Morrowind – recenzja

morro

Jedni uważają serię TES za geniusz komputerowego RPG. Inni (w większości fani RPG-ów starej szkoły), przeciwnie, twierdzą że gry takie jak Morrowind czy Oblivion to pomyłki. Jak nietrudno się domyślić, prawda leży gdzieś pośrodku.

Głównym przedmiotem konfliktu między graczami jest kwestia RPG-owości produktów Bethesdy. Z jednej strony seria TES oferuje rozbudowany system kreowania i rozwijania postaci oraz takie dodatki jak praktycznie nieskończone możliwości zaklinania przedmiotów i tworzenia zaklęć czy wchodzenie w interakcję z prawie każdym przedmiotem. Z drugiej strony rozmaitym Oblivionom brakuje tego, co w RPG chyba jest najważniejsze – wybory przez nas podjęte, ograniczają się zwykle do przyjęcia/odrzucenia zadania, więc tak naprawdę odgrywanie roli kończy się na stworzeniu postaci.

Wiedząc co nieco o serii można chyba przejść do jej konkretnej, trzeciej części – Morrowinda.

Naszą przygodę rozpoczynamy od wybrania pochodzenia, klasy, znaku zodiaku i nadania imienia swojej postaci. Ras mamy do wyboru całkiem sporo – równo 10 – od wszechstronnego Dunmera przez Khajita-złodzieja i Orka-wojownika aż po Bretona-maga. Profesji jest jeszcze więcej (około 20), w dodatku gra oferuje nam aż trzy sposoby wybrania specjalizacji – pierwszy, standardowy; drugi, generujący klasę na podstawie odpowiedzi na pytania; trzeci, moim zdaniem najciekawszy, choć niezbyt przyjazny dla początkujących – gracz sam dobiera sobie współczynniki i umiejętności główne. Ostatni element opisujący naszą postać (prócz jej nazwiska, rzecz jasna), to znak zodiaku będący niczym innym jak małym ułatwieniem rozgrywki – może być to stała premia, moc specjalna albo dodatkowe zaklęcie.

W jakich realiach przyjdzie żyć naszemu bohaterowi? W skrócie – rasa Cesarskich opanowała cały kontynent Vvardenfell, rodzinną krainę Mrocznych Elfów. Część z nich pogodziła się z tym, że Morrowind nie należy już tylko i wyłącznie do nich, inni jednak chcą odzyskać swoją pozycję. Budzi się Dagoth Ur, Szósty Ród powstaje, Dunmerowie dążą do zemsty. I w tym momencie pojawiamy się my. Jak szybko się okazuje, Narevarejczyk, dawno zmarły Pogromca Zła i Plugastwa Wszelakiego odrodził się w nas. Innymi słowy tylko nasza osoba może zapobiec rozlewowi krwi. Cóż, nie brzmi zbyt oryginalnie, ale zapewniam, że mając przed sobą całość, a nie tylko urywek wątku głównego Morrowinda dochodzi się do wniosku, że historia w nim opowiedziana prezentuje całkiem wysoki poziom.

img30W innej grze pewnie zostalibyśmy poprowadzeni za rączkę do finału, ale to w końcu nie jest Fable czy Wiedźmin, tylko Morrowind. I to chyba jego największa zaleta – świat jest ogromny (choć do znanego z Daggerfalla mu daleko) i od samego początku możemy zwiedzić wszystkie jego zakątki. A tych jest sporo – jaskinie, kopalnie, grobowce i ruiny spotykamy niemal na każdym kroku. Do tego dochodzą miasta, wioski, plantacje… Niestety, nie ma róży bez kolców – większość lokacji, jakie napotykamy, jest do siebie bliźniaczo podobnych. Chodzi mi tu głównie o centralną część wyspy – góry, skały i masa denerwujących skrzekaczy – po jakimś czasie wędrówki zaczynają nudzić. Wtedy z pomocą przychodzą łaziki i statki, które nieraz zastąpią nam nawet kilka godzin podróży.

Wspomniałem o skrzekaczach… Stworzeń takich jak one jest w TESIII cała masa. Na skalnych pustkowiach łatwo natknąć się na słabego, podobnego do psa połączonego z kretem, ogara. Z kolei w grobowcach czekają na nas broniące swojego majątku duchy przodków, szkielety i zombie. Najwięcej kłopotów przysporzą nam jednak daedry – demoniczne, potężne istoty. Początkujący nie powinni się do nich zbliżać nawet na krok. W starciu mają szanse jedynie weterani.

