Ahril nigdy nie widział jeszcze tak pięknej kobiety. Złotobrązowe włosy Zere spływały kaskadami na jej ramiona. Szarobłękitne oczy spoglądały badawczo spod długich rzęs. A usta…
Czarodziej zmusił się do oderwania wzroku od jej twarzy. Spojrzał na stojącego za jej plecami mężczyznę. Ten był wysoki i czarnowłosy. Jego błękitne oczy lśniły zimno i mówiły magowi, że wystarczy jeden fałszywy ruch, aby miecz wojownika znalazł się na jego gardle. Ahril westchnął ciężko.
– Pomóż mi. Muszę mieć jeden z twych magicznych przedmiotów.
Kształtna brew nad szarobłękitnym okiem uniosła się. Zere zmierzyła Ahrila bacznym spojrzeniem. Zastanawiała się i szacowała. Wreszcie podjęła decyzję.
– Niech będzie – powiedziała niechętnie. – Co to ma być? Jaki rodzaj?
Ahril przełknął ślinę.
– Wzmacniający.
Tym razem obie brwi uniosły się w wyrazie bezbrzeżnego zdziwienia. Kobieta otworzyła usta, a potem je zamknęła.
– Cóż… – powiedziała z wahaniem – mam kilka…
– Nie – przerwał jej. – Potrzebuję przedmiotu zrobionego specjalnie dla mnie. Nie byle co.
Czarnowłosy mężczyzna zmarszczył groźnie brwi. Kobieta pogładziła palcem podbródek.
– Myślę, że masz świadomość, ile kosztuje spełnienie takiej prośby.
Arhil pokiwał głową.
– Tak. Wiem dobrze.
Zere wzruszyła ramionami.
– Więc, niech ci będzie. Co to ma być? Medalion? Miecz? – Nachyliła się ku niemu. – A może pierścień? Bransoleta?
– Nie – Ahril pokręcił głową. – Laska.
– Nietypowa prośba – Zere zmarszczyła czoło. – Klienci zwykle proszą o cos małego, niepozornego. A laska… Od razu będzie można poznać, że jesteś magiem.
Ahril westchnął ciężko. Przetarł oczy.
– Noszę czerwone szaty naszego bractwa. Szaty maga. Czy to nie wskazuje od razu na to, że jestem czarodziejem?
Kobieta ponownie zruszyła ramionami.
– Jak chcesz.. Zabierzmy się lepiej za ustalenia… Dla twojej laski sugeruję… wiąz. Albo buk. Do tego… – zamyśliła się chwilę – srebro i obsydian. I jak?
Czarodziej skrzywił się.
– Nie ma mowy. Kryształ górski. I platyna.
– Co… – Zere wzdrygnęła się. Stojący za kobietą mężczyzna przestąpił z nogi na nogę. – Chyba kpisz! – Pokręciła głową z niedowierzaniem. – Może jeszcze drewno z elfich lasów?
Ahril popatrzył na nią ze znużeniem.
– Dokładnie tak. Kiedy możesz zacząć?
– Co?! – Kobieta wstała gwałtownie. Jej ochroniarz przybrał gniewną minę. – Zacząć?! Czy ty sobie zdajesz sprawę, czego wymagasz? I ile to będzie kosztować? Albo jesteś szalony, albo śpisz na złotych monetach!
– Szczerze mówiąc… – Ahril spojrzał jej w oczy. – Oczekiwałem, że zrobisz to dla mnie za darmo.
Zere zaczęła się śmiać. Lecz gdy spojrzała na twarz czarodzieja…
– Ty… – szepnęła a uśmiech stopniowo znikał z jej warg. – Ty mówisz poważnie.
Ponury wyraz zielonych oczu czarodzieja potwierdził jej przypuszczenia.
– Jesteś wariatem, jeśli uważasz, że się zgodzę… Tracę tu czas. – Minęła go i ruszyła ku wyjściu. Czarnowłosy podążył za nią. Lecz gdy Zere mijała maga, ten chwycił rąbek jej sukni i zmusił, by ponownie spojrzała w jego stronę. Ochroniarz położył dłoń na rękojeści miecza.
– Będę tu na ciebie jutro czekał – powiedział czarodziej tak, że kobietę przeszły ciarki. Nie odpowiedziała. Wyrwała mu materiał z dłoni i wyszła. Czarnowłosy wojownik obrzucił Ahrila groźnym spojrzeniem i ruszył w ślady swojej pani.
Chciała wrócić do pracy, ale nie mogła. To było niesamowite.
Od dziecka wiedziała, co będzie robić w przyszłości. Wykonywanie magicznych przedmiotów, było jej przeznaczeniem. W końcu miała dar. Lecz darem tym nie była czarodziejska moc, tak jak u magów. Zere posiadała coś innego. Coś szczególnego. Było naprawdę niewielu ludzi, potrafiących to, co ona. A żaden z nich nie mógł się z nią równać. Była po prostu najlepsza.
Nie chodziło tutaj o zaczarowane przedmioty. Zaczarować nóż, pierścień, lustro, czy cokolwiek innego, potrafił praktycznie każdy mag noszący błękitne szaty. Ale magiczne przedmioty, to było coś wspaniałego i niezwykłego.
Przy ich tworzeniu trzeba było trzymać się pewnych reguł. Trzeba było tworzyć je od podstaw. Jeśli przedmiot miał spełniać swoją funkcję, musiał być zbudowany z trzech surowców: drewna, metalu i minerału. Od rodzaju zastosowanych materiałów zależało przeznaczenie i jakość przedmiotu. Najlepszymi materiałami do ich produkcji są drewno z elfiej puszczy, platyna i kryształ górski. Te surowce miały nadzwyczajną zdolność współgrania z magiczną mocą. Lecz są niezwykle rzadkie i trudno dostępne. Mimo to, aż dziw, że Zere nigdy nie wpadło do głowy, aby je połączyć.
Kobieta przewróciła kilka stronnic ogromnej księgi. Nie potrafiła się skupić. W jej myśli ciągle wkradała się ta dziwna świadomość, że być może coś traci… Co się z nią działo?
Dotknęła zawieszonego na szyi talizmanu. Sama go wykonała. Brzoza, srebro i akwamaryn. Materiały dobre i łatwo dostępne. Ale o niebo mniej potężne niż te, żądane przez Ahrila. Jakiś mag zamknął w medalionie cząstkę swej mocy i zaklęcie chroniące przed urokami. Więc nie mogła zostać zaczarowana. Z resztą… Ahril nie był magiem potrafiącym rzucać zaklęcia, które manipulowały ludźmi.
Czuła pod palcami gładko wypolerowane drewno. Jej talizman potrafił magazynować magię. Bardzo przydatna sztuczka. Dzięki temu, nawet osoby bez magicznej mocy mogły korzystać z prostych zaklęć. Innym rodzajem magicznych przedmiotów, były te, które przechowywały zaklęcia. Wystarczyło, że mag wypowiedział jedno słowo i zaklęcie aktywowało się, czerpiąc jego moc. Jedno słowo. Bez długich i skomplikowanych formuł.
No i był jeszcze ten trzeci rodzaj. Przedmioty, które wzmacniały kumulowaną w nich magiczną moc. Zere zadrżała. Aż strach pomyśleć, do czego byłby zdolny naprawdę potężny czarodziej, posiadający laskę, wykonaną według wskazówek Ahrila.
Przetarła oczy. Obiecała sobie już więcej nie zawracać głowy ani laską, ani tym dziwnym, chudym, rudowłosym magiem. Niech jutro czeka na darmo, to nie jej sprawa.
Lecz w nocy miała sen.
Zobaczyła ją. Gładkie, białawe drewno, oplecione niteczką platyny, na jednym końcu kija przechodzącą w uchwyt. W uchwycie osadzony był niewielki kryształ. Bezbarwny kamień, o wydłużonym kształcie, przywiódł Zere myśl o czymś, co znała. Wyciągnęła rękę by dotknąć laski, lecz nie zdołała tego uczynić.
Obudziła się. Był ciepły, letni poranek.
– Więc dobrze. Przemyślałam sprawę. Zrobię ją dla ciebie.
Zielone oczy Ahrila powędrowały w górę, by spojrzeć na stojącą przed nim Zere. Mag odrzucił z czoła kilka rdzawych kosmyków włosów i skrył ponury uśmiech.
– Cieszy mnie ta decyzja. Postępujesz naprawdę mądrze.
Zere skrzywiła się.
– Mam co do tego wątpliwości. Ale dajmy temu spokój. Jeżeli już zgodziłam się wykonać twoje zlecenie, musisz mi pomóc. Chodźmy do mnie.
Ahril bez słowa wstał i wraz z kobietą ruszyli do jej domu. Tym razem strażnika nie było. Zere prowadziła do swojej pracowni. Na półkach leżało wiele gotowych już magicznych przedmiotów, czekających na kupca. Ale minęli to pomieszczenie i weszli do warsztatu. Tu pełno było narzędzi, desek i kawałków drewna, a także kamieni, które były zapewne fragmentami przyszłych tworów Zere.
Kobieta podeszła do olbrzymiego stołu, zawalonego projektami i kawałkami skał i drewna. Bez wahania zmiotła wszystko na podłogę. I wtedy Ahril pojął, że nie był to stół, lecz wielki drewniany blat, położony na olbrzymich skrzyniach.
– Może byś mi pomógł?
Mag podszedł do przeciwnego końca blatu i razem podnieśli go i ustawili pod ścianą. Kobieta otworzyła jedną z trzech skrzyń. Wyrzuciła z niej stare narzędzia, papiery i jakieś szmaty i wyjęła długi kawałek drewna. Białego drewna.
– Czy to… – Ahril ściszył głos do szeptu.
– Tak.
– Słyszałem, że elfy nie ścinają drzew. Skąd masz więc prawie całą gałąź?
Zere uśmiechnęła się przebiegle.
– Owszem, nie ścinają drzew. Ale i ich puszcza, jak każdy las, czasem nawiedzana jest przez burze, wiatry… Niektóre drzewa padają, czasem łamią się gałęzie…
– I co? Chyba nie pozwoliliby ci zabrać kawałka, nawet martwego już drzewa.
– No cóż… – uśmiech nie znikał z twarzy Zere. – Mam swoje sposoby. Powiedzmy, że elfy były mi dłużne…
Ahril uśmiechnął się.
– Niech będzie. Nie chcę znać szczegółów. Więc wykorzystasz ten kawałek?
– Aha… Powinien się nadać. Jeszcze kryształ.
Kryształ w przeciwieństwie do drewna leżał w łatwo dostępnym miejscu. Na jednej z półek leżało kilka pudelek. Zere sięgnęła po jedno z nich i otworzyła je. Ahril aż zaniemówił.
Było ich tam mnóstwo. Kryształy małe, duże… Błyszczące i zabrudzone. Niektóre ukruszone, inne zdawały się być w całości. Czarodziej westchnął głośno.
– A skąd…
– Z tak daleka, że nawet ci się nie śniło. Nie pytaj więcej. – Ucięła dyskusję. – Wybierz jeden. Umieszczę go na twojej lasce.
Ahril kiwnął głową i bez wahania włożył rękę do pudełka. Zere wcale nie zdziwił fakt, że kryształ, który wyciągnął był niewielki, o wydłużonym kształcie.
– Dobrze – szepnęła. – Teraz jeszcze metal.
– Pewnie i platynę gdzieś tu chowasz?
Zere pokręciła głową.
– Niestety, nie jest tak dobrze. O platynę będziemy musieli nieco powalczyć.
– Zargoon to handlarz – Zere przeczesała włosy palcami. – Co pewien czas przyjeżdża tu, by robić interesy. Dużo podróżuje. Czasami ma bardzo cenne i rzadkie materiały. Zdarzało się, że kupowałam od niego surowce potrzebne w mojej pracy.
Szli przez miasto. Dzień był upalny i duszny. Słońce bezlitośnie oświetlało zapełnione ludźmi ulice.
– Nie powinno być więc problemów – Ahril miał wrażenie, że jeżeli spędzi jeszcze kilka minut na słońcu, stopi się niczym śnieg na wiosnę. – Pójdziemy do niego, powiemy co i jak, zapłacimy i tyle…
Zere uśmiechnęła się krzywo.
– To nie takie łatwe. Widzisz, Zargoon… no cóż… jest nieco dziwny. Z resztą przekonasz się sam. Mam pewne obawy, jeśli chodzi o jego… Hm… Myślę, że jest po prostu szalony. Czasem zachowuje się zupełnie normalnie, a innym razem… – Ahril przełknął ślinę.
Sklep Zargoona znajdował się, co prawda na drugim końcu miasta, ale droga nie zabrała im wiele czasu. Kiedy Khiras – czarnowłosy strażnik dziewczyny – dowiedział się, gdzie chce iść jego pani i że Ahril będzie jej towarzyszył, zaczął protestować, lecz Zere zapewniła go, że wszystko będzie w porządku. W końcu ustąpił. Jednak niepokój wojownika zasiał niepewność w sercu Ahrila. W dodatku słowa Zere… Czarodziej nie mógł zrozumieć, dlaczego ów Zargoon miałby mieć opory, jeśli chodzi o sprzedaż metalu.
Ahril przerwał swoje niewesołe rozmyślania, ponieważ dotarli na miejsce. Sklep Zargoona nie wydawał się tak duży, jaki był w rzeczywistości. Wnętrze było ciemne i chłodne. Mag z westchnieniem ulgi powitał cień i kilka chwil odpoczynku od skwaru.
Półki sklepu Zargoona zawalone były najróżniejszymi artykułami, które tajemniczy sprzedawca sprowadzał z najdalszych krańców świata. Zere podeszła do szerokiej lady, przy której stał młody, chudy chłopak.
– Gdzie jest Zargoon? – Spytała.
– Panienka Zere… – Chłopak skłonił się. – Pan Zargoon jest w swoim pokoju. Wiedział, że panienka prędzej czy później u niego zawita. – Oczy chłopaka spoczęły na magu. – Pan Khiras nie przyszedł?
– Nie. – Zere wygładziła fałdy sukni. – Pójdziemy do niego. Mamy sprawę niecierpiącą zwłoki.
Chłopiec skinął głową i wskazał drzwi w końcu sklepu. Zere i Ahril ruszyli w ich kierunku. Za nimi znajdował się krótki korytarz, prowadzący do trzech pomieszczeń. Zere bez wahania podeszła do jednych drzwi i nawet nie zapukawszy otworzyła je i wkroczyła do znajdującego się za nimi niewielkiego pokoiku. Ahril szedł tuż za nią.
W środku siedział potężnie zbudowany mężczyzna. Czarodziej zauważył, że Zargoon nie miał lewej dłoni, fragmentu ucha i jednego oka, a prawą nogę od kolana zastępował drewniany palik. Jego twarz i potężne przedramiona pokrywały białe blizny. Zargoon spojrzał na nich jednym okiem i uśmiechnął się, pokazując poważne braki w uzębieniu.
