Wiedźmin 2 – kontynuacja polskiego hitu cRPG. Najbardziej wyczekiwana polska gra komputerowa roku. Jeden z najbardziej oczekiwanych cRPG-ów 2011 r. Gra, o której było głośno zanim jeszcze zaczęła oficjalnie powstawać (patrz: plotki wśród graczy, gdy tylko ukazały się pierwsze zapowiedzi Powrotu Białego Wilka na PS3). Wielkie nadzieje (graczy), wielkie szanse (CD Projekt RED w szczególności i polskich twórców gier w ogóle). Czy spełnione?
Opowiedz nam swoją historię…
Fabuła drugiego Wiedźmina zaczyna się dokładnie w miesiąc od zakończenia akcji pierwszej części gry. Geralt, który udaremnił zamach tajemniczego zabójcy na życie Foltesta, zostaje przez króla wynajęty jako jego jednoosobowa straż przyboczna. Tymczasem w królestwach Północy zaczyna narastać chaos: nieznani sprawcy mordują kolejnych władców; Sqoia’tael, pod przewodnictwem Iorwetha (pamiętać go powinni wszyscy ci, którzy grali w pierwszą część gry), coraz zacieklej walczą o prawa nieludzi; kruszy się sojusz, jaki Kaedwen, Redania i Temeria zawarły przed dziesięciu laty w czasie wojny z Nilfgardem, gotując się do walki pomiędzy sobą.
Wbrew moim obawom (a było ich przed premierą niemało), historia opowiedziana w Wiedźminie 2 stoi na znacznie wyższym poziomie, niż było to w jedynce. Nie mamy więc już prostego przełożenia historii znanej z książek, z podstawionymi jedynie nowymi postaciami i udawaniem, że opowiadamy o czymś zupełnie świeżym (czym w rzeczywistości był pierwszy Wiedźmin), ale pełnoprawną ich kontynuację. Pewnie, nadal można wyłapać w grze nawiązania do prozy Sapkowskiego, są to jednak właśnie nawiązania, a nie kopiowanie motywów znanych z książek.
Cechą rozpoznawczą pierwszej części Wiedźmina był system skomplikowanych, mających długofalowe skutki wyborów moralnych, który uniemożliwiał wybór ścieżki poprzez zwykłe zapisanie stanu gry i testowanie wszystkich możliwych wyjść z danej sytuacji. W części drugiej system ten został jeszcze bardziej rozbudowany – w trailerach gra sygnowana była hasłem opowiedz nam swoją historię
i nie ma w tych słowach zbyt wiele przesady. Same możliwe otwarcia są w grze aż cztery (uzależnione od naszych poczynań w prologu-samouczku), oficjalnych zakończeń jest zaś aż szesnaście. W wolnych chwilach bez skrępowania i z zaciekawieniem śledziłem poczynania współlokatora – jego wersja historii Wiedźmina 2 zbyt mocno różniła się od mojej, żeby odbierać mi frajdę z własnej gry.
Idzie nowe… i ładniejsze
Sukces pierwszej części i doświadczenie zdobyte przy jej produkcji, zaowocowały stworzeniem na potrzeby dwójki zupełnie nowego, autorskiego silnika graficznego, dzięki któremu wizualnie gra prezentuje się po prostu przepięknie. Już pierwsze minuty zabawy pozwalają poznać potęgę REDengine – moment, gdy opuszczamy swój namiot i zostajemy wrzuceni w sam środek olbrzymiego obozu oblegających zamek La Valettów temerskich wojsk, po prostu zwala z nóg. Starusieńka Aurora, z której CD Projekt RED wycisnął w jedynce ostatnie soki, generowała co najwyżej kilkanaście łudząco podobnych do siebie postaci i dość pustawe otoczenie. REDengine potrafi zaś jednorazowo wygenerować żyjący własnym życiem olbrzymi obóz wojskowy, co najmniej kilkudziesięciu różniących się modelami NPC-ów, znajdujący się w oddali zamek i bombardujące go trebuszety. I Geralta. I nie dostaje przy tym nawet zadyszki.
