Chyba każda osoba miała kiedyś styczność ze sławetnym Monopoly. Pomijając już walory mechaniczne, których notabene nie ma za wiele, ta gra łączy pokolenia. Grają w nią starzy i młodzi, częstokroć nie znający jeszcze natłoku wspaniałych, nowoczesnych gier planszowych o nieszablonowych tematykach i rozwiązaniach mechanicznych. Monopoly jest w tym gronie raczej dziadkiem, który zapowiedział, iż w tematyce gier bez prądu da się dużo wykoncypować. W mojej jednak opinii, gra ta nie jest w stanie równorzędnie konkurować z aktualnie wydawanymi pozycjami.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Granna miałem możliwość przyjrzeć się grze Anty-monopoly. Musiałem zrobić szybki wywiad terenowy i rozpoznać grunt, gdyż nie słyszałem wcześniej o tej pozycji. Sam tytuł nastrajał całkiem optymistycznie, wydawało się, iż ma on sugerować swoiste szyderstwo z popularnego Monopoly. Po wczytaniu się w instrukcję, rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Anty-monopoly to planszówkowy dziadek z drobnymi twistami. Bardziej chwyt reklamowy, niż nowa jakość.
Moją przygodę z Anty-monopoly rozpoczął — jak to zwykle bywa — szybki rzut oka na pudło — solidne, sporych rozmiarów, całkiem schludne, aczkolwiek bez jakiegoś większego orgazmu graficznego. W lewej jego części znajduje się logo — Klasyka od 1977 roku
, zdające się potwierdzać moją opinię o planszówkowym dziadku
. Przyszła pora na otworzenie całości. Egzemplarz gry był całkiem ciężki, co przy cenie wynoszącej mniej więcej 120zł kazało sądzić, iż będzie na czym zawiesić oko.
Otwieram, otwieram, otwieram… i… WOW! Nie, nie był to jęk zachwytu, a raczej rozczarowania. Próba wczucia się w kogoś, kto właśnie wychodzi ze sklepu z grami biedniejszy o 120zł, za to zasobny w grę. Pudło zawiera całkiem grubą, składaną, jednak rozklejającą się na środku planszę. Planszę podobną, niemal identyczną, do tej znanej z Monopoly. Poza nią znajdziemy całkiem schludne papierowe pieniądze (mają one swoich przeciwników proponujących używanie zamiennie sztonów pokerowych, jednak mnie osobiście one odpowiadają), plastikowe domki, 6 pionków, 2 kostki, nieco kart jakości à la Atomuuuówki, to jest jakości nie najwyższej, jakby ktoś się nie domyślił. Jest i instrukcja dosyć zawile tłumacząca proste reguły losowej gry jaką jest Anty-monopoly.
W pudle brak jest jakiejś sensownej wypraski, zamiast niej trzeba wtykać specjalne przegródki. Rozwiązanie dosyć nieeleganckie i niepraktyczne. Ponadto domki, kostki i pionki przywodzą raczej na myśl czasy PRL-u. Plastik, w dodatku nierówno odlany, nie posiada większych walorów estetycznych. W czasach pięknych drewnianych elementów o przeróżnych kolorach i kształtach wygląda to dosyć… smutno.
Główna zmiana w stosunku do klasycznego Monopoly to obecność w grze dwóch frakcji. Poza standardowymi monopolistami dochodzą przedsiębiorcy. To właśnie ich zadaniem jest powstrzymać dominację monopolistów. W zależności od tego jaka rola wylosuje się nam na początku, zmienia to trochę sposób w jaki winniśmy postępować w trakcie gry. W praktyce przy takiej losowości wszelkie mądre
porady taktyczne z instrukcji na niewiele się zdają. Wesoła zdaje się być za to wstawka mówiąca o tym, iż model matematyczny, którego autorem jest prof. Irvin Hentzel, zapewnia wszystkim takie same szanse na zwycięstwo
. Taaak, przeczytajmy to, a potem wróćmy do radosnego rzucania kością. Stanęliśmy na polu -75 Euro
? Jaka szkoda… No nic, gramy dalej bo w końcu model matematyczny zapewnia nam równe szanse.
Jakby tego było mało w partiach testowych, gra miała tendencję neverending story
. Na początku jest zabawnie, ktoś ma ciągle pecha, ktoś inny ma ciągle szczęście (całkiem życiowe, nieprawdaż?), jednak pod koniec drugiej godziny gry, gracze zaczynają mieć niebezpieczną pustkę w oczach.
Gry losowe mają swoje niezaprzeczalne zalety. Dają szansę osobie młodszej, mniej doświadczonej pokonać planszowego weterana. Również dzieciom dostarczają one niebywałej frajdy i pozwalają stworzyć wizję prawdziwego przedsiębiorcy czy monopolisty, takiego na skalę lokalną, domową. Ja sam również darzę sympatią wiele gier losowych, a żeby daleko nie szukać, Pędzące Żółwie są w ścisłej czołówce moich ulubionych gier. Jednak losowa gra na trzy godziny, nieciekawie wydana i za 120zł? Nie, dziękuję.
Zalety:
- podobna do Monopoly, jak lubisz tę grę, to istnieje szansa, że spodoba ci się Anty-monopoly.
Wady:
- nieciekawie wydana;
- wysoka cena;
- przekombinowane Monopoly, z niewielkimi zmianami;
- losowa;
- stanowczo za długa;
- nudna.
Tytuł: | Anty-monopoly |
---|---|
Autor: | Ralp Anspach |
Wydawca: | Wydawnictwo Granna |
Ilość graczy: | 2-6 |
Rok wydania: | 2009 |
Ocena: | 2 |
monopoly
własnie wczoraj dostałam tę grę pod choinkę i przyznam że poprzednie wersje są lepsze gdyż w pudełku jest miejsce na ułożenie kart, banknotów, domków itd. w tej seri są tylko miejsca na banknoty i nic więcej. 🙂
ale i tak cieszę się z prezentu. 🙂