– Zargoon… – Zere uśmiechnęła się kwaśno – mam takie wrażenie, że za każdym razem, kiedy się spotykamy, jesteś coraz mniej kompletny.
Mężczyzna skwitował to powitanie krótkim sapnięciem.
– Cóż, taki mam zawód… Ja też witam ciebie i twój cięty język. No i twojego przyjaciela – Zargoon zmierzył wzrokiem Ahrila. – Nie wiedziałem, że tak szybko zmieniasz upodobania… Najpierw ten milczący strażnik, teraz rudowłosy czarodziej… Twoja gwardia przyboczna? – Handlarz uśmiechnął się kpiąco. – Zapraszam, wejdźcie.
Ahril już po raz drugi został porównany z Khirasem. Zaczynało go to złościć.
Zere nie zwróciła najmniejszej uwagi na paplaninę Zargoona. Stanęła przed sklepikarzem, kładąc dłonie na biodrach. Mag wolał zostać przy drzwiach.
– Nie będę owijać w bawełnę, Zargoonie – powiedziała śmiało. – Przyszliśmy tu, bo chcemy ubić z tobą interes.
– Interes? – Handlarz udał zaskoczonego. – A już myślałem, że po prostu chciałaś mnie zobaczyć, Zere… – Na jego twarz wpełzł obleśny uśmieszek. Dziewczyna zmarszczyła się z niesmakiem.
– Czy możemy przejść do rzeczy, czy nadal masz zamiar mleć ozorem?
Zargoon wzruszył ramionami. Zere przeniosła ciężar na drugą nogę i skrzyżowała ręce na piersi.
– Sprawa wygląda następująco: ty masz platynę, ja mam złoto. Wymieniamy się. Nic trudnego, nawet twój ptasi rozumek to pojmie – uśmiechnęła się słodko.
Handlarz podejrzliwie zmarszczył czoło.
– Platyna? Po co ci ona?
– O ile się orientuję, nie powinno cię to obchodzić – powiedziała. – Więc jak, masz ją?
Zargoon podrapał się po brodzie.
– Jeszcze nigdy nie chciałaś ode mnie platyny. Owszem, mam trochę… Ale nie jestem pewny, czy na nią zasłużyłaś – uśmiech na twarzy handlarza sprawił, że Zere cofnęła się o krok. Ahril nabrał przekonania, że wątpliwości dziewczyny nie były całkiem nieuzasadnione.
– Co masz na myśli? Mam złoto, zapłacę ci. Zawsze ci płacę.
Zargoon powoli wstał.
– Tak, tak… Zawsze mi płacisz. Ale platyna, to co innego – obszedł stół i stanął koło kobiety. – Jest niezwykle rzadka.
Zere skrzywiła się i odwróciła głowę, by nie patrzeć w jego twarz. Zargoon zaśmiał się chrapliwie i złapał ją za nadgarstek. Ahril niespokojnie przestępował z nogi na nogę.
– Powiedz, moja piękna, jakie to brudne sztuczki znowu planujesz?
– Brudne sztuczki? – Zere starała się wyrwać rękę z uścisku olbrzyma. Bezskutecznie. – Przecież mnie znasz…
– Tak, znam cię, Zere. Ale teraz jest z tobą mag… Nie sądzę, żeby…
– Proszę ją puścić, panie Zargoonie! – Czarodziej postąpił krok do przodu. – Proszę sprzedać nam platynę, a sobie pójdziemy.
Handlarz wykręcił rękę Zere do tyłu i stanął za jej plecami. Lewe ramię włożył jej pod brodę i docisnął, dusząc dziewczynę. Uśmiechnął się. W jego stalowych oczach Ahril dojrzał błysk szaleństwa.
– Wiedziałem, że coś jest nie tak, jak tylko zobaczyłem, że nie ma tu Khirasa… Coś kombinujesz magu… – Zargoon wykręcił rękę Zere tak mocno, że jęknęła. Jej oczy zwilgotniały.
– Puść ją! Nie chcemy zrobić ci nic złego! Potrzebujemy tego metalu… – Ahril czuł jak wzbiera w nim gniew.
– Nie będę służył magom i ich brudnym planom! – Pociągnął jeszcze mocniej. Kobieta przygryzła wargi. Czarodziej opuścił głowę. Jego głos przeszedł w chrapliwy szept.
– Ostrzegam cię, panie… Nie będę miał dla ciebie litości. Ten metal jest mi niezbędny i jestem gotów na wszystko by go zdobyć…
Handlarz uśmiechnął się drwiąco, puścił ręce dziewczyny i chwycił ją za włosy. Miarka się przebrała. Ahril szepnął zaklęcie i podniósł prawą rękę.
W tej samej chwili ubranie Zargoona stanęło w ogniu. Sklepikarz krzyknął krótko i puścił Zere, która odbiegła i schowała się za plecami Ahrila, masując nadgarstek
– Sprzeda nam pan platynę, Zargoonie?
Handlarz łypnął groźnie na czarodzieja, bezskutecznie starając się zgasić palące się na nim ubranie. Kiedy próby zwiodły, sklepikarz ściągnął kamizelkę. Ahril tylko na to czekał. Uniósł rękę nieco wyżej i zapłonęła koszula Zargoona. Lecz tym razem ogień był znacznie większy.
– Sprzeda nam pan platynę, Zargoonie? – Ponownie spytał Ahril. Skulona za jego plecami Zere odwróciła głowę na widok jego miny.
– Ni… gdy… – Odpowiedział. Sklepikarz usiłował zdjąć koszulę, lecz nie potrafił poradzić sobie z zapięciem. Rzucił się, więc na podłogę, próbując zgasić ogień. Ahril uniósł rękę jeszcze wyżej. Zere jęknęła cicho, słysząc wrzask Zargoona.
– Spytam po raz ostatni. Jeśli pan tu spłonie, i tak znajdziemy platynę. A tak uratuje pan życie… Czy sprzeda nam pan ten metal, Zargoonie?
Skóra handlarza zaczęła płonąć. Jeśli jeszcze to nie przekonało go do zmiany decyzji, to z pewnością zrobiła to unosząca się powoli ręka Ahrila.
– Nie, nie rób tego! Sprzedam! Sprzedam!
– No i po co było się kłócić? – Ahril machnął lekko prawą dłonią i ogień zgasł. – Trzeba było tak od razu. Przykro mi, lecz nie potrafię leczyć takich oparzeń. Musi pan radzić sobie sam. Gdzie znajdziemy metal?
Zargoon pokazał ręką w stronę wyjścia.
– Drugie drzwi na lewo… Pierwsza półka z prawej strony – wychrypiał.
Ahril kiwnął głową.
– Pieniądze zostawimy panu na stole.
Gdy wracali, słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Ahril szedł przodem, a za nim w pewnym oddaleniu Zere. Kobieta ściskała pod pachą plecak z bezcennym metalem. Przez całą drogę nie odezwała się ani słowem. Ahrila zaczynało to poważnie irytować. Kilkakrotnie próbował ją zagadnąć, lecz kobieta wyraźnie nie była w nastroju do rozmów. Miał wrażenie, że jest na niego zła.
W końcu dotarli do domu Zere. Khiras wyszedł im na spotkanie, lecz widząc gniewne spojrzenie Ahrila i ponurą minę swej pracodawczyni nie odezwał się. Weszli do środka.
– Khirasie, odejdź. Muszę porozmawiać z czarodziejem.
Ton jej głosu wskazywał jednoznacznie, że nie zniesie sprzeciwu. Potężny mężczyzna wyszedł bez słowa, groźnie patrząc na Ahrila. Maga uderzyło to, że Zere nazwała go „czarodziejem”. Coś było nie tak…
– Więc… Mamy już wszystkie potrzebne rzeczy. Myślę, że wykonanie twojego zamówienia nie powinno zabrać mi więcej niż dwadzieścia pięć dni… – Mówiła spokojnym, suchym tonem, lecz Ahril widział, że z trudem nad sobą panuje. – Proszę cię więc, abyś przybył tu za owe dwadzieścia pięć dni, po odbiór laski. Nie wcześniej.
Ahril zesztywniał. Zere wpatrywała się w blat stołu. Czarodziej podszedł kilka kroków bliżej.
– Co się stało… – spytał, próbując chwycić ją za ramię. Dziewczyna odsunęła się jak oparzona.
– Zabiłbyś go… – szepnęła. – Widziałam to w twoich oczach. – Podniosła głowę i spojrzała mu w twarz. Po raz pierwszy Ahril zobaczył, że się bała. Przełknął ślinę.
– O czym ty mówisz?
– Nie udawaj – powiedziała, rozdrażniona i odwróciła się. – Sprawiłeś, że się palił. Gdyby nie wyjawił ci gdzie ukrył metal, na pewno byś go uśmiercił.
Ahril pojął, że mówiła o Zargoonie. Spojrzał na nią ponuro.
– Tak, zrobiłbym to. Nie zawahałbym się.
Ton jego głosu sprawił, że Zere zadrżała.
– Jeszcze nigdy nie widziałam maga, który byłby tak okrutny i który potrafiłby posługiwać się takim zaklęciem.
– Więc się przyjrzyj, bo innego nie zobaczysz – syknął Ahril. Lecz w porę się zreflektował i uciszył wzbierający w nim gniew. – Nie jestem okrutny. Robię to, co muszę.
– Więc istnienie tej laski jest ważniejsze niż życie człowieka? – Spojrzała mu wyzywająco w oczy. Ahril nie odwrócił wzroku.
– Tak.
Widział jak nerwowo przełyka ślinę.
– A gdybym ja ci odmówiła… Zrobiłbyś mi… to samo?
Oczy czarodzieja zwęziły się.
– Nie – odetchnęła z wyraźną ulgą. – Ty jesteś mi potrzebna żywa. I na szczęście nie sprawiłaś kłopotów takich jak Zargoon. – Ahril odwrócił się do wyjścia. Musiał to zrobić; nie mógł patrzeć jej w oczy. – Chociaż… gdybyś się nie zgodziła, na pewno zastosowałbym jakieś środki perswazji. – Przełknął ślinę. Bardzo starał się, by jego głos brzmiał pewnie i twardo. – Zobaczymy się za dziesięć dni. Mam nadzieję, że sprostasz moim oczekiwaniom. – Dodał jeszcze i wyszedł.
Zere stała chwilę i patrzyła na zamknięte drzwi. Początkowo była wściekła, lecz złość minęła szybko, pozostawiając jedynie żal i smutek. Kobieta zacisnęła zęby i ruszyła do warsztatu.
Drzwi otworzył mu Khiras. Jak zwykle milczący poprowadził do pokoju, w którym czekała Zere. Ahril nie mógł nie zauważyć jej podkrążonych oczu i bladej cery. Poczuł wyrzuty sumienia, że zmusił ja do takiego wysiłku, ale nie miał wyboru. W końcu… istnienie laski było ważniejsze niż życie człowieka.
Zere odesłała Khirasa i wskazała na leżący na stole pakunek.
– Proszę – powiedziała cicho. – Oto to, po co tu przybyłeś. Weź ją i więcej się tu nie pokazuj.
Ahril spojrzał na Zere z troską. Chciał jej wszystko wytłumaczyć, lecz ciekawość wzięła górę. Powoli podszedł do stołu, delikatnie, niemalże z czcią odwinął materiał. Wstrzymał oddech.
Była taka jak się spodziewał. Idealna. Niezbyt długa, wykonana z białego drewna, wąska i smukła. Owijała ją cienka platynowa nić, która u jednego z jej końców przechodziła w uchwyt mocujący kryształ. Ahril delikatnie chwycił białe drewno, a wtedy kryształ zalśnił czerwonym światłem.
– Jest… cudowna… – Ahril jak urzeczony wpatrywał się w kamień. Zere, mimo iż wcale tego nie chciała, także patrzyła na połyskujący kryształ.
Stali chwilę w milczeniu, po czym Ahril powoli odłożył laskę na stół. Opuścił głowę i zamknął oczy. Odetchnął głęboko.
– Teraz odejdź – powiedziała dziewczyna. – Chcę odpocząć.
– Tak – Ahril odwrócił się ku niej. – Potrzeba ci odpoczynku. Ale teraz, kiedy ukończyłaś już swoje zadanie, wysłuchasz mnie.
Zere chciała zaprotestować, lecz Ahril nie pozwolił jej dojść do głosu. Chciał, by zrozumiała.
– Myślę, że wiesz, kim jest Farghan Czarny?
Zere prychnęła.
– To tak, jakbyś zapytał marynarza, czy wie, co to jest morze. Przypominam ci, że Wieża znajduje się dwa dni drogi stąd. Kiedy czarodziej Farghan… jakby to ująć… prowadził jeszcze swoją działalność… to miasto odczuwało to doskonale.
Ahril podrapał się po brodzie.
– Tak. Mogłem się tego spodziewać.
– On zabił moich rodziców. I wielu innych ludzi. – Przełknęła ślinę. – I nie była to szybka śmierć.
– Tak. Wiem o tym. Dlatego też tu jestem. – Zere spojrzała na niego pytająco. – Farghan dawno nie dał już o sobie znać. Ale to się wkrótce zmieni.
Dziewczyna drgnęła.
– Co masz na myśli…? – Spytała, ale Ahril zmienił temat.
– Nazwałaś go czarodziejem. Dlaczego?
Zere wzruszyła ramionami.
– Włada magicznymi mocami. Jest czarodziejem.
– I tu się mylisz – Ahril pokręcił głową. – Faghan BYŁ czarodziejem.
– Był? Co to znaczy?
Mag zastanowił się.
– Jakby ci to wyjaśnić… Dawno temu, gdy magia, lub lepiej: magowie, byli nieposkromieni, postanowiono utworzyć Radę Czarodziejów. – Zere kiwnęła głową. – Ta oto Rada, by nie dopuścić do wybuchu wyniszczających świat wojen magicznych, ustanowiła pewne reguły. Stworzono trzy bractwa czarodziejskie, których zadaniem było wychowywanie i szkolenie magów. Magowie zgromadzeni w tych bractwach zostali zobowiązani do przestrzegania pewnych zasad.
– Zasad?
– Tak. Powstały trzy główne reguły, określające postępowanie magów.
– No i co? Co to za reguły?
Ahril podrapał się po głowie.
– Mag ma pomagać i chronić ludzi nieposiadających mocy. Pierwsza zasada głosi, że mag nie może użyć swej mocy i zdolności do krzywdzenia niewinnych.
Zere uśmiechnęła się kwaśno.
– Widzę, że ty przestrzegasz reguł, jak mało kto… Zargoon ma chyba w tej sprawie coś do powiedzenia.
– To nie do końca tak – Ahril uniósł głowę. – Osiągnięcie wyższego celu wymaga nieraz ofiar. Nie skrzywdziłem go dla mojej własnej przyjemności, czy z czysto egoistycznych pobudek. Ostrzegałem go, a on nie posłuchał. Zrobiłem to, ponieważ nie miałem wyjścia. Z resztą nie zabiłem go… Niedługo zapomni o tym przykrym wydarzeniu.
Zere spojrzała nań z powątpiewaniem.
– Niech będzie… A druga zasada?
– Druga zasada łączy się bezpośrednio z pierwszą. Mag nie ma prawa używać swej mocy do osiągnięcia prywatnych celów czy korzyści. Nie chodzi tu oczywiście o to, że mag nie może na przykład rozpalić ognia za pomocą magii by się ogrzać. Nie chodzi o takie prywatne cele. Jeśli użyje tego samego zaklęcia by podpalić czyjś dom, i przyniesie mu to korzyść, wtedy zasada zostanie złamana.
Kobieta pokiwała głową.
– To rozumiem. A ostatnia?
Ahril przełknął ślinę.
– Mag nie może mieć dzieci.
Zere otworzyła szeroko oczy.
– Ale… czemu? Nie rozumiem, co mają dzieci do…
– To proste – przerwał jej. Każdy mag ma w swoim ciele magiczną moc. Płynie ona w jego żyłach, wypełnia komórki ciała… Jest przekazywana także potomstwu. – Zere usiadła i patrzyła na stojącego przy stole maga. – Lecz nigdy do końca nie wiadomo, w jaki sposób magia… uwidoczni się w życiu dziecka.
– Uwidoczni? Co masz na myśli?
– Cóż… – Ahril westchnął. – Zdarzało się, owszem, że dzieci rodziły się w miarę… normalne. – Na dźwięk jego słów Zere zesztywniała. – Czasami magia uwidacznia się dopiero w następnych pokoleniach. Lecz dzieje się tak niezwykle rzadko. – Ahril potarł skronie. – Bywało także, że dziecko rodziło się z magicznym darem, tak jak matka czy ojciec. I zazwyczaj dar dziecka był o wiele większy niż rodzica. Lecz te przypadki należały do rzadkości… W czasach, kiedy jeszcze nie spisano reguł i każdy prawdziwy czarodziej nosił je w sercu, ci nieprawdziwi nie zwracali uwagi na to, jak bardzo krzywdzą swoje dzieci.
– Krzywdzą? – Głos Zere zadrżał. Ahril kiwnął głową.
– Magia może ujawnić się w różnych aspektach życia potomka czarodzieja. W czasach, o których ci opowiadam, tylko jedno na sto dzieci magów nie rodziło się… inne. – Dziewczyna spojrzała na niego pytająco. – To czasy dawne i mało chwalebne, więc się o tym nie mówi. Lecz musisz wiedzieć, że potomkowie magów, jeśli rodzili się bez oczu, czy kończyn… mieli szczęście. Czasem na świat przychodziły potworki o dwóch głowach, pozbawione twarzy, z kilkoma nóżkami, czy zdeformowane w inny sposób. Rzadko przypominające ludzkiego noworodka.
Kobieta wbiła przerażone spojrzenie w blat stołu. Ahril kontynuował.
– Nie obywało się także bez poważnych skrzywień psychicznych. Były lata, w których dwugłowe, ziejące magicznym ogniem monstra, latały po mieście i zabijały ludzi. Nie świadczyło to zbyt dobrze o magach. Dlatego zakazano im posiadania potomstwa. Każde dziecko maga zabijano natychmiast po urodzeniu, by oszczędzić cierpień i jemu i innym.
Zere przyłożyła dłoń do ust. To było okropne. Po chwili jednak uspokoiła się. Starała się nie myśleć o tych potwornościach i zmieniła temat.
– Lecz co mają te reguły do Faghana Czarnego?
– To proste. On złamał je wszystkie. Został więc wykluczony z bractwa czarodziei i wygnany, tak jak inni, którzy je złamali.. Odebrano mu możliwość korzystania z bibliotek i zakazano używania magii i posługiwania się mianem czarodzieja. Osiadł więc w wieży i zaczął terroryzować mieszkańców. Ale to chyba wiesz.
– Dlaczego Rada nie zajęła się tą sprawą?
– Ponad sześćdziesiąt lat temu, kiedy Farghan złamał reguły, Rada zmagała się z poważniejszymi problemami, więc zostawiono go w spokoju. Po pewnym czasie zaniechał swoich niegodziwości. Lecz teraz coś planuje i to coś o wiele groźniejszego niż do tej pory. Dlatego tu przybyłem. Dlatego powstała ta laska – wskazał na stół. – Zniszczę Farghana raz na zawsze. Rano ruszam do Wieży.
Mina Ahrila świadczyła, że nie rzuca on słów na wiatr. Zere odetchnęła głęboko. To wszystko nie mieściło jej się w głowie. Lecz podjęła decyzję. Uniosła głowę.
– Jadę z tobą.
Ahril poraził ją morderczym spojrzeniem.
– Zapomnij. Nie pozwolę ci na to. Jeśli się zgodzę Khiras chyba mnie zabije.
Zere zaśmiała się cicho.
– Nie masz prawa mi odmówić, nie po tym, co mi zrobiłeś.
Ahril uniósł brew. Kobieta wstała i podeszła do stołu.
– Ta laska… jest najpotężniejszym magicznym przedmiotem, jaki powstał kiedykolwiek. Został wykonany z najlepszych materiałów, przez najbardziej utalentowanego rzemieślnika. Nigdy nie powstanie nic cenniejszego, co mogłoby się z nią równać. Dlatego ja, nie stworzę już nigdy żadnego magicznego przedmiotu. To było moje ostatnie, największe dzieło. A ty, Ahrilu – spojrzała mu w oczy – nie odmówisz mi możliwości zobaczenia działania tej laski. Nie masz do tego prawa.
Czarodziej milczał. Drzwi otworzyły się cicho. W progu stanął Khiras.
– Nie pozwolę ci jechać, Zere. Nawet na to nie licz. – Zere zignorowała strażnika.
– Ja także się na to nie zgodzę – powiedział w końcu Ahril. – Ta podróż jest zbyt niebezpieczna. Farghan nie jest człowiekiem, którego można lekceważyć.
– Jeżeli nie zgodzisz się na mój wyjazd, będę cię śledzić. – Uderzyła palcem w jego pierś. – Pojadę za tobą. Nie pozwolę, by minęła mnie chwila, w której przedmiot wykonany przeze mnie, przyczyni się do pomszczenia moich rodziców.
Ahril przybrał groźną minę.
– Jeszcze nigdy nie widziałem kobiety, która byłaby tak uparta jak ty.
– Więc się przyjrzyj, bo innej nie zobaczysz
Khiras westchnął ciężko.
Chcieli ruszać przed świtem.
Khiras był na prawdę bardzo niezadowolony. Ahril szczerze mówiąc też. Nie chciał, by Zere z nim jechała, chociaż jego motywy różniły się nieco od motywów wojownika. Lecz dziewczyna postanowiła i nic nie mogło jej odwieść od tej podróży. Ahril podejrzewał, że na jej miejscu postąpiłby pewnie tak samo.
Wsiedli na konie i jeszcze przed wschodem słońca opuścili miasto. Ahril niemalże czuł wbite w swoje plecy ponure spojrzenie Khirasa. Zere zobowiązała strażnika do tego, by w czasie jej nieobecności zajął się wszystkimi sprawami. W przeciwnym razie wojownik z chęcią ruszyłby ze swoją panią. I – co tego Ahril nie miał wątpliwości – z pewnością zadbałby o to, by maga spotkał jakiś przykry wypadek.
Dzień nie był zbyt upalny, więc jechali dość szybko. Przez całą podróż Ahril słuchał monologu Zere, sam zbyt przygnębiony by odpowiadać. Dowiedział się jednak kilku ciekawych rzeczy o sztuce wykonywania magicznych przedmiotów. Zere tłumaczyła mu jak trudno jest wybrać i zdobyć odpowiednie materiały, jak ciężkim zadaniem jest ich obróbka, i jaką trudność sprawia połączenie ich w całość.
Późnym popołudniem dotarli do miasta, gdzie zatrzymali się na noc. Zere twierdziła co prawda, że mogliby jechać jeszcze dłużej i przenocować w lesie. Dzięki temu następnego popołudnia byliby już w Wieży. Ahril jednak kategorycznie odmówił.
Kolejny dzień wstał jeszcze piękniejszy niż poprzedni. Mimo iż Zere była gotowa do wyjazdu już wczesnym rankiem, czarodziej zdecydował się na wyjazd dopiero w południe. Kobieta zauważyła, że Ahril wyraźnie zwleka i przedłuża podróż jak tylko może. Tego dnia nie mówiła zbyt wiele.
Wreszcie, wieczorem dostrzegli cel swej podróży. Opuścili już tereny zabudowane. Nikt nie chciał mieszkać w pobliżu budowli.
Ciemna sylwetka Wieży odznaczała się wyraźnie na tle różowawego nieba. Ahril westchnął głęboko.
– Będziemy tam rano.
– Rano? – Zere spojrzała na niego ze zdziwieniem. – Przecież zostało jeszcze najwyżej pół godziny jazdy i to wolnym tempem…
– Rano – powtórzył cicho.
W zapadającym zmroku przygotowywali obozowisko. Ahril nazbierał nieco drewna i jednym ruchem ręki rozpalił ogień. Zere usiadła naprzeciw niego. W milczeniu zjedli kolację.
– Powiesz mi, Ahrilu, co cię tak trapi? – Spytała, gdy skończyli. Czarodziej przełknął ślinę.
– Po prostu się boję. I to bardzo – szepnął.
Zere wstała, obeszła ognisko i usiadła przy nim. Chwyciła go za rękę.
– Nie masz się czego obawiać. Zwyciężysz – uśmiechnęła się. – Z pomocą mojej laski nie możesz przegrać.
Ahril spojrzał jej w oczy. Także spróbował się uśmiechnąć, ale bezskutecznie.
– Nie boję się tego, że przegram, Zere. Farghan jest już martwy. Nie ma najmniejszej szansy.
– Więc czego się tak obawiasz?
Ahril popatrzył w płomienie. Na jego twarz wpłynął ponury uśmiech.
– Przeszłości. Boje się, że mnie dopadnie i uwięzi.
– Nie rozumiem, Ahrilu. – Zere chwyciła jego drugą dłoń. Zmusiła go, by znów spojrzał w jej twarz. – Wytłumacz mi.
– Pozwól, że opowiem ci pewną historię… – Czarodziej objął ja ramieniem. Dziewczyna wtuliła się w niego. – Naprawdę nie wielu ludzi zna sekret Farghana Czarnego. Jest ich tylko garstka.
– Możesz śmiało mówić. Ja nikomu nie powiem.
– Wiem… Najlepiej będzie, jeśli zacznę od początku. Ponad sześćdziesiąt lat temu, żył Farghan, czarodziej. Musiał mieć w rodzinie jakiegoś maga, ponieważ był bardzo potężny. Mimo jego młodego wieku, nie było czarodzieja, który by mu dorównał. Więc Farghan postanowił, że tak potężny mag jak on, powinien zasiadać w Radzie Czarodziejów – Ahril przerwał i zastanowił się. Po chwili znowu podjął. – Lecz to nie było takie proste. W Radzie zasiada dwudziestu czterech magów, po ośmiu z każdego bractwa. Każdy dożywotnio. W czasie, gdy Farghan postanowił zostać jej członkiem, nie było wolnych miejsc. Ponadto członkowie Rady obawiali się, że Farghan ich zdominuje. On jednak się nie przejmował. Zabił jednego z czarodziei, łamiąc tym samym jednocześnie dwie reguły: skrzywdził swą mocą niewinnego i uzyskał z tego jakąś korzyść. Nikt nie śmiał mu się sprzeciwić. Morderca został członkiem Rady– czarodziej znowu przerwał i wpatrzył się w płomienie. Zere czekała, aż podejmie opowieść. – Farghan podporządkował sobie wszystkich magów. Był najsilniejszy, więc każdy się go bał. I wtedy na scenę wkroczyła pewna kobieta. Utrzymywała, że jej roczny syn, jest synem Farghana.
– A był? – Dziewczyna spytała cicho.
– Tak. Magowie znaleźli świadków i innych zbrodni czarodzieja. Udowodniono, że Farghan wielokrotnie złamał trzecią regułę. Został więc wykluczony z Rady i bractwa. Wypędzono go. Były czarodziej przyjął przydomek „Czarny” i osiadł w Wieży, mszcząc się przez lata na mieszkańcach pobliskich miast. Jak ci już mówiłem, Rada nie mogła się nim zająć.
– Uchodziło mu to bezkarnie?
– Niestety tak. Ale do czasu. Bo jeden z synów Farghana nie urodził się jako potworek. Był normalnym człowiekiem, jednakże po ojcu odziedziczył dar magii. Lecz jego magia była o wiele potężniejsza niż magia Farghana.
– Jak miał na imię?
– Dahr. Był on niezwykle dobrym, miłym i utalentowanym człowiekiem. Kiedyś dowiedział się, kim jest jego ojciec i bardzo się zawstydził. Postanowił go powstrzymać. Lecz był młody i niedoświadczony. Mimo swego potężnego daru, nie mógł zabić ojca. – Ahril przełknął ślinę. – Namówił więc do pomocy swojego przyjaciela z innego bractwa. Obaj w tajemnicy ruszyli do Wieży i starli się z Farghanem. Przyjaciel Dahra za pomocą swej magii unieruchomił renegata, dzięki czemu syn zabił ojca. Świat był wolny. – Czarodziej przymknął oczy. Opowiadanie sprawiało mu wyraźną trudność. – Lecz wtedy wszystko zaczęło się walić. W całą sprawę wmieszała się ukochana Dahra. Gdy wrócili do siedziby miasta, okazało się, że wybrała najgorszy moment na wyznania. Powiedziała Dahrowi – najpotężniejszemu czarodziejowi, który właśnie zabił własnego ojca, że go już nie kocha. Że wybrała jego przyjaciela. Syn Farghana wpadł we wściekłość. W przypływie szału gołymi rękami zabił towarzysza, by porwać swą niedoszłą narzeczoną i uwięzić ją w Wieży – głos Ahrila zadrżał. – Trzymał ją tam tak długo, aż biedaczka postradała rozum. Dopiero wtedy ją wypuścił i rozpoczął swoje okrutne panowanie. Okazało się jednak, że kobieta była w ciąży. Złamał trzy reguły. Stał się taki sam, jak jego ojciec. Przybrał imię Farghan Czarny i kontynuował dzieło swego poprzednika, terroryzując okoliczne miasta. Prawie nikt nie zauważył, że coś się zmieniło.
Zere zadrżała. Objęła Ahrila i wpatrzyła się w ogień.