REDengine ma jeszcze jedną, ciekawą funkcję – automatycznie dostosowuje się on do wydajności naszego sprzętu. Na pudełku z grą widnieje skromna informacja, że silnik umożliwia satysfakcjonującą rozgrywkę już w konfiguracji minimalnej
. Po raz kolejny CD Projekt RED udowodnił, że nie rzuca słów na wiatr: chociaż w Wiedźmina 2 grałem na sprzęcie, który z trudem spełniał wymagania zalecane, to bez problemu zmusiłem go do uruchomienia gry w wysokich detalach – spowolnienia czasami występowały, ale klasyczne przycięcia nie miały w zasadzie miejsca. Komfort z rozgrywki poprawił dodatkowo patch 1.1, dzięki któremu mogłem grać już bez żadnych problemów z grafiką. Następnie pojawił się patch 1.2, który przywrócił poprzedni stan rzeczy – czyżby po raz kolejny nowe było wrogiem lepszego?…
Zmiany w rozgrywce
Zmiany jakie przeszedł Wiedźmin 2 w stosunku do jedynki, nie ominęły również gameplayu – do kosza wyrzucono system kontroli postaci z poprzedniej części. Geraltem nie kierujemy już za pośrednictwem myszy, ale (podobnie jak chociażby w Mass Effect) przy użyciu klawiatury. Znacząco ułatwia to rozgrywkę – nie musimy męczyć się, aby gra zrozumiała czego od niej oczekujemy, ale biegniemy po prostu w wybranym przez siebie kierunku. Na plus zaliczyć należy również to, że byle wzniesienie nie jest już dla naszego zabójcy potworów przeszkodą nie do pokonania – jeśli tylko można na nim pewnie stanąć, wystarczy do niego podbiec i nacisnąć lewy przycisk myszy, a Geralt posłusznie się na nie wdrapie. W drugą stronę to oczywiście także działa.
Większemu zdynamizowaniu uległ system walki – zniknął podświetlany kursor, który należało w odpowiednim momencie kliknąć. Na jego miejsce pojawiły się dwa rodzaje ataków – słaby i szybki oraz silny i powolny – które uruchamiamy przez naciśnięcie odpowiednio lewego lub prawego przycisku gryzonia i które gra układa w odpowiednie sekwencje ciosów. Zamiast dwukliku w wybrane miejsce, uniki przeniesione zostały pod spację. Znaki, które do tej pory wybieraliśmy z listy po lewej stronie ekranu, przeniesione zostały do znajdującego się pod CTRL podręcznego menu – gdy je uruchamiamy, rozgrywka zostaje drastycznie spowolniona (no oko: dwudziestokrotnie), umożliwiając nam szybki wybór pożądanego Znaku, wybór miecza (żelazny lub srebrny), a poza walką również wejście w tryb medytacji.
Wszystko to pięknie wygląda na papierze, zastanawiacie się jednak pewnie, jak system walki działa w rzeczywistości? Teoretycznie wszystko jest w najlepszym porządku: szybko i bez problemów przełączamy się pomiędzy Znakami, wyprowadzamy ataki, stosujemy uniki, parujemy ciosy (po wykupieniu odpowiedniej opcji z drzewka rozwoju). Jak zawsze, muszą być jednak pewne ale
: gdy dawniej wskazywaliśmy konkretnego przeciwnika, mieliśmy pewność, że Geralt zaatakuje właśnie jego. Teraz, gdy walka uległa znacznemu przyśpieszeniu, możemy pozwolić sobie co najwyżej na zablokowanie celownika na danym wrogu – gdy opcję tę wyłączymy, bohater zawsze będzie atakował najbliżej stojącego potwora (choć gra potrafi też czasami bez powodu uznać, że otoczeni przez przeciwników, próbujemy zaatakować akurat tego stojącego najdalej i znajdującego się zupełnie poza naszym zasięgiem), przez co do rozgrywki wkrada się chaos.
Być może to tylko moje odczucie, ale wydaje mi się, że gra czasami ma również problemy z detekcją kolizji – zdarzało się, że kilkukrotnie unikałem ciosów przeciwnika i ze zdziwieniem orientowałem się, że Geraltowi pozostało jedynie 50% punktów zdrowia. Nie wiem czy to wina przymuszania komputera do zbyt dużego wysiłku, czy po prostu zwykły błąd gry, ale obowiązek nakazuje wspomnieć o tym w recenzji.
Podobnie jak w przypadku walki, zdynamizowaniu uległy również niektóre dialogi – zdarza się, że w ich trakcie narzucony zostaje nam (niesprecyzowany) limit czasowy na podjęcie decyzji. Podnosi to dodatkowo napięcie, jakie towarzyszy nam w i bez tego trudnych sytuacjach.
Poprawiona została również praca kamery, która w czasie rozmów stara zachowywać się bardziej filmowo. Nie pokazuje już – jak dotąd – jedynie bohatera, który wypowiada aktualnie swoją kwestię, ale stara się objąć w możliwie naturalny sposób wszystkich rozmówców, od czasu do czasu przybliżając się do konkretnej postaci. Z całej gry, najbardziej utkwiła mi chyba w pamięci rozmowa w karczmie, prowadzona przez Geralta, Zoltana, Triss i Roche’a: bohaterowie robią sobie przytyki, wybuchają śmiechem, a kamera zawieszona gdzieś w rogu stołu, obejmuje widokiem wszystkich. Zniknęła tym samym sztuczność, jaka towarzyszyła dialogom w części pierwszej.
Plusy i plusiki
Kolejnego wielkiego plusa Wiedźmin 2 ma u mnie za urozmaicenie zadań. Z gry zniknęły w zasadzie questy polegające na dostarczeniu komuś jakiegoś przedmiotu – w ich miejsce pojawiły się nowe, z reguły związane z walką, jak np. osłanianie słabej Triss i temerskiego oficera przed atakującymi elfami, w czasie gdy czarodziejka stara utrzymać się magiczną barierę nieprzepuszczającą strzał. Zadania w ogóle zostały urozmaicone i są znacznie ciekawsze niż w jedynce.
Podobnie jak w książkach Sapkowskiego, również w grze roi się od większych lub mniejszych nawiązań do kultury i historii naszego świata, których wyszukiwanie samo w sobie może być zabawą na kilka dodatkowych godzin. Pewnie – Wiedźmin 2 to wciąż nie Fallout (i chwała mu za to!), ale zawsze miło, gdy twórcy puszczają do nas oko. Bez problemu możemy więc odnaleźć nawiązania do Władcy Pierścieni (w czasie eksploracji mahakamskiej kopalni, polecam szczególnie poszukiwania i lekturę Dziennika Balina), znaleźć martwego asasyna, który wykonał nieudany skok wiary (bo cóż stoi na przeszkodzie, aby sparodiować serię Assasin’s Creed?), a na murach poczytać hasła pokroju: Za wolność waszą i naszą
.
W grze zaroiło się również od minigier. Wszystkich przerażonych tym zdaniem uspokajam – minigry nie oznaczają tutaj tego, co zwykle określa się tym mianem, ale krótkie, wkomponowane we właściwą rozgrywkę zadania (np. uzbrojenie i wystrzelenie z balisty, zrealizowane w formie QTE czy podawanie za pomocą lupy wysokości, na jakiej znajduje się nasz cel, tak aby ktoś mógł właściwie taką balistę ustawić).
Usprawnieniu uległ system rozwoju postaci – jak wiele innych rozwiązań z jedynki, tak i trójstopniowy system talentów poleciał do kosza. W dwójce pozostawiono tylko jeden rodzaj talentów, które możemy rozdysponować pomiędzy jedną z trzech głównych ścieżek rozwoju (walka mieczem, używanie Znaków, alchemia). Na każdy poziom doświadczenia dostajemy tylko jeden nowy talent do wydania, twórcy uporali się więc z problem ich nadmiaru, znanym z pierwszego Wiedźmina (pod koniec gry, posiadaliśmy zwykle kilkadziesiąt brązowych talentów, których nie było na co już wydawać).
Poprawie uległ również system walki na pięści. Karczemnych bijatyk nie prowadzimy już przy użyciu dwóch przycisków myszy, ale klawiatury. W czasie walki na ekranie wyświetlają się przyciski które należy w odpowiednim momencie nacisnąć (W, S, A lub D). Po każdej poprawnie wprowadzonej sekwencji klawiszy uruchamia się krótka animacja, podczas której Geralt na różne sposoby okłada przeciwnika (no, albo przeciwnik okłada Geralta; to też w sumie możliwe…). Nowy system sprawił, że walki stały się bardziej naturalne i widowiskowe, a przez to i znacznie atrakcyjniejsze dla gracza.
Minusy
Wiedźmin 2 nie ustrzegł się jednak błędów, które może nie przeszkadzają szczególnie w rozgrywce (za wyjątkiem jednego), jednak z pewnością irytują i odbierają nieco przyjemności z gry.
