… A jednak niektórzy używają… 😉
Ocena
Jak dla mnie ocena filmu jest zaniżona. Czy wynika ona tylko z tych dwóch wad, które wymieniłeś borgu?
Dawno nie widziałem tak dobrego obrazu kinowego i chociaż mi też zwalnianie akcji przeszkadzało w niektórych momentach, to dałbym filmowi 5, a nawet piątkę z plusem.
Twój zarzut o zbytniej patetyczności dialogów nie wydaje mi się zbyt przekonujący, ponieważ film przerysowywał wiele spraw i rzeczy. Według mnie takie rażące wypowiedzi nie działają na minus, lecz na plus dzieła – budują większy klimat i… zniechęcenie do bohaterów.
W Strażnikach podobała się także gra na emocjach widza. Zakończenia nie mogłem po prostu ścierpieć (choć była w nim krzta słodziku). Ale nie tylko finał działał tak na moje emocje, bo prawie cały czas byłem katowany przez różne sceny, podczas których wydawałem jakiś osąd (zwykle o bohaterach).
komiks
Co do komiksu…
Wie ktoś gdzie można go dostać?
hej
jesteście pojebani, po chuj się kłócicie ? Pajace. Recenzja Okey, film zajebisty. Tyle na ten temat z mojej strony. Spać dzieci