– Dlaczego wybrano ciebie, Ahrilu? Dlaczego ty masz go zabić? Jesteś przecież jeszcze za młody…
– Syn Farghana także był młody, lecz pokonał ojca. On potrzebował do pomocy innego maga, a ja mam laskę. Farghan nie może mnie pokonać.
– To straszne… Nie boisz się, że zginiemy?
Ahril skrzywił się słysząc liczbę mnogą.
– Nie wiem. Zawsze może się coś nie udać. Może się zdarzyć, że stracę jutro życie…
Zere poruszyła się delikatnie.
– Nie chcę byś umarł… – szepnęła. Poczuł na twarzy jej oddech. Zamknął oczy i przełknął ślinę. Starał się tego uniknąć, ale… Zere przesunęła się nieco a jej wargi musnęły jego twarz i usta. Bliskość jej ciała i zapach włosów, sprawiły, że zakręciło mu się w głowie. Jej dłonie sięgnęły do zapięcia jego szaty. Próbował się opierać, ale zrozumiał, że nie ucieknie przed przeszłością; że nie da się oszukać przeznaczenia.
Ból stawał się coraz bardziej dokuczliwy, więc Zere otworzyła oczy. Ranek był chłodny i ponury. W nocy spadł deszcz. Dziewczyna uniosła się i rozmasowała bolący policzek. Torba, której używała w charakterze poduszki, miała metalową klamrę, która wbiła się w jej ciało. Zere zaspanym wzrokiem omiotła obozowisko. I nagle zerwała się na równe nogi.
Ahrila nie było! Zostawił ją! Oszukał! A przecież wczoraj wieczorem…!
Zaciskając zęby z wściekłości, kobieta podbiegła do miejsca, gdzie spodziewała się zastać swojego konia. Nic z tego. Ahril zabrał oba.
– Bądź przeklęty, magu! – Ryknęła ze złością.
Nie podda się. Nie okaże słabości. Dotrze do wieży, choćby na piechotę.
Nie zebrała wszystkich rzeczy. Zarzuciła tylko na ramię plecak i ruszyła przez las, w dół zbocza. Szła, przeklinając pod nosem czarodzieja. Wydawało jej się, że nigdy nie dojdzie do Wieży. Jej tempo było stanowczo zbyt powolne.
Pokonanie odległości zajęło jej może godzinę. Wreszcie dotarła na miejsce, spocona i zmęczona. Słońce było niewidoczne z powodu chmur, lecz i tak było dość ciepło, jak na tak wczesną porę. Zere dostrzegła uwiązane przy drzewie dwa konie. Oby nie przybyła za późno.
Pokonała kilkanaście stopni i stanęła u drzwi Wieży. Pchnęła je. Nie były zamknięte. Weszła do ciemnego, dusznego wnętrza i sapnęła. Nigdy w życiu nie widziała tylu schodów.
Wieża była nią w zasadzie tylko z nazwy. Tak naprawdę bardziej przypominała niedużych rozmiarów zamek. Teraz dziewczyna stała w jego głównej części, olbrzymiej klatce schodowej. Schody pięły się w górę, prowadząc do dziesiątek drzwi, a środek wieży pozostawał pusty. Dziewczyna aż westchnęła na myśl ile czasu zabierze jej przeszukiwanie wszystkich komnat. Na szczęście nie było to konieczne. Jedyne odgłosy w tej martwej budowli, musiały należeć do Ahrila i pana Wieży. Na nieszczęście dochodziły chyba z najwyższej kondygnacji. Zere z rezygnacją zaczęła wspinać się po schodach.
Mimo iż się spieszyła, pokonanie tylu stopni pochłonęło mnóstwo jej czasu i siły. Dysząc i próbując złapać oddech stanęła przed drzwiami, zza których dochodziły głosy. Uspokoiła się i pchnęła je delikatnie.
Komnata była niewielka i skąpo oświetlona. Duże okno wpuszczało blade światło dnia. Zere dostrzegła, że było tam dwóch mężczyzn. Pierwszy – zapewne Farghan – był wysoki i chudy. Jego rudobrązowe włosy pokrywały już pasy siwizny. Ubrany był w czarną, ciężką szatę. Zimne stalowe oczy wpatrywały się w dziewczynę obojętnie. Ahril także na nią patrzył, lecz w jego spojrzeniu był gniew. Zere dostrzegła ranę na jego czole. Przełknęła ślinę.
– Jest i dama… – powiedział Farghan i uśmiechnął się lekko. Ahril zacisnął szczękę.
– Co tu robisz, Zere?! Myślałem, że zrozumiesz, że to niebezpieczna sprawa, ty jednak jesteś uparta niczym osioł! – Ponura mina Ahrila sprawiła, że dziewczynie wyleciały z głowy wszystkie przekleństwa, którymi miała go obdarzyć.
– Wiedzieliśmy o twoim przybyciu, jeszcze zanim weszłaś do Wieży, piękna – Farghan zmierzył ją wzrokiem. – No, muszę przyznać mój drogi, że gust masz dobry, lecz pamiętaj – jego oczy zwęziły się – takie są najniebezpieczniejsze.
Starszy mężczyzna odwrócił się do nich plecami i śmiejąc się podszedł do okna. Ahril rzucił Zere wściekłe spojrzenie i otarł krew z czoła. Kobieta zebrała się w sobie.
– Przybyłam tu Farghanie Czarny, by zobaczyć twoją śmierć!
– Taak? – Farghan odwrócił się powoli. – Jestem zaszczycony.
Gwałtownie uniósł prawą rękę. Silny podmuch powietrza rzucił Zere o ścianę. Ahril chciał do niej podejść, ale gest Farghana powstrzymał go. Dziewczyna podniosła się i wyprostowała dumnie. Nie pozwoli, by ją poniżano.
Farghan podszedł do niej wolnym krokiem i uśmiechnął się szeroko. Popatrzył jej głęboko w oczy. Pod wpływem jego spojrzenia, Zere poczuła się tak, jakby była naga. Przenikliwe oczy Farghana penetrowały jej umysł i duszę. Miała wrażenie, że przed jego wzrokiem nic się nie ukryje. W końcu były czarodziej uśmiechnął się i spojrzał na Ahrila.
– Uparta i zawzięta… – powiedział cicho. – Twoja matka była taka sama. Identyczna. A potem zwariowała – Ahril nawet nie drgnął. Patrzył Farghanowi prosto w oczy. – Lecz one wszystkie są takie same. Oszukują. Zapewniają, a potem łamią obietnice. No i – dodał głosem pełnym goryczy – wszystkie wolą blondynów.
Zere patrzyła na niego szeroko rozwartymi oczami. Powoli docierało do niej znaczenie słów starego mężczyzny. I wtedy ugięły się pod nią nogi.
Zrozumiała.
Pojęła, czego tak naprawdę obawiał się Ahril. Zrozumiała to. Czarodziej bał się, że stanie się taki sam jak jego ojciec i dziadek. Że skończy w Wieży jako Farghan Czarny. Nie! To było niedorzeczne… Ahril jest dobry, nie złamałby żadnej reguły, nie stałby się renegatem…
Otworzyła szeroko oczy. Przecież wczoraj…
– Nie… – jęknęła. To właśnie przez nią Ahril być może złamał jedną z reguł. Zrobił to, czego najbardziej się obawiał. Wszystko z jej winy! Poczuła się tak, jakby świat walił jej się na głowę.
– Więc przyszedłeś zająć moje miejsce, synu… – starszy mężczyzna znów spojrzał za okno. –Jedną z reguł już złamałeś. Jesteś na dobrej drodze.