Na pierwszy ogień idą QTE: choć z reguły nie miałem z nimi specjalnego problemu, to zdarzało się, że czasami gra z opóźnieniem wyświetliła, co powinienem w danym momencie nacisnąć. Na forach internetowych nietrudno znaleźć najbardziej wymowny tego przykład: w czasie walki z pierwszym bossem odpala się akcja QTE, która polega na utrzymaniu się na macce próbującego nas z siebie zrzucić potwora. Problem w tym, że na komputerach części użytkowników QTE nie chciał się w tym momencie uruchomić! Niby istnieje prosty sposób na obejście problemu (wystarczy zmienić poziom trudności na łatwy i wszystkie Qiuck Time Events automatycznie się wyłączają), ale nie po to w końcu kupuje się grę, żeby szukać sposobów na ominięcie bugów…
Kolejny błąd raczej bawi, niż denerwuje, z recenzenckiego obowiązku należy jednak również o nim wspomnieć – gra nie zawsze radzi sobie z animacją postaci Geralta. A ściślej: w czasie animacji przerywnikowych, gdy nie mamy takiego uzbrojenia, jakie powinniśmy posiadać. Teoretycznie, wybierając się na walkę z Kejranem (pierwszy poważny przeciwnik) powinniśmy posiadać już srebrny miecz, na który potwór jest wrażliwy. Teoria teorią, ale w cRPG-i nie gra się w końcu dla liniowej rozgrywki – na Kejrana wyprawiłem się więc, dzierżąc jedynie miecz żelazny. W czasie animacji jednak gra uparcie starała się pokazać, że Geralt wyciąga srebrny miecz. Efekt taki, że nasz dzielny bohater stoi z groźną miną naprzeciw kilkunastometrowej bestii, w ręce trzymając… nic. Ech, nie ma to jak te stare, dobre, wiedźmińskie próby zmylenia przeciwnika…
Kolejnym irytującym bugiem, który pojawia się na części komputerów, jest błędne wyświetlanie informacji, jaki przedmiot dodatkowy (dokładniej: jaką pułapkę) nosimy aktualnie pod ręką. Od momentu, gdy na początku zabawy do przedmiotów podręcznych dodałem Pożogę, przez całą grę w lewym dolnym rogu widniał jej symbol, bez względu na to, czy miałem w ogóle jakiś jej egzemplarz w ekwipunku. I znów, jak w przypadku QTE, można to w pewien sposób obejść, poprzez wejście do głównego ekranu ekwipunku i sprawdzenie z jaką pułapką aktualnie biegamy, ale w czasie walki nie zawsze jest na to czas… Za to również Wiedźmin 2 dostaje sporego minusa.
Nota końcowa
Nie lubię recenzować tytułów takich jak Wiedźmin 2. I to bynajmniej nie dlatego, że źle się przy nich bawię. Wprost przeciwnie – bawię się przy nich wręcz zbyt dobrze. Bawię się tak dobrze, że muszę wystawić odpowiednio wysoką ocenę, co w przypadku takiego hitu, niechybnie musi narazić mnie na grad krytyki i znoszenie komentarzy, że ocena wystawiona jest na wyrost tylko dlatego, że to polska produkcja. Jedyna odpowiedź, jaką mogę dać wszystkim tak uważającym malkontentom, brzmi: zagrajcie i oceńcie sami. Wtedy na pewno się ze mną zgodzicie, że w nowego Wiedźmina zagrać po prostu trzeba, a ocena jest jak najbardziej zasłużona.
Tytuł: | Wiedźmin 2: Zabójcy królów |
---|---|
Producent: | CD Projekt RED |
Wydawca: | CD Projekt |
Rok: | 2011 |
Platformy: | PC |
Ocena: | 5+ |
Ocena adekwatna
i jak dla mnie zupełnie zasłużona. 😉 Mocne 5+ to minimum, jakie ta gra powinna dostawać. 😉 Zresztą, 88 na Metacritic mówi samo za siebie.
🙂
Zastanawiałem się też nad znakiem jakości, ale w końcu zrezygnowałem. Miło, że chociaż raz ktoś zgadza się z moją oceną. 🙂
Hmm…
Ja jednak bym dał tylko 5… Ale ja jestem stary zrzęda…
…
Jak Zieziór dał pierwszemu „Wiedźminowi” 6- i znak jakości, to żeś nie marudził. 🙂 A moim zdaniem „dwójka” jest w tym akurat przypadku o wiele lepszym produktem od części pierwszej.
🙂
Marudziłem, ale nie było Cię w redakcji wtedy 😉
Dla mnie Wiedźmin 1 zasługiwał najwyżej na 4+. I prędzej dałbym Znak Jakości dwójce, ale zostałem demokratycznie przegłosowany 😉
Wiedźmak
Pierwszy „Wiedźmin” irytował mnie udawaniem, że fabuła, która bynajmniej nową i odkrywczą nie była, jest właśnie odkrywcza i nowatorska, i nikt dotąd jej jeszcze nie opowiedział. No i miał parę dodatkowych, irytujących błędów (niemożność pokonywania najmniejszych przeszkód terenowych), które też obniżały ocenę.
Z drugiej strony, „dwójka” jest chyba bardziej zabugowana. Po najnowszym patchu nadal potrafi się wywalić do Windowsa bez żadnego powodu. Przed pierwszym patchem nie mogłem nawet wykonać zadania dodatkowego z Maleną – gra wywalała mi się za każdym razem, gdy próbowałem zejść do jaskini z nekerami. 🙂
Cóż…
U mnie akurat bugów nie było w dwójce, za to interfejs ekwipunku doprowadzał mnie do szału… i parę innych rzeczy też, ale to nie czas i miejsce 😉
Cóż…
błędów nie uświadczyłem, a „dwójkę” uważam za o wiele lepszą od „jedynki”, dziwi mnie zatem, że obie części na Metacritic różnią dwie setne w ocenie. Przecież to gry różnej klasy, „jedynce” daleko było do przełomowości, „dwójka” za to zdaje się coś wartościowego wnosić do gatunku, nawet jeżeli żadnej rewolucji tutaj nie ma.
~Matt
Metacritic podaje uśrednione oceny z Internetu, więc to czysta statystyka. A jak mówi stary żart o statystyce:
„Jak brzmi stopniowanie słowa 'kłamstwo’? Kłamstwo, większe kłamstwo, statystyka” 🙂
A więc na pewno?
„Wtedy na pewno się ze mną zgodzicie”
Haha.
„Na pewno.”
Odważne słowa.
Nu, ja się nie zgadzam. I co teraz? Ah! Pochodzę z obcego wymiaru!
Nie ma sensu oczywiście przedstawiać argumentów z mej strony, gdyż oczywiste jest, że zwrot „na pewno” wszystkie je obala.
lol
No tak, ale o czym jest ten Twój komentarz? Że się nie zgadzasz, czy że zwrot Ci się nie podoba? Albo tylko chcesz zamieszanie zrobić…
Bazylu – o czym może być komentarz przywołujący i omawiający konkretny cytat?
Ostatnim zdaniem sugerujesz, że robiąc sarkastyczne uwagi do konkretnego fragmentu recenzji od razu staję się trollem?
Wyjaśniam, jeżeli poprzedni komentarz sprawił trudności interpretacyjne: zwrot „na pewno się ze mną zgodzicie” agresywnie narzuca opinię wypowiadającego, wyrażając też, że według Łukasza wszelka niezgoda jest niemożliwa, wręcz głupia. Wydaje mi się rzucanie tego typu sformułowań nie tylko dziwaczne, ale też niedorzeczne i godne potępienia.
Piszę to z perspektywy osoby przyzwyczajonej, że recenzje w internecie są zazwyczaj otwarte na dialog. Powyższa recenzja sama od dialogu się odcina. Stąd nie piszę niczego na temat Wiedźmina, gdyż przy tak postawionej barykadzie czułbym się niegrzecznie, próbując za nią zerkać. Za to chętnie ją poszturcham i spytam o retoryczny sens takiego dogmatyzmu.
Choć przyznam, że jako, że nie jestem tu niczyim kolegą, łatwiej napisać będzie „lol”.
;]
Dalej nie wyjaśniasz czy chcesz prowadzić dialog na temat recenzji, nie zgadzasz się z jej fragmentem, czy wsadzasz tylko kij w mrowisko.
Obowiązkowy tytuł
Czepiam się konkretnego fragmentu.
Dlatego piszę tylko o nim.
Gdyż on jest tematem postów.
Naprawdę tego nie widać?
🙂
Okej, to teraz powiedz mi czym różni się Twój wpis od trollowania?