Zaginione historie to jedenasty tom przygód zwiadowców, przedstawiany jako suplement, zbiór opowiadań wyjaśniający wszystkie niejasności, jakie naszły czytelników cyklu i z jakimi zwrócili się do autora z prośbą o odpowiedzi. Tak przynajmniej jest w teorii, czytelnik jednak bardzo szybko to zweryfikuje i zauważy, że przynajmniej część książki znacznie odbiega od zapowiedzi i, niestety, ociera się o próbę odcinania kuponów od popularności serii.
Flanagan zapowiada tutaj udzielenie odpowiedzi na nurtujące czytelników pytania, między innymi o przeszłość Halta, rodziców Willa i niedopowiedzenia, wynikające z fabuły innych tomów. Tak też jest w istocie. Jednak między tymi opowiadaniami pojawiają się historie toczące się po zakończeniu Cesarza Nihon-Ja, skupione wokół związków bohaterów (i ich legalizacji). Gdyby próbować prosto ocenić te bardzo nierówne opowieści, szybko wychwycimy schemat, że tak samo jak w całym cyklu, im bliżej współczesności
toczy się akcja, tym wypada słabiej. Zdecydowanie najbardziej infantylny jest wstęp – obrazek z wykopalisk, gdzie archeolodzy odkrywają zaginione zapiski dotyczące zwiadowców, który raczy nas przedstawieniem profesora Gilesa oraz jego protegowanej, Audrey. Autor zdecydowanie mógł sobie darować ten fragment, a skoro już się na niego zdecydował, powinien albo zdystansować się od tych tymczasowych postaci, albo przedstawić je bez wgłębiania się w motywy. Zamiast tego wykreował naukowca-hipokrytę, który jest srogi dla wszystkich, poza swoją ulubienicą i pozwala jej zachowywać się jak przedszkolakowi w piaskownicy.
To jednak niuans, bo dla dwóch opowiadań, tym o rodzicach Willa i pojawieniu się Halta w Araluenie, zdecydowanie warto po tę książkę sięgnąć. Co więcej, szczególnie w tym drugim przypadku, pozostaje pewien niedosyt, gdyż historia aż prosi się o podanie szczegółów, w jaki sposób Korpus Zwiadowców był reformowany? Ale to już zapewne materiał na inną książkę, która może i powstanie, a może i nie (przy czym chyba zdecydowanie wolę niedopowiedzenia, w miejsce powieści o poziomie gorszych przygód z tego tomu).
Podobnie jak fabuła opowiadań (a opowiadania
, to nazwa umowna, bo poza historiami dziejącymi się w dalszej przeszłości, pozostałe mocno się ze sobą wiążą), wydanie jest bardzo nierówne. W całej książce jest sporo błędów i literówek, być może nawet więcej, niż w dziesięciu pozostałych tomach serii razem wziętych. Przyczyny nie trzeba było szukać daleko, w stopce redakcyjnej jest napisane, że za korektę odpowiada Zespół
, a podejrzewam, że pod tym „mętnym” pojęciem kryje się tyle, co nikt
(dla porządku dodam, że dwie korektorki poprzedniego tomu – do niego też miałem uwagi, ale nie aż takie – figurują w książce jako redaktorki).
Zaginione historie to książka, po którą fani serii powinni sięgnąć. Mimo względnego chaosu chronologii i umownego traktowania, potrzeby wyjaśnienia niejasności, znajduje się w niej materiał, który zainteresuje czytelnika. Całość czyta się szybko i całkiem przyjemnie, zaś słabsze opowiadania prędko się kończą, i nie zdążą na dobre zirytować, a trzeba przyznać, że bardzo anglosaski motyw pisania przemowy weselnej, gdyby był trochę dłuższy, mógłby naprawdę wyprowadzić z równowagi.
Czy będzie dalszy ciąg przygód zwiadowców? Mie wiadomo, choć autor utrzymuje, że skończył z tymi bohaterami. Zakończenie tego tomu jest jednocześnie zaproszeniem do sięgnięcia po skandyjski spin-off serii – cykl zatytułowany Drużyna – ja jednak nie wiem, czy się na niego skuszę? Takie zakończenie, jakie zaoferował Flanagan w tej książce, jest satysfakcjonujące, szczególnie w kontekście słabszego Cesarza Nihon-Ja.
Tytuł: | Zaginione historie |
---|---|
Seria: | Zwiadowcy, tom 11 |
Autor: | John Flanagan |
Wydawca: | Jaguar |
Rok: | 2012 |
Stron: | 512 |
Ocena: | 4 |
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz