Bogowie przeklęci – przedpremierowa recenzja

elizabediath-monck-tom-2-bogowie-przekleci-b-iext6529385

Książka Bogowie przeklęci to kolejna powieść Tomasza Bochińskiego. Powstawała od czasu wydania Wyjątkowo wrednej ceremonii (bo już tam była zapowiadana) i właśnie tytułowe opowiadanie tamtego zbiorku można znaleźć tu jako prolog. Reszta ma być zaś jego rozwinięciem.

I tak też jest w istocie, choć może związki między właściwą fabułą wstępu jak i powieści są niezbyt duże. Mamy tutaj historię Ocalonej Krainy, nad którą zbierają się czarne chmury w postaci kapłanów zapomnianych bóstw, którzy chcą odrodzić wśród ludu dawne wiary. Jedynymi, którzy mogą powstrzymać zakusy bogów na ludzkie dusze, są grabarze, nic więc dziwnego, że mistrzowie cechu giną w najprzeróżniejszych okolicznościach.

Aby zapobiec wyginięciu przedstawicieli tego szlachetnego rzemiosła, księżna decyduje się powołać Szkołę Główną Grabarstwa Wyzwolonego, na czele której stanie mistrz nad mistrze tego fachu – Elizabediath Monck. Oczywiście świeżo upieczonemu rektorowi przyjdzie zatroszczyć się o prawidłowe funkcjonowanie uczelni, sprowadzenie kadr i ogólną organizację szkoleń, a to nie jest zadanie ani łatwe, ani przyjemne. Kto jak kto, ale Monck zna bardzo dobrze swoich cechowych braci, więc kogo się nie uda przekonać wprost, uda się zwabić fortelem.

To jednak nie wszystko, bo gdy uczelnia zacznie pracować, okaże się, że całe księstwo stoi na progu wojny. Wojny zaplanowanej przez wrogów, mającej osłabić Ocaloną Krainę przed ponownym pojawieniem się bogów. A jak chcą oni tego dokonać? Ożywiając poległych, lecz niepochowanych wojowników. Czy trzeba dodawać, że w takim wypadku jedynie grabarze mogą ocalić świat?

Bogowie przeklęci to książka lepsza od Wyjątkowo wrednej ceremonii – widać, że autor mocno się do niej przyłożył. Niestety, poprzedni zbiór opowiadań także do najlepszych nie należał i część zarzutów będę musiał powtórzyć.

Po pierwsze i najważniejsze – fabuła. Owszem, pomysł jest oryginalny, lecz nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Bochiński na siłę próbował zawrzeć wszystko w tej opowieści. I tak mamy tutaj wątki romansowe, niestrudzoną wojowniczkę odrodzoną za sprawą dobrej bogini, zdrajcę w SGGW, odejście żony głównego bohatera, pradawne kulty, nawiedzone siedziby, epickie bitwy i wiele, wiele innych. Niestety – mówiąc kolokwialnie – nie trzymają się one kupy. Co prawda następują po sobie wiarygodnie i wydawać by się mogło, że są konsekwencjami minionych wydarzeń, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że całość to zlepek wątków połączonych tylko pomysłem na główną treść książki. Wyrzucenie jednego czy dwóch nie zwróciłoby uwagi czytelnika. Co więcej, niektóre wydarzenia mają bardzo naciągane, albo zgoła żadne, przyczyny. Na przykład bohaterowie podróżują pod byle pretekstem, aby po dotarciu na miejsce zawrócić. Albo co gorsza – żeby spotkać na miejscu inną grupę bohaterów.

Podobnie jest ze skutkami wydarzeń: właściwie nie istnieją. Rozwiązanie problemu całkowicie kończy dany wątek, zaś bohaterom przychodzi to zadziwiająco łatwo. Jeśli ktoś chciałby znaleźć niespodziewany zwrot akcji, to zwyczajnie się tu zawiedzie. Nie dlatego, że książka jest przewidywalna – co to, to nie. Jest tu zbyt wiele wątków, zbyt wiele nieistotnych wydarzeń i zbyt wiele uproszczeń, żeby zaskoczyć czymś czytelnika. I to wszystko nijak się nie przeplata.

Bohaterowie wykreowani przez Bochińskiego także nie należą do najoryginalniejszych. Trudno podzielić ich ze względu na charaktery, a motywy działań są zwykle tłumaczone jednym lub dwoma zdaniami. Albo i wcale. Ma się wrażenie, że autor spłaszczył postacie, w zamian uruchamiając potężną machinę wydarzeń, która pcha ich do działań w takim tempie, aby nie wzbudzić refleksji. Czytelnik nie przywiązuje się do nikogo, a kiedy ktoś ginie (najczęściej głupią śmiercią w rodzaju bo tak się autorowi chciało), to momentalnie przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Zdarza się nawet, że do bohaterów dołącza postać, która zaraz potem stanie się celem zaczajonych w zasadzce wrogów, bo przecież ktoś musi oberwać, a bohaterowie są jeszcze potrzebni.

Bogowie przeklęci to powieść, w którą upchnięto zbyt dużo treści. Zdecydowanie można by było rozpisać ją na dwa lub trzy tomy, z których każdy byłby równie opasły jak ten. Niestety Tomasz Bochiński nie zachwyca warsztatem (choć trzeba przyznać uczciwie, że niektóre żarty wyszły mu przednio) i, być może, gdyby nie ta kondensacja, powieści nie dałoby się czytać. A tak do rąk otrzymujemy bardzo przeciętną historię, stworzoną dla bezkrytycznego czytelnika, która nie ma szans wybić się na tle innych podobnych historii, jakich przecież nie brakuje. Jedyne co może się bronić, to wspomniany już humor (raz wyższych, raz niższych lotów), bardzo ciekawa okładka i wspaniałe jak zawsze ilustracje Jarosława Musiała.

Tytuł: Bogowie przeklęci
Autor: Tomasz Bochiński
Wydawca: Fabryka Słów
Rok: 2009
Stron: 432
Ocena: 4=
BAZYL Opublikowane przez:

Zaczął od tekstowego Hobbita na Commodore 64, a potem poszło już z górki. O tamtej pory przebił się przez wszystkie chyba rodzaje fantastyki – i nie przestaje drążyć tematu dalej.

6 komentarzy

  1. Bóg Przeklęty
    22 czerwca 2009
    Reply

    Panie rezenzent to jest spoiler

    Jak w temacie kolejny recenzent posiłkujacy sie własnym streszczeniem książki jako jej recenzją – nie wiem jeszcze jaka jest książka – jak sieukarze zastrzegam sobie prawo do własnej repliki, ale do pioruna prosze recenzowac, a nie streszczac, no chyba ,że Szanowny Recenzebt nie umie nic innego.
    I jedna jeszcze uwaga :”Książka „Bogowie przeklęci ” to pierwsza samodzielna powieść Tomasza Bochińskiego….”
    TOŻ TO ŁGARSTWO, albo niekompetencja jest! Bochiński ma oprócz „Bogów…” za sobą jeszcze kilka książek !!!!
    Poszukaj misiu mim zaczniesz takie aroganckie kity wstawiać.
    I to na razie byłoby na tyle

  2. BAZYL
    22 czerwca 2009
    Reply

    ;]

    Po kolei. Gdzie, Misiu Śniegowy, jest napisane że [url=http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=recenzja]recenzja[/url] nie powinna zawierać spoilerów? To pierwsze.

    Drugie – pokaż mi gdzie jest spoiler. Nie czytałeś/czytałaś książki, to skąd wiesz, że recenzja zdradza coś więcej niż to konieczne?

    Po trzecie – jak doczytasz do piątego akapitu, to ze zdumieniem stwierdzisz, że pojawia się tam [url=http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=recenzja]omówienie i ocena[/url], nie tylko treści. Ale doczytaj.

    Czwarte – książka, to nie powieść. Zarzucając komuś niekompetencję, sprawdź czy przypadkiem Ty jesteś kompetentny/kompetentna. Pozostałe książki Bochńskiego to albo zbiory opowiadań, albo antologie z udziałem tego pisarza.

    Po piąte polecam zapoznanie się ze znaczeniem słowa [url=http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=arogancja]arogancja[/url].

    Na koniec proszę o wyrozumiałość, bo każdy się może pomylić (choć może niekoniecznie w tym przypadku), i czekam na replikę. Polecam także jakieś kropelki na uspokojenie.

  3. Bóg Przeklety
    22 czerwca 2009
    Reply

    Arogancja aż piszczy

    ” Pozostałe ksiazki Bochińskiego to albo zbiory opowiadań, albo antologie…”
    Misiu wyleniały zamiast sie obruszać wejdź na stronę tego pisarza w Fabryce Słów jest tam jego biogram i co
    „Sen o zlotym cesarstwie” – czytał ?
    „Kurierzy galaktycznych szlaków” -czytał?
    Wie , ze istnieją ?
    NIE WIE bo by inaczej furczał!/ lekcja nie odrobina, a wypracowanko poszło/
    A czy recenzja może zawierać spoilery: dobra nie może, ale to kwestia warsztatu i czytania ze zrozumieniem, a nie tylko watowania własnej niechęci streszczeniami.
    Tu akurat niechęć i lenistwo widać, ale w pochwalnych dytyrambach tak samo spoilerów nie lubię.
    A skad wiem, ze spoiler toż trąci nim na mile z okladem.

  4. BAZYL
    22 czerwca 2009
    Reply

    ;]

    No dobrze – przyznaję, nie jest to pierwsza powieść Bochińskiego, zaraz naniosę zmiany do tekstu. Prosiłem o wyrozumiałość, ale najwyraźniej prosić to ja sobie mogę.

    Co do reszty to pozwolę sobie nadal się nie zgadzać w całej rozciągłości. Recenzja powinna zawierać spoilery, o ile stanowią one przykłady potwierdzające to, o czym pisze recenzent. A w definicji recenzji jest omówienie, które uzasadnia umieszczanie w niej wprowadzenia w fabułę. Streszczenia tutaj nie ma, zrozumiesz jak przeczytasz coś więcej niż tylko recenzję.

    Obawiam się, że różnica między dobrą recenzją, a złą – w tym przypadku – sprowadza się tylko do tego czy jest ona zgodna z Twoim widzimisię, czy nie jest. Prawda? Nie ma co mydlić oczu spoilerami – wiemy jak jest.

    No i nie można zapomnieć tu o Twojej nieomylności i jasnowidztwie – bo wciąż nie piszesz jaki spoiler masz na myśli…

    I jeszcze raz zapoznaj się ze słówkiem arogancja, bo jeśli ktoś tu jest arogancki, to z pewnością nie ja, ani nie kity. Poza tym arogancja nie piszczy 🙂

  5. Bóg przeklęty
    22 czerwca 2009
    Reply

    Oj arogancja piszczy, zależy jaka

    Niektóre burczą, dalej uważam, ze recenzja nie powinna zawierać spoilerów/ oczywiście nie jast to nigdzie zakazane/
    Kazdy pisać może , jeden lepiej ….
    Świat w którym dzieją się „Bogowie…” został stworzony wlaśnie w „Śnie o złotym cesarstwie” dobre 20 lat temu potem Bochoński w tym uniwersum umieszczał różne historie, az zaczął opowiadać o grabarzu Moncki , Dalambercie z rodziną i raszcie, równocześnie ów świat co wyrzekł się Bogów organizując wokół „kultu przodków” i właściwego przejścia do nich nadzorowanego przez jakże ważnych grabarzy.
    Można i tak. Jak potoczyły się ich losy w „Bogach…” zobaczę, to pogadamy…

  6. BAZYL
    22 czerwca 2009
    Reply

    ;]

    Oki, będę czekał, bo jestem ciekaw jak bardzo Twoje zdanie będzie różniło się od mojego. Może za parę dni wrzucę tu recenzję [i:1111111111]Wyjątkowo wrednej ceremonii[/i:1111111111] – coś czuję, że też Ci się nie spodoba. I to nie ze względu na spiolery.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.