Zere osunęła się na posadzkę. To była jej wina. Jej wina!
– Nie – odpowiedź Ahrila sprawiła, że ten spojrzał na syna. – Nigdy nie będę taki jak ty. Nigdy.
– Ach tak? – Farghan uśmiechnął się ponuro. – Każ jej odejść. Natychmiast.
Ahril podszedł do szlochającej Zere. Chwycił ja za ramiona i uniósł do góry. Zmusił, by popatrzyła mu w twarz.
– Przepraszam cię, Ahrilu… Nie wiedziałam… Gdybyś mi powiedział…
– Cicho. Nie czas teraz płakać nad tym, co się stało. Posłuchasz mnie i zrobisz wszystko, co powiem, bez narzekań. Rozumiesz?
Zere starła łzy z twarzy i pokiwała głową.
– Teraz wyjdziesz i opuścisz Wieżę. Weźmiesz oba konie. – Spojrzała na niego pytająco. – Pojedziesz do Khirasa i wyjedziecie stąd. Pojedziecie tak daleko, jak tylko się da. Nie chcę, by moje dziecko oglądało to miejsce. – Te słowa sprawiły, że z jej oczu ponownie pociekły łzy. – Weźmiesz ze sobą to. – Wcisnął jej w dłoń laskę. Spojrzała na niego zdumiona.
– Ale to przecież…
– Weźmiesz ze sobą to. – Powtórzył przez zaciśnięte zęby. – I dasz ją mojemu dziecku, kiedy już zrozumie, kim jest i jakie jest jego przeznaczenie. Rozumiesz?
– Ale…
– Rozumiesz?!
Zere nie mogła uwierzyć w jego słowa.
– Tak.
Już chciał się odwrócić i ruszyć w stronę Farghana, ale złapała go za ramię.
– Co zamierzasz, Ahrilu? Przecież bez laski sobie nie poradzisz!
– Mylisz się. – Odwrócił się w jej stronę. – Obiecałem, że nie będę taki jak on. Że nie pozwolę, by przeszłość mnie dopadła. Laska była mi potrzebna, żeby wyjść cało z tego zamieszania. Ale bez niej także pokonam Farghana.
Chciała coś powiedzieć, ale poczuła, że coś dławi ją w gardle. Chwyciła mocno laskę i nie odwracając się wyszła z komnaty. Za drzwiami usłyszała jeszcze głos Ahrila.
– Przygotuj się, ojcze.
Najszybciej jak potrafiła zbiegła po schodach. Wybiegła z Wieży i wskoczyła na konia. Otarła płynące po jej twarzy łzy. Nie mogła nie zauważyć, że niebo przybrało granatową barwę. Ciemne, ciężkie chmury zebrały się nad Wieżą. Czuła, że za chwilę stanie się coś strasznego, więc popędziła podenerwowane konie.
Błysnęło. Najpierw raz, potem drugi. W oddali zabrzmiał ogłuszający grzmot, a złota błyskawica przecięła nieboskłon. Konie zarżały przerażone; Zere z trudem nad nimi panowała. Udało jej się odjechać spory kawałek, na wzgórza, gdy z nieba spadły pierwsze, ciężkie krople deszczu. Odwróciła się jeszcze w stronę Wieży i spojrzała w niewielkie czarne punkciki, które jej zdaniem mogły być oknami komnaty, w której była. Poczuła szloch wzbierający w gardle.
Kiedy błysnęło po raz kolejny, Zere zrozumiała, że stanie na otwartej przestrzeni nie jest dobrym pomysłem.
– Powodzenia, Ahrilu… – mruknęła. Rzuciła Wieży ostatnie spojrzenie i odjechała. Miała nadzieję, że już nigdy tu nie wróci.
Przyznam, że
opowiadanie całkiem ciekawe, chociaż zapowiadało się dosyć… typowo…
Za każdym razem
jak to czytam, nie przestaje mi się podobać. Pamietam jak to czytałem w którymś numerze TRPG, i nadal mi się podoba. Jak dla mnie bardzo dobre.
Bardzo dobre opowiadanie
Podziwiam autorkę za talent, bo z tego, co widzę, to nie pierwsze naprawdę udane.
Daje rade
Całkiem niezłe, ale z lekka nudnawe…
Naprawdę niezłe!
Podobało mi się. Tylko chciałabym wiedzieć, co dalej… 🙂
hmm..
Wątek miłosny.. coprawda o standardowej strukturze ;p.. ale bez niego opowiadanko nie miałoby tej ciągłości.. pomysł: nawet jesli oparty na jakimś 'szablonie’ (wyrywki z innych tekstów) to super dorpracowany.. obwarowanie magii trzema zasadami też myśl.. połączenie czarnobyla z magią we krwi.. radykalne ale efektowne. Opisy: największy plus.. idealnie sproporcjonowane ( tego nie muszę chyba wyjaśniać;p) oby tak dalej.. obecnie na 'tym’ nie da siezrobić kariery ot tak.. ale życzę jak najlepiej..;) wybacz Cherie za oficjalny ton, bardziej nieoficjalnie pogadamy na gg..;)
Bardzo dobre
opowiadanie. A z tym związkiem z Czernobylem to już od dawna korzystam na s[c]esjach :]
No i zgadzam się z Elen. Co dalej? chyba tak tego nie zostawisz 😀
Co dalej…
Cóż.. Nie, nie zostawiłam tego. Jeśli ktoś czytuje Tawernę, mógł się w pewnym zamieszczonym w niej opowiadaniu dopatrzeć pewnych zbieżności…
Dziękuję wszystkim za komentarze i za to, ze w ogóle chce Wam się te opowiadania czytać… 🙂
Po prostu SUPER!
Naprawdę bardzo mi się podobało… Sama czasem piszę opowiadania, ale nie dorównują temu! Po prostu extra! Na początku myślałam, że będzie typowe: zrobi różdzkę, Ahril pojedzie na maga, zabije go i będzie happy end, ale się pozytywnie rozczarowałam ;). Masz niewiarygodny talent!
Świetne
Końcówka ciut odstaje od reszty, ale poza tym naprawdę rewelacja
Kapitalne!
Fantastyczne opowiadanie! Takie opowiadania się pisze!
SUPER
opowiadanie jest bezbłendne ale co dalej??
iiii…?
Właśnie i co dalej?? co sie potem stało?
Gratuluję
niezłego pomysłu.. Wymyślenie czegoś nowego w fantasy to nie lada wyczyn!
….
Opowiadanko ciekawe tylko mogło by być dłuższe 🙂
hmmm
Jest jeszcze jakaś dalsza płenta tej przygody.Bo mi się bardzo podobało.
ok :]
Opowiadanie ciekawe, chociaż niektóre momenty bardzo przypominały teksty z amerykańskich filmów, ale gratuluje pomysłu. Miło się czytało 🙂
no więc
przeczytalem dopiero początek i nie wiem co powiedzieć coż…może nieżle he?
Fajne
Opowiadanie czyta się przyjemnie, no i ma fajne zakończenie. Moje gratulacje!!!
fajne ale dłuuugie jak cholera
to co powyzej
Obłędne…
…tzn. bezbłędne
Genialne
Swietne opowiadanie…Tylko takie chcialbym czytac.Wogle dziewczyno masz talent prosze o wiecej twoich tekstow.
Było genialne, obłędne…no to może hmmm…inspirujące? 🙂
Bardzo mi się podoba, trzyma w napięciu i przyjemnie się czyta 🙂