Wiedzą bowiem, że gdy ruszać się z miasta, to tylko porządnie uzbrojonym. Wojownicy mają do dyspozycji całą masę długich i krótkich ostrzy, toporów i buzdyganów, ciężkich i średnich pancerzy. Łowcy z pewnością docenią wszystkie łuki, kusze, rzutki, włócznie i lekkie pancerze. Magowie za to nie rozstaną się z laskami, magicznymi napojami i zwojami. Od szklanych sztyletów po ebonowe młoty wojenne, od stalowych naramienników po kościaną pawęż, od małego przywrócenia zdrowia po doskonałą lewitację – w Vvardenfell każdy znajdzie coś dla siebie.

Morrowind-2012-02-26-19-54-52-48I tu pojawia się pierwszy zgrzyt – walki. Brak jej dynamizmu. Trafienie zależy tylko i wyłącznie od statystyk postaci. Rezultat to półgodzinna walka ze szczurem – on nie zadaje nam prawie żadnych obrażeń, a my nie możemy go trafić. Wiem, że to miał być cRPG dla hardcorowców, ale są jakieś granice…

Pieniądze na wyposażenie można zdobywać na różne sposoby – jedni plądrują daedryczne ruiny, inni podejmują się najróżniejszych zleceń od zwykłych mieszkańców, magowie zaklinają i sprzedają broń, złodzieje za to preferują okradanie uczciwych obywateli z czego się tylko da (każdą miskę, każdy kielich, każdą monetę można podnieść).

Jednak najwięcej pieniędzy wpada do sakwy po przystąpieniu do którejś z organizacji znajdujących się w Morrowind – stowarzyszenia wojowników, magów czy złodziei, ale również Rodu Redoran czy Legionu Cesarskiego. Wykonując zlecenia powoli pniemy się po szczeblach kariery, aż staniemy się mistrzem danej gildii.

img65Jak wygląda TESIII? Nie ma co ukrywać, grafika zestarzała się już pod każdym względem. Najwyższa obsługiwana rozdzielczość to 1024 x 768, brak wygładzania krawędzi i niska szczegółowość nie zachęcają do grania, ale… istnieje pewien program, Morrowind Graphics Extender (4.5mb), który nie dość, że pozwala nam grać nawet w Full HD, to jeszcze zwiększa szczegółowość tekstur i pole widzenia oraz dodaje efekty takie jak filtrowanie anizotropowe, odbicia na wodzie czy rozmycie tła. Efekt? Gra wygląda co najmniej równie dobrze co Oblivion!

Na udźwiękowienie co prawda też znajdą się mody, ale moim zdaniem są niepotrzebne. Muzyka przygrywająca nam podczas eksplorowania Vvardenfell jest świetna, żeby nie powiedzieć – genialna. Dźwięki takie jak krzyki czy kroki brzmią co prawda nieco gorzej, ale ogólnie rzecz biorąc nie ma na co narzekać.

Komu polecić Morrowinda? Cóż, wyznawcy BG albo pierwszych Falloutów będą zawiedzeni, niedzielniaki (aka każuale) nie zrozumieją, o co chodzi, reszcie zaś śmiało polecam produkt Bethesdy. Jeśli lubisz dokładnie poznawać świat, chłonąć każdą jego cząstkę, a nudną walkę możesz przeboleć – właśnie trafiłeś na grę niemalże idealną.

Plusy:

  • wielki, otwarty świat;
  • interakcja z prawie każdym przedmiotem;
  • mnogość wszystkiego – od NPC-ów i umiejętności, po oręż i przeciwników;
  • wsparcie dla morderców;
  • fabuła.

Minusy:

  • system walki;
  • nie dla niedzielniaków;
  • niedzisiejsza już grafika (chyba, że grasz z modami).
Tytuł: The Elder Scrolls III: Morrowind
Producent: Bethesda
Rok wydania: 2002
Ocena: 5
Sori Opublikowane przez:

15 komentarzy

  1. phoven
    27 listopada 2009
    Reply

    tralala

    omfg, recenzja TES3 pod koniec 2009 😀

    I co ja mam poradzić jak Fallouty uwielbiam, casualem jestem totalnym a w Morrka się zagrywałem z przyjemnością? Nie kumam też o co chodzi z tymi wszystkim neologizmami używanymi przez recenzenta – „niedzielniak”, „morderca” – ktoś tu próbuje być oryginalny?

    No wai dla takich tekstów ;P

  2. Sori
    27 listopada 2009
    Reply

    Niedzielniak wydaje mi się dostatecznie znany (jeśli nie, to trzeba go wypromować), a morderca powstał dzięki zawsze pomocnej automatycznej korekcie Worda.

