Soul Hackers musiało mnie rozczarować. Nie było szansy na to, że tak się nie stanie. To owiana legendą produkcja, która oryginalnie pojawiła się lata temu na pierwsze PlayStation, nigdy nie wychodząc poza Japonię. Owoc zakazany wielu fanów multi-uniwersum Shin Megami Tensei, które latami mitologizowano, czasami nawet do poziomu najlepszej produkcji z serii. Wiedziałem, że to muszą być bujdy.
Ale zawsze czułem pociąg do tego tytułu, który wzrósł jeszcze bardziej w momencie, gdy seria zmieniła się z mrocznej mieszanki gatunkowej w popową, chociaż dalej świetną, serię tym razem przeznaczoną dla większej liczby odbiorców. Po prostu nowe Megateny nie były tytułami tak (nie boję się tego napisać) artystycznie dojrzałymi jak poprzednicy. I nagle Atlus zgotował wszystkim niespodziankę – rozszerzoną, zlokalizowaną konwersję Soul Hackers na 3DSa.
Przede wszystkim w Soul Hackers nie brakuje zawartości. Tytuł jest oczywiście dungeon crawlerem FPP, z silnie zaznaczonym elementem planowania drużyny oraz losowymi walkami i jak zwykle pokazuje, że diabeł tkwi w szczegółach. Drużynę składamy z demonów łapanych w czasie naszych wojaży. Ważne są nie tylko ich poziomy, ale również ich przynależność czy żywioły, którymi dysponują, ale także ich lojalność, charaktery czy nawet fazy księżyca. Soul Hackers nie brakuje skomplikowania – to świetnie poprowadzona i trudna gra gatunku, w której powinni odnaleźć się wszyscy fani starych RPG-ów. Do tego wszystkiego ta edycja została wzbogacona o dodatkowe 30 demonów oraz pewne funkcje socjalne dla posiadaczy konsol, które niestety u nas nikomu się raczej nie przydadzą.
Zawsze uważałem, że Atlus robi najlepsze lochy w gatunku i Soul Hackers tylko to potwierdza. Pomimo związanej z samą konwencją powtarzalności przestrzeni, w których gramy to, dzięki ciekawym zabiegom wizualnym, dodatkowym pułapkom i mądrze poprowadzonej strukturze, lochy generalnie nie nużą nas jak dajmy na to w Diablo 3 czy Personie 3. Znaleziono dobry balans pomiędzy walką, eksploracją oraz fabułą – nawet jeżeli tempo gry jest nierówne, to w ostatecznym rozrachunku produkt świetnie broni się jako całość.
Dla mnie najmocniejszą cechą tej produkcji nie jest ani sama rozgrywka, ani oprawa. Jest nią klimat. Połączenie cyberpunku i demonologii jest jeszcze ciekawszym motywem, niż świat Shadowruna – połączeniem rozpalającym umysł, pobudzającym wyobraźnię. Znajdujemy tutaj Gibsona, Dicka, mitologię judeochrześcijańską i zamiast byle jakiego miksu dostajemy bardzo interesującą historię o strachu przed tym, co nieznane i zderzeniu wiary z rozwojem ludzkości. Shin Megami Tensei we wczesnych latach swojej świetności uwielbiało motywy techno-noire, okultyzmu i cyberpunku, a Soul Hackers nie boi się podejmować tematów trudnych, nawet jeżeli momentami robi to banalnie.
Projekty rodem ze złotych lat anime, wspaniała, niepokojąca muzyka, ciekawa, wielowymiarowa (chociaż prosta i niedopracowana…) historia tworzą po prostu zabójcze połączenie. W zasadzie połączenie, które mi przypomina dlaczego w ogóle w gry wideo warto grać. Mówiąc wprost – artystycznie ta gra zjada przeciętnego przedstawiciela gatunku cRPG na śniadanie. Co ciekawe, Soul Hackers posiada bardzo dużo voice actingu. Nie brakuje tutaj weteranów tej branży, chociaż niestety kilka głosów jest bolesnych dla uszu. Na szczęście główne postaci brzmią odpowiednio, a całości dopełnia świetna ścieżka dźwiękowa.
Gra ma jeszcze jedną wspaniałą cechę – system rozmów. Tutaj działa on bodajże najlepiej w całej serii i często zamiast walczyć z demonami możemy je przegadać. Zaciekawić, zastraszyć, uprosić, przekupić – rozmowy dotyczą nie tylko wydarzeń w grze, ale również kwestii wiary, etyki czy filozofii. Demony są różnorodne, posiadają własne, silne poglądy, a odpowiednio się z nimi dogadując, możemy nie tylko uniknąć walki, ale również zyskać pieniądze, przedmioty, lub nowych członków drużyny. Oczywiście nie jest to jeden z tych nielicznych RPG-ów, gdzie nie walczymy, jeżeli odpowiednio gramy – bo walczymy tutaj dużo – ale bycie wygadanym może nas naprawdę daleko zaprowadzić.
W zasadzie z poważniejszych zarzutów mam jeden – Atlus średnio radzi sobie z dostosowywaniem konwersji swoich gier do handheldów. Czasami save’y są za daleko, czasami gry robią się dziwnie banalne. Chociaż nie mam porównania do oryginału, to gra na szczęście jest wymagająca i czasami niestety każe nam czekać na możliwość zapisu.
Chociaż Soul Hackers nie daje zapomnieć o tym, że jest grą wideo, nie wyznacza nowej jakości i nie jest najlepszym Megatenem, to wciąga i powoduje, że ma się w nosie te wszystkie duże, przereklamowane produkcje. Soul Hackers jest wybitna, mroczna, cyberpunkowa i po prostu grywalna.
Nie czułem się tak przy grze wideo od czasu Shin Megami Tensei III.
Tytuł: | Shin Megami Tensei: Devil Summoner: Soul Hackers |
---|---|
Producent: | Atlus |
Wydawca: | NIS America |
Rok: | 2013 |
Platformy: | 3DS |
Ocena: | 5+ |
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz