Koniec pieśni – recenzja książki

385477-koniec-piesni

Średniowieczna Anglia. Królestwo Brytów chyli się ku upadkowi, naciskane przez barbarzyńskie armie Sasów rządnych krwi i nowych terytoriów. Król Artur – na wpół oszalały cień dawnego władcy – nie może pomóc swojemu ludowi. Jego rycerze wyprawieni zostali na straceńczą ekspedycję w poszukiwaniu Graala, a tymczasem lud potrzebuje cudu; bohatera, który uchroni kraj przed najazdem.

Tym bohaterem nie zostanie jednak Bedevir, ostatni giermek władcy, który – wykradłszy Excalibura – rusza na ratunek królestwu. Nie będzie nim także Łukasz, psycholog, który we współczesnej Warszawie zmierzy się z echami dawnych wydarzeń i stanie naprzeciw współczesnym druidom, chcącym wykorzystać tajemniczy naszyjnik do swoich celów. Bohaterem nie stanie się także Igi – dziewiętnastolatek, wybraniec, który odnajdzie artefakt i będzie mierzył się z szaleństwem na pograniczu dwóch skrajnie różnych światów. Kraj Artura nie doczeka się swojego bohatera. I to jest chyba największa wada tej książki…

Mimo braku herosa, powieść kończy się dobrze, a trudno nawet wskazać najważniejszą osobę na jej kartach. Wybraniec przez większość czasu jest albo nieprzytomny, albo robi za bezwolne zombie, sterowane przez bohaterów drugiego planu. Rola Łukasza także jest bardzo marginalna – poza tym, że autor na każdym kroku podkreśla jego nieistotność w tej historii, jest go za mało, aby robił za centralną postać. Podobnie rycerz Bedevir, który snuje się po kraju Brytów i na dobrą sprawę jego całe zadanie sprowadza się do noszenia Excalibura i uciekania przed Sasami.

Bardzo łatwo natomiast wskazać postacie zbędne – wystarczy iść drogą płci bohaterów. Bez jednej chyba czarodziejki Morrigan (brzmi znajomo?), wszystkie pojawiające się w powieści kobiety robią za ozdobnik, dekoracje męskich bohaterów, które nie odgrywają żadnej istotnej roli. Za przykład niech posłuży Meb, która ma być wieśniaczką, pochodzącą z rodziny od trzech pokoleń mieszkającej na ziemi Brytów, a którą poznajemy żebrzącą o kawałek chleba. Fragment dalej owa wieśniaczka przeobraża się w łuczniczkę, perfekcyjnie posługującą się bronią, która sobie i Bedevirowi zapewnia wyżywienie w drodze przez kraj… Czy tylko ja widzę tutaj pewne niekonsekwencje?

Ogólnie bohaterowie są dosyć płytcy i podobni do siebie. Dwa wyjątki – Łukasz i poniekąd Igi, którzy zdają się być zarysowani nieco dokładniej – w gruncie rzeczy niewiele tu zmieniają, ze względu na swoją marginalną rolę w powieści. Ponadto mamy wiele postaci pojawiających się na scenę lub dwie, które znamy z legend arturiańskich, a które Wojciech Zembaty ukazuje zupełnie inaczej, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. To rodzi pytanie: czy nie lepiej było stworzyć własną krainę fantasy, zamiast sięgać do oklepanego schematu z historii Anglii, któremu i tak na każdym kroku się zaprzecza?

Warto zatrzymać się także przy warstwie językowej Końca pieśni. Całość napisana jest językiem na wskroś współczesnym, a ponadto nie widać różnicy w narracji opisującej dawne czasy i współczesność. Podobnie w kwestiach skrajnie różnych bohaterów pochodzących z różnych epok. Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że uczniowie liceum mówią językiem bardziej wulgarnym niż barbarzyńcy na wyprawie wojennej. Potraktujmy to jednak jako znak naszych czasów, a nie niedopatrzenie autora.

Egzemplarz książki, jaki otrzymałem przed premierą od jej wydawcy, był przed jej ostateczną korektą. Dla porządku wspomnę jednak o jeszcze dwóch elementach, które mogą (ale wcale nie muszą!) zmienić się w ostatecznej wersji. Pierwszym z nich jest użycie przez Zembatego akronimu HWDP, w takim, błędnym ortograficznie, zapisie. Co więcej autor twórczo rozwija ten skrót w myślach jednego z bohaterów, konsekwentnie brnąc w słowa na h. To pchnęło mnie do zastanowienia, czy w literaturze jest miejsce na utrwalanie błędnych, choć bardzo powszechnych form zapisu? Tym bardziej, że ten fragment mógł zostać pominięty bez straty dla fabuły. Drugie, co zwróciło moją uwagę, to porównania autora. Rzucić się jak Chińczyk na pole roponośne brzmi komicznie, jestem ciekaw skąd Zembatemu przyszło to do głowy…

Podobnych potknięć – nie tylko językowych – jest w książce więcej, co pozwala mi przypuszczać, że autor nie do końca odnajdywał się w realiach, jakie tworzył. Pojawiały się przy tym bardzo naciągane zwroty akcji, które – choć w zamyśle pewnie miały być zaskakujące – powodowały jedynie uśmiech na mojej twarzy i nie miały absolutnie żadnych konsekwencji w fabule. Mówię tutaj o tajemnicy wybudzonego czarodzieja czy choćby ciąży, robiącej za deus ex machina, w sytuacji, gdy była najmniej potrzebna (stronę czy dwie wcześniej bohaterowie spotykają inną ciężarną kobietę). To jednak znakomicie uzupełnia się z kwiatkami w postaci bohatera, który najpierw nie ma głowy, a potem jak gdyby nigdy nic pojawia się żywy, albo wisielcami w biednej, regularnie plądrowanej wsi, którzy nie zostali obdarci z biżuterii.

Koniec pieśni to książka napisana z rozmachem. Widać pracę, jaką autor włożył w stworzenie jej, ale mam wrażenie, że powieść go przerosła. Rozpatrując ją jednak w kategoriach debiutu powieściowego, można uznać za niezły start – o ile Zembaty wyciągnie wnioski z jej niedoskonałości i nie będzie porywał się na historie tworzone na skalę kontynuacji wielkich legend. Trzeba mu bowiem oddać, że sam pomysł nie jest najgorszy – część z przenikaniem się dwóch światów, choć może nie najlepiej zrealizowana, ma w sobie ciekawy potencjał, a sama kreacja i drobiazgowość, z jaką oddane są realia dawnych czasów, zasługują na uznanie, przynajmniej w oczach niezaznajomionego z lokalną historią czytelnika.

Wydawca, na czwartej stronie okładki Końca pieśni napisał, że jest to prawdopodobnie jedna z najlepszych powieści fantasy 2011 roku. Ja powiem, że prawdopodobnie nie jest… Lepiej dla czytelników, żeby nie była!

Tytuł: Koniec pieśni
Autor: Wojciech Zembaty
Wydawca: Znak
Rok: 2011
Stron: 416
Ocena: 3+
BAZYL Opublikowane przez:

Zaczął od tekstowego Hobbita na Commodore 64, a potem poszło już z górki. O tamtej pory przebił się przez wszystkie chyba rodzaje fantastyki – i nie przestaje drążyć tematu dalej.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.