    Kurde, nie miałem pojęcia, że starych gier nie można recenzować. To się więcej nie powtórzy. 🙂

  3. phoven
    27 listopada 2009
    Reply

    Można. Tylko po co akurat tytuły już zrecenzowane na serwisie i doskonale znane szerokiej publiczności.

  4. Sori
    27 listopada 2009
    Reply

    Kolejny zakaz. Może od razu napiszesz jakiś regulamin, bo znów ktoś napisze recenzję starej/znanej gry, co jest wielką zbrodnią?

    Poza tym, o ile dobrze wiem, to pierwsza recenzja Morrowinda znajdująca się na stronie. A nawet jeśli nie, to chyba dobrze poznać różne opinie dotyczące jednego produktu?

    Tak czy inaczej, masz mój miecz. Precz z recenzjami starych/znanych gier!

  5. phoven
    27 listopada 2009
    Reply

    Sarkazm wychodzi ci równie dobrze jak mi zalogowanie się na własne konto – czyli wcale.

    Inna sprawa, ze rzeczywiście nie ma recenzji Morrowinda na trpg – zwracam honor. Wprawdzie nadal nie wiem kto miałby szukać jeszcze jednej recenzji gry sprzed siedmiu lat która ma nadal prężnie działające serwisy fanowskie ale co tam – sztuka dla sztuki. ;P

  6. FLK
    28 listopada 2009
    Reply

    Chyba Ci się wyobraźnia zużyła, że tego nie wiesz

    Szukać mogą osoby, które jeszcze nigdy w to nie grały i nie orientują się w starociach. No chyba że uważasz, że wszyscy rodzą się ze znajomością wszystkich gier. O ile dobrze pamiętam, w Morrowinda grałam jakieś 6 lat – to wystarczająco dużo czasu, żeby cała masa ludzi zdążyła dorosnąć, zainteresować się rpgami i zechcieć powrócić do staroci, które wyszły zanim w ogóle zaczęli grać w „te rzeczy”.

  7. phoven
    28 listopada 2009
    Reply

    Wyparowała pewnie

    W sieci jest całe mnóstwo opracowań nt. TES3. Wklepanie w wiki/google jest chyba jednak łatwiejsze niż szukanie w trpg. Ale mniejsza z tym – może i rzeczywiście niepotrzebnie się czepiam – w końcu dla samej przyzwoitości recenzja Morrowinda powinna być na trpg. Bardziej mnie od tego boli sam fakt, że recenzja jest cokolwiek dziwaczna – TES nigdy nie był trudną grą (więc dla casuali), a większość fanów to jednak 'stare zgredy’ – co jest logiczne biorąc pod uwagę datę wydania. Tekst o nikłej konsekwencji działań gracza też imo jest co najmniej kontrowersyjny – w końcu możliwości awansu społecznego, budowania własnej twierdzy i stosunku NPCów do gracza w zależności od jego poczynań etc. etc. zaprzeczają temu stwierdzeniu.

  8. Sori
    28 listopada 2009
    Reply

    1. Prawda. Niepotrzebnie się czepiasz.
    2. TES jest trudną grą, a już na pewno niezbyt przystępną – grając w Morrowinda po raz pierwszy nie mogłem sobie poradzić z krabem (wybrałem rasę i profesję, które w żaden sposób ze sobą nie współpracowały).
    3. Czytaj ze zrozumieniem – podałem powód konfliktu między fanami i antyfanami tej produkcji – nie powiedziałem, że się z którąś z tych grup zgadzam.

  9. FLK
    28 listopada 2009
    Reply

    blah 😉

    Przyznaję, samej recenzji nie czytałam, bo mi się nie chciało, więc do tego się nie odniosę. Jak się nie zgadzasz z treścią, napisz polemikę.

    Wiem, że w sieci jest wiele tekstów na temat TES3 i nie sugeruję, że ktoś szukałby tego specjalnie w trpg. Mało prawdopodobne jest, że ktoś ot tak nagle teraz zacznie szukać info o Morrowindzie, bo żeby zacząć szukać, trzeba najpierw wiedzieć, czego się szuka. Ale za to jest szansa, że ta banda dzieciaków, która czyta Tawernę (a że to jest banda dzieciaków udowadniają komentarze pod newsem o sfilmowaniu Kronik Wardstone), może trafić też na tę reckę i zainteresować się grą (a w efekcie skoczyć na Googla i poszukać tych opracowań).

  10. phoven
    29 listopada 2009
    Reply

    @Falka: Przeczytałem, przemyślałem i się zgadzam. Nie będę polemizował bo w sumie mnie to przekonuje. 🙂

    @Sori:
    – „Z drugiej strony rozmaitym Oblivionom brakuje tego, co w RPG chyba jest najważniejsze – wybory przez nas podjęte, ograniczają się zwykle do przyjęcia/odrzucenia zadania, więc tak naprawdę odgrywanie roli kończy się na stworzeniu postaci.”
    Zdecydowanie, przestawiasz jedynie powód konfliktu, nie ma co. 😛
    – O ile dobrze pamiętam moja finałowa walka (ta pierwsza, bo drugą trudno nazwać walką) trwała jakieś trzy do pięciu sekund. Tymczasem postaci nie koksowałem ani trochę – zwyczajnie nie chciało mi się. Wystarczyło parę eliksirów przed walką, odpowiednia broń i złol leżał po kilku ciosach. W ogóle TES3 był chyba jedynym rpgiem w którym zostałem zabity tylko raz. Zwyczajnie są miejsca do których się chodzi w późniejszym etapie rozgrywki. Więcej – nigdy nie słyszałem by komuś TES sprawił trudność. Szczególnie porównując go np. do Falloutów w którym odrobina pecha wystarczała do zgonu czy Gothica który tak mnie zdenerwował poziomem trudności, że zwyczajnie go znielubiłem. 😛 Nie wspominam już o prawdziwie hrcowych pozycjach dla totalnych maniaków. ;P

  11. Bartaz
    30 listopada 2009
    Reply

    Do ~phoven’a – poziom trudności…

    Tu nie zupełnie bym się zgodził, Morrowind aż tak łatwą grą nie jest jak sugeruje twój komentarz. Jeśli od razu ustawisz poziom trudności na 100, to wierz mi że zdarza się mieć hardcore, wymagający użycia wszelkich mikstur/czarów/broni i cholera wie czego jeszcze co nasz bohater ma aktualnie pod ręką, lub zwyczajnej ucieczki. Oczywiście w późniejszym etapie gry mało co może nas zaskoczyć, lecz od czego są mody? 😉
    Zaś co do samego Morrka – pomimo wszystkich swych niezaprzeczalnych i niewybaczalnych wad jest grą zajebistą. Jakkolwiek bardzo cenie Baldur’a to w nim również nie ma zbyt wiele odgrywania postaci – wszelkie wybory koncentrują się w zasadzie, na osi dobrozło. Gothic z kolei (a na pewno jego druga część) absolutnie nie powala fabuła – szczerze, to grając w niego nie zdziwiłem się ani razu, no może tylko filmikiem końcowym. I według mnie to co cechuje prawdziwą grę c’Rpg to właśnie fabuła, która moim zdaniem w Morrowindzie jest wspaniała.
    Bo prawdziwą grą RPG jest tylko gra RPG (tak wiem, niesłychanie to logiczne) c’Rpg nigdy nie będzie RPG więc porównanie z goła nie trafione.

    Pozdrawiam, Bartaz
    PS. Nie, nie jestem ortodoksyjnym fanatykiem Morrowinda – wszystkie inne wymienione przeze mnie gry również bardzo lubię, jakkolwiek to nie zupełnie adekwatne słowo.

  12. Maruko-san
    2 grudnia 2009
    Reply

    morrowind

    Dzieki za ten artykul. Az mam ochote znow pograc w Morrowinda 🙂 Morrek ma te niewatpliwa zalete (o czym autor nie wspomnial w podsumowaniu), ze mamy olbrzymia ilosc modow.

    Wszystkie niedorobki, ktore znalazlem w trakcie gry udalo mi sie naprawic pluginami – nie bylo dzieci w miastach, strzaly znikaly w potworach i wiele innych udalo sie zmienic i gra jak dla mnie idealna.

    Choc jest na trzecim miejscu moich gier rpg
    1. Magination
    2. Baldur’s Gate
    3. Morrowind 😉

  13. Sori
    2 grudnia 2009
    Reply

    Nie ma za co 🙂

    Grałem na czysto (nie licząc grafiki) – chciałem ocenić dzieło Bethesdy, a nie dzieło Bethesdy i i fanów jej gry. Masz jednak rację – mogłem chociaż o tym wspomnieć.

  14. dsd
    28 marca 2010
    Reply

    wew

    ”rasa Cesarskich opanowała cały kontynent Vvardenfell, rodzinną krainę Mrocznych Elfów”
    Mroczne elfy to te elfy, które są obcymi. Vvardenfell zamieszkiwali Dunmerzy

  15. Sori
    1 kwietnia 2010
    Reply

    Mroczny Elf = Dunmer, każdy TESowiec to